
Kiedy Tomek Pawłowski rozpoczynał swoją przygodę z bieganiem nie przypuszczał, że przerodzi się w jego pasję. jaki będzie tego finał. Nie sądził, że on nikomu nieznany chłopak z Dobrzycy stanie się rozpoznawalnym w świecie zawodnikiem uczestniczącym w najcięższych ultramaratonach w Europie. O swojej pasji opowiadał na wtorkowym spotkaniu w Gminnej Bibliotece Publicznej w Blizanowie.
– Mierzę około 170 cm, a więc do olbrzymów nie należę. Proszę sobie mnie wyobrazić, że kiedy kilkanaście lat temu jako młody chłopak nie wiadomo dlaczego (śmiech) osiągnąłem wagę przekraczającą 100 kg byłem przerażony. Postanowiłem wziąć się za siebie. Uznałem, że nie ma lepszej diety niż bieganie. I tak to się zaczęło. Z początku były intensywne długie marsze, ale szybko zamieniły się w bieg i z każdym dniem pokonywałem coraz większe dystanse. Po kilku miesiącach treningu czułem się tak wybiegany i w dobrej kondycji, a co ważne bez tej wariacko wysokiej nadwagi, że spróbowałem sprawdzić się w prawdziwym maratonie. Pierwszy zaliczyłem w czerwcu 2008 roku w Ostrowie Wlkp. Wypadłem na tyle dobrze, że poczułem się jeszcze bardziej zmotywowany do intensywniejszego treningu. Każdego dnia dokładałem sobie do przebiegnięcia kolejne kilometry i kolejne ćwiczenia podnoszące moją sprawność fizyczną. Co prawda do ubiegłego roku nie miałem trenera ale sam intuicyjnie korzystając z dostępnych opracowań układałem swoje plany treningowe. Nie ukrywam, przestałem biegać dla zdrowia by zrzucić kolejne kilogramy nadwagi, bo to już osiągnąłem. Zacząłem trenować i biegać dla przyjemności. Plany treningowe rozpisywałem pod starty w kolejnych maratonach. A mam ich na koncie razem z ultramaratonami już 110. Setny przebiegłem w maju ubiegłego roku w Pleszewie. 14 razy udało mi się pokonać dystans maratonu w czasie poniżej 3 godz., co na amatora jest naprawdę wynikiem bardzo dobrym. Rekordowy wynik, to 2:50 godz. - opowiadał Tomek.
A dlaczego nie pobiec więcej niż 42 km i w dodatku po górach?
Z czasem okazało się, że zwykle maratony organizowane po asfaltowych trasach to dla niego zbyt mało. Bieganie 40 km z małym „haczykiem”, to dla niego zbyt krótki dystans. Zaczął poważnie przygotowywać się do startu w biegach ekstremalnych, w supermaratonach liczących nawet ponad 200 km, a których trasy wiodły nie po asfaltowej tafli jezdni a ścieżkami górskimi niejednokrotnie prowadzącymi na wysokościach niespotykanych Polsce. Od 2017 roku właśnie takie biegi i w tak ekstremalnie trudnych warunkach najbardziej go pasjonują. Może pochwalić się zdobyciem Korony UltraMaratonów Polskich. Oznacza to, że ukończył 10 największych ultramaratonów w Polsce w tym: ZUK, Niepokorny Mnich, Bieg Rzeźnika, Supermaraton Gór Stołowych, Maraton Karkonoski ( 11 razy), Chudy Wawrzyniec, Bieg Ultra Granie Tatr, Bieg 7 Dolin Łemkowych (150 km), Kaliska Setka. Te osiągnięcia pozwoliły mu realnie myśleć o zrealizowaniu kolejnego marzenia, startach w ultramaratonach najwyższej skali trudności organizowanych poza granicami kraju. Aby być do nich dopuszczonym trzeba legitymować się konkretnymi osiągnięciami we wskazanych przez organizatora ultramaratonach.
170 km biegu wokół Masywu Mont Blanc
– W sierpniu ubiegłego roku byłem jednym ze 100 polskich zawodników dopuszczonych do startu w ultramaratonie UTMB wokół Masywu Mont Blanc. W biegu wzięło udział około 2,5 tys. biegaczy z całego świata. Do pokonania mieli trasa wybitnie górską, liczącą 170 km z przewyższeniami wynoszącymi 10 000 metrów. Był to olbrzymi wysiłek ale należałem do tej grupy zawodników, którzy bieg ukończyli. Wielu nie sprostało trudom trasy i rezygnowało bądź też byli wykluczani, bo nie mieścili się limitach czasowych na poszczególnych odcinkach trasy. Dystans pokonałem w czasie 31:52:30 godz. – opowiadał Tomek. Zmęczenie po takich biegach jest olbrzymie ale wytrenowany organizm szybko się regeneruje i Tomek myślał już o kolejnych wyzwaniach.
246 km z Aten do Sparty
- A takim był dla mnie też ubiegłoroczny supermaraton, którego trasa wiodła z Aten do Saprty. Długość trasy Spartathlonu wynosi 246 km i jest wyzwaniem dla wybranych biegaczy ultra gotowych walczyć z wysoką temperaturą, a także limitem czasowym na pokonanie trasy. Ten wynosi 36 godzin. Wg historyka 36 godz., bo tyle czasu miało zająć pokonanie trasy prekursorowi biegu Filippidesowi. Ten miał wyruszyć rankiem z Aten by dotrzeć wieczorem następnego dnia do Sparty. Biegł aby prosić Spartańczyków o pomoc w bitwie pod Maratonem. Realność tych zdarzeń postanowili sprawdzić brytyjscy oficerowie sił lotniczych Royal Air Force. Za namową pułkownika Johna Fontaine’a 8 października 1982 r. ruszyli na trasę. Trzem z pięciu udało się dotrzeć w limicie czasu. Tym samym udowodnili, że wyczyn posłańca jest możliwy. Rok później odbył się bieg, w którym udział wzięli Brytyjczycy i Grecy, dwa lata później na starcie stanęło już kilkudziesięciu zawodników z 11 krajów. Jest to bieg o sprawdzenie własnych granic możliwości. Na zwycięzców nie czekają nagrody finansowe a jedynie wieniec z oliwki i całowanie stopy króla Leonidasa w Sparcie.
Wysłałem zgłoszenie i z niecierpliwością czekałem na informacje zwrotna, czy zostanę zakwalifikowany. Co roku chętnych jest wielu ale organizatorzy z racji skali trudności biegu kwalifikują do niego tylko 400 najlepszych. Jaka była moja radość kiedy dotarła do mnie wiadomość, ze zostałem zakwalifikowany. Zakwalifikować się to jedno, ale najważniejsze, to sprostać wyzwaniu. Przed startem byłem pełen obaw czy podołam panującym warunkom. Co prawda w nocy temperatura powietrza była znośna ale w dzień myślę, że biegaliśmy przy temperaturze 33 – 36 st. C i oczywiście w pełnym słońcu. Poważny kryzys miałem pomiędzy 70 a 80 km trasy. Myślałem nawet o rezygnacji. Jednak udało mi się przetrzymać kryzys, a sposobem okazała się zmiana myślenia. Przestałem myśleć kategoriami ile to jeszcze kilometrów mam do mety, a zacząłem liczyć kilometry jakie miałem do pokonania do kolejnych punktów pomiarowych. Takie myślenie okazało się lekiem na całe zło. Dobiegłem do mety z czasem 33:31:20 godz. Tuż przed nią towarzyszyła mi grupa młodzieży z tamtejszej polskiej szkoły. Były polskie flagi, była feta, byłem szczęśliwy, że sprostałem wyzwaniu. Na mojej głowie pojawił się wieniec laurowy, pocałowałem jeszcze stopę króla Leonoidasa i można było poddać się zabiegom regenerującym organizm – mówił Tomek. Nie był to jego jedyny tak długi bieg. Wcześniej pokonany Ultramaraton Siedmiu Szczytów, to najtrudniejszy z ultrabiegów rozgrywanych na terenie Polski (Karkonosze) liczył 240 km i na trasie Tomek przebywał 41:13:33 godz. Przed nim kolejne wyzwanie. Planuje wystartować w biegu liczącym ponad 300 km.
Okazją do rozmowy z Tomkiem Pawłowskim było spotkanie w jakim uczestniczył w Gminnej Biblioteki Publicznej w Blizanowie. Organizatorem była Joanna Płócienniczak z Jankowa Pierwszego, nauczyciel wychowania fizycznego, która prowadzi w gminie Blizanów i Mycielin zajęcia fitness, autorka bloga http://zdrowiemalymikrokami.pl/ oraz Gminna Biblioteka Publiczna w Blizanowie.
Grzegorz Pilecki
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie