Reklama

Kaplica jakiej nie znaliśmy

11/01/2013 08:31

Jaki był zeszły rok dla kaliskich zabytków? Na pierwszym miejscu trzeba postawić prace konserwatorskie w kościele franciszkanów. Ze względu na ich jakość, jak i zmiany, które zaszły we wnętrzu Kaplicy Męki Pańskiej, wymagają one szczegółowego omówienia

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to ceglana czerwień i brak ołtarza w prezbiterium. To jego zniknięcie wydawało się najbardziej kontrowersyjne. Prawdę mówiąc, wobec planów usunięcia obiektu byliśmy, delikatnie mówiąc, sceptyczni. Czy pod pozorem odsłonięcia cennego gotyckiego maswerku nie zadaje się zabytkowi gwałtu? Zadając sobie te pytania, wydawało się, że nie można wyobrazić sobie wnętrza kaplicy bez wyblakłych złoceń, rzeźb, a przede wszystkim wyłaniającego się z ciemnego obrazu ciała Ukrzyżowanego. Sądziliśmy, że zabranie tych elementów pozbawi wnętrze autentyzmu, a nas poczucia obcowania z tajemnicą. W końcu przyszedł dzień weryfikacji. Myliliśmy się. Że nie mieliśmy racji, przekonał nas końcowy efekt prac konserwatorskich zespołu Beaty Kowalczyk i Marka Kawczyńskiego.

Najstarsze oratorium
Tej konserwacji poświęciliśmy już obszerny tekst w grudniu 2011 r. Od dawna wiedziano, że prezbiterium kaplicy wraz z prezbiterium kościoła należą do najstarszych części świątyni (II poł. XIII w.). Ale inna jest interpretacja początków konserwowanego pomieszczenia. O ile jeszcze niedawno widziano w tym miejscu franciszkańską zakrystię, najnowsze badania mówią o książęcej kaplicy – oratorium. Służyło ono indywidualnej modlitwie fundatorom kościoła, Bolesława Pobożnego i Jolancie. W ten sposób częściowo potwierdza się hipoteza Romualda Zaremby, chcącego widzieć tu nie tylko najstarszą cześć, ale i pierwotną świątynię. 
Już w średniowieczu, w XIV w. lub XV w., do gotyckiej kaplicy dobudowano nawę, choć pierwotnie zamiast późnorenesansowego sklepienia znajdował się tu raczej drewniany strop. To kolejna konstatacja wypływająca  z badań. Dotychczas nawa była datowana na lata 20. XVI w. lub nawet na pocz. XVII w. (powstanie kaplicy Krzyża Świętego lub przebudowa prowadzona przez  Włocha Albinę Fontannę). Dziś z muratorem wiążemy raczej sklepienie nawy oraz fragmentarycznie odsłonięty tynk wykonany w niezwykle oryginalnej technice. W 1632 r. kaplica uzyskała wezwanie Męki Pańskiej.
Nowa  interpretacja  najwcześniejszych dziejów obiektu plus dobrze zachowane XIII-wieczne elementy spowodowały, że  konserwatorzy zdecydowali się pokazać prezbiterium w stanie zbliżonym do czasów Bolesława i Jolanty. 

Od przebudowy do szacunku dla przekształceń
Choć uzyskany efekt odpowiada naszym odczuciom estetycznym, nie zwalnia nas to od intelektualnego namysłu nad pracami. Szacunek do starych budowli, namysł nad ich historią i wreszcie sztuka konserwacji to dziecko XIX w. Narodziny tej praktycznie nieznanej wcześniej idei nie przebiegały bezboleśnie dla samych zabytków. Najpierw w imię ratowania bez oporu je przebudowywano. Architekci nadawali starym obiektom (mówiono wtedy „starożytnym”) wygląd oparty na fantazji i gdybaniu, jak mogły, czy raczej powinny (zdaniem ówczesnych) wyglądać w przeszłości. Prace te można nazwać romantycznymi restauracjami zabytków. Z czasem wypracowano działania oparte nie na dowolności, ale podstawach naukowych. Dla nas ważniejszy jest inny spór. Po przeszłości XIX stulecie odziedziczyło zabytki już przebudowywane, a więc niejednorodne. Jedni uważali, że w imię przywracania jedności stylowej, a przy tym hołubiąc gotyk, można i należy zlikwidować wszystko, co późniejsze. Bardziej ostrożni postulowali oddzielenie procesu konserwacji od własnych poglądów estetycznych i poszanowanie przekształceń w imię autentyzmu. W Polsce symbolem walczących  ze sobą idei  stał się spór o restaurację kościoła Mariackiego w Krakowie. Pisał Władysław Łuszczkiewicz: Chcemy mieć kościół Panny Marii (…) w poważnej sukni wieku, w którym się urodził. Nie chcemy zachować śladów pudru (…) i galonowego fraka z XVIII wieku.(…) Galonowy człowiek trąci Voltairem, więc niech ustąpi z kościoła naszego.  Pogląd ten krytykuje arystokrata Paweł Popiel: Jakim prawem  kilku  ludzi z jednego pokolenia mogą obdzierać kościół z szaty, z którą od lat stu  już  przeszło przyodziany? Zwyciężył autorytet Łuszczkiewicza – zabytek regotyzowano. Już na początku XX w. konserwatorzy uznają wartość sztuki XVIII w. i opowiadając się za uszanowaniem przekształceń, przyznają jednak rację Popielowi.
 
Jaka kaplica?
Dyskusja jak postępować z dziedzictwem kultury toczy się nieprzerwanie. Czy konserwacja powinna być tylko zabezpieczeniem przed dalszymi zniszczeniami? A może należy przywracać obiekty do stanu utraconej świetności? Inny problem pojawia się, gdy odsłonięcie wartościowego elementu rodzi chęć jego pokazania kosztem innych. Sytuacja dotyczy naszej kaplicy. Krytycy powiedzą, że zmiana jest zbyt  duża – usuwając ołtarz, nie  tylko  nie szanujemy przyzwyczajeń wiernych, ale i  zabieramy  wnętrzu cząstkę jego autentycznej historii. I my mieliśmy romantyczne wrażenie, że będąc w kaplicy sprzed konserwacji „obcujemy z wyłączoną spod rządów czasu przeszłością”. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przez  7,5 stulecia, aż do lat 60. XX w., jej wnętrze było przebudowywane, przemalowywane, a zmieniające się gusty jednoznacznie skazywały dawne elementy wystroju  na śmietnik. Przystępując do prac, konserwatorzy musieli sobie zadać pytanie, jaki obiekt chcą pokazać. Ich odpowiedź brzmi: dążenie do trwania zabytków dum mundur durat (póki będzie trwał świat) nie oznacza pozbawienia nas prawa do wybrania i pokazania elementów najbardziej wartościowych. W szacie uzyskanej w końcowym efekcie obiekt nigdy nie istniał – przykładowo w czasach  fundatorów prezbiterium było oświetlone tylko jednym oknem. Podobną kreacją jest pokazanie szczątkowo  zachowanych fragmentów polichromii. W ten sposób konserwator z rzemieślnika staje się współtwórcą, a jego praca – sztuką.

Co dalej z ołtarzem?
Jednym z najważniejszych pytań, które musi postawić sobie osoba przystępująca do konserwacji, jest  to, jak ocenią działania obecne i przyszłe pokolenia. Problem nie jest bezpodstawny. Jeszcze w II poł. XX w. w imię usuwania elementów rzekomo mało cennych, zniszczono szereg ciekawych obiektów. W ten sposób kościół św. Józefa bezpowrotnie utracił secesyjne polichromie, a kaplica franciszkanów malowidła Augusta Bartelmanna. I dziś wartościowanie  obiektów często prowadzi do ich zniszczenia. Tego ostatniego zarzutu nie sposób postawić konserwatorom kaplicy.  Jak nas zapewniono, ołtarz i epitafium Anny Bielińskiej (pocz. XIX w.), choć zdemontowane, są bezpieczne. Problem leży w tym, że dotychczas brakuje odpowiedzi, co dalej. Czy prowizoryczny demontaż nie przekształci się w stan trwały, co z czasem może doprowadzić do zagubienia i utraty tych zabytków. Zapisujemy tę myśl z pełną świadomością, że zostawiamy także informację dla potomnych. Nowa ekspozycja ołtarza jest najważniejszym zadaniem użytkowników obiektu i samych konserwatorów. Innym arcytrudnym zadaniem jest  konieczność dokończenia prac w nawie i stworzenie z niejednorodnego obiektu harmonijnej całości.

W gotyckiej szacie
Jakie są nasze ostateczne wrażenia z dotychczasowych prac? Zespół konserwujący kaplicę wykazał się odwagą – obiekt zaprezentowano w formie dotychczas nieznanej. Aby zobaczyć ten efekt, trzeba zapomnieć o czekającej na odnowienie nawie i stanąć bezpośrednio pod ostrołukowym sklepieniem. W ten sposób zobaczymy zupełnie inną kaplicę – ascetyczną, surową, gotycką. Piękno niejedno ma imię. Jedni chcą widzieć je w bogatych zdobieniach, inni wolą prostotę i matematyczną precyzję samej  konstrukcji. Tej ostatniej estetyce zdawali się hołdować średniowieczni twórcy kaplicy. Rzeczywiście, nie ma tu niczego zbędnego, niczego, co  nie byłoby podyktowane potrzebami innymi niż użytkowe. Nawet nieśmiały ornament wydaje się wynikać z samej logiki dzieła. Nic dziwnego, że walczący z nadmiarem zdobień moderniści z Le Corbusierem tak bardzo cenili gotyk. I my z chęcią przyznajemy, że dawna książęca kaplica w swej średniowiecznej szacie jest dziełem wybitnym.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
 
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do