Niedaleko Kalisza, w lasach gminy Opatówek zieleń skrywa kilkanaście domostw. Założenie zostało starannie zaplanowane. Szerokie drogi przecinające teren nie wiją się tutaj, jak chcą, ale tworzą regularną siatkę załamujących się pod kątem prostym pasów. Taki obraz pokazuje mapa. Dla podróżującego oznacza to jedno – wygodę. Słoneczna – popularne przedwojenne letnisko kaliszan – została stworzona z wyczuciem przestrzeni
Droga do Słonecznej ma w sobie coś z tajemnicy. Zaledwie od dwóch lat przy skręcie do osiedla stoi wprawdzie tablica informacyjna z nazwą, ale trafić do tego miejsca trudno. Najlepiej jechać Łódzką do Tłokini Kościelnej i dalej tak długo, aż po prawej stronie wyrośnie przydrożna kapliczka, za nią znowu w prawo. Asfalt po jakimś czasie zamieni się w kamienno- -piaszczysty gościniec, który wskazuje, że już jesteśmy blisko. Jeśli ktoś nie pokieruje, Słoneczna będzie się chować i uciekać, jakby przykryta czapką niewidką. Problem zaczyna się już na poziomie administracyjnym. W Urzędzie Gminy Opatówek urzędniczki zastanawiają się, czy to miejscowość, czy przysiółek, a jeżeli tak, to do której wsi należy. Za pierwszym rozwiązaniem przemawia fakt, że domy postawione w lesie mają odrębną numerację, ale grunty są jednak przypisane do Rożdżał. Tutaj też zaczyna się historia Słonecznej.
Pani sprzedaje
Teren, na którym założono osiedle, przed wojną należał do majątku Rożdżały, od 1918 r. do lat 40. XX w. pozostawał w rękach Rozalii z Gościmskich Suskiej. Z okien swojego dworku, malowniczo położonego na skarpie doliny Swędrni [dzisiaj kaliskie hospicjum stacjonarne], właścicielka widziała wstążkę rzeki i ciemną ścianę bogatych w różnorodne gatunki drzew lasów. Wkrótce po zakończeniu pierwszej wojny światowej, gdy zrujnowany Kalisz ogarniał boom budowlany, część z nich Rozalia zdecydowała się sprzedać. Działała z rozmysłem. Wzorem dużych miast, przy których już na przełomie XIX i XX stulecia zaczęły powstawać miejscowości wypoczynkowe, nowa gospodyni wymyśliła letnisko. Aby swój plan urzeczywistnić, dziedziczka poprosiła o pomoc geometrę. Ten podzielił wskazany teren na równe działki po 2,5 tys. mkw. oraz wytyczył szerokie na 16 metrów drogi przejazdowe. Ten ogólny podział jest czytelny do dzisiaj, mimo że oryginalnej zabudowy już tutaj niewiele.
Kaliszanie kupują
Poszczególne parcele wykupywali ludzie z pobliskiego miasta: Polacy, Niemcy, Żydzi, ci, którzy mogli sobie pozwolić na inwestycje, a więc głównie kupcy i przemysłowcy. Na pewno był wśród nich Abram Jakub, występujący w dokumentach także jako Adam Kutnowski, właściciel firmy Unitas-Carbo, działającej przy ul. Kazimierzowskiej 6 w Kaliszu. Na hipotece należącej do niego nieruchomości w Słonecznej (Letnisko Słoneczna nr 39) zapisano 4 tys. zł kaucji jako poręczenie za należności przypadające Książęcym Kopalniom Pszczyńskim w Katowicach, z którymi Abram prowadził interesy. Jak przekazują miejscowi, właścicielem jednej z wystawnych willi, dzisiaj niestety będącej w ruinie, był bogaty producent kafli. Najbardziej znaną fabrykę tej branży w przedwojennym Kaliszu prowadził Edward Herman [jego kafle przechowuje Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku]. Wszystko się zgadza: nazwisko przedsiębiorcy figuruje w spisie właścicieli gospodarstw rolniczych wydzielonych w rozparcelowanym majątku Rożdżały. Wypoczywać do Słonecznej jeździli także wielcy Millerowie (jako właściciel działki występuje Wilhelm Miller), potentaci nie tylko na kaliskim rynku przemysłu włókienniczego.
Chata za miastem
Najbogatsi za miastem budowali przestronne wille. Bez wnikliwych badań trudno ustalić, ile ich tutaj powstało; do dzisiaj między nowymi stoi kilka takich domów. Przynajmniej trzy z nich noszą wyraźne cechy architektury modernistycznej, świadcząc o ambicjach swoich pierwszych właścicieli. Tutejsza leśniczówka także jest niezwyczajna; przypomina stare górskie schroniska z wielkimi przeszklonymi werandami. Jeszcze do niedawna droga do domu leśniczego była wysadzona starymi świerkami. W zimowe dni na osypanych śniegiem iglastych gałązkach, zwrócone ku słońcu, lubiły się wygrzewać sowy.
Biedniejsi – a przecież i tych w Słonecznej nie brakowało – kupowali ziemię nie po to, aby na niej wypoczywać, ale żeby na niej zarobić. Toteż najczęściej na działce stawiano domek, którego ściany, wsparte na drewnianej konstrukcji, najtańszym kosztem lepiono z gliny wymieszanej z trocinami (tzw. szachulec albo mur pruski). W środku po obydwu stronach sieni znajdowały się identycznie rozplanowane mieszkanka: kuchnia na węgiel, pokój, łazienka, stryszek. I do tego żadnych wygód. Wodę czerpano ze studni, drewniany wychodek znajdował się na zewnątrz. A jednak… Dla przedwojennych ludzi z miasta wyjazd na miesiąc do takiego miejsca był miłą i pożądaną rozrywką. Wokół las, cisza, czyste zdrowe powietrze, niedaleko wody Swędrni zapraszające do kąpieli, pełnia lata, na wyciągnięcie ręki jagody, maliny, poziomki – czego chcieć więcej? Dlatego po wygodnych drogach wytyczonych w Słonecznej bryczki turlały się jedna za drugą (dzięki zapobiegliwości pani Suskiej i pracy geometry powozy mogły też bez większego trudu wyminąć się na szerokiej drodze). Konie przywoziły i odwoziły letników, pomagały w niejednej wakacyjnej ekskursji. Wieczorami zbierano się w świetlicy-restauracji na tańce, w dzień zażywano uroków życia na wsi. Bodaj jedyny autor, który dotychczas Słonecznej poświęcił nieco więcej niż kilka słów, Mieczysław Krysiak, przedwojenny klimat podkaliskiego letniska namalował słowami: „Było gwarno, barwnie i dostatnio”. Radośnie.
Letnisko na końcu świata
Mimo wojny (w świetlicy działał wówczas ośrodek Hitler Jugend), radykalnych zmian własnościowych, jaki przyniósł peerel i nieuniknionych zniszczeń, coś z tamtego klimatu w Słonecznej zostało. Tak jakby między asfaltem a piaszczystą drogą, bezpośrednio prowadzącą do osiedla, istniała niewidzialna granica – za nią rozciąga się już inny świat. Rzecz niecodzienna. Przedwojenne wille w środku lasu, spokój, cisza, zupełnie niedaleko, na łąkach rożdżalskich, ostoja żurawi.
Na stałe zameldowanych jest tutaj 40 osób. Toteż na co dzień starcza jeden sklep. Trzy razy w tygodniu można tutaj kupić świeże pieczywo, a lepsze wina są sprowadzane na specjalne zamówienie. Między drzewami widać uśmiechniętą twarz pani jadącej na rowerze, dalej pan z pieskiem spacerowym krokiem zmierzający w siną dal, mimo że to środek dnia w środku tygodnia. A zza zakrętu załamanej pod kątem prostym drogi, jak chciała Suska, wyłania się… bryczka ciągnięta przez zgrabnego ogiera o eleganckim szarobrązowym umaszczeniu. Oto Słoneczna.
Autorzy składają serdeczne podziękowania państwu Marii i Marianowi Greberskim za gościnę i opowieści o Słonecznej.
Komentarze opinie