
Przedstawione w poprzednim odcinku losy Józefa Szaniawskiego nie obfitowały w dramatyczne zdarzenia. Czy mimo tego był to żywot ciekawy i wart uwagi Czytelników? Dziś spróbujemy się zastanowić, jakim nasz archiwariusz był człowiekiem i naukowcem
Ludzie pedantyczni są wdzięcznym źródłem anegdot. Można widzieć Szaniawskiego jako urokliwego nudziarza, zasypującego rozmówcę tysiącem historycznych szczegółów. Czy cierpiał on na przypadłość dawnych archiwistów – chroniczny katar spowodowany kurzem? A może, zajęty swoją pracą, zapominał o teraźniejszości? Niestety, biograf Alfons Parczewski nic nie pisze na ten temat. Łatwo naszego bohatera wyobrazić sobie w wypełnionym dokumentami królestwie historii. Ten nigdy nienamalowany obraz (szkoda, temat przeuroczy) pokazywałby szafy po brzegi półek wypełnione księgami. Do całości dodajmy biurko przysypane papierami i kałamarz z gęsim piórem – nieodłącznym atrybutem ówczesnego intelektualisty. Szaniawski miał brzydki, ale wtedy powszechny, zwyczaj umieszczania zapisków na wiekowych dokumentach.
W 1851 r., w chwili objęcia kaliskiego archiwum, Szaniawski skończył 46 lat. Placówka mieściła się w pałacu byłej Komisji Wojewódzkiej (obecnie starostwo); w 1867 r. instytucja została przeniesiona do budynku sądu. Niezmordowany miłośnik pergaminów i łaciny przepracował tutaj 28 lat.
Pochwała zawodu
Może zastanawiać, dlaczego przy nieograniczonym dostępie do źródeł, badacz pozostawił względnie niewiele prac historycznych. Był on autorem publikacji „O dawnym województwie sieradzkim” (1851 r.), „O wojewodach sieradzkich” (1876 r.) i opisu bitwy pod Kaliszem w roku 1706 (1871 r.). Wstrzemięźliwość jest najpewniej wynikiem… pracowitości. Paradoks? Każdy „zarażony” badaniem przeszłości wie, że źródła odsyłają do kolejnych dokumentów i praca nigdy nie ma końca. Na przeczytanie i ułożenie „informacji z przeszłości” nie starcza życia. Kiedy nasz archiwista miał znaleźć czas na opisanie tego, co odnalazł w księgach? Dlatego naukowcy to często ludzie roztargnieni, lepiej czujący się w tłumie średniowiecznych biskupów niż we współczesności. Na praktyczne zgłębianie tej ostatniej nie mają już czasu. Wyobraźmy sobie fikcyjną scenę. Do pokoju pracy Szaniawskiego przychodzi jakiś znajomy i pyta: „Panie Józefie, czy gdzieś, kiedyś nie natrafił pan na informacje o biskupie takim a takim, o rodzinie takiej a takiej?”. I oto w głowie zagadniętego uruchamia się „komputer”; drobny człowieczek wspina się po drabinach na półki i z tysięcy innych woluminów wyjmuje potrzebne dokumenty. Pisał biograf: „Według pojęć niejednego z ogółu, archiwista jest tylko zwykłym urzędnikiem administracyjnym, pilnującym starych, pożółkłych, zbutwiałych, a często niepotrzebnych dokumentów”. Powierzchowny osąd jest do dzisiaj powielany – czy słusznie?
Mania katalogowania
Ze swojej pracy naukowej Szaniawski tworzył silva rerum (łac. las rzeczy) – zbiór najróżniejszych informacji. W publikacji „O dawnym województwie sieradzkim” opisał on zwyczaje ludowe, urodziny, śluby, pogrzeby, przesądy lekarskie i meteorologiczne, wyobrażenia ludu o diabłach, zmorach, a zakończył wyliczeniem szlacheckich rodów. Niewydana część pracy mówi m.in. o rzekach, strumieniach, miarach, wagach i cenach. Pedantyzm przydatny był w budowaniu „Spisu chronologicznego przywilejów w archiwum akt dawnych w Sieradzu w roku 1850 się znajdujących”. Wbrew skromnemu tytułowi jest to dokładny opis dokumentów i ich treści. Już po wydaniu archiwista własnoręcznie naniósł poprawki w autorskim egzemplarzu.
W Kaliszu Szaniawski spotkał się z życzliwością wicegubernatora Pawła Rybnikowa, badacza folkloru i języka. Współpraca zaowocowała przedrukiem najstarszych kaliskich dokumentów w rosyjskojęzycznym „Roczniku urzędowym guberni kaliskiej” (1871 r.). Archiwista chętnie dostarczał informacji do wydawnictw źródłowych, dzięki czemu przywileje kaliskie znalazły się w monumentalnym „Kodeksie dyplomatycznym Wielkopolski”.
Zamiłowanie do szczegółu bywa zaletą, ale i wadą ocierającą się o dziwactwo. Mania katalogowania znalazła ujście w dwóch przygotowywanych słownikach. Pierwszy, który z założenia miał być leksykonem staropolskiego języka sądowego, zawiera tak różne wyrazy, że nawet Parczewski nie był w stanie rozgryźć, o czym traktuje dzieło: „Charakter i cel całej, zresztą bardzo mozolnej pracy, jest na pierwszy rzut oka trudny do zdefiniowania i niejasny (…) to pewne tylko, że nie jest wcale tym, czym (…) nazwanym został”. Jaki związek z dawnym sądownictwem mają takie wyrazy jak balet, czy babie lato? Kolejny „Słownik encyklopedyczny łacińsko-polski…” (sam tytuł zawiera 29 wyrazów), udało się Szaniawskiemu doprowadzić jedynie do litery E. Przechowywany w Krakowie rękopis liczy, bagatela, 650 stron. Do obrazu pasji katalogowania należy dodać gromadzony przez wiele lat zbiór monet.
Groby, rękawiczki mumii i kociołek
Nie byłby Szaniawski miłośnikiem przeszłości, gdyby nie interesował się również miastem, w którym mieszkał. Ale poza krótkim artykulikiem o obrazie Madonny ab Igne z kolegiaty kaliskiej (ołtarz główny), na opracowanie tej wiedzy nie starczyło już czasu. O tym, że badacz musiał wejść w każdą „historyczną dziurę”, zaświadczają wspomnienia Adama Chodyńskiego. W 1857 r. obaj panowie wystarali się o pozwolenie na wejście do krypt w kaliskich kościołach. W środku mroźnej zimy, w blasku pochodni rozpoczęła się – jak to określił Chodyński – „śmierciowa wędrówka po grobach”. Badacze otworzyli m.in. trumnę arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego (zm. 1603 r.): „(…) prócz pyłu, kości żadnych w niej nie było, jedynie łachmanki złotych galonków (…) innych oznak dostojności tak wielkiego w kraju człowieka”. Szczątki biskupa Stanisława Wołłowicza (zm. 1822 r.) zostały opisane następująco: „(…) Leży on w ubraniu biskupim w fioletowych hierotekach [rękawiczkach] na ręku. Ciało jego jak najdoskonalej zachowane z wyrazem powagi na spokojnej twarzy okolonej siwym włosem wychodzącym spod piuski”.
Ostatnią pasją archiwisty była archeologia. Zamieszczony w „Kaliszaninie” opis starożytnego kociołka „uszkodzonego bezbożną ręką” jest popisem erudycji, ale i wyobraźni: „(…) użytek jego – napisał Szaniawski – musiał mieć styczność, jak się zdaje, ze świątnicą jakąś przedchrześcijańską, słowiańską. Może służył do czystej wody, którą dopełniający obrządku w gontynie (…) kropidłem (...) oczyszczał czy to bożyszcze, czy to lud (…); kociołek ten z wodą może noszono za ucha obok jakowego pogańskiego kapłana”. Marzyły się badaczowi mapy topograficzno-archeologiczne lokalizujące pogańskie grobowce, starożytne grody i wszystkie zabytki. Nie wystarczyło życia na tak wielkie zamierzenia. Dla współczesnych doświadczenie Szaniawskiego niewątpliwie jest również przestrogą: pedantyczność nie powinna być przeszkodą w realizacji dzieła.
Najpiękniejszy portret
Za swoje zasługi Józef Szaniawski otrzymał order świętego Stanisława III klasy (1873 r). Dwa lata później, w wieku 70 lat, naukowiec został częściowo sparaliżowany (stracił wzrok w jednym oku i władzę w prawej ręce), miał też kłopoty z mówieniem. Od dawna na emeryturze, badacz nadal codziennie przemierzał Kalisz z ulicy Ciasnej, gdzie mieszkał, do „swojego” archiwum. W 1879 r. choroba zwyciężyła ciało. Naukowiec całkowicie stracił wzrok i wkrótce, 25 listopada, umarł. Likwidacji swojego ukochanego archiwum (1888 r.) na szczęście nie doczekał.
We współczesnym Kaliszu jedna z ulic – mała i brzydka – nosi jego imię. Nie zachował się żaden wizerunek. Na cmentarzu Miejskim, gdzie pochowano archiwistę, nie ma już grobu. Najpiękniejszym pomnikiem człowieka pozostaje portret napisany. Cytatem z Parczewskiego zakończymy też naszą opowieść o Szaniawskim: „W życiu, podobnie jak w naukowych stosunkach, nieskazitelnej prawości; uprzejmy, chętnie przychodzący z pomocą drugim, pozostawił po sobie najlepszą pamięć. Ów pochylony, ale czerstwy staruszek, niskiego wzrostu, w szaraczkowym staroświeckim płaszczu z peleryną, rogatywką na głowie, codziennie, bez względu na słotę o jednej godzinie żwawym krokiem spieszący do ulubionego archiwum, pozostanie w Kaliszu pamiętną i zawsze mile wspominaną postacią”.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie