Reklama

IV Festiwal Orkiestr Dętych i Mażoretek im. Henryka Siudy w Rychnowie

Pięć orkiestr dętych z terenu powiatu kaliskiego, jedna z Chocza oraz towarzyszące im mażoretki zaprezentowało się podczas IV Festiwal Orkiestr Dętych i Mażoretek im. Henryka Siudy w Rychnowie. Festiwal połączony był z festynem rodzinnym na rozpoczęcie lata i odbył się 21 czerwca ( sobota) na boisku sportowym w Rychnowie.

Imprezę rozpoczął uroczysty przemarsz orkiestr i mażoretek główną ulicą Rychnowa na teren stadionu. uczestników. Następnie członkowie Młodzieżowej Orkiestry Dętej OSP w Rychnowie: Marika Marek, Paweł Konieczny i Michał Kraszkiewicz przypomnieli dokonania śp. Henryka Siudy. Wszyscy muzycy wykonali wspólnie dwa utwory pod batutami: Karola Maciaszczyka i Jacka Konopczyńskiego, a następnie koncertowali zespołami. W Festiwalu wystąpili: Młodzieżowa Orkiestra Dęta OSP Rychnów wraz z zespołem mażoretek „Sparkle”, Miejsko-Gminna Orkiestra Dęta Koźminek, Stowarzyszenie Orkiestra Dęta Dobrzec Kalisz, Orkiestra Dęta przy Gminnym Ośrodku Kultury w Choczu, Wiwat Orkiestra Dęta i Mażoretki Żelazków, zespół wokalny „Dynamitki” oraz utalentowane wokalnie uczennice Szkoły Podstawowej im. Polski Niepodległej w Rychnowie: Lena Pawlak i Zofia Szafrańska. Imprezę zakończyła zabawa taneczna z DJ „Magic Event” Radosławem Janiakiem. Wśród atrakcji festynu były m.in.: zamki dmuchane, kule wodne, euro-bungee, bogata strefa gastronomiczna, pokaz wozów strażackich, alpaki, loteria fantowa z atrakcyjnymi nagrodami (weekend w hotelu Gołębiewskim, hulajnoga elektryczna, rower, elektryczne auto na weekend, vouchery od różnych firm). Organizatorami imprezy byli: OSP Rychnów i rychnowska orkiestra przy wsparciu Kół Gospodyń Wiejskich: Rychnów,  Rychnów-Kolonia, Bogucice, Skrajnia.

(grz)

Henryk był człowiekiem nietuzinkowym, wielobarwnym, niepowtarzalnym, szarmanckim, ale również fenomenem muzycznym, wspaniałym pedagogiem, wyjątkowym dyrygentem i pasjonatem dźwięków. Był moim serdecznym przyjacielem i kolegą.

  Henryk urodził się 24 lipca 1943 roku w Gıttingen (Niemcy) Dzieciństwo spędził w miejscowości Dębe k. Kalisza, gdzie jego rodzice zamieszkali po powrocie z Niemiec. Tam ukończył szkołę podstawową. Następnie ukończył Szkołę Muzyczną w Kaliszu (1959 – I stopnia,1965 – II stopnia) oraz Liceum dla Pracujących w Kaliszu (1962). Zmarł 1 listopada 2021 roku.

 O Heniu można byłoby mówić i mówić. W życiu zawodowym był człowiekiem spełnionym. Dzięki swojej różnorodnej działalności i sukcesów doczekał się za życia wpisu w  encyklopedii  (Cyfrowa Szkoła Wielkopolski).  Warto  wrócić do mojej rozmowy z Heniem, którą odbyliśmy kilka lat temu. i jeszcze raz przeczytać  jak Heniu sam postrzegał  swoje życie zawodowe. Rozmowa była publikowana na łamach tygodnika "Życie Kalisza".  

                             Henryk Siuda czyli Człowiek Orkiestra

 Znamy się od lat, dlatego pozwól, że będę zwracał się po imieniu. Jesteś znany z działalności artystycznej też jako nauczyciela kolejnych pokoleń muzyków. Jednak młodsi pokolenia kojarzą  ciebie głównie z orkiestrami dętymi. Co też zadecydowało, że właśnie orkiestry dęte [rzez dziesięciolecia zdominowały twoje życie muzyczne?

- Masz rację. W 1963 roku rozpocząłem odbywanie zasadniczej służby wojskowej w jednostce w Pleszewie. Właśnie tam zostałem członkiem orkiestry  wojskowej. Należałem do wybijających się muzyków do tego stopnia, że po pół roku pełniłem obowiązki kapelmistrza. Przełożeni namawiali mnie abym został żołnierzem zawodowym i związał swoje życie z orkiestrą. Z perspektywy lat zastanawiam się, czy nie byłby to dobry krok. Ale inaczej do sprawy podchodziłem będąc młodzieńcem. Ale prawdą jest, że właśnie w wojsku zapałałem szczególną sympatią do orkiestr dętych.

 Powszechna jest opinia, że nie byłoby tylu orkiestr  w Kaliszu i powiecie,  w dodatku reprezentujących tak wysoki poziom gdyby nie było ciebie?

-  Myślę, że jest to przesada, ale nie ukrywam, że mam w tym także swój niemały udział. Na przestrzeni dziesięcioleci przez moje orkiestry przewinęły się  pewnie tysiące osób. Mam satysfakcję, że potrafiłem tylu młodych zarazić muzyką, a w  szczególności  w ostatnich kilkunastu latach. Setki młodych ludzi zamiast bezmyślnie tracić czas na gry komputerowe czy też inne uciechy wolało i woli przyjść na próby orkiestr, dodatkowo godzinami ćwiczyć w domu by jak najlepiej zaprezentować się na koncercie.

Kiedy zaczęła się twoja wielka przygoda z orkiestrami dętymi?

-  W 1980 roku. Wówczas rozpocząłem współpracę z orkiestrą OSP Dobrzec.  Odnotowaliśmy wiele sukcesów. Należeliśmy do czołówki orkiestr w kraju. Trzykrotnie zakwalifikowaliśmy się do prestiżowego Ogólnopolskiego Przeglądu Orkiestr Dętych w Ciechanowie. Od 1982 roku dyrygowałem także orkiestrą Fabryki Wyrobów Runowych „Runotex” w Kaliszu. W 1997 roku doszła kolejna z Tykadłowa, a w latach dziewięćdziesiątych (1996 – 1997) z Chełmc. W latach 2000 – 2004 prowadziłem orkiestrę Kaliskich Zakładów Jedwabniczych „Wistil”. Jeszcze do niedawna kierowałem orkiestrami z: Dobrzeca, Kamienia, Koźminka i Rychnowa. Obecnie trzema, bez koźmineckiej.

 Z każdą z ich odnosiłeś sukcesy i to nie tylko w kraju?

 - Nie ukrywam, że było ich sporo. Był to efekt wspólnej pracy muzyków i  mojej skromnej osoby. Niektóre koncerty i sukcesy mam szczególnie zachowane w pamięci. Np. z orkiestrą z Kamienia, którą kieruję ponad 20 lat graliśmy podczas uroczystości związanych z pobytem Papieża Jana Pawła II w Kaliszu. Z tą też orkiestrą uczestniczyliśmy w biciu rekordu Guinessa. W Warszawie na Placu Marszałka Piłsudskiego zagrało jednocześnie 1500 muzyków - strażaków ochotników. Natomiast z orkiestrą z Dobrzeca  zapoczątkowaliśmy udział  muzyków Kalisza i powiatu w koncertach zagranicznych. W 1987 roku pierwszy raz zagraliśmy w byłej Czechosłowacji. Z muzykami z Kamienia występowaliśmy w Niemczech i Szwajcarii. Na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki we Frankfurcie dyrygowałem orkiestrami, które wykonywały „Hymn Zjednoczonej Europy”. Zespół z Kamienia znalazł się w gronie 24 orkiestr z krajów UE oraz państw przystępujących do wspólnoty, które zaproszono do udziału w tej uroczystości. To właśnie muzycy z Kamienia wprowadzali Polskę do UE. Oni otwierali pochód osób, które symbolicznie jako pierwsze przekraczały  most w Słubicach. Z młodymi muzykami z Rychnowa trzykrotnie uczestniczyliśmy w Festiwalu Pieśni, Muzyki i Tańca w Rydze, koncertowaliśmy także w Niemczech.

Muzykę chłonąłeś od najmłodszych lat.

 -  Ojciec był akordeonistą, a więc z muzyką obcowałem niemal od kołyski. Jako młody chłopak równolegle ze zdobywaniem wykształcenia ogólnego stawiałem pierwsze kroki w edukacji muzycznej. Maturę zdałem w 1962 roku w Liceum dla Pracujących w Kaliszu. Natomiast już w 1959 roku w dziale młodzieżowym kaliskiej Szkoły Muzycznej (niższej) zgłębiałem tajniki gry na flecie u Jarosława Grabowskiego. W 1965 roku otrzymałem dyplom ukończenia Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia. Tym samym otrzymałem certyfikat potwierdzający przygotowanie do pracy zawodowej w zakresie gry na klarnecie. Moim nauczycielem był Zdzisław Nowicki.

 Co prawda skończyłeś poważną szkołę ale nie do końca zostałeś wierny muzyce poważnej. Przyjaciele nawet dzisiaj z sympatią nazywają ciebie „wiecznym chałturzystą”. Skąd to określenie?

- Pracowałem na nie od najmłodszych lat. Już w 1958 roku zamiast pilnie uczyć się gry na flecie, byłem członkiem młodzieżowych zespołów w Kaliszu a później w Turku. A za to groziło nawet  wydalenie ze szkoły muzycznej. Na początku lat 60 – tych jako klarnecista grałem w elitarnym jak na tamte czasy zespole „Alabama”.  Zespół zawiązał się przy I Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Kaliszu. Stworzyli go pasjonaci muzyki Ray’a Charlesa, bluesa i rock’n’rola. To był okres kiedy zdobywałem estradowe doświadczenie, a także doskonaliłem swój warsztat muzyczny. Po odbyciu służby wojskowej oddałem się nie tylko orkiestrom dętym, ale także rozwijałem zainteresowania bluesem i jazzem. W 1967 roku powstała kaliska grupa określana mianem soulowej „Młody Blues”. Po pierwszych sukcesach zespołu postanowiono powiększyć jego skład o sekcję dętą i tak trafiłem do kapeli, grałem na saksofonie. Zdobywaliśmy nagrody na festiwalach krajowych, były występy w telewizji. W 1971 roku wspólnie z zapolem „Romuald i Roman” wyruszyliśmy w ogólnopolską trasę koncertową. Jak nas odkreślano „zespół niepokornych młodych długowłosych muzyków” zaproszono  do udziału na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Staliśmy się na tyle rozpoznawali i popularni, że zaproponowano nam przejście na zawodowstwo. Propozycja zbiegła się z okresem stagnacji grupy. W naszym życiu osobistym nastąpiły istotne wydarzenia ( ja zostałem ojcem),  które przesądziły, że propozycji nie przyjęliśmy. Mimo wszystko była to fantastyczna i wielka muzyczna przygoda.

Jednak w tym okresie twoja działalność nie ograniczała się do koncertowania?

- W 1967 roku zostałem zatrudniony w Międzyspółdzielczym Ośrodku Kulturalno – Oświatowym i Sportu przy Spółdzielni Pracy Usług Wielobranżowych w Kaliszu  (znany był pod nazwą MOKO) na stanowisku kierownika ośrodka. Między innymi odpowiedzialny byłem za zorganizowanie i prowadzenie zespołu instrumentalnego o charakterze rozrywkowym. Tam też wspólnie z Janem Ptaszynem Wróblewskim prowadziliśmy cieszące  się dużą popularnością cykliczne jazzowe audycje słowno – muzyczne.  Uzyskałem też kwalifikacje uprawniające mnie do wykonywania pracy instruktorskiej w dziedzinie muzyki i uprawnienia muzyka estradowego. Kolejnym miejscem pracy był Kaliski Dom Kultury. Zatrudniono mnie na stanowisku instruktora ds. muzyki. We wrześniu 1970 roku rozpocząłem pracę w charakterze nauczyciela w Społecznym Ognisku Muzycznym Kaliskiego Towarzystwa Muzycznego. Równocześnie przez okres 10 lat do wprowadzenia stanu wojennego byłem  muzykiem estradowym w kaliskich lokalach: „Nowy Świat”, Restauracja NOT, Hotel „Prosna”. A później zawładnęły mną orkiestry dęte.

 O ile  orientuję się, to nie do końca zerwałeś z jazzem  i bluesem?

-To mi pozostało z dawnych lat i nie zamierzam z tego rezygnować. Jeszcze podczas pracy w Ognisku Muzycznym założyłem big band. I ta słabość do jazzu trwa i trwa. W 1986 roku wystąpiliśmy na XIII Międzynarodowym Festiwalu Pianistów Jazowych. Jeszcze teraz z przyjemnością oddaję się tej muzyce, choć nie tylko tej. W 2008 roku stworzyłem zespół Calisia Saxophone Quartet. Koncertowaliśmy na wielu znaczących imprezach. Między innymi podczas podsumowania kaliskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w czasie obchodów Święta Miasta Kalisza czy w Poznaniu w ramach „Poranków muzycznych”. Obecnie tworzymy kwintet. Repertuar jesteśmy w stanie dopasować do potrzeb publiczności. Mogą to być utwory rozrywkowe jak i klasyczne.

Od kilku lat jesteś na emeryturze, ale tempa nie zwalniasz?

-  Muzyk na emeryturze brzmi jakoś dziwnie. Tak naprawdę to nie wyobrażam sobie sytuacji by ktoś tak z dnia na dzień powiedział mi, że koniec z orkiestrami, koniec z muzykowaniem. Mimo siedemdziesiątki na karku nadal mam bardzo dobry kontakt z młodzieżą i póki będą tacy, którzy chcą grać będę ich uczył. Wydaje mi się, że nauczycielem i muzykiem pozostaje się do końca życia.

Czy  w twoim życiu zawodowym jest coś czego żałujesz?

-  Już  mnie o to pytałeś. Ale powtórzę. Żałuję trzech rzeczy ale czy tak do końca, to nie jestem pewien. Pierwsza to, że nie zdecydowałem się pozostać w wojsku na zawodowego. Gdyby tak się stało już wówczas oddałbym się pracy z orkiestrami dętymi. Ale drugiej strony gdyby do tego doszło, to nie byłoby fantastycznej przygody z „Młodym Bluesem”. A skoro już się przytrafiła, to żałuję, że tak potoczyły sie nasze losy, które uniemożliwiły nam zaistnieć na dłużej na polskim rynku muzycznym. Potencjał mieliśmy niesamowity. Nie wrócą też czasy kiedy np. w Kamieniu wsi liczącej zaledwie 800 osób w orkiestrze grało aż 90 jej mieszkańców. Zmieniły się czasy i większość ludzi wybiera inne formy spędzania czasu wolnego niż wspólne muzykowanie. I tego też  mi żal. Jednak kłamałbym  mówiąc, że w życiu zawodowym nie spełniłem się. Przecież moje życie zawodowe związałem  z tym co było i pozostanie moją pasją. Dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli, którzy  przyczynili się do tego, że mogłem realizować swoje pasje. Dziękuję także wszystkim muzykom,  których na przestrzeni dziesięcioleci miałem przyjemność wprowadzać w tajniki mojej pasji i wspólnie muzykować. Bez nich nie byłoby sukcesów, nie byłoby też Henryka Siudy jak niektórzy mówią człowieka orkiestry.

 Dziękuje za rozmowę.

                                             ***************************

  Działalność Henryka Siudy miała ogromne znaczenie edukacyjne i wychowawcze. Wielu ludziom stworzyła możliwości rozwoju, ukierunkowuje, dała możliwość realizowania muzycznego hobby, rozbudzała w wielu sercach miłość do muzyki, miała znaczący wpływ na edukację muzyczną i osiągnięcie sukcesu wielu muzyków, kształtowała niezależność, wytrwałość, cierpliwość i pracowitość – cechy, których coraz bardziej brakuje ludziom, szczególnie młodym.

   Ukoronowaniem działalności Henryka Siudy był uroczysty benefis, który odbył się w dniu 27 września 2013 roku w Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu z okazji potrójnego jubileuszu: 70-lecia urodzin, 55-lecia działalności artystycznej oraz 45-lecia pedagogiki muzycznej. Było to niezwykłe wydarzenie z udziałem wielu znakomitych gości – artystów i osób piastujących ważne stanowiska w Kaliszu i powiecie kaliskim.

Grzegorz Pilecki

 

Aktualizacja: 23/06/2025 06:03
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do