Reklama

Jak na starej fotografii

16/07/2008 13:35
Chodzili z dużymi, przedziwnymi skrzynkami. Eleganccy panowie z wąsami podobnymi jak u ich klientów, grzeczni, usłużni, pragnący spełnić każdą zachciankę zamawiającego. Staromodni fotografowie w czasach sobie współczesnych byli ikonami nowoczesności

Ilu fotografów działało w Kaliszu przed wybuchem pierwszej wojny światowej? Do czasu podjęcia systematycznych badań trudno precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, choć najważniejsze nazwiska są znane. Najwięcej o ich świecie, pełnym póz i form, raptownie zburzonym w 1914 r., mówią zachowane prace – stare fotografie.

Pan od portretów
Pierwsze zdjęcia bardzo przypominały tradycyjne obrazy. Nie tylko dlatego, że wzorowano się na kompozycjach malarskich, zachowując ten sam pietyzm w upozowaniu osób, grup i przedmiotów. Pierwsze zdjęcia były małymi obrazkami także w sensie dosłownym. Najwcześniejsze z nich, tj. dagerotypy utrwalano na miedzianych płytkach grubości karty do gry; elegancko oprawione służyły potem jako zawieszony lub stojący bibelot – pamiątka rodzinna, wspomnienie ukochanej, konterfekt drogiej sercu osoby. Dagerotypy były unikatowe także dlatego, że nie znano metody ich powielania. Powaga osób na nich przedstawionych, staranność w doborze strojów, nienaganność postawy jednoznacznie podpowiadają, po co przychodzono do atelier: żeby zachować od niepamięci. Trudno wyzbyć się myśli, że na fotografię trzeba było sobie zasłużyć. „Kobieta wysokiej wartości moralnej i najwyższego polotu artystycznego” – zapisała Zofia Trzcińska-Kamieńska na odwrocie zdjęcia swojej babki, urodzonej w Kaliszu, Aleksandry Unrugowej z Glotzów. Portret ten, wykonany w Paryżu ok. 1853 r., własność prywatna, jest jednym z dwóch znanych dagerotypów związanych z naszym miastem. Drugi, wymieniony w imponującym katalogu Wandy Mossakowskiej z 1989 r., wydanym na 150-lecie fotografii w Polsce, pokazuje Antoniego Jaworskiego. Zdjęcie, także w zbiorach prywatnych, powstało między 1840 a 1860 rokiem. Dla nas arcyciekawa jest informacja, że jego anonimowy autor pracował prawdopodobnie w Kaliszu. Czy należy wiązać tę postać z Teodorem Willnowem, malarzem portretów i dagerotypistą z Berlina, który w latach 40. XIX stulecia pracował gościnnie w naszym mieście przy ul. Wrocławskiej (współcześnie Śródmiejskiej), „robiąc wszelkie portrety nadzwyczaj podobne metodą pana Daguere’a, uzupełniane własnym kunsztem”? Jeśli tak, zyskujemy pewność, że Kalisz nie dał się wówczas dystansować w europejskim biegu po nowoczesność. W 1840 r. sztuka fotografii miała zaledwie rok.
Technika, nazwana od brzmienia nazwiska swojego francuskiego odkrywcy, nie panowała długo. Tajniki uzyskiwania zdjęć tą metodą wymagały solidnej znajomości fizyki i chemii, a nauka – oprócz pieniędzy – kosztowała adepta wiele samozaparcia i chęci eksperymentowania z własnym zdrowiem; opary środków używanych do utrwalenia obrazu były trujące. Mimo że postęp w tej dziedzinie następował bardzo szybko (już od połowy XIX w. zaczęły się upowszechniać kolodiony, zdjęcia uzyskiwane ze szklanych negatywów), jeszcze długo fotografia pozostawała bardzo drogim i wyrafinowanym hobby. Podkreślał to także sposób oprawy dawnych zdjęć. Naklejano je na ozdobne kartoniki, często z wyciskaną nazwą i adresem zakładu z przodu oraz bogatą litografią – reklamą firmy z tyłu. Dla badaczy przeszłości to bezcenne wskazówki.

Fotografowie
Kto portretował kaliszan po Willnowie? Na pewno niejaki Diehl i działający równocześnie Samuel Fingerhut (1818- 1873). W latach 70. XIX w. drugi z wymienionych zawiadamiał na łamach lokalnej gazety, że przeniósł swój zakład do nowo wybudowanego lokalu, urządzonego w domu własnym pod numerem 181 przy ul. Wrocławskiej, „gdzie przyjmuje się wszelkie obstalunki na zdejmowanie grup, pojedynczych osób, kopij z obrazów, które będą wykonywane z jak największą dokładnością, akuratnością i dobrocią równającą się fotografom najlepszym; przytem spodziewam się, że Szanowna Publiczność zadowolona będzie z robót i z zakładu egzystującego w tutejszym mieście” [pis. oryg.]. Ogłoszenie jest arcyciekawe, bo wylicza pełną gamę ówczesnych możliwości fotograficznych: od portretów indywidualnych i grupowych po reprodukcje. Zdjęciami w plenerze zajmował się Diehl; jak można sądzić po prasowym anonsie, był on autorem pierwszego albumu zdjęciowego Kalisza. Po śmierci Samuela atelier przejął jego syn – Jakub Fingerhut (1850-1915), kaliski księgarz i wydawca. Mniej więcej w tym czasie zaczyna się ujawniać talent Wincentego Borettiego (1859-1932), bodaj najbardziej znanego z dawnych fotografów nad Prosną. Był personą szanowaną, miłośnikiem i propagatorem jazdy na rowerze, członkiem wielu stowarzyszeń, m.in. Towarzystwa Cyklistów i Wzajemnego Kredytu. Na zachowanych w zbiorach kaliskiego muzeum portrecikach Borettiego można znaleźć adres firmy: Józefa 10, później – Niecała 12 (dom w Parku Miejskim z półokrągłą werandą, dzisiaj z lecznicą dla zwierząt). Kaliski park był też chyba jednym z ulubionych tematów Wincentego. Pochodzący z utalentowanej artystycznie rodziny warszawskiej, autor miał o rok młodszego brata Teofila (zm. 1910), również parającego się sztuką „zdejmowania obrazów”. Co ciekawe, mimo że to starszego z nich uważa się za profesjonalistę, historia fotografii polskiej częściej wymienia Teofila. Dlaczego? Miał on praktykować w Warszawie u najsławniejszego ze sławnych, Karola Beyera, od którego całe szaleństwo „pstrykania” nad Wisłą się zaczęło. To nie jedyne fotograficzne związki ze stolicą. W Kaliszu, mieście gubernialnym imperium rosyjskiego, działała filia znanej warszawskiej firmy Kloch i Dutkiewicz (lata 70. XIX w.). W prasie panowie anonsowali swoje przyjazdy i odjazdy (miasto opuszczali na czas wakacji), co może świadczyć o tym, że nad Prosnę przywozili przenośną pracownię ze składaną altaną (przeszklone studio do robienia zdjęć), z czego słynęli. Spółka nie przetrwała finansowo. W Kaliszu jej miejsce zajął Stanisław Zewald, niezwykle ceniony przez mu współczesnych, który na odwrocie swoich prac informował: „Zakład fotograficzny podróżny, dawniej filia Kloch i Dutkiewicz z Warszawy”. Popularnością cieszyła się także firma A. Iłowieckiej i M. Raczyńskiego, za kilka lat już tylko M. Raczyńskiego, zapraszająca swoich klientów do atelier przy al. Józefiny 8 (Wolności) przy teatrze. Właśnie Raczyński wraz z Borettim (brak imienia, można się domyślać, że chodzi o Wincentego) i Nemo (?) zostali uznani przez Aleksandra Janowskiego, podróżnika i krajoznawcę, zwiedzającego Kalisz na początku XX stulecia, za najlepszych zawodowców – fotografów pejzaży nad Prosną. Na podpisanych po niemiecku zdjęciach Gustava Ekerta widnieje adres: „Rue St. Marie” No 74/75” (Mariańska). Oprócz Borettich przy parku (Niecała 4) działała także pracownia H. Bibricha, której nazwę wpisano w secesyjną winietę. Na przełomie wieków fotografię można było zamówić także przy Warszawskiej 11-17 (Zamkowa) w zakładzie Dyzmy.
Wszystkie wymienione atelier wykonywały portrety indywidualne i grupowe, portrety mam, babć, ojców, dzieci, małżeństw i całych rodzin, ale tylko nieliczne pokazywały miasto. Oprócz Diehla album Kalisza na pewno stworzył Stanisław Zewald (oba wydawnictwa jedynie wzmiankowane w prasie, ale nieznane) oraz Wincenty i Teofil Boretti (prace oddzielne). 

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do