
No i patrzcie Państwo. Czy nie rozpiera nas duma, że w naszym Kaliszu, oprócz sław z innych dziedzin, urodzili się, kształcili lub zdobywali pierwsze doświadczenia zawodowe także tuzy światowej (piszę to bez zadęcia) medycyny? I to nie byle jakie. No, choćby Ludwik Adolf Neugebauer i jego syn Franciszek
Niemiecka, ewangelicka rodzina Neugebauerów pochodziła z Dolnego Śląska, gdzie trafiła za czasów Kazimierza Wielkiego a w Kaliskiem osiedliła się pod koniec XVII wieku. Dziadek Ludwika Adolfa, Peter Heinrich (1760 – 1814) był młynarzem we wsi Dojutrów pod Kaliszem. Rodzice musieli być chyba dość zamożni i zostawili trochę grosza, gdyż Ludwik, który po ich wczesnej śmierci (matka zmarła, gdy miał 11 lat) wychowywał się w domu stryjecznego brata – obywatela ziemskiego, następnie otrzymał staranne wykształcenie w renomowanym gimnazjum w Brzegu na Dolnym Śląsku. Jako student opracował dzieje swojej rodziny, choć powszechne dzisiaj hobby pt. tworzymy drzewo genealogiczne swojej rodziny (pierwsze ćwiczenia w tym zakresie polecają maluchom panie przedszkolanki) nie były wówczas jeszcze „w modzie”. Ludwik widział się w przyszłości w lekarskim kitlu, studiował więc medycynę – najpierw w Dorpacie (dziś Tartu w Estonii), w którym w tamtych czasach uniwersytecką wiedzę zdobywała spora grupa polskiej młodzieży (m.in. nieomal wszyscy przyszli kaliscy pastorowie) – ze względu na to, że językiem wykładowym nie był rosyjski, lecz niemiecki, który wielu znało wówczas z domu i z kościoła – a następnie na uniwersytecie we Wrocławiu. Po uzyskaniu dyplomu doktora medycyny i chirurgii za pracę o niewinnym i nie zdradzającym przyszłą specjalność pana doktora tytule De colore plantarum (kolory roślin) otrzymał posadę we wrocławskiej klinice położniczej, gdzie działał do roku 1849. W tym roku powrócił do rodzinnego Kalisza, gdzie był lekarzem przyrogatkowskiego szpitala św. Trójcy i prowadził, przez 8 lat praktykę lekarską. Już wtedy dał się poznać jako świetny operator zabiegów ginekologicznych.
Później jego kariera rozwijała się (w niezłym tempie) już w Warszawie – powołano go na docenta anatomii warszawskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej, następnie na profesora nadzwyczajnego Szkoły Głównej, na koniec na profesora zwyczajnego Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego (w międzyczasie nosił tam, dzisiaj dziwnie brzmiący, tytuł „docenta prywatnego” a później „docenta etatowego”). Był też zatrudniony jako lekarz w pensji rządowej panien, co chyba było świadectwem dość ukierunkowanej (przypominam specjalności pana doktora) troski pracodawcy o zdrowie podopiecznych pensjonarek.
Neugebauer zdobył europejską sławę jako twórca nowoczesnej ginekologii w Imperium Rosyjskim i prekursor nowych metod i przyrządów operacyjnych. Nieobeznanym z chirurgią takie pojęcie jak np. owariotomia powie niewiele – niechże wystarczy zatem zapewnienie, że takie „sztuczki” kaliszanin wykonywał jako jeden z pierwszych w Europie. Opublikował ponad 170 prac z dziedziny ginekologii, pisanych w pierwszych latach po łacinie i po niemiecku, a później także po polsku i pod koniec życia po rosyjsku, opatrzonych własnoręcznie wykonanymi przez Neugebauera ilustracjami. Kontrowersyjne tytuły prac i te ilustracje nawet dziś (a to był przecież XIX wiek) mogą wywołać u purytan i medycznych laików lekką konsternację. Podobnie jak oryginalne metody operacyjne, stosowane do dziś i nazwane jego imieniem. M.in. pierwszy wykonał w 1867 r. operację zszycia pochwy (dalszych szczegółów okoliczności takiego zabiegu Czytelnikowi oszczędzę). Metoda trochę niesłusznie zwana metodą Le Forta zamiast właśnie – Neugebauera.
Pozostawił gigantyczną bibliografię ginekologii i położnictwa, która obejmowała wszystkie publikacje od czasów starożytnych czasów Neugebauerowi współczesnym – czyli do roku 1874. Swój bogaty księgozbiór zapisał warszawskiemu Towarzystwu Lekarskiemu. Napisał również wiele artykułów do Encyklopedii Orgelbranda. Jego nazwisko wymienione jest w I tomie z 1859 roku na liście twórców zawartości tej encyklopedii. Był członkiem ponad 30 rodzimych i zagranicznych naukowych towarzystw lekarskich. Dzisiaj jest patronem kilku szpitali (w Warszawie, Wrocławiu i Kępnie – a co z Kaliszem?). Był też Honorowym członkiem Kaliskiego Towarzystwa Lekarskiego a Adam Chodyński dedykował mu swą Kieszonkową kroniczkę historyczną miasta Kalisza. To też o czymś świadczy.
Neugebauer był żonaty z Klarą Schröter. Małżonkowie mieli dwóch synów, urodzonego w Kaliszu równie cenionego lekarza Franciszka Ludwika i Edmunda Ludwika, doktora chemii. Franciszek po uzyskaniu matury zapisał się na studia medycyny na Uniwersytecie Warszawskim. Po dwóch latach przeniósł się na medycynę do – a jakże – Dorpatu. Polacy mieli tam własną korporację studencką Polonia. Wygląda na to, że jego wykształcenie – takoż w dziedzinie ginekologii – można nazwać stanem nasyconym. Później studiował bowiem jeszcze na kilku uznanych uczelniach medycznych Europy a nawet Ameryki Północnej. Był też lekarzem okrętowym na statku „Nȕnberg” (jak tam wykorzystywał swoją ginekologiczną specjalizację? – dalibóg, nie wiem). Pierwsze doświadczenia zawodowe, pod bacznym okiem ojca odbywał jednak w Kaliszu, następnie pracował w kilku krajach europejskich. Podobnie jak papa posiadał imponujący zawodowy księgozbiór, sam też sporo publikował. I to – był poliglotą – w kilku językach. Był światowym autorytetem etiopatogenezy i diagnostyki kręgozmyku. Jasne? Osiągnięcia ojca (a już na pewno stanowiska) powielił też jako ordynator oddziału ginekologicznego w Szpitalu Ewangelickim w Warszawie. A zmarł w Warszawie w 1914 r.
A Ludwik (że wrócimy do ojca) Neugebauer zmarł nagle ćwierć wieku wcześniej – w sierpniu 1890 r., w czasie obrad X Międzynarodowego Kongresu Lekarskiego w Berlinie. Śmierć, można rzec, na stanowisku pracy – chwalebna i nobilitująca. Choć zdecydowanie przedwczesna. Zwłoki po przewiezieniu do Warszawy pochowano na tamtejszym cmentarzu ewangelicko-augsburskim. Ale dziadkowie, rodzice i dalsza część rodziny Neugebauerów zostali pochowani na ewangelickim cmentarzu w Kaliszu. Ich nagrobek, jeśli go dobrze poszukać, istnieje gdzieś do dziś dnia na wprost bramy nekropolii przy murze granicznym z cmentarzem katolickim. Choć, zdaje się, kilka lat temu, zawieruszyła się nagrobna tablica co utrudnia lokalizację grobu. A szkoda…
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie