
Dlaczego jedne miasta są bogate, atrakcyjne i piękne? Zapoczątkowana na łamach „ŻK” debata o stanie i pomysłach na Kalisz nasuwa analogie z dyskusjami toczonymi w przeszłości. Czego możemy się nauczyć z historii i jakie są nasze marzenia?
Miasta podobnie jak ludzie
– jedne mają wrodzony potencjał, innym sprzyjają okoliczności; mają okresy dobre i złe, sukces odnoszą nieliczne z nich. W przypadku Kalisza, grodu książęcego i królewskiego, złotym okresem było średniowiecze. Już w renesansie (1565 r.) włoski kardynał Jan Commendoni zauważy: To miasto jedno z większych i stolica województwa. Trwający od XVII w. kryzys nastąpi bez winy mieszkańców – Kalisz dzieli los całej, coraz bardziej podupadającej Rzeczpospolitej szlacheckiej. Już w czasach zaboru, na początku 1815 r., stary gród wygrywa los na loterii. Nadgraniczne położenie i osobiste zainteresowanie cara Aleksandra I to niezaprzeczalne atuty. Rosyjski władca chce, aby pierwsze miasto, z którym stykają się goście z Zachodu, było europejską wizytówką imperium. Dzięki temu Kalisz otrzymuje dogodne kredyty. Te ostatnie nie tylko umożliwiają klasycystyczną przebudowę (do dziś widoczną w architekturze miasta), ale napędzają gospodarkę. Atrakcyjność miejsca przyciąga jednostki twórcze, upatrujące w życiu nad Prosną szansy. Wspaniałość odmienionego grodu dostrzega goszcząca tu rodzina Fryderyka Chopina: O! jakie to piękne miasto ten Kalisz, to wcale co innego jak Łowicz, Kutno, Koło, i reszta miast, które widziałem! To coś bardziej do Warszawy podobnego, jakie domy! Pałace! Szerokie ulice! Co ludzi! Prawdziwie żebym nie wiedział, że wyjechałem z Warszawy, tobym myślał iż do niej wjeżdżam tylko innymi Rogatkami.
Teraźniejszość podobna
do przeszłości?
Wraz z upadkiem dwóch powstań (listopadowego i styczniowego) Kalisz pogrąża się w stagnacji tzw. miasta średniej wielkości. Władcy zapominają o grodzie nad Prosną. Jeśli można snuć jakieś analogie (zwodnicze ze względu na zmienione stosunki społeczne i polityczne), to dzisiejszy Kalisz przypominać może właśnie tamten z drugiej połowy XIX w. O bezradności ówczesnych ojców miasta świadczy dziwny pomysł (chyba nierealny) uczynienia z Kalisza modnego uzdrowiskowego kurortu. Tak jak dziś, brak sprzyjających okoliczności zewnętrznych przeplatał się z brakiem pomysłu. W czasach popowstaniowych głównym, choć nie podnoszonym z racji cenzury, problemem była całkowita obojętność, czy nawet wrogość zaborców w stosunku do dążeń, aby wyrwać miasto ze stagnacji.
Na początku XXI w. Polska jest niepodległa, ale perspektywy, demograficzne, ekonomiczne i społeczne, nie nastrajają optymistycznie. Marzymy o wielkomiejskości i dyskutujemy na łamach prasy o tym, co zrobić, aby naprawić miasto. W tym dyskursie brak pomysłów rewolucyjnych – większość skromnych propozycji dotyczy usprawnienia zarządzania miastem. Nie inaczej czynili nasi przodkowie. Czyżby, jak ponad sto lat temu, zdajemy już sobie sprawę, że nawet najlepsze władze, nie mogą dokonać cudu, a tylko stworzyć sprzyjające warunki dla rozwoju?
Genialny pomysł
A jednak na początku XX w. miasto odniosło ekonomiczny sukces. Jak do tego doszło? W 1882 r. gubernatorem kaliskim zostaje Michał Daragan. Mimo że urzędnik reprezentuje władze zaborcze, jest zainteresowany powierzonym mu miastem. Za jego podejście, wyjątkowe wśród rządzących Królestwem Rosjan, niektórzy kaliszanie będą chcieli mu wystawić niewielki pomniczek. Duże znaczenie miały talenty gubernatora – umiejętność kompromisu, przyjazne podejście do ludzi niezależnie od narodowości i wyznania. Zgodnie z ideami pozytywizmu Polacy zaczęli doceniać znaczenie gospodarczego i kulturalnego rozwoju. Nawet bez patriotycznych haseł kaliszanie chcieli żyć wygodnie, a więc zamożnie.
Czy tamte dążenia, dyskusje na łamach „Kaliszanina” i w końcu działania przyniosły znaczącą zmianę? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Niewątpliwie Kalisz poprawił swój wygląd, uporządkowano finanse i gospodarkę. Dzięki wprowadzonym oszczędnościom udało się postawić kilka budynków reprezentacyjnych (m.in. ratusz, teatr) i bardziej praktycznych (rzeźnia, więzienie miejskie, straż ogniowa). Sporą część nakładów przeznaczono na park – wizytówkę miasta. To jednak za mało, aby spełnić marzenie o wielkomiejskości. Wtedy też pojawił się genialny w swej prostocie pomysł. Najbardziej światli obywatele doszli do wniosku, że jedyną szansą jest posiadanie najbardziej miastotwórczego czynnika – kolei żelaznej. Zdeterminowani kaliszanie nie zawahali się nawet przekupić ministra kolei. Wielką łapówkę, zebraną wśród przemysłowców i fabrykantów, przewiózł do Petersburga sam Daragan. Inwestycja opłaciła się – miasto od 1902 r. (doprowadzenie linii), a zwłaszcza po 1906 r. (połączenie z kolejami niemieckimi) zaczęło gwałtownie przyspieszać. Zwiększała się liczba ludności, a rozbudowujący się Kalisz nabrał w większym stopniu wymarzonego charakteru. Pisał (może z lekką przesadą) Kazimierz Biernacki: Zmieniło się miasto (…) był gubernialny zamożny Kalisz, kwitnący nadgranicznymi możliwościami, najbardziej europejski w Kongresówce.
Niestety lekcja historii jest gorzka. W okresie II Rzeczpospolitej, po początkowym entuzjazmie związanym z odzyskaniem niepodległości i odbudową, Kalisz również nie znalazł złotego środka i pogrążył się w powiatowej stagnacji dalekiej nie tylko od marzeń, ale i gubernialnej świetności.
To mówią mieszkańcy
Dziś wielkiego pomysłu na miasto nie mamy. Straciliśmy status miasta wojewódzkiego, nadzieja na szybką kolej oddala się z dużą prędkością. Gwoli sprawiedliwości, w dzisiejszych warunkach nawet ona nie powtórzyłaby sukcesu swojej poprzedniczki z początku XX w. Na pociechę pozostają słowa ekonomisty Fryderyka Skarbka wypowiedziane w 1826 r. o rozbudowującym się Kaliszu: to miasto nie tak dawno się tak wzniosło, (…) przed kilkunastu laty było bardzo liche. Tego wszystkiego praca dokonać może – (…) ludzie pracowali (…); bo jak przysłowie mówi: ziarnko do ziarnka, a będzie miarka; tu też cegiełka do cegiełki, zrobił się dom, do domu ulica do ulicy miasto. Tego przyjdzie nam się trzymać przez wiele lat. Realizmem i wiedzą, że nie da się dokonać cudu, kierują się pytani o swoje miasto kaliszanie. Zapewne z tych samych powodów wiele osób zwraca uwagę na konieczność stworzenia przyjaznego klimatu dla mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców. Władze samorządowe nie wykreują nam pracy, nie stworzą kwitnących przedsiębiorstw i mają nikłe możliwości ściągnięcia wielkiego biznesu. Nie znaczy to, zdają się mówić kaliszanie, że nie możemy uporządkować naszego miasta i prowadzić bardziej racjonalnej gospodarki. Niech przykładem będą osławione sklepy wielkopowierzchniowe. Niewątpliwie potrzebujemy nowoczesności i w takiej postaci. Problem w tym, czy dokonano właściwej kalkulacji: ile powinno być galerii, aby nie zdusić lokalnej przedsiębiorczości i handlu? Drugą rzeczą, na którą zwracają uwagę kaliszanie, jest kwestia miejskiej estetyki. Z pewnym zdziwieniem słyszymy coraz więcej głosów domagających się rewitalizacji starówki, uporządkowania rzeki i przywrócenia świetności parku. Czy odkryliśmy, że estetyka ma wpływ nie tylko na dobre samopoczucie kilku pięknoduchów? Jakie wrażenia o gospodarności kaliszan wynoszą potencjalni inwestorzy, patrząc na spękane płytki przed ratuszem? Co myślą turyści oglądając drewnianą barierkę mostu już tylko przez ironię zwanego kamiennym? Słuchajmy, dyskutujmy i przede wszystkim powoli zmieniajmy miasto.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie