Reklama

Czytając z kamienia

26/11/2008 13:14

Pomnik arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego

Prymas Polski Stanisław Karnkowski (1520 – 1603) był postacią niezwykle zasłużoną dla dziejów edukacji, a jego kaliskie fundacje do dzisiaj zdobią nasze miasto. Są to gmachy dawnych szkół jezuickich i kościół, zwany obecnie Garnizonowym. W tej świątyni znajduje się nagrobek hojnego fundatora. Grób arcybiskupa pozostaje pusty...

 

Śmierć dosięgła 83-letniego dostojnika nagle. Jeszcze uczestniczył w obrzędzie konsekracji nowego biskupa przemyskiego, wybierał się na sejm do Krakowa, kiedy zasłabł. Do dawnej stolicy Polski już nie dotarł, zmarł w Łowiczu 8 czerwca 1603 r. Do ostatniej chwili przy łożu czuwał rektor kaliskich jezuitów Michał Ortisi. Ciało zmarłego dostojnika przebrano w uroczyste pontyfikalne szaty i przewieziono do Kalisza. W tej wędrówce arcybiskupowi towarzyszyły zapewne modlitwy i śpiewy licznie zgromadzonego duchowieństwa. W końcu po kilku dniach żałobny pochód dotarł do bram miasta. Zgodnie z ostatnią wolą ciało złożono w kościele kaliskich jezuitów. Niestety, po kasacji zakonu w 1773 r. wiele ważnych dokumentów zaginęło, co uniemożliwia pełne zrekonstruowanie przebiegu tych podniosłych uroczystości.
Wkrótce po pogrzebie doszło do dziwnego wydarzenia, które opisał sławny heraldyk Kacper Niesiecki, związany z Kaliszem jezuita. Duch zmarłego arcybiskupa miał się pokazać pewnemu kanonikowi (...) dziwnie wesoły. Gdy ten się spytał, w jakim stanie był [po śmierci], odpowiedział: „między świętymi, ale mi prawie ledwo do tego przyszło”, na co zdumiał się kanonik i życie mu jego pobożne przypomniał, rzekł [zmarły] „surowe są sądy Boże, inaczej Bóg, inaczej ludzie sądzą”.

Budzenie zmarłego
Zgodnie z tradycją, każdego dnia jezuici kaliscy trzykrotnie odmawiali za duszę arcybiskupa Koronkę do Najświętszej Marii Panny. Tak minęło 170 lat. W 1773 r. na mocy breve papieża Klemensa XIV zakon skasowano. Opustoszały i pozbawiony większości ołtarzy kościół w 1797 r. przejęli ewangelicy. Był to swoisty żart losu, bo przecież świątynia służyła zakonowi, który został powołany do zwalczania protestantyzmu. W tej sytuacji ówczesny archidiakon kaliski ks. Józef Gorczyczewski, rektor szkół kaliskich, poeta i tłumacz, zdecydował się przenieść ciała zmarłych z kościoła pojezuickiego do pobliskiej kolegiaty Wniebowzięcia NMP. Aby uniknąć wzburzenia ludności niechętnej nowym porządkom w mieście (były to czasy zaboru pruskiego), smutnych obrządków dopełniono, jak pisze kronikarz reformacki, modo tacito, czyli na sposób przemilczany. W ten sposób trumna ze szczątkami prymasa znalazła się w podziemiach kościoła kolegiackiego.
Niestety, kiedy odeszli ostatni świadkowie potajemnych przenosin, zatarła się też pamięć o tym, gdzie właściwie pochowany jest fundator kaliskich jezuitów. Większość historyków stawiała na kościół św. Mikołaja. Tylko wśród kanoników kolegiackich zachowała się tradycja, że wśród licznych trumien w krypcie znajduje się ta należąca do arcybiskupa. W 1857 r. w środku niezwykle mroźnej zimy do podziemi rozciągających się pod wielkim ołtarzem kościoła maryjnego zeszło dwoje ludzi. Starszym z nich był archiwista Józef Szaniawski, a towarzyszył mu młodziutki wówczas, bo 25-letni historyk, Adam Chodyński. Wiele lat później ten ostatni wspominał: W tymże grobie (...) była (...) trumna czarno obita, z wiekiem płaskiem, otwierana na zawiasach. Badacze śmiało podnieśli wieko i w skąpym blasku pochodni zajrzeli do wnętrza trumny: Prócz pyłu, kości żadnych w niej nie było, jedynie łachmanki złotych galoników, jak również ubrania i innych oznak dostojności tak wielkiego w kraju człowieka. To właśnie brak „oznak dostojności” skłonił Chodyńskiego i Szaniawskiego do odrzucenia hipotezy, że to tutaj spoczywa Stanisław Karnkowski.
Przez kolejne 42 lata nikt nie „budził” zmarłego. W 1899 r. w kościele zakładano oświetlenie gazowe i  ponownie musiano otworzyć kryptę. Z tej okazji skorzystał historyk Mieczysław Rawita Witanowski. Nie poprzestał on tylko na oględzinach, ale dokładnie zbadał środek anonimowej trumny. Okazało się, że wśród zbutwiałych tkanin i kości znajdowały się także resztki haftowanej kapy. Herb Junosza oraz inicjały SKAG (Stanisław Karnkowski Arcybiskup Gnieźnieński) ostatecznie rozwiały wszelkie  wątpliwości. Trumna fundatora szkół jezuickich znajduje się w podziemiach kościoła św. Józefa po dziś dzień, ale nieznane są losy odkrytej tkaniny. W 1900 r. zabytek zaprezentowano na kaliskiej wystawie archeologicznej w salach kaliskiego ratusza. Wystawcą był sam odkrywca. I tutaj wszelki ślad się urywa. W 1908 r. Mieczysław Witanowski na stałe przeniósł się do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie zmarł w 1943 r. Czy wśród przedmiotów znajdujących się w jego kolekcji można było oglądać kapę należąca niegdyś do prymasa?

Rozmodlony na wieki
Osiem lat po śmierci Karnkowskiego kapituła gnieźnieńska w uznaniu zasług zmarłego wystawiła mu wspaniały nagrobek. Kiedy po kasacji jezuitów ustały modlitwy za duszę prymasa, w opustoszałym i obdartym z wszelkich ozdób kościele na swoim miejscu pozostał właściwie tylko on. Trzeba przyznać, że nowi użytkownicy – gmina ewangelicka – zachowali się niezwykle kurtuazyjnie. Nie bez kozery zwano przecież arcybiskupa „młotem na kacerzów” [tj. ludzi innego niż katolickie wyznanie – przyp. aut.]. W czasach kiedy „niewygodne” pamiątki po prostu niszczono, nietuzinkowy nagrobek pozostawiono na swoim dawnym miejscu. A może kryła się w tym geście przewrotna ironia; wyrzeźbiona w kamieniu postać arcybiskupa musiała być „świadkiem, jak jego fundacja, powołana do walki z protestantami, służy właśnie ewangelikom. W 1882 r. pomnik wymagał szybkiej restauracji. Do jej sfinansowania wzywano żyjących na terenie ówczesnej guberni kaliskiej przedstawicieli rodu. Ci jednak pozostali obojętni; w odpowiedzi na prośby o ratowanie pamiątki po ich wielkim krewniaku przytaczali łacińską sentencję: „Propria laus sordet” (Własna pochwała śmierdzi). Na szczęście znalazł się hojny ofiarodawca, który zdecydował się pokryć koszty restauracji. Osobą tą był marszałek szlachty powiatu kaliskiego Erazm Załuskowski. Dzięki szlachetnemu gestowi zabytek ocalał i po kolejnych, już współczesnych, zabiegach konserwatorskich Leszka Chwilczyńskiego nadal cieszy oko.

Wyrzeźbione
wyznanie wiary
Pomnik ma formę portalu, przenośnie – bramy, drogi przejścia duszy do nowej, niebiańskiej rzeczywistości. W tej perspektywie trzeba patrzeć na rozmodloną kamienną postać arcybiskupa adorującego ukrzyżowanego Chrystusa. Dostojnik odłożył już swoją ziemską godność, co symbolizuje ściągnięta z głowy i położona u stóp biskupia infuła. Jak twierdzą badacze, jest to pierwsze takie przedstawienie w sztuce sepulkralnej Wielkopolski. Przełamuje ono obowiązujący dotychczas schemat. Zmarły nie jest już wyobrażony jako osoba pogrążona w śnie, ale postać, która klęcząc u stóp krzyża, wiecznie czuwa. Ponieważ fundatorem pomnika była kapituła gnieźnieńska, znalazło się tu również wyobrażenie jej herbu z heraldycznymi liliami. To kapituła zadecydowała o symbolicznym programie nagrobka. Uznano, że arcybiskupa charakteryzowały najważniejsze cnoty dobrego chrześcijanina – wiara, nadzieja i miłość. Przymioty prymasa wyobrażają trzy postacie kobiece na zwieńczeniu nagrobka. Można je rozpoznać po charakterystycznych atrybutach. Nieco poniżej widnieje herb Junosza, z barankiem, którym pieczętował się zmarły. Jego ziemską chwałę przypomina łacińska inskrypcja: Dla Wdzięczności – Dobroci i pamięci. Stanisławowi z Karnkowa, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, Legatowi Królestwa Polski, Prymasowi i Pierwszemu z Biskupów, ze starego i sławnego ze znakomitych mężów w pokoju i wojnach rodu słynącego wielkimi zasługami i zaszczytami, po odzyskaniu i zachowaniu wspólnymi siłami krwawymi w czasie bezkrólewia – praw religijnych i obywatelskich, a wreszcie po ustaleniu pokoju oraz zabezpieczeniu Ojczyzny radą i pomocą, a nawet zasłużoną dla szlacheckiej młodzieży bursą, kolegia, seminaria acz skromne dla stolicy biskupiej gnieźnieńskiej wybudowane – świątobliwie zmarłemu imię dobrodzieja wiecznej dobroci dla czci Bożej i miłego odpoczynku i dusz pożytku wystawiła kapituła tegoż kościoła metropolitalnego gnieźnieńskiego. Zakończył życie Najdostojniejszy Książę przed ośmiu laty, a od zbawienia rodzaju ludzkiego roku 1611, umarł roku Pańskiego 1603 dnia 8 czerwca mając 83 lat, biskupstwa kujawskiego lat 18, arcybiskupstwa gnieźnieńskiego lat 12 rządów.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do