
29 marca 2025 roku na jazzowej mapie Polski pojawił się nowy festiwal – Kalisz Ptaszyn Fest. Jednodniowe święto muzyki zorganizowane przez Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu oddało hołd wybitnemu saksofoniście, kompozytorowi i popularyzatorowi jazzu, a także kaliszaninowi – Janowi Ptaszynowi Wróblewskiemu. Data wydarzenia nie była przypadkowa – 27 marca to dzień urodzin Mistrza, który przez lata starał się koncertować w swoim rodzinnym mieście właśnie w tym czasie
Organizatorzy postawili sobie za cel, by Kalisz Ptaszyn Fest stał się świętem jazzowych saksofonistów, a szerzej – wszystkich „dęciaków”, podkreślając tym samym rolę, jaką w jazzie odgrywał sam Patron festiwalu. Nie zapomniano również o tym, że Ptaszyn jako radiowiec zawsze miał ucho skierowane na nowe talenty – dlatego każdej edycji towarzyszyć ma występ co najmniej jednego młodego zespołu, który dostanie szansę zaprezentowania się przed festiwalową publicznością.
Wśród publiczności nie zabrakło najbliższych Ptaszyna – na sali obecna była jego małżonka Ewa Czuba-Wróblewska, syn Jacek Wróblewski oraz synowa. To właśnie Jacek Wróblewski rozpoczął wieczór słowami, które wybrzmiały szczególnie mocno. „Wszystko zaczęło się i skończyło się w Kaliszu. Zaczęło się dokładnie w 1953 roku w sylwestra, a skończyło 13 kwietnia ubiegłego roku na tej sali” – przypomniał, nawiązując do pierwszego (jak się wydaje) i ostatniego koncertu swojego ojca. Po chwili dodał jednak: „Jakkolwiek… jak patrzę w tej chwili, to chyba się jednak nie skończyło”.
I rzeczywiście – patrząc na wypełnioną po brzegi salę i młodych muzyków na scenie, trudno było się z nim nie zgodzić.
REBIRTH: młoda energia na starcie festiwalu
Wieczór otworzył zespół REBIRTH – młodzi muzycy, którzy zagrali z ogromnym entuzjazmem i świeżością. Na czele grupy stoi pianista Leon Jakubek, uczeń I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka – tej samej szkoły, do której uczęszczał Jan Ptaszyn Wróblewski. Towarzyszyli mu puzonista Tymon Okolus, trębacz Andrzej Frydko, kontrabasista i gitarzysta basowy Piotr Golec oraz perkusista Wojciech Lubczyński. Najmłodszy z nich, Golec, ma zaledwie 16 lat, a najstarszy, Frydko – raptem lat 19. Ich set, zatytułowany Tribute to Jan Ptaszyn Wróblewski, kipiał energią i radością grania. Otwierający koncert „Głód na pokładzie” zagrzmiał jak manifest młodego jazzu, a „Cannonbird” porwał publiczność swoją żywiołowością. W „Zielono mi” zespół pokazał bardziej liryczną stronę swojej muzycznej wrażliwości, a w „Wam jest do śmiechu, mnie nie” zawarł emocjonalny ładunek, który świetnie oddał charakter tej kompozycji. „Svantetic” (kompozycja autorstwa Krzysztofa Komedy) został wykonany z należytą dbałością o dramaturgię, a „Skleroptak” zamknął ten dynamiczny występ w iście energetyzującym stylu.Młodzi dali z siebie wszystko – grali z pasją, mocą i przekonaniem, jakby chcieli udowodnić, że duch Ptaszyna ma w nich godnych następców. I patrząc na entuzjastyczną reakcję publiczności, można śmiało powiedzieć, że to udowodnili.
Szymanowski/Afanasjew/Skowroński/Wójtewicz Quartet: elegancja i przestrzeń
Druga część wieczoru należała do kwartetu Karola Szymanowskiego (wibrafon), Macieja Afanasjewa (skrzypce), Mirosława Skowrońskiego (perkusja) i Tymoteusza Wójtewicza (kontrabas). Warto podkreślić, że Skowroński to muzyk związany z Kaliszem, co nadało występowi szczególny, lokalny wymiar.
Już pierwsze dźwięki „Grzmotu nad ranem” dały sygnał, że będzie to muzyka pełna przestrzeni i subtelności. Skrzypce Afanasjewa snuły zwiewne linie melodyczne, które wibrafon Szymanowskiego otulał szklistymi akordami, raz kruchymi i perlistymi, innym razem gęstymi jak mgła nad pobliską Prosną. Sześciopałkowa technika gry lidera kwartetu budowała wielowymiarowe struktury harmoniczne, dodając muzyce głębi
i kolorystycznych niuansów.
Sekcja rytmiczna nie była tu tylko fundamentem, lecz pełnoprawnym narratorem. Kontrabas Wójtewicza pulsował swobodnie, zostawiając przestrzeń na oddech i napięcie między dźwiękami, podczas gdy Skowroński z wyczuciem prowadził muzyczny dialog – od subtelnych, miękkich pociągnięć szczotek po energiczne akcenty budujące dramaturgię utworu. Jego solówka była dynamiczna i pełna ekspresji, ale nie „szarżująca” – precyzyjna, elegancka, płynnie rozwijana, ukazująca zarówno techniczną biegłość, jak i muzyczną wyobraźnię perkusisty.
„Pilnie potrzebna dobra wróżka” w wykonaniu kwartetu zabrzmiała jak melancholijna impresja, „Ściśle fajne” z lekkością wprowadziło publiczność w swingujący trans, a „Wśród życzliwych przyjaciół” stało się niemal kameralnym dialogiem instrumentów. Kulminacyjnym momentem programu była „Moja ballada” Krzysztofa Komedy – utwór, w którym czas jakby się zatrzymał, a każdy dźwięk miał wagę i znaczenie. Czysta, skupiona narracja, w której cisza mówiła równie wiele, co dźwięk.
Special Quartet: esencja stylu Ptaszyna
Na finał – Special Quartet, czyli projekt poświęcony w całości twórczości Ptaszyna. Saksofonista Henryk Miśkiewicz, pianista Wojciech Niedziela, kontrabasista Michał Kapczuk i perkusista Marcin Jahr stworzyli przestrzeń, w której duch Mistrza unosił się niemal w każdej frazie.
„BBLLUUEESS” otworzyło koncert charakterystycznym, pulsującym tematem, poprowadzonym przez sekcję rytmiczną Kapczuka i Jahra. W „Jakie chcesz mieć dzisiaj sny?” wybrzmiało liryczne oblicze twórczości Wróblewskiego, a „Jadą Gwiżdże” wniosło odrobinę lekkości i humoru – elementów, które tak często pojawiały się w jego kompozycjach. Kulminacją programu był zaaranżowany przez Miśkiewicza medley, czyli wiązanka, którą rozpoczął – znany wszystkim z Trzech kwadransów jazzu – motyw „La Nevada” Gila Evansa, a następnie kompozycje Wróblewskiego: „Żyj kolorowo”, „Pożegnanie z Marią”, „Kolega maj” i finałowe „Zielono mi”. Zawarte w wiązance tematy płynnie przechodziły jeden w drugi, tworząc wzruszającą muzyczną opowieść.
Każdy z muzyków miał okazję przez lata blisko współpracować z Ptaszynem. Michał Kapczuk przez niemal dekadę, Marcin Jahr przez trzydzieści lat, Wojciech Niedziela ponad cztery dekady, a Henryk Miśkiewicz przez ponad pięćdziesiąt lat – i to właśnie on zyskał miano jednego z najbliższych muzycznych kompanów Ptaszyna. Występ Special Quartet był czymś więcej niż koncertowym hołdem – brzmiał jak naturalna kontynuacja Ptaszynowego idiomu, udowadniając, że Jego muzyka wciąż pulsuje, żyje i inspiruje kolejne pokolenia.
Jam session w Nocnym Klubie Festiwalowym
Po oficjalnej części koncertowej festiwal przeniósł się do Nocnego Klubu Festiwalowego w Calisia One, kompleksie hotelowym po dawnej fabryce fortepianów. Jazzowa noc rozbrzmiała improwizacjami, w których uczestniczyli także muzycy związani z lokalną sceną. Niedługo po występie REBIRTH klubową scenę przejęli młodzi instrumentaliści, którzy z werwą i świeżym podejściem do jazzu prowadzili jam session do późnych godzin nocnych – występy trwały aż do 3 nad ranem, potwierdzając, że duch Ptaszyna nieustannie inspiruje kolejne pokolenia.
Pierwsza edycja Kalisz Ptaszyn Fest pokazała, że twórczość Jana Ptaszyna Wróblewskiego nie tylko trwale zapisała się w historii polskiego jazzu, ale także nieprzerwanie inspiruje. Młodzi muzycy nadali jego kompozycjom nowy wymiar,
a doświadczeni jazzmani utwierdzili wszystkich, że Ptaszyn na zawsze pozostanie pulsującym sercem polskiego jazzu.
Kalisz – miasto Ptaszyna – zyskał nowy festiwal. I wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek tej niezwykłej muzycznej epoki.
Szymon Ratajczyk
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie