Reklama

Historia o naszej historii

27/07/2012 08:48

Jesteśmy z Państwem na łamach „Życia Kalisza” już szósty rok. Przerwa wakacyjna to okazja na podsumowanie cyklu o dziejach i zabytkach Kalisza. Co się udało, a co okazało się porażką naszych spotkań z przeszłością najstarszego miasta w Polsce?

Współpraca nie mogła się
    rozpocząć inaczej. Autorzy cyklu spotkali się po raz pierwszy w 2003 r. na konferencji naukowej „Kolegiata kaliska na przestrzeni wieków”. Podczas jej trwania absolwent studiów historycznych Maciej Błachowicz miał okazję zaprezentować swój tekst pt. „Pochówki i epitafia w kolegiacie kaliskiej”. Historyk sztuki Anna Tabaka na spotkaniu pojawiła się w charakterze nie wykładowcy, ale relacjonującej konferencję dziennikarki. Tematem pierwszej rozmowy były doskonale zachowane zwłoki biskupa Andrzeja Wołłowicza w kryptach kolegiaty. W szczególności intrygowała nas niezwykła zmiana koloru tkanin na herbaciany. A że tajemnice, których przeszłość jest pełna, są tematem fascynującym, szybko musiała się narodzić nić porozumienia. Nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, że pierwszą osobą, która oglądała zmumifikowanego dostojnika kościoła, był nasz duchowy patron, regionalista - Adam Chodyński.

Epitafia, most kamienny i franciszkanki
Postać Chodyńskiego powróciła wkrótce podczas przypadkowego spotkania w kaliskim muzeum (wspólnie oglądaliśmy tę samą wystawę, chociaż nie umawialiśmy się ani w tym miejscu, ani w tym czasie). Okazało się, że w trakcie remontu w katedrze usunięto szereg  epitafiów, w tym właśnie tablicę „naszego” historyka. Interwencja na łamach „ŻK” w grudniu 2004 r. okazała się skuteczna. Cenna pamiątka, choć bez pompy należnej pierwszemu kronikarzowi miasta, wróciła do katedry. Niestety, nie udało się to w przypadku innych tablic, m.in. matki Chodyńskiego Honoraty i Franciszka Przedpełskiego, prezydenta Kalisza. Wkrótce po „problemie epitafiów” pojawił się kolejny palący temat  - most Kamienny. Po raz kolejny kamienny łuk został oszpecony rurami, w dodatku przy ich montowaniu uszkodzono piaskowcową okładzinę zabytku. Już wtedy dostrzegaliśmy, że obiekt znajduje się, eufemistycznie mówiąc, w nienajlepszym stanie. Mimo interwencyjnego tekstu, stan mostu nie zainteresował nikogo poza czytelnikami „ŻK”. Mieliśmy wrażenie (później częste), że rzucenie jakiegoś tematu wskazującego na zaniedbania nie powoduje żadnej reakcji. Jakby kamień wpadł w wodę! Wyciągając wnioski, doszliśmy do wniosku, że istnieje potrzeba cyklu poruszającego nie tylko problemy historii, ale również zachowania dziedzictwa kulturowego. Podstawowym założeniem było nie opisywanie przeszłości dla niej samej, ale poszukiwanie w niej korzeni i wzorców dla teraźniejszości.  Pierwszy tekst (ukazał się w lutym 2007 r.) opowiadał o franciszkankach i miejscu, w którym niegdyś wznosiła się ich świątynia i klasztor –zbieg ulicy Rzeźniczej i św. Stanisława. Do dziś ten fragment miasta należy do szpecących najbliższe okolice rynku. A przecież znajdujące się tam budynki przyciągają nie tylko swoją historią, ale niosą w sobie ukryty potencjał. Jednego byliśmy i jesteśmy całkowicie pewni. Kalisz, choć zaniedbany, jest miastem pięknym tylko trzeba umieć to zobaczyć i wydobyć.

To nie ten dom!
Już na samym początku pracy spotkała nas najmilsza dla badacza niespodzianka. Podczas pisania tekstu o sali recepcyjnej (luty 2007 r.) fotografowaliśmy znajdującą się na strychu ratusza płaskorzeźbę z orłem. Okazało się, że na podłodze w nieładzie leżą karty układające się w wielki plan miasta z okresu międzywojennego. Choć ciekawy dokument udało się wydobyć z ratuszowego strychu, dopiero niedawno został przekazany do kaliskiego archiwum. Wiele radości sprawiło nam pokazywanie czytelnikom miejsc zazwyczaj niedostępnych – kościelnych wież czy krypty pod kaplicą Repphanów. Satysfakcję dawało odnajdywanie (często po wielogodzinnych poszukiwaniach) nieznanych źródeł. Niestety, nie zawsze badania kończyły się sukcesem, przykładowo, nie udało nam się znaleźć wystarczającej ilości źródeł do dziejów prostytucji w Kaliszu. Czasem  obiecujące materiały okazywały się  po prostu nieprzydatne. Wspomnienia o założycielu straży pożarnej Robercie Puschu, zamiast mówić o losach człowieka, były zbiorem peanów na cześć zmarłego. Czasem zdarzały się nam pomyłki. W odcinku o budowie drugiego ratusza jego twórca Józef Chrzanowski zmienił się nieoczekiwanie w Ignacego (a wpadek z imionami i „fruwającymi” datami było o wiele więcej). Niekiedy, zgodnie z zasadą, że badania historyczne przypominają szukanie igły w stogu siana, już po wydrukowaniu tekstu odkrywaliśmy nieznane nam fakty. W ten sposób dzięki profesorowi Krzysztofowi Walczakowi dowiedzieliśmy się, że przyczyną śmierci żony Chodyńskiego, Zofii, było nie zranienie się igłą, ale sprężyną od fotela (zakłuciem igłą raczej ciężko wywołać krwotok). Największą „wpadkę” zaliczyliśmy przy okazji tworzenia tekstu o willi Deutschmanów przy ulicy Kościuszki (luty 2009 r.). Już po ukazaniu się tekstu okazało się, że budynek znajduje się nie w miejscu przez nas wskazywanym, ale kawałek dalej… Nasze perypetie dowodzą, że w historii nie tylko łatwo o pomyłkę, ale jest ona również opowieścią, w której obraz przeszłości zmienia się jak w kalejdoskopie.

Znikające dziedzictwo
Pisanie o zabytkach może być źródłem nieustających frustracji. Wiele z obiektów, które mieliśmy okazję zaprezentować, już nie istnieje. Jedna z najpiękniejszych międzywojennych reklam - kobieta z koszem warzyw w podwórku przy Nowym Rynku - została zasłonięta ordynarnym wentylatorem. Pisanie o kaliskich cmentarzach przy Rogatce to przyprawiający o czarną rozpacz opis kolejnych zniszczeń. Prawie na naszych oczach runęło najstarsze na cmentarzu ewangelickim drzewo, zawalił się grobowiec znanego przemysłowca Ludwika Műllera, a na koniec  wandale roztrzaskali jedną z najładniejszych rzeźb (pokazywaliśmy ją tydzień temu). Takie same historie znamy z cmentarza prawosławnego i miejskiego. Czyżby pozostawał nam czarny humor? Kiedy chcieliśmy sfotografować w parku mur tzw. ogrodów gubernatora Daragana, okazało się, że kilka dni wcześniej został rozebrany. Jak wiele zależy od interwencji czytelników, świadczy los tablicy na moście trybunalskim. O rdzewiejącej pamiątce z czasów jego budowy (1909 r.) pisaliśmy chyba ze trzy razy. Nie wywołało to żadnej reakcji ze strony właściciela mostu - kaliskiego samorządu. Dopiero pismo interwencyjne kaliskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami zmobilizowało odpowiednie siły – tablica została odnowiona. Niezmiernie za to zrobiło się nam miło, gdy okazało się, że kiedy zwróciliśmy uwagę na urodę piaskowcowej bramy na tyłach sądu, odstąpiono od planów jej rozbiórki. To jednak przypadek odosobniony. Dlatego też, niestety, zdarza nam się krytykować politykę władz wobec dziedzictwa. O wiele przyjemniej byłoby pisać o kolejnych uratowanych zabytkach i najlepszym wykorzystaniu skromnych skądinąd środków. Przykładem dobrze wydanych pieniędzy jest według nas samorządowa dotacja na bardzo już zniszczony portal kościoła pojezuickiego (obecnie  garnizonowy).

Przeszłość dla teraźniejszości?
Ważne dla nas są marzenia związane z dniem dzisiejszym zabytków Kalisza. Przede wszystkim  bardzo by się chciało, żebyśmy dostrzegli potężny potencjał tkwiący w starówce z okresu międzywojennego. O tym, że uważamy ją za najważniejszy zabytek miasta, będziemy powtarzać do upadłego. Wiele nadziei daje planowana przez Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk konferencja poświęcona odbudowie z lat 1918 - 29. Oby dało to impuls nie tylko odkryciu wartości, ale aby był to początek rzeczywistej rewitalizacji zaniedbanej dzielnicy. Niech znikną dziurawe chodniki, zniszczone fasady, brudne podwórka i szpetne reklamy. Oby tylko to, co je zastąpi, nie urągało estetyce, czego ostatnim przykładem mogą być jaskrawe „kolorki” na banku PKO przy alei Wolności. Marzy się nam powrót do idei „białego miasta” o jasnych elewacjach kamienic jako najbardziej właściwych dla czasu ich powstania. Chciałoby się też, żeby miasto nie odwracało się od źródła swej urody - parku i rzeki. Przecież to woda i zieleń decyduje o jego urodzie. Na razie drzewa nam zanikają (wichury  dopełniają dzieła), a jak wygląda Prosna i kaliskie mosty, z kamiennym i trybunalskim, każdy widzi. Czy znajdzie się wreszcie ktoś odważny, kto zajmie się problemami komunikacji, w tym utworzeniem potrzebnych starówce parkingów i ścieżek rowerowych? Co zrobić, aby powstrzymać jej zamieranie, wprowadzić tu nie tylko eleganckie sklepy, ale również instytucje kultury i uczynić ją miejscem wygodnym do mieszkania?
Będziemy się nadal przyglądać dziejom miasta z nadzieją, że dzięki temu wspólnie spojrzymy na współczesny Kalisz z większą uwagą i szacunkiem. 

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do