Rozmowa z Ryszardem Kaczorowskim ostatnim Prezydentem RP na uchodźstwie
– Proszę opowiedzieć tę historię, gdy wziął Pan do niewoli 16 Niemców.
– To było we Włoszech. Mieliśmy zdobyć miasto. Ja, wraz z kolegą, dostałem indywidualne zadanie dotarcia do rynku. Jednym jeepem wjeżdżamy do miasta od strony południowo- zachodniej. Jedziemy spokojnie pustą ulicą. Nasze pistolety maszynowe leżą na tylnym siedzeniu. Nagle widzę, że w oknach kamienic czają się Niemcy. Co tu robić? Gdybym się wtedy wdał w walkę, nie mielibyśmy żadnych szans. Mogliśmy zginąć natychmiast, zanim zdołalibyśmy sięgnąć broń z tylnego siedzenia. Zatem podniosłem rękę w ich kierunku i pewnym głosem wrzasnąłem: „Raus!!!”. Niemcy bez jednego strzału potulnie zaczęli schodzić na dół. Wtedy dopiero sięgnęliśmy po nasze peemy. Niemców ustawiliśmy w kolumnie przed maską samochodu i, chcąc nie chcąc, musieliśmy ich konwojować. Za chwilę natknęliśmy się na nasz patrol, więc wytłumaczyliśmy, że mamy inne zadanie i zapytaliśmy, czy nie mogliby przejąć naszych jeńców. Młody podchorąży chętnie się zgodził. Później dowiedziałem się, że ów podchorąży dostał odznaczenie za pojmanie 16 Niemców.
– Zanim znalazł się Pan we Włoszech, został Pan aresztowany przez NKWD i skazany na śmierć.
– Był rok 1941. Mieszkałem w Białymstoku, czyli na terenach okupowanych przez ZSRR. Zostałem komendantem lokalnych Szarych Szeregów. Pewna osoba, która jechała do mnie wraz z kurierem z Warszawy, została po drodze aresztowana. NKWD wyciągnęło od niej mój adres i nazwisko. Zostałem aresztowany razem z dwoma kolegami.
Polaków rozstrzeliwano bez sądu. Ja wyjątkowo byłem sądzony przez Najwyższy Sąd Republiki Białoruskiej. Tuż przed rozprawą zjawił się obrońca z urzędu, który oznajmił nam, że nie czytał akt, ale domyśla się, że grozi nam kara śmierci. „Radzę żebyście się do wszystkiego przyznali, a ja się postaram, żebyście dostali po 10 lat” – powiedział.
Odmówiliśmy.
Na rozprawie, którą uważaliśmy za groteskę, 17-letni kolega wstaje i oświadcza: – Odmawiam prawa sądzenia mnie. Zostałem porwany z państwa polskiego.
Sąd udaje się na naradę.
Po chwili trzech staruszków wraca i oświadcza, że sąd doszedł do wniosku, że jest uprawniony do przeprowadzenia tej sprawy.
– Czy potwierdzacie złożone w śledztwie zeznania? – pada pytanie.
Starszy ode mnie Włodek Kruszkowski wstał i powiedział: – Odwołuję wszystko, co podpisałem, bo było to wymuszone biciem i szykanami. Moje zdrowie zostało poważnie nadwyrężone i podpisałem tylko dlatego, że zostałem siłą zmuszony.
To jest niesłychane. W Związku Sowieckim nikogo nie biją.
Sąd udaje się na naradę.
Po chwili wraca.
– Sąd oddala zażalenie oskarżonego, bo w Związku Sowieckim nikt nikogo nie bije. Prowadzimy rozprawę dalej – słyszymy.
Dla kolegi, który powiedział, że go bili, prokurator nie żądał kary śmierci, ale po takim wystąpieniu sąd również skazał go na śmierć.
Siedzieliśmy w celi śmierci sto dni. Najpierw zaproponowano nam byśmy napisali list do Stalina o ułaskawienie. Odmówiliśmy. Zgodziliśmy się natomiast, by nasz „obrońca” napisał odwołanie do Sądu Najwyższego. Ten zmienił nam wyrok na 10 lat łagru.
W końcu maja wysłano nas do Kołymy. Widocznie opróżniano całe więzienie, bo 250 więźniów rozstrzelano od razu, resztę załadowano do 40 wagonów i wyruszyliśmy na wschód.
Trafiłem do przedziału razem z 19 sowieckimi mordercami i różnego rodzaju recydywistami. Oni, gdy opowiadali o swoich morderstwach, to tak jakby mówili o zabiciu muchy. Później jeden z nich zaczął opowiadać przeczytane książki. Jechaliśmy czterdzieści dni, ale już po trzech wyczerpała się jego wiedza, więc po kolei zaczęli pytać, kto jeszcze czytał jakąś książkę.
– Ja nigdy w ręku nie miałem żadnej książki – odpowiada pierwszy.
Pytają drugiego.
– Mnie tam trochę uczyli czytać, ale to były jakieś bajki dla dzieci – mówi.
W końcu dochodzi do mnie.
– Co ty czytałeś? – słyszę.
– Trylogię. Mogę wam opowiedzieć, ale po polsku – odpowiadam.
– To opowiadaj.
Opowiadałem kilkanaście dni. Nawet strażnik oparł się plecami o kratę naszego przedziału i stale słuchał. Doszedłem do pojedynku Bohuna z panem Wołodyjowskim, gdy komendantura nagle wywołała moje nazwisko i rozkazała przenieść mnie do innego wagonu.
Słuchacze wpadli w krzyk. Tak zbluźnili komendanta, że gdyby te przekleństwa się spełniły, to jego potomkowie do 10 pokolenia marliby w konwulsjach.
Dojechaliśmy do Władywostoku, a stamtąd do Magadanu, do obozu przejściowego.
Wylądowałem w jakimś baraku, gdzie od razu dopadło mnie kilku kryminalistów grających w karty. Oświadczyli, że ten kto przegra, ma mnie zarżnąć. Wiadomo było, że kryminaliści i recydywiści w sowieckich więzieniach stanowili pewną „elitę”.
Wyszedłem niepocieszony na zewnątrz i natknąłem się na jednego z tych, którzy słuchali Trylogii w przedziale. On mnie wita jak rodzonego brata i mówi:
– Jak ja się cieszę, że ciebie spotkałem. Ty sobie wyobraź, że myśmy po twoim wyjściu przez całą drogę prowadzili dyskusję, kto mógł wygrać ten pojedynek. Musisz mi to teraz powiedzieć.
Poszliśmy w jakiś kąt i opowiedziałem mu dalszy ciąg. On zadowolony cieszył się, że teraz będzie mógł kolegom dokończyć historię. Na odchodnym zapytał:
– A jak tobie się tu powodzi?
– Tak jak w więzieniu. Widzisz tych facetów? Grają w karty o moje życie.
– Co?! Nie martw się! Ty jesteś pod naszą opieką.
Skutek był taki, że ci którzy grali w karty, odchodząc kłaniali mi się i pozdrawiali.
– Jak Pan teraz ocenia niesubordynację gen. Andersa wobec Sikorskiego? Mam tu na myśli wyprowadzenie wojsk polskich z Rosji.
– To jest wyolbrzymione. Obydwaj mieli inne spojrzenie na Rosję sowiecką. Anders przeżył Łubiankę. Widział jak pracuje system sowiecki i wiedział, że nie mieliśmy szans stworzyć niezależnej armii. Tym bardziej, że wokół armii zgromadziło się 100 tys. ludzi, a racji żywnościowych mieli na 30 tys.
Generał Sikorski prowadził politykę całego państwa polskiego. Przygotowywał rozwiązania polityczne na przyszłość. W jego planach armia polska powinna wrócić ze wschodu. Natomiast Anders, który z Churchillem uzgadniał sprawy inwazji na Europę, widział tę inwazję od strony Grecji. Również miało to na celu zatrzymanie Armii Czerwonej na wschód od granicy polskiej.
– Czy Londyn kiedykolwiek starał się poważnie wyjaśnić śmierć Sikorskiego?
– Jeżeli Anglicy zatrzymują sprawę wyjaśnienia tego wypadku, to raczej wynika to z pewnych obietnic danych samemu Sikorskiemu. Ten wypadek był rzeczywiście wypadkiem choć nie wykluczam, że mógł być przez kogoś spowodowany.
– Zbliżają się wybory samorządowe. Czy zgodziłby się Pan, gdyby zaproponowano to Panu, objąć stanowisko prezydenta Kalisza?
– Muszę powiedzieć, że z Kaliszem jestem związany. Jeden z moich przyjaciół, pan Soboniewski, był ostatnim starostą kaliskim, drugim znajomym jest misjonarz jezuita. Poza tym nie mam żadnych innych przesłanek zainteresowania się Kaliszem. Jest wiele miast, które ofiarowało mi obywatelstwo honorowe, dlatego przede wszystkim interesuje się tymi miastami. Poza tym rządzenie muszę zostawić młodszym od siebie.
– Jak Pan ocenia samorządy w Polsce?
– Chodzi o to, by w Polsce powstał prawdziwy samorząd, który będzie blisko ludzi i będzie załatwiał sprawy tej społeczności, która go wybiera. Nie powinno się narzucać celów wyznaczonych przez partie. Obserwuję jak w wielu miastach nagle politycy przestali się nazywać politykami partyjnymi i organizują komitety pod innymi nazwami. Główne grzechy samorządności polskiej często wynikają z winy samej ustawy. Np. ustawa nie przewidziała, jakie mają być zwroty kosztów radnych. Rady miejskie miały być ciałami społecznymi. Tak np. jest w Anglii. Okazało się, że w Polsce często dieta radnego jest głównym źródłem jego dochodów. Drugi grzech to pozbawienie samorządów odpowiednich pieniędzy. Skończyło się na obietnicach.
– Dlaczego biuro prezydenckie w Londynie jeszcze funkcjonuje?
– Uznaliśmy, że tam mogę zrobić dla Polski więcej niż tutaj.
– Zaproponował Pan Polsce konstytucję z 1935 roku...
– Uważaliśmy, że Okrągły Stół nie był dobrym rozwiązaniem.
– Zgadzam się. Przecież zasiedli tam ludzie wybrani przez Kiszczaka.
– No, może niezupełnie mianowani, a raczej dopuszczeni przez Kiszczaka.
– Ja nie mam złudzeń. Proszę zwrócić uwagę, że w Polsce nie rozliczono zbrodni stalinowskich.
– To jest jeden z największych błędów. Bez rozliczenia przeszłości nie będziemy mieli jasnej przyszłości. To będzie ciągle rzutowało.
Komentarze opinie