
Piotr Sobolewski
Krzątanina na polanie przed bazyliką motywuje przy okazji do rozważań jak onegdaj wyglądał teren, którego główną obecnie osią jest aleja zwana Aleją Walecznych. To jeden z wcześniej (w 1826 r.) „anektowanych” przez – tworzony od początków XIX w. – nasz stary park fragmentów terenów leżących „na zapleczu” bazyliki (wcześniej: kolegiaty). To wreszcie fragment leżących przed murami obronnymi dawnych łęgów tynieckich.
Rozbiórka murów dawnego pałacu biskupiego w 1783 r. stała się przyczyną zawalenia się części kolegiaty. Świątynię rychło odbudowano wydłużając ją i nadając nowej części styl wówczas obowiązujący – barokowy. Pozostała jednak wolna przestrzeń częściowo tylko zabudowana ćwierć wieku później pałacem gubernatorów. I wtedy też dokonało się tam wspomniane powiększenie obszaru parku.
Po powodzi z 1828 r. teren oczyszczono z resztek gruzu pozostałego z rozbiórki muru obronnego. Posadzono młode drzewka i zbudowano most „Maryi Panny”, pojawiły się nowe ławki. Dotychczasowy drzewostan parkowy uzupełniły setki krzewów, dwa lata później dosadzono kolejne drzewa, ustawiono ławki i wykonano klomby. Miasto przygotowywało się przecież do tzw. zjazdu monarchów.
Nieopodal pałacu ustawiono dużą jadalnię, a 30 lat później w miejscu tego plenerowego salonu urządzono skwer, po którym przechadzali się eleganccy kaliszanie popijając doskonałą wodę ze studni na pobliskim pl. Św. Józefa. Dołączmy do nich i przekroczywszy bramę w widocznym na starych rycinach ogrodzeniu ze stojących na podmurówce metalowych prętów podążmy parkową aleją w stronę Tyńca.
Wnet mijamy (po prawej) kompozycję upamiętniającą pobyt w Kaliszu Ojca Św. Jana Pawła II w 1997 r. a za nią – ostatnio niestety zagrodzony – znajdował się kamień z napisem głoszącym, że w tym miejscu znajdował się ogród (caд уcтpoeнъ лљta 1884) gubernatora Daragana. Daragan troską otaczał cały, dostępny dla wszystkich kaliszan, park ale i dla siebie, tuż pod oknami swojego pałacowego mieszkania, chciał mieć coś do osobistej dyspozycji.
Idziemy dalej – mijamy jeden z efektów rzeźbiarskiego pleneru sprzed pół wieku – współczesną rzeźbę „Muzykanci” (zwaną też „Kapela”) autorstwa Mariana Banasiewicza i po chwili czujemy lekkie łupanie w kolanach. No, tak – pod nami „żyła wodna” zasypanej w czasie okupacji Babinki. Do tamtego czasu był to najładniejszy odcinek spacerowej alei. Jego ozdobą był m.in. postawiony ok. 1828 r. drewniany mostek. Zalany i zniesiony falą powodziową w 1854 r. został odbudowany i taki klimat zachowały te okolice do II wojny,
Mijamy „skrzyżowanie” z, prowadzącą od Hydropatii, jedną z innych alei parkowych i, delektując się pysznym widokiem parkowej polany po prawej, zerkamy również w lewo. W 1880 r. dokonano solidnego osuszenia tych terenów, pozostawiono jednak stawek zwany „małym kogutkiem” (albo „kokoszką”), na lodzie którego ślizgali się zimą za darmochę nieco mniej zasobni w fundusze kaliszanie (lodowisko na „dużym” Kogutku było płatne). Bardziej oddaleni od „sfer pensjonarskich”, do harców na lodzie używali niekoniecznie łyżew – czasami musiała wystarczać podeszwa butów lub przywiązana do niej większa kość lub tektura. Przed II wojną Polacy zamierzali tam (czyżby stawek zasypano?) pobudować dom kultury. W ten nietypowy ale chyba i pożyteczny sposób zamierzano uczcić setną rocznicę urodzin naszego Adasia Asnyka. Był już projekt, zaczęto zbierać fundusze ale wybuchła wojna i z projektu wyszły nici. A poecie musiał wystarczyć postawiony ćwierć wieku później tradycyjny pomnik. Z takiego obrotu sprawy cieszy się za to zapewne dzieciarnia, która na powstałej w ten sposób pustej przestrzeni ma plac zabaw.
Nim popatrzymy na Niecałą zerkamy z żalem w prawo na jedyny zachowany z czterech domków postawionych w parku dla panów opiekujących się naszym zieleńcem. Zachowany ale – niestety – opustoszały. Kilkanaście lat temu tętnił jeszcze kulturalno-gastronomicznym życiem i choć niektórzy zarzucali ostatniemu panu dzierżawcy nie zawsze trafione architektonicznie pomysły związane z komercyjną rozbudową „domku” – rozwiązanie, kiedy obiekt stoi teraz pusty i niszczeje jest jeszcze bardziej dotkliwe. A tragiczny finał tej historii z dzierżawą jeszcze smętności przyczynia (że zacytuję Norwida).
No to może spójrzmy w lewo. Najpierw mamy, stojącą za placem zabaw, willę naszego modernistycznego architekta z okresu międzywojnia – Alberta Nestrypke, który był… głównym przeciwnikiem budowy wspomnianego domu kultury (stanąłby przed jego oknami). A po drugiej stronie Niecałej – popularna willa z altaną. Kojarzona ze znanym kaliskim fotografem z końca XIX w. Wincentym Boretti. Do Kalisza trafił w 1891 r., wydał album fotograficzny o Kaliszu, składający się z 17 fotografii, które uwieczniały widoki miasta. Dom nie należał jednak do rodziny Borettich a prawdopodobnie najpierw do pana Filipowskiego, który prowadził tam kawiarnię. Półokrągła elewacja, zwrócona w stronę parku, pierwotnie zakończona otwartym portykiem z dobudówką na piętrze była wymarzone miejscem do ustawienia kawiarnianych stolików. W 1894 r. posesja przeszła w ręce Jakuba i Rozalii Fingerhutów i wtedy – być może – w przeszklonej już werandzie znalazło się atelier Borettiego a jeszcze później – jak wspomina Tadeusz Pniewski – kolejnego fotografa – pana Engla. Obecnie drepczą tam do lecznicy schorowane zwierzaki ze swoimi jeszcze bardziej zamartwiającymi się opiekunami.
I tak dochodzimy do Bernardynki. W latach 1841-1842, 200 robotników, sprowadzonych z głębi Rosji uregulowało część odnóg Prosny tworząc kanały: Rypinkowski i Bernardyński. Ten ostatni, o długości całkowitej 50 km, na tym odcinku stał się nową, wschodnią granicą parku a wzdłuż kanału usypana została obsadzona olchami grobla. Przerzucony przez kanał w 1889 r. most nazwany został przez Chodyńskiego – od koloru farby, jaką był pomalowany – „czerwonym”. Inna interpretacja nazwy jest taka, że na pobliskiej polanie zbierali się w międzywojniu członkowie gromady czerwonego harcerstwa. Nie wiem, jak było z harcerzami, natomiast na pewno w styczniu 1945 r. zaroiło się tam od innych mundurów. Wycofujący się wówczas z Kalisza Niemcy uszkodzili go – podobnie jak i pozostałe mosty na Bernardynce – i tędy, po przerzuceniu przez saperów Armii Czerwonej przeprawy wkraczali do miasta czerwonoarmiści – wojska I Frontu Białoruskiego. Przejścia broniła obsługa stanowiska broni maszynowej zlokalizowanego na wieży kolegiaty. W godzinach wieczornych 23 stycznia 1945 r. Rosjanie zmietli ten punkt obrony (i wieżę takoż) i głównie tędy wkraczali do miasta. W ten sposób wyjaśniła się genealogia nazwy tej alei – upamiętnia ona walecznych gierojów a nie bynajmniej – jak czasem spekulują nieznający tej historii a może starający się być dowcipnymi kaliszanie – pensjonariuszy obiektu, który zamyka Aleję Walecznych przy Łódzkiej, czyli więźniów.
Większość kaliszan wie o co chodzi – niewielu zna jednak zapewne ciąg dalszy batalii o ten most. Otóż wobec zniszczenia przez Niemców mostów Warszawskiego i Bernardyńskiego – przedostanie się do miasta stawało się dla mieszkańców Tyńca i Chmielnika najbardziej prawdopodobne „naszą” aleją. Przez kilka kolejnych dni spontanicznie przywozili drewniane bele i wespół z Rosjanami zbudowali przeprawę. Ażeby to się lepiej trzymało – trafiały tam ponoć wraki zniszczonych maszyn, motocykli a nawet samochodów. Później oczywiście most (a właściwie przeprawę dla pieszych i rowerzystów) poprawiono i teraz bezpiecznie już możemy się na nim zatrzymać i popatrzeć na roztaczającą się stąd piękną panoramę parku.
I ostatni odcinek spaceru Aleją – po prawej mamy Wał Jagielloński a przy nim nową strzelnicę i siedzibę Kaliskiego Bractwa Strzelców Kurkowych – postawiona w 1997 r. zastąpiła istniejący w tym miejscu do II wojny poprzedni obiekt Braci Kurkowych – i dalej, tworzone od 1947 r. (pierwsze boisko OM TUR-u, czyli późniejszej Calisii), obiekty sportowe.
A po lewej, obecnie zarastające okrutnie królestwo pana Jańczaka. Ów gentelman, po doświadczeniach ogrodniczych zdobytych podczas stypendialnego pobytu w Stanach Zjednoczonych, założył tu swego rodzaju szkółkę roślin ozdobnych, w której zastosował nowatorskie wówczas rozwiązania w uprawie roślin – od ogrzewanych tuneli po inne cuda ówczesnego nowoczesnego ogrodnictwa. Po śmierci (wyjeździe z Kalisza?) pana ogrodnika (lata bodaj 70.) wszystko diabli wzięli. I jeszcze jedna refleksja związana z tym miejscem. Rok temu zdarzyło się naszym dzielnym piłkarzom dotrzeć bardzo wysoko w rozgrywkach Pucharu Polski. Ich mecze z takimi klubami jak Pogoń, Śląsk czy Legia, na które waliły tłumy, zabezpieczane były przez niewiele mniej licznych policjantów. Policja zastąpiła Milicję Obywatelską sprzed lat ale widać taktyka bojowa w przypadku rozentuzjazmowanych kaliszan jest podobna. Tak jak rok temu właśnie w okolicach mostu stały groźnie spore grupy policji tak pół wieku temu, kiedy równie podnieceni wracaliśmy z koncertów w hali OSiR-u (pamiętacie koncerty Omegi, Die Puhdys i początkującej wtedy Budki Suflera albo Rock Operę „Naga”?) nad naszym bezpieczeństwem i subordynacją również w tym miejscu czuwali panowie milicjanci. Grunt, że i w jednym i drugim przypadku – z pozytywnym skutkiem.
Natomiast tylu strażników nie musiało już pilnować więźniów, którzy jeszcze 40 lat temu resocjalizowali się, pracując w ogrodzie – tam, gdzie teraz stoją dwa apartamentowce. Tradycję takich zajęć na ogrodowych tarasach nad Bernardynką zapoczątkowano na przełomie XIX i XX w. A po lewej mieliśmy destylarnię Tykocinera i Fraenklów, którą (zniszczoną w czasie II wojny) zastąpił pawilon PZMot – aktualnie obraz nędzy i rozpaczy. Ale my nie wpadamy przecież w minorowy nastrój – zdobyliśmy właśnie premię górską i z perspektywy ulicy Łódzkiej zapisujemy wśród osobistych osiągnięć twórczy spacer Aleją Walecznych.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo dziekuje za ciekawy artykuł. Niestety stan Aleji Walecznych nie jest wcale lepszy od zaniedbanych terenow. Na wlascicieli prywatnych nie do konca mamy wplyw ale na zwykle pozamiatanie i przyciecie galezi chyba stac nasze miasto.