W całym okresie prawie trzydziestoletniej działalności energoterapeutów Ryszarda Bąka,
a także jego syna Adriana, są już tysiące osób, które zawdzięczają im powrót do zdrowia. Tradycją stało się, że niemal każdego roku uzdrowieni zjeżdżają się, by publicznie im podziękować i dać swoje świadectwo. Także w tym roku 2 października do Goczałkowic–Zdroju przyjechało wielu uzdrowionych. Poniżej, z powodu braku miejsca na stronie, zamieszczamy zaledwie kilka wyznań ludzi, którzy uważają się za cudownie uzdrowionych przez Ryszarda i Adriana Bąków.
Jan Wróblewski, Aleksandrów Łódzki, 40 lat
– Dwa lata temu dowiedziałem się, że mam raka. To był szok. Miesiąc wcześniej ożeniłem się, a tu lekarze wydali na mnie wyrok śmierci. Od 30 lat jestem sportowcem i nie wyobrażałem sobie, aby choroba nowotworowa dotknęła właśnie mnie i to w takim momencie życia. Zdecydowałem się pojechać do pana Ryszarda i Adriana. Wspierali mnie. Zmienili moje życie, stosunek do ludzi, postrzeganie świata. Pomogli na tyle, że przestałem myśleć o tym, że każdy dzień może być ostatnim w moim życiu. Funkcjonowałem normalnie. Rak cofnął się. Jedynie co wykonali lekarze, to usunęli mi ząb i kawałeczek szczęki. Po cofnięciu raka przestałem upubliczniać, że byłem chory, zmieniliśmy z żoną klinikę. W moim przypadku pan Ryszard usunął przyczynę, a nie skutki. Po pół roku od cofnięcia choroby w ogóle o niej zapomniałem. Panów Ryszarda i Adriana odwiedzam regularnie. A zdarzyła się sytuacja, kiedy znowu szukałem u nich pomocy. Któregoś dnia trenowałem w górach i doszło do groźnego wypadku. Miałem cztery złamania twarzoczaszki. Znowu mi pomogli. Dzisiaj stoję przed Państwem, mogę nie tylko chodzić, a nawet biegać. Jestem w czołówce zawodników w swojej kategorii wiekowej. Jestem trenerem, prowadzę zajęcia, funkcjonuję normalnie. A wszystko dzięki panom Ryszardowi i Adrianowi. Nasze kontakty przerodziły się już w przyjaźń. Szkoda, że ludzie mają tak mało wiary, że cuda się zdarzają. Ja tego doświadczyłem.
Więcej w Życiu Kalisza