
Staropolska medycyna to jeden z ciekawszych rozdziałów historii. W przebogatych dziejach Kalisza obok dobrze rozpracowanego szpitalnictwa białą plamą pozostają dawne apteki. Jak przystało „na najstarsze miasto” i tu nasz gród ma wiele do opowi
Historia nadprośniańskich aptek rozpoczyna się już w XIII w. W 1289 r. pozwolono w naszym mieście na prowadzenie apotecas institorias, czyli aptek korzennych. Pierwszym znanym z imienia institorem (korzennikiem) był wzmiankowany w 1282 r. Konrad, sołtys Tyńca. Dwa lata później książę Przemysł II wydaje Kaliszowi przywilej na założenie aż pięciu placówek tego typu. Tym samym miasto nad Prosną wyprzedziło w rozwoju większość grodów polskich. Dla przykładu, o poznańskich aptekarzach pierwsze wiadomości są znane z 1446 r. W XVI stuleciu w Kaliszu działa około 3 – 4 aptek. Najstarsza należała do Wawrzyńca Hypercircusa. Zasługuje on na uwagę również ze względu na zwyczaj przybierania przez aptekarzy „uczonych” łacińskich nazwisk. W ten sposób niejaki Głodny przerobił się na dostojnie brzmiącego Absaloma Esuriensa. Dzięki takim trikom, ale i fachowości, farmaceuci weszli do elit miasta. Wśród burmistrzów Kalisza spotyka się zresztą wielu przedstawicieli zawodu. Byli to Ambroży Łabędź (1567, 1571, 1578), Wojciech Zwiazdka (1584?), Jan Wodka (1607), Jakub Wodka (1618, 1619), Mateusz Czartoryski (od 1630, siedem razy) i Piotr Gielor. Swoją aptekę prowadził wzięty lekarz i wielokrotny burmistrz Jan Zemełka (1539 – 1607 r.) Znamy nazwisko jego pracownika, aptekarczyka Adama Czesikąta.
Zaczarowana apteka
W 1610 r. pojawia się kolejny punkt apteczny prowadzony przez zakon jezuitów. Jego dzieje przyćmiewają zdarzenia związane z XVIII-wieczną apteką Jana Chmelika. Zaczęło się niewinnie od nauki niemieckiego udzielanej przez Magdalenę Klauzyn córce byłego burmistrza Wojciecha Obrońskiego. Mieszczanin najpierw zarzucił nauczycielce namówienie wychowanki do podkradania pieniędzy. Kiedy proces (1750 r.) nabrał rozpędu, wśród oskarżeń (obok spędzania płodów) pojawiła się sprawa… zaczarowania apteki. Był to zapewne sprytny sposób na wytłumaczenie nieskuteczności, a może nawet szkodliwości leków serwowanych przez aptekarza. A przecież Jan Chmelik, wkrótce burmistrz miasta (1779 r.), nie należał do ludzi ciemnych. Preparaty przyrządzał w oparciu o fachową wiedzę zawartą w książkach. W inwentarzu sporządzonym po jego śmierci znajdujemy następujące pozycje: „Herbarz (zielnik) Polski”, „Herbarz Czeski”, „Medyk domowy Samuela Beimblere”, „Compedium medium”, „Vademecum medium”. Rzecz mogłaby się wydawać kuriozalna, gdyby nie tragiczny finał. Kaliski sąd wójtowski pod przewodnictwem Jana Millera i instygatora Narczyńskiego poddał oskarżoną torturom. Biedaczka oczywiście „dobrowolnie” przyznała się do wszystkich zarzutów, w tym do zaczarowania apteki. Na mocy wyroku Klauzyn spalono na stosie. Była to prawdopodobnie ostatnia egzekucja „czarownicy” w naszym mieście.
Od „Piekła” do „Polfy”
Spośród wielu aptek przewijających się przez historię grodu na szczególną uwagę zasługuje jedna. Znajdowała się ona przy rynku (nr 19) w miejscu, gdzie dziś mieści się lokal Kaliszfornia. Pisał Adam Chodyński: „Są okoliczności nie dające się rozjaśnić, że do niektórych ludzi, tak jak do pewnych miejscowości, przywiązany bywa tego lub owego rodzaju fatalizm. To samo było [z tą] kamienicą”, którą najwyraźniej upodobał sobie czerwony kur. Pierwszy pożar wybuchł tu już w 1609 r. Niemal wiek później, kiedy to w odbudowanym domu znalazła się apteka, wystarczyło tylko zapalenie przez szwedzkiego żołnierza fajki, aby budynek stanął w płomieniach. Stało się tak w wyniku przechowywania w nim łatwopalnych leków sporządzonych na bazie alkoholu. Widząc straszny pożar, mieszkańcy mieli wołać: „Oto ogień jak z piekła”. Nazwa i zła sława na tyle przylgnęła do fragmentu miasta, że stało ono przez wiele lat puste. W 1760 r. podbudował się tu Andrzej Podbowicz. Po nim właścicielem domu (około 1779 r.) został, pochodzący z Niemiec, Karol Kass. On też ponownie uruchomił aptekę. Długo jednak nie nacieszył się swym dziełem. W 1792 r. Kalisz pada ofiarą, kolejnego chyba, największego pożaru. Wtedy też przypomniano sobie dawną nazwę. „Przyznać należy, na co ja sam patrzyłem, że najstraszniejszy ogień był w tej kamienicy i właśnie jakby z piekła” – zauważa kronikarz zakonu reformatów.
Historia dopisała kolejne, już spokojniejsze rozdziały do dziejów piekielnej apteki. Ponownie odbudowany dom w 1806 r. przejął syn Karola, Stanisław. W 1849 r. zostaje on sprzedany (za sumę 9900 rubli) wraz z wszystkimi rekwizytami farmaceucie z Warszawy Aleksandrowi Spiessowi. Prowadzona przez niego placówka zostaje przeniesiona najpierw do sąsiedniej kamienicy, a potem do dawnego pałacu biskupiego (obecnie Główny Rynek 8). Bratem Aleksandra był Ludwik Spiess (1820 – 1896), założyciel słynnej warszawskiej firmy produkującej lekarstwa i nawozy sztuczne. Po upaństwowieniu w 1945 r. fabryka przekształciła się w znane w całej Polsce Zakłady Farmaceutyczne Polfa. O tej przebogatej zresztą rodzinie dowcipni ułożyli zagadkę: „Kto to jest w środku pies, a po bokach „s”?” Aleksander jednak sukcesu nie osiągnął i w 1855 r. sprzedał aptekę Stanisławowi Hildebrantowi. W tym czasie jej wartość wzrosła do 12000 rubli. Kolejny właściciel zaczął w aptece sprzedawać wody mineralne. Obrotny przedsiębiorca sprzedawał „ozdrowieńcze” napoje również w drewnianych altankach w ruchliwych punktach miasta. Tradycje te kontynuował jego następca Aleksander Bryndza. Urządzona z prawdziwie europejskim komfortem najstarsza z kaliskich aptek, przestaje istnieć w 1914 r.
Cagliostro i inni
Oleum, syrupus, balsam życia i proszek z jeleniego rogu. Łacińskie nazwy osiemnastowiecznych medykamentów brzmią niezwykle tajemniczo, ale czy rzeczywiście pomagały? Niewątpliwie znaczna była wiedza o zdrowotnych właściwościach ziół. Obok lekarstw sporządzonych na ich bazie, skuteczność asortymentu opierała się często na autosugestiach leczonych. Te przynajmniej nie szkodziły. Gorzej, gdy lekarstwa i kuracje aplikowali oszuści. W 1789 r. w czerwcu miał przybyć do Kalisza głośny w całej Europie alchemik, mason i szarlatan w jednej osobie – sławny hrabia Cagliostro. O wizycie zaświadczają zachowane do dziś akta grodzkie. Pomijając rzekomo nadprzyrodzone zdolności hrabiego, nic nie wskazuje, aby był on wstanie przebywać jednocześnie w odległym Trydencie i w Kaliszu. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia ze sprytnym oszustem, który wykorzystał znane nazwisko dla łatwiejszego wyłudzenia pieniędzy. W czasie kiedy „doktor” Ceasaria Cagliostro zaczął już przyjmować pacjentów, w ratuszu o sprawie debatują skonsternowani „europejską sławą” rajcy. Zaniepokojeni ojcowie miasta wzywają „lekarza” do przedstawienia uprawnień. Ponieważ ten zwleka, sporządzają (za namową Komisji Dobrego Porządku) manifest: „każdy przechodzień do miasta chcący praktykować bądź naukę, bądź jakąkolwiek profesją powinien uzyskać zezwolenie. Tymczasem pan Cagliostro, zapozwany przez szlachetny Magistrat (…) czyni w mieście Kaliszu nie tylko doktorskie leki, ale też i inne nieprzyzwoite popełnia nieprzystojności”. Ruszyła machina sądowa, ale „doktor”, wykorzystując opieszałość staropolskiej Temidy, „leczył” w najlepsze. Jedną z ofiar łatwowierności stał się pisarz sądu grodzkiego, który w sumariuszu spraw sądowych pod datą 6 czerwca 1789 r. napisał: „Był tu doktor zjawiony, Włoch; w oczach moich na kuracyją ojca mego dukatowe złoto topił”. Było to jedno z bardziej typowych oszustw pseudomedycznych. Zręcznie podmieniona moneta płonęła na oczach zdumionego pacjenta. Ostatnim „cudem” dokonanym przez rzekomego Cagliostra stało się szybkie ulotnienie się z miasta. Przypadki szalbierstw zdarzały się i później. W końcu września 1809 r. do Kalisza przybywa, nieznany niestety z nazwiska, Prusak Jan Gottlieb, czyli Bogumił. Z pomocą rozwieszonych na mieście plakatów szarlatan przedstawiał się jako znakomity chemik preparujący cudowne leki, maści olejki. Wśród nich prym wiodły takie, które i dziś znalazłyby nabywców. Cudotwórca obiecywał nie tylko płyny na porost włosów, ale również przywrócenie cery i siły młodzieńczej. Szczególnie obiecująco brzmiały zapewnienia, że pan „chemik” „jest świadomy arkanów zdobycia wzajemności i posiada eliksiry na liczne a rozmaite pożądania ludzkie”. Obwieszczenie zaczynało się od słów: „Za najwyższym zezwoleniem mam sobie zaszczyt moją wydoskonaloną umiejętność do pożytecznego używania obojej płci Prześwietnemu Publikum udzielić”. Tym razem jednak władze miasta, być może nauczone wcześniejszymi doświadczeniami, nie dały się nabrać. Zaprezentowanie się „Prześwietnemu Publikum” na tyle nie spodobało się policji, że „znakomitemu chemikowi” nakazano w ciągu godziny wynieść się z miasta.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie