
Mateusz Halak
W dzisiejszym felietonie, życiorysy osób związanych z Kaliszem i najbliższą okolicą, których żywoty okryły się cechami pozytywisty – osoby wymagającej przede wszystkim od siebie samego. Wyłania się z tych biogramów określony portret osoby – patrioty, ambitnej, uczciwej i z wielu innych względów szlachetnej. Cechą XIX wiecznej arystokracji i części mieszczaństwa były bowiem zajęcia, wtedy nie powszednie i tym samym nieosiągalne dla większości i to że nigdy nie określiwszy siebie „patriotą”, byli nimi, nie przez słowa, lecz czyny; inaczej niż ma to miejsce niestety w obecnych czasach…
Polski argonauta
Urodził się 14 kwietnia 1861 roku w Kaliszu jako syn Ludwika Scholtza, znanego przemysłowca kaliskiego i Malwiny z Rogozińskich, córki adwokata warszawskiego. Dziadek przyszłego eksploratora czarnego kontynentu – Karol Scholtz został sprowadzony z Brzegu na Dolnym Śląsku, jako majster tkacki do fabryki sukna Repphana w Kaliszu. W niedługim czasie stał się współwłaścicielem zakładu, żeniąc się z Fryderyką, córką Beniamina Repphana. Rodzina pod wpływem matki częściowo się polonizowała, co finalnie doprowadziło do spolszczenia nazwiska Scholtzów na Szolc. Stefan Szolc-Rogoziński, bo o nim mowa, po dojściu do pełnoletności nie tylko spolszczył pisownię swego nazwiska ale także przybrał drugi człon – nazwisko rodowe matki. Jeszcze w latach szkolnych pod wpływem literatury podróżniczej kształtowały się u niego zainteresowania dalekimi i obcymi krajami, którym dawał upust, rysując liczne mapy Afryki, także w zeszytach od innych przedmiotów. Bez wątpienia jednak najważniejszym doświadczeniem młodego podróżnika był rejs na pokładzie żaglowca krążownika „Generał Admirał”, którym udał się w rejs do Władywostoku, opływając dookoła Afrykę. W drodze powrotnej 14 listopada 1880 roku, okręt uległ katastrofie na Oceanie Atlantyckim, a Rogoziński wykorzystując przymusowy postój, zwiedził Algier i Maroko. Podczas tej podróży zainteresował się mało znanymi wówczas krajami Afryki środkowej, a szczególnie Kamerunem, którego zbadanie stało się głównym celem jego życia. W połowie grudnia 1881 roku przyjechał do Kalisza, aby z rodziną spędzić Święta Bożego Narodzenia. Próbował już wówczas uzyskać od ojca pieniądze na wyprawę afrykańską. Ludwik Szolc odmówił stanowczo jakiejkolwiek pomocy co doprowadziło do jeszcze większej mobilizacji Stefana w dokonaniu czegoś – określanego przez jego bliskich jako szaleństwo. By zakupić sprzęt, Stefan Szolc-Rogoziński przeznaczył zatem na wyprawę środki z przypadającego mu udziału w spadku, po zmarłej w 1877 roku matce. Po pokonaniu ostatecznie licznych trudności, w tym negatywnych głosów w narodowej opinii publicznej na temat wyprawy do serca Afryki, Rogoziński zakupił we Francji niewielki statek „Łucja Małgorzata” i 13 grudnia 1882 roku wypłynął z Hawru pod flagą francuską oraz flagą armatora w polskich barwach i z herbem Warszawy – Syrenką. Co ważne, do eksploracji Czarnego Lądu zabrał swojego serdecznego kolegę z gimnazjum – Klemensa Tomczeka – geologa oraz Leopolda Janikowskiego – meteorologa. Prasa warszawska, jeszcze w czasie trwania ekspedycji określiła Szolca-Rogozińskiego i jego współtowarzyszy podróży mianem współczesnych argonautów. Nawiązanie do mitologicznych dzielnych żeglarzy z wyprawy po złote runo, moim zdaniem nie było tutaj ani trochę przesadzone.
Choć polska bezprecedensowa ekspedycja nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, wskutek tego iż Kamerun został wcześniej zajęty przez Niemców, to Polscy badacze z Rogozińskim na czele dokonali rzeczy wówczas nad wyraz niezwykłej. Wyprawa w głąb kontynentu afrykańskiego wniosła wiele do ówczesnej nauki, ale przede wszystkim przyniosła chlubę imieniu polskiemu, długo po jej zakończeniu, wspominanemu na łamach żurnali całej Europy. Ekspedycja, z dzisiejszego punktu widzenia, ma jeszcze jeden wydźwięk. Pokazała ciekawość ówczesnych w odkrywaniu nieznanego. Sądzę, że Szolc-Rogoziński, świadomie, lub nie, chciał coś udowodnić sobie, ale i śledzącemu jego każdy kolejny krok poza ojczyzną, narodowi polskiemu podległemu zaborcy. Tamte wydarzenia mają w sobie wiele z pozytywizmu – światopoglądu stawiającego za największą wartość – chęć samodoskonalenia siebie i rzetelnej pracy własnej osoby dla korzyści większej, chwaląc także wysiłek na rzecz ojczyzny. Szlachetne ambicje wielu Polaków w drugiej połowie XIX wieku, należy to podkreślić jasno, pomogły poprzez krzepienie kultury i pracę organiczną, dojrzeć wielu ważnym decyzjom w podjęciu próby odzyskania przez Polskę niepodległości w roku 1918.
Sybilla znad Trzemny
Jeszcze większą krzewicielką kultury polskiej w schyłku XIX wieku była Izabella z Czartoryskich Działyńska – pani na włościach w Gołuchowie. O bajkowym zamku pod Kaliszem, który przywodzić ma sylwetki setek podobnych rezydencji nad Loarą we Francji, pisano wiele, co nie zmienia faktu, że powtórzyć i podkreślić chcę fakt rzadziej podziwiany niż gołuchowskie precjoza, jakim jest sama misja utworzenia tego obiektu. Zamierzeniem Izabelli Działyńskiej było utworzenie w odbudowanym zamku nie tylko rezydencji, ale przede wszystkim muzeum. Muzeum na miarę świątyni Sybilli w rodowej siedzibie Czartoryskich – w Puławach, będącej faktyczną świątynią pamięci i miejscem przepełnionym polskością. Gromadzone w niej zbiory, miały przypominać pełną chwały przeszłość narodową, stawiając tym samym czoło powszechnej rusyfikacji Polaków w drugiej połowie XIX wieku. Czartoryska, podobnie jak wcześniej opisany Rogoziński, starając się nie denerwować „smoka” z którym dzielili klatkę symbolizującą Imperium Rosyjskie, wyrażała swoje patriotyczne postawy, nie słowem, za które zresztą mogła ją spotkać dotkliwa kara, lecz szlachetnym, odważnym czynem. Misji utworzenia ostoi polskości w Gołuchowie, podjęła się Izabela z Czartoryskich, w latach 1875-1885 – czasem przypadkiem przypadających na okres największych dokonań Szolca-Rogozińskiego. Powstało muzeum, skupiające największe polskie zbiory sztuki, gromadzone przez Czartoryskich i Działyńskich. Mniej znaną historią w dziejach gołuchowskiej rezydencji i jej najbardziej znanej właścicielki, jest samo pozyskiwanie dzieł sztuki, na bardzo popularnych wtedy wśród arystokracji aukcjach w Paryżu, Londynie, Rzymie, czy Berlinie. Gołuchowski zamek, mimo tego iż zaopatrzony w wytwory kultury światowej, tchnie duchem polskim, a to za sprawą wielu dziesiątek przykładów sztuki z warsztatów polskich. Tym, czym Czartoryska wyróżniała się pośród swojej sfery, była metodologia budowania zamku – muzeum. Lichej postury, dziś rzeklibyśmy mizerna osoba, z wielkim zapałem, osobiście podróżowała po Europie, Bliskim Wschodzie i północnej Afryce w poszukiwaniu cząstek tworzonego zbioru sztuki. Nierzadko narażając się na ataki ze strony plemion zamieszkujących odludne skrawki Egiptu, Palestyny czy Turcji, Czartoryska była pierwszą wśród polskich szlachcianek, która wraz ze swym mężem – Janem Kantym Działyńskim, brała faktyczny udział w poszukiwaniach archeologicznych. Te stały się bardzo modne wśród zamożnych domów europejskich zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku. A ponieważ prawo regulujące własność odkrytych pod powierzchnią ziemi artefaktów, wówczas jeszcze praktycznie nie funkcjonowało, wykopki trafiały wprost do rezydencji arystokracji, znajdujących w tych pracach ziemnych, odskoczni od rutyny dworskiej. Pod kryte łupkiem dachy gołuchowskiej rezydencji, trafiły w ten sposób dziesiątki dzieł sztuki starożytnej. Przeszłość przyszłości – motto wyryte na ścianach pierwszego muzeum polskiego w Puławach, przyświecało także twórczyni gołuchowskiej kolekcji muzealnej. Wokół Czartoryskiej i jej posiadłości nad rzeką Trzemną, głośno ostatnio za sprawą kinematografii. Kolejni filmowcy doceniają gołuchowski entourage. Po Akademii Pana Kleksa, kamery znów uchwyciły w srebrne oko Gołuchów. Ustalmy sobie coś – zamek i park rzeczywiście zasługują na to.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Przydałoby się odświeżenie swoich wiadomości historycznych - otóż Izabela Czartoryska jeśli walczyła z zaborcą i to z tym pruskim - Gołuchów leżał w zaborze pruskim i to o krzewienie polskości w tym zaborze chodziło . Podobnie Szolc-Rogozinski skonfrontowany został przez Niemców którzy zamierzali podporządkować sobie Kamerun i uczynić tam swoją kolonię przez co jego plany aby to była " druga Polska" się nie udały. Ale o tym " lepiej nie wspomnieć " i "to nie przechodzi do żadna rubryka" , więc lepiej pisać o imperializmie rosyjskim nie wspominając o najgroźniejszym z zaborców, czyli Niemcach !