
Ostrów oszalał z radości, gdy reprezentacja Polski wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata w piłce ręcznej. Właśnie z tego miasta pochodzi trzech reprezentantów
Jeszcze niedawno większość młodych chłopców w Ostrowie Wielkopolskim chciała jeździć na żużlu, bo drużyna Intaru Lazur Ostrów osiąga liczne sukcesy, chociaż nadal brakuje jej awansu do Ekstraligi. Jednak od kilkunastu miesięcy coraz więcej 12-, 13- i 14-latków chce grać w szczypiorniaka. Zachęceni sukcesami braci Lijewskich i Bartłomieja Jaszki, marzą o równie udanej karierze. I niekoniecznie są to nierealne marzenia.
Miała być koszykówka
Mimo iż piłka ręczna narodziła się w Szczypiornie, to właśnie w Ostrowie przez długie lata można było emocjonować się ligowymi rozgrywkami. Miejscowa Ostrovia nie odnosiła jednak oszałamiających sukcesów – sekcja piłki ręcznej była jedną z kilku i jej kasa zazwyczaj świeciła pustkami. Dlatego normą stało się szkolenie zawodników i sprzedawanie ich do klubów z najwyższej klasy rozgrywek. Od czasu do czasu działacze pozyskiwali również zawodników z zewnątrz. I właśnie w ten sposób trafił do Ostrowa Eugeniusz Lijewski (na zdj. obok), który w latach 70. ubiegłego stulecia został pozyskany z Rogoźna. – Dzisiaj cieszę się, że tak się stało. Kto wie, jak potoczyłyby się moje losy, gdybym nie trafił do Ostrovii – wspomina ojciec Marcina i Krzysztofa. Grając w Ostrovii, Lijewski senior dał się poznać z jak najlepszej strony, chociaż jego drużyna nigdy nie awansowała do najwyższej klasy rozgrywek. Sport uprawiała również mama reprezentantów Polski, która grała w koszykówkę. I właśnie ta dyscyplina sportu, a nie piłka ręczna, była pierwszą, którą uprawiał Marcin Lijewski. Starszy z braci – co podkreślają wszyscy trenerzy – był wyjątkowo zaangażowany w treningi. Z każdego koszykarskiego turnieju przywoził cenne nagrody indywidualne, a jego drużyna w kategorii młodzików zdobyła brązowy medal. Doświadczenie zdobyte na koszykarskich parkietach zaowocowało nieco później – okazało się, że pod tablicami nauczył się twardej obrony, znakomitego czytania gry i niesygnalizowanych podań. Gdyby nie porzucił basketu na rzecz szczypiorniaka, byłby pewnie reprezentantem Polski w tej dyscyplinie. Ale tak wielkich sukcesów by nie osiągnął. Dlatego ani on, ani jego ojciec nie żałują podjętej decyzji. 14-letni Marcin Lijewski rzucił więc koszykówkę i trafił do drużyny... prowadzonej przez trenera Witolda Rojka (obecny szkoleniowiec kaliskiej drużyny), który od razu poznał się na talencie chłopaka. Starszy Lijewski jako czternastolatek pojawił się na swoim pierwszym obozie piłki ręcznej. – W towarzystwie był najmłodszy, a od razu chciał grać tak jak starsi koledzy. Nawet gdy miał kontuzję, rwał się do treningów. Pewnego dnia okulał. Dorobił się pęcherzy wielkości pięciozłotówek. Rozcięliśmy je, obandażowaliśmy stopę. Inni poprosiliby o przerwę, tymczasem on zacisnął zęby i od razu walczył dalej – wspomina trener Rojek.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie