Reklama

Kaliskie wspomnienia Katynia

31/01/2019 00:00
– Zochna, nie płacz, przywiozę ci lalkę z Berlina – mówił ojciec, gdy widziałam go po raz ostatni... Potem przysłał trzy kartki ze Starobielska. Do Berlina nie dotarł...

17 września 1939 r. Stalin oficjalnie nie wypowiedział wojny Polsce. Z tego powodu naczelny wódz sił zbrojnych Edward Rydz-Śmigły polecił: „z Sowietami nie walczyć”. W czasie chaotycznego przebiegu kampanii wrześniowej zdezorientowane oddziały polskie trafiały w ręce NKWD... stamtąd do obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie.  Od marca do czerwca 1940 r. w Katyniu, Charkowie i Kalininie wymordowano 22 tys. więźniów Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Byli wśród nich oficerowie, wojskowi, policjanci, pracownicy więziennictwa i innych służb mundurowych. 

 – Zochna, nie płacz przywiozę ci lalkę z Berlina – pocieszał oficer WP Stanisław Anglik swą kilkuletnią córeczkę, pewien rychłego powrotu do domu. To było ich ostatnie spotkanie, wrześniowy poranek 1939 r. Do Berlina nie dotarł. Kilka miesięcy później... – Przysłał trzy kartki. Pisał, że jest w Starobielsku, prosił o ciepłą odzież. Poprzez znajomych ze Lwowa mama próbowała wysłać paczkę, ale oni otrzymali odpowiedź: „obóz jest zlikwidowany, więźniowie przewiezieni są w inne miejsce” – oczywiście nie powiedzieli, w jakie – wspomina Zofia Stefaniak. Ani ona, ani jej mama nie miały wówczas pojęcia, co naprawdę znaczyła ta informacja. Po wojnie poszukiwały ojca m.in. przez Czerwony Krzyż. Bezskutecznie. Na podstawie kartek – ostatnich śladów i pamiątek po nim – oraz różnych „przecieków” podejrzewały, że podzielił los reszty polskich oficerów zamordowanych na Wschodzie, lecz pewności nie miały. Podobnie jak wszyscy, z oczywistych względów... milczały. Dziś pani Zofia posiada tylko jedną pamiątkę po swoim ojcu. Jest nią... szabla! – Zaraz po wojnie mama była na UB, spędziła tam trzy dni, stojąc w lodowatej wodzie. Jak wróciła do domu, od razu spaliła kartki ze Starobielska. W ten sposób po ojcu została nam tylko szabla. Mama nie wiedziała co z nią zrobić, więc ją zakopała... Szabla zardzewiała, wojny nie widziała! – żartuje pani Zofia. Ojciec pani Zofii „w cywilu” był nauczycielem fizyki i matematyki. Nie był jedynym z jej krewnych, który zginął z rąk NKWD. W obozie w Starobielsku Stanisław Anglik spotkał... swego szwagra – Bogusława Raczkowskiego, przed wojną nauczyciela WF w gimnazjum w Chorochowie na Wołyniu. – To dzięki niemu ojciec przysłał aż trzy kartki, bo można było dwie, ale że wuj był kawalerem, odstąpił mu jedną swoją – wspomina siostrzenica. Ale to jeszcze nie koniec tragicznych losów rodziny pani Zofii. W Katyniu zginął jej kolejny wuj – Dobiesław Jakubowicz. Był również nauczycielem, w dodatku z literackim zacięciem. W obozie pisywał pamiętniki, które zostały niedawno opublikowane.
   
„Test rąk”
 – Sowietom zależało przede wszystkim na wymordowaniu elity, bo wówczas pozostawia się naród bez głowy – komentuje pani Violetta Słupianek, historyk, pisząca pracę na temat Katynia.
Podczas kampanii wrześniowej wyłapywali całe oddziały Wojska Polskiego, następnie przeprowadzali selekcję. W miejscach internowania prosili, aby zgłaszali się wszyscy oficerowie i inni wyżsi stopniem. Niektórzy uznając, że postępują w zgodzie z honorem, meldowali się dobrowolnie, inni – jakby przeczuwając co ich czeka –  zdzierali z mundurów pagony i odznaczenia wojskowe. Wówczas Sowieci przeprowadzali tzw. „test rąk”. 
– Łatwo było rozpoznać dłonie inteligenta, więc kazali wszystkim pokazywać ręce. Po „teście” chłopów  – głównie tych z terenów dzisiejszej Ukrainy i Białorusi – odsyłali do domów; oficerów, mundurowych i inteligencję do obozów,  pozostałych... na Sybir – mówi pani Violetta.

Nie tylko inteligencja...
 Wysocy rangą oficerowie i elita stanowili znaczną część więźniów Starobielska i Kozielska. W Ostaszkowie internowano, a następnie wywieziono i rozstrzelano pracowników policji, żandarmerii, służb więziennych i pozostałych „mundurowych”. Do nich żywiono szczególną nienawiść jako funkcjonariuszy organów sanacyjnej Polski.
– Mój ojciec był wielkim patriotą. Przed I wojną światową, w 1913 r. wyemigrował z bratem do Ameryki. W 1918 na apel Paderewskiego przybył zza oceanu do Francji, gdzie wstąpił do armii gen. Hallera. Po I wojnie wrócił do Polski i zaciągnął się do straży granicznej na Wschodzie, potem do policji – opowiada Tadeusz Żelaziński, kaliszanin, urodzony na Wileńszczyźnie. W połowie września 1939 r. jego ojciec Józef dostał rozkaz, aby się stawić do wojska... Po kilku miesiącach przyszła kartka z Ostaszkowa z prośbą o kalosze i ciepłą odzież. – Z tą kartką mama poszła na NKWD, pozwolono jej wysłać paczkę. Wysłała, ale odpowiedzi nie otrzymała. Wkrótce po tym, 13 kwietnia 1940 r. wywieziono nas, tj. mnie, mamę i brata, do północnego Kazachstanu – opowiada pan Tadeusz. Podobny los spotkał wszystkie rodziny więźniów Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska zamieszkałe na terenach zajętych przez Sowietów.

Zmowa milczenia 
Po powrocie z ZSRR rodzina pana Żelazińskiego również poszukiwała ojca przez Czerwony Krzyż. Bezskutecznie. – Mama wróciła z Kazachstanu bardzo schorowana. Usiłowała uregulować swój stan cywilny, aby otrzymać rentę. Dopiero w 1951 r. dostała postanowienie, w którym napisano, że ojciec zginął wskutek działań wojennych. Wkrótce po tym zmarła. Nie wiedziała do końca, że ojciec został rozstrzelany... Pan Tadeusz podejrzewał, w jaki sposób i gdzie zginął jego ojciec. Niemal całkowitą pewność uzyskał dopiero gdy zobaczył książkę „Zbrodnia katyńska”, wydaną w 1982 r. w Londynie, która niestety nie zawierała nazwisk. Na potwierdzenie tragicznej prawdy o losie najbliższych rodziny pani Zofii i pana Tadeusza musiały czekać długo, aż do 1990 r. Wówczas 13 kwietnia  agencja informacyjna TAS ogłosiła całemu światu, że Związek Radziecki przyznał się do popełnienia zbrodni w lasach Katynia, więzieniach Charkowa i Kalinina. Ówczesny prezydent RP Wojciech Jaruzelski przywiózł z Moskwy spis Polaków więzionych w obozach Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa.
– Na jednej z nich pod numerem ósmym było nazwisko mojego ojca. Dopiero wtedy, po pięćdziesięciu latach dowiedziałam się całej tragicznej  prawdy o jego śmierci – kwituje pani Zofia.

Plama na życiorysie
W sprawie Katynia władze milczały przez lata. Jeśli pojawiały się jakieś informacje, kłamano, że zbrodnię popełnili Niemcy. Hasło „Katyń” nie pojawiało się w encyklopediach aż do 1991 r. Rodzina Gabrieli Zych bardzo wcześnie znała prawdę o mordzie dokonanym na jej teściu Stefanie Zychu i tysiącach innych Polaków. Kulisy tej zbrodni ujawnili po raz pierwszy Niemcy, którzy  w 1943 r. odkryli groby i dokonali  ekshumacji.
– O losie męża teściowa dowiedziała się z listy ofiar Katynia opublikowanej 16 maja 1943 r. przez władze niemieckie w gazecie „Goniec Krakowski” – mówi pani Gabriela. – Potem, kiedy naziści wysłali teściową na roboty do Rzeszy, co miesiąc wypłacali jej 100 marek jako wdowie po zamordowanym mężu oficerze! – wyznaje z niedowierzaniem pani Gabriela. Po powrocie do kraju pani Zych, podobnie jak wszystkie wdowy, potrzebowała dokumentu potwierdzającego jej stan cywilny. Gdy zgłosiła się w tej sprawie do władz PRL-u, otrzymała odpis skrócony aktu zgonu, na którym napisano, że jej mąż zginął wskutek działań wojennych w 1946! 
 Choć oficjalnych prześladowań nie było, powojenne władze utrudniały rodzinom pomordowanych studiowanie, obejmowanie wysokich stanowisk, przyznawanie rent, stypendiów i akademików.
– Mąż marzył o tym, aby zostać wojskowym. W czasie wojny brał udział w Powstaniu Warszawskim. Zawsze mówił prawdę... Kiedy po wojnie wstąpił do szkoły oficerskiej we Wrocławiu, kazano mu napisać życiorys. Napisał. Wszystko – o ojcu, o Katyniu, o AK. W ten sposób na zawsze pożegnał się ze szkołą i karierą wojskową – kwituje pani Zych.

Kaliskie rodziny pomordowanych więźniów Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa założyły w 1989 r. stowarzyszenie Rodzina Katyńska. Z inicjatywy i funduszy stowarzyszenia powstał w Kaliszu, w ogrójcu oo. jezuitów Pomnik Ofiar Katynia. Dziś stowarzyszenie liczy 60 członków. Obecnie jego prezesem jest Gabriela Zych.

Anna Frątczak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do