
Po długo oczekiwanym święcie ulicy Niecałej, dokładamy kolejną w naszym cyklu cegiełkę do jej pejzażu. Tym razem zatrzymamy się przy pierwszej kamienicy graniczącej z placem Kilińskiego, potocznie nazywanej domem Repphanów
Dzisiejszy widok trzypiętrowej kamienicy (Niecała 2) z zamieszkałym poddaszem jest efektem międzywojennej przebudowy. Od 1919 r. do lat 30. narożny dom, rozpoczynający ciąg zabudowy Niecałej, przechodził z rąk do rąk. Kolejni właściciele zmieniali jego wygląd, gabaryty i funkcjonalność. Początek historii miejsca dała rodzina znanych przemysłowców Repphanów.
Przypadki Beniamina
Zarys domu jest już widoczny na planie miasta z lat 1824/25. Zgodnie z zasadą „pańskie oko konia tuczy”, obok stanęły budynki fabryki sukna. Bracia, Beniamin i Jan Repphanowie, przyjechali do Kalisza z Międzychodu dziesięć lat wcześniej. Na miejsce swojej inwestycji wybrali tereny leżące na przedmieściu (częściowo po klasztorze bernardynek), rozciągające się za mostem na Babince. Narożny dom rodziny wyznaczył początek przyszłej ulicy. Można go zobaczyć na ciekawej fotografii przedstawiającej Przedmieście Warszawskie, prawdopodobnie z okresu I wojny światowej. Skromna architektura jednopiętrowej kamienicy zdradza czas swojego powstania – klasycyzm. Jedynie wykroje okien ujęte w szerokie opaski tworzą mocniejsze akcenty elewacji. Dom na wysokim parterze miał sutereny. Do dzisiaj z tamtych czasów, mimo wielu modernizacji, pochodzą grube mury piwnic. Na dziewiętnastowieczne wygląda także jedna z par zbrojnych drzwi. Nie zobaczyliśmy natomiast „legendarnych”, bo często powielanych w opowieściach o Niecałej, żelaznych kajdan (bądź miejsca po nich), rzekomo przytwierdzonych do ściany. Wyimaginowane obrazy w połączeniu z mdłym światłem sączącym się z małych piwnicznych otworów okien stały się pożywką dla opowieści o tym, że kiedyś przetrzymywano tutaj więźniów. Czy tak było i kto kogo miał więzić? Patrząc na zakratowane, dzisiaj często zabite dechami, okna można poczuć dreszcz. Jedynych przesłanek dostarcza biogram samego Beniamina, który będąc przeciwnikiem powstania listopadowego (niespokojne czasy nie sprzyjały interesom), stanął na czele antypolskiego buntu niemieckich rzemieślników; za ten czyn został osadzony w celi w Sieradzu i tam umarł.
W rękach Augusta
W drugim „kaliskim” pokoleniu majątek Repphanów przeszedł na dzieci Beniamina i jego żony Fryderyki Wilhelminy z Voigtów. Wśród nich najlepszym przedsiębiorcą okazał się drugi syn Fryderyk August (ur. 1807 r. w Międzychodzie, zm. 1889 r. w Warszawie). Przypomnijmy jedynie, że przemysłowiec okazał się także sprawnym gospodarzem ziemskim; po zakupie Petryk i Zbierska z powodzeniem prowadził cukrownię. Przy tym pozostawił po sobie wspomnienie dobrego pracodawcy. Według miejscowego „Kaliszanina” August miał być „kochany jak ojciec i poważany jak dobrodziej”. W jego ręce zapisem z 1844 r. trafiły wszystkie kaliskie nieruchomości rodziny, w tym dom nr 446 na Przedmieściu Warszawskim, czyli nasza kamienica.
Tutaj w 1861 r. przyszedł na świat przyszły podróżnik Stefan Szolc-Rogoziński. Scholtzowie weszli do rodziny poprzez małżeństwo. (Matka obieżyświata Malwina z Rogozińskich była Polką, jej syn, wiedziony pobudkami ideowo-patriotycznymi, spolszczył nazwisko). Szczęśliwie zachowane portrety rodziców Stefana, Malwiny i Ludwika, pędzla kaliskiego nauczyciela rysunków Józefa Tadeusza Balukiewicza (zb. MOZK), wykonane na podstawie fotografii, dobrze uchwyciły tę dziwną mieszankę dumy, skromności i niewątpliwego dostatku rodziny.
Wracając do zdjęcia, na którym widać pierwotny dom. Do jego fasady od strony Niecałej przylegał kiedyś niewielki budyneczek. To spichlerz. Nie wiemy, kiedy obiekt powstał, ale wiemy, że przestał istnieć z nastaniem niepodległości. W tym czasie rozpoczęła się intensywna, trwająca kilka lat przebudowa kamienicy.
Od międzywojnia do współczesności
Spichlerz rozebrał Lejzer Rzeszkowski, który wspólnie z żoną Ryfką kupił kamienicę w 1919 r. W miejscu budynku gospodarczego stanęła nowa część mieszkalna połączona ze starym domem (wtedy leżącym przy Warszawskiej 20). Kolejny właściciel Maksymilian Jasiński przebudował parterowy skład (magazyn) na sklep. Największym modernizatorem okazał się Maurycy Stein (właściciel posesji wraz z żona Marią). Za jego czasów powstała przejazdowa brama łącząca obie części oraz kolejne piętro (1928 r.). Ostateczny charakter całości z podkreślonymi pasami boniowań narożami nadał Albert Nestrypke, który pracował już dla kolejnego właściciela Edwina Mullera. Nestrypke także przebudował piwnice.
Czy i w jaki sposób współczesność odcisnęła swój ślad? Ogromne przeobrażenie przeszła przede wszystkim okolica, która od czasów zasypania Babinki ciągle szuka swojego uroku. Nieszczęśliwa w formie fontanna „Nastroje” naprzeciwko domu Repphanów, niestety, w tym nie pomaga. Nie chcąc męczyć wzroku cudaczną formą metaloplastyki, mamy dwa wyjścia: albo patrzeć w kierunku parku i pobliskiej cerkiewki z ukrytym w zieleni domem Parafii Prawosławnej, albo zadrzeć głowę i spojrzeć wysoko ku półokrągłemu oknu w dachowej części kamienicy przy Niecałej 2. Tam mieści się jedno z ciekawszych i barwniejszych miejsc Kalisza: pracownia Józefa Wojciecha Krenza, fotografa, reportażysty i jednego z największych oryginałów miasta. Z tego okna artysta obserwował spacery niezapomnianej Kai Kubalskiej. Aktorka w czasie stanu wojennego, wołając swojego psa, krzyczała na całe gardło, krążąc wokół fontanny: „Kryzys!”, „Kryzys!” (bo tak wabił się czworonóg).
Post scriptum fotograficznie
Kończąc na jakiś czas podróżowanie po Niecałej, bodaj najbardziej malowniczej ulicy w mieście, chcemy uzupełnić nasze informacje na temat „werandy fotografów” (ŻK nr 29 z 17 lipca 2013). Przypomnijmy, że chodzi o dom od strony Parku Miejskiego z półokrągłym portykiem (dzisiaj Niecała 14, kiedyś 12), gdzie obecnie działa weterynaryjna przychodnia. Jak ustaliliśmy na podstawie badań archiwalnych, dom w latach 80. XIX w. wybudował Marceli Filipowski; dekadę później posesja przeszła w ręce rodziny Fingerhutów. Od tych ostatnich werandę wynajmował jeden z pierwszych ważnych fotografów miasta Wincenty Boretti (dlatego popularnie, choć błędnie, kaliszanie mówią o „domu Borettiego”). Pewności nie mieliśmy co do lokalizacji atelier kolejnego mistrza „rysowania światłem”, Stanisława Bibricha. Na jego zdjęciach pojawia się adres Niecała 4. Odnalezione niedawno ogłoszenie prasowe rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości: 1 sierpnia 1909 r. Bibrich otworzył zakład w domu Fingerhuta. Prawdopodobnie zajął miejsce po Borettim. Inny anons fotografa pozwala uchwycić pełen wachlarz popularnych przed I wojną światową usług: „Portrety w atelier i w mieszkaniach prywatnych, zdjęcia grup z obrazów, rysunków, wnętrz, maszyn itd., kopiowanie z klisz amatorskich, wielkie portrety w wykonaniu wysoce artystycznym”. Ciekawe, na ilu zdjęciach zachowa się wspomnienie po święcie ulicy Niecałej, urządzone staraniem wielu firm, placówek i osób prywatnych we wrześniu 2013 r.?
Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie