Reklama

Kalisz w sierpniu 1914 r.

21/08/2008 08:41

Co się wydarzyło tego lata

Przeglądanie starej prasy to zajęcie tyle żmudne, co ciekawe. W przeciwieństwie do ówczesnych, my już doskonale wiemy, „co się wydarzy”. Kiedy w 1914 r. w „Gazecie Kaliskiej” ukazuje się informacja o zabiciu w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda, nikt nie umie jeszcze przewidzieć wydarzeń, które w konsekwencji doprowadzą do wybuchu wojny. Tymczasem każdego dnia na biurko redaktora trafiają coraz bardziej\"\" niepokojące  depesze...

Czwartkowej nocy (z 30 na 31 lipca 1914 r.) nad uśpionym miastem przetacza się wielka burza z piorunami. Na Ogrodach powiesiła się z jakichś przyczyn nieznana z nazwiska staruszka. Tego samego wieczoru po przedstawieniu muzycznym w teatrze letnim widzowie ze zdziwieniem odkryli, że z rozkazu władz zamknięty jest nie tylko teatralny bufet, ale i większość restauracji. Uznano to za zapowiedź wojny. W sobotę 31 lipca 1914 r. wydarzenia są już przesądzone: „Złudne i krótkotrwałe były nadzieje. Wypadki piętrzą się z taką gwałtownością, że lada chwila jedna iskra zapali pożogę europejską”. Poranek nie jest już normalny. Na ulicach pojawiają się plakaty wzywające do mobilizacji z „najwyższego ukazu”. Kaliszanie nie mogą przeczytać prasy warszawskiej, bo nie funkcjonuje już kolej dowożąca ją codzienne o 6 rano. Z dwugodzinnym opóźnieniem przyjeżdża do Kalisza ostatni pociąg z Niemiec. Jest on zatłoczony bardziej niż zazwyczaj, mimo że oficjalnie jeszcze wojna nie wybuchła. Sobota 1 sierpnia zaczyna się bardzo wcześnie. Już o świcie na Głównym Rynku zbierają się młodzi mężczyźni, aby pod rosyjską komendą odmaszerować do Łasku. Ukazująca się tego dnia z numerem 172. „Gazeta Kaliska” obwieszcza koniec pokoju. Obok tego toczy się codzienne życie. Nad pogrubionym napisem „Wojna!” Zarząd Szkół Handlowych w Kaliszu zawiadamia, że „egzaminy powakacyjne rozpoczną się d. 26 sierpnia roku bieżącego”. W dziale ogłoszeń poszukuje się m.in. chłopca kredensowego i przedstawiciela handlowego dla „nowo wynalezionych rolek do mebli”.  Do wynajęcia jest też „ładny pokój dla osoby inteligentnej”, a 7 sierpnia przy ulicy Chopina ma się odbyć licytacja klaczy o imieniu Sybilla. Ponieważ lato 1914 r. jest niezwykle gorące, jedna z reklam doradza: „Z powodu wyczerpującego upału niezbędnym jest dawać dzieciom  BIOMALC br. (aci) Paterman (...) z marką „dwa karzełki”.

Koniec
„Organ Prasowy Ziemi Kaliskiej” stara się uspokoić swoich czytelników. Przede wszystkim apeluje, aby nie wycofywać wkładów oszczędnościowych. „Pieniądze w kasach są bezpieczniejsze” – twierdzi redaktor. Zapewnieniom tym trzeba wierzyć na słowo, bo tłumy gromadzące się od piątku przed bankami zastają zamknięte drzwi. Jakby dla rozluźnienia sytuacji wiele uwagi poświęca się przedstawieniu w teatrze letnim: „W ubiegły czwartek na benefis pp. Władysławowskiej i Ochrymowicza odegrano operetkę Falla „Kochany Augustynek”. Akcja toczy się na dworze regenta Tesalli, zbankrutowanego całkowicie i widzącego ratunek w małżeństwie siostrzenicy Helleny z bogatym księciem  Niccolo, zjawia się ubogi muzykant i płochy amor płata figle. Księżniczka oddaje serce Augustynkowi, a narzeczona tego ostatniego, pokojówka Andzia, wpada w oko księciu Niccollo”. Ta błaha treść sąsiaduje z informacjami naprawdę poważnymi. A może tak naprawdę nikt nie zdaje sobie sprawy z grozy sytuacji. Reklamujący się „zagraniczny” hotel z niemieckiego Poznania jakby nie przyjmował do wiadomości, że granicy nie da się już przekroczyć. Nic też nie zapowiada, aby nie miał się ukazać kolejny numer kaliskiego dziennika. Ale 2 sierpnia i w następne dni „Gazety” już nie ma. W 2008 r. żadna kaliska biblioteka nie posiada oryginalnego ostatniego egzemplarza z numerem sto siedemdziesiątym drugim. Dostępny jest on jedynie na mikrofilmie. Po długim ciągu zapisanych szpalt, przewijany na niewygodnych rolkach tekst nagle urywa się... Potem są już tylko czarne puste klatki i napis „koniec”.

Bezpańskie miasto
Tymczasem jest rok 1914. W niedzielny poranek w mieście nie ma carskiej władzy. Urzędnicy i wojskowi w popłochu uciekali z Kalisza już od soboty. O rozmiarach paniki świadczy fakt porzucenia przez nich dwudziestu pięciu tysięcy rubli. Papierowe banknoty – olbrzymią sumę próbuje spalić pozostały na stanowisku kasjer Sokołow. Za swój czyn już wkrótce odpowie życiem. Najdłużej pozostaje na posterunku policja, która nakazuje wszystkim dozorcom uzbrojenie się w drewniane pałki i obsadzenie granicy z Niemcami. Niemądrego rozkazu oczywiście nie wykonano.
 Miasto jest wolne... Przed gmachem pałacu gubernialnego stoi zepsuty samochód, opuszczone w pośpiechu urzędy wyglądają jak obrabowane. Na  nieczynnej, ale otwartej poczcie walają się w nieładzie setki kartek i listów. Świeci letnie słońce. Codzienną panoramę miasta z wieżami kościołów, kopułami ratusza i cerkwi przecina czarny słup dymu ciągnący się od Wrocławskiego Przedmieścia. To płonął podpalony przez Rosjan dworzec kolejowy. Słychać też odgłosy pojedynczej detonacji. Wraz z wyjazdem ostatniego pociągu w powietrze wysadzano most kolejowy. O godzinie 12 w południe w wielkiej sali ratusza zbiera się rada miasta. Po odczytaniu depesz o wypowiedzeniu wojny zarząd nad bezpańskim miastem przejmuje Komitet Obywatelski z prezydentem Bolesławem Bukowińskim.

Strzelają…
korki od szampana
Działa socjologia tłumu – ludzie są podnieceni, zaciekawieni nadchodzącymi wydarzeniami. Nie ma w nich tylko jednego uczucia – lęku. Nad miastem w pewnym momencie przelatuje aeroplan. Wojnę przyjmuje się jako ciekawostkę. Pojawiają się pierwsze wysłane na zwiady patrole. Jeden z nich z młodym lejtnantem otrzymuje od prezydenta symboliczne klucze do miasta. Mieszkańcy są ostrożni, na ulicach panuje umiarkowany ruch, ale otwarte są niektóre restauracje. Około godziny 16 do miasta wkracza pierwszy 30-osobowy oddział żołnierzy. Wjazd ma nietypowy charakter, bo odbywa się... na rowerach, w dodatku większość z nich to Polacy, wcieleni do niemieckiej armii. Podobno ze Skalmierzyc, czyli już z „wrogiej” strony telefonowano z informacją, że należy przygotować miasto do wejścia wojsk niemieckich. Życie przybiera formy groteskowe; nikt nie wie, jak się zachować w tej nowej, nieznanej sytuacji. Atmosfera jest na tyle przyjazna, że „zdobywcy” w otoczeniu strażaków jako gospodarzy udają się na rynek do baru Masła i raczą się wspólnie piwem. Sielanka ta trwa również po przybyciu nowych oddziałów. „Komendant miasta major Preusker, wysoki,  pełny, z monoklem w oku, typowy junkier pruski, podejmowany przez ojców miasta w Hotelu Europejskim [obecnie zbieg ul. Chodyńskiego i Mariańskiej], robił wrażenie niezwykle uczynnego przedstawiciela władzy”. W hotelowej restauracji słychać było wystrzały, ale nie pistoletów, tylko... korków od otwieranego szampana.

Niespodziewana apokalipsa
Jest 3 sierpnia – poniedziałek, mimo wojny ludzie udają się do pracy, otwarte są sklepy. Wydawało się, że dzień dobiegnie końca w całkowitym spokoju. Wspominał Michał Zieliński: „Wieczorem tego dnia po kolacji wyszedłem z domu na miasto i o godzinie 9-tej znalazłem się w Alei Józefiny. Publiczności [tj. spacerowiczów] było bardzo mało. Upatrzywszy sobie w pobliżu teatru zupełnie nie zajętą ławkę, usiadłem. (...) Zegar na wieży kościelnej wydzwonił godzinę 9-tą, gdy naraz rozległy się strzały karabinowe”. Około g. 24 przed ratuszem dzieją się dantejskie sceny znęcania się nad zakładnikami leżącymi na kamiennym bruku. Niektórych z nich rozstrzelano. Prawdopodobnie jedną z pierwszych ofiar jest chory umysłowo żebrak Poliwoda, w wyniku ostrzału miasta ginie też w swojej kamienicy Józef Batkowski. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, ale jeszcze tego wieczoru z kaliskich telefonów można rozmawiać z będącą w rosyjskich rękach Łodzią. Cisza w słuchawkach nastała dopiero we wtorek rano, kiedy z rozkazu Preuskera przecięto kable. Miasto jest bezbronne. W nocy z wtorku na środę na rozkaz władz we wszystkich oknach świecą się światła. Z pobliskich wzgórz budynki widoczne są jak na dłoni.  Mimo że iluminacja ułatwia ostrzeliwanie, nikt nie ma odwagi zgasić lamp, nie funkcjonuje zresztą żadna cywilna władza. W asyście bezradnej straży pożarnej płonie dobytek wielu pokoleń. W przerwach między bombardowaniem żołnierze wchodzą do miasta. Zawsze wiąże się to z rozstrzeliwaniem ludzi i niszczeniem budynków. Kto tylko może, opuszcza płonący Kalisz. Drogi są przepełnione. W nocy rzesze uchodźców z rozpaczą patrzą na widoczną z daleka łunę.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do