
Któż z nas nie ma ich w pamięci – podwórek, na których doświadczało się pierwszych przyjemności, lęków, kłopotów i marzeń. Te podwórka przybierają postaci całych osiedli, wsi, a nawet miast. Tożsamość z tymi miejscami ukazują kolejne, niepozbawione egzaltacji wspomnienia. Te mówione, jak i te spisane na kartkach książek. Dzisiaj nieco więcej o tych drugich. Grudzień obfitował w prelekcje i wydawnictwa dotyczące tych małych ojczyzn. W dzisiejszym felietonie o miłości do miejsc, które pamiętamy z dzieciństwa, o miejscach, w których każdy z nas zostawił cząstkę siebie
Zakochanie
Któż odważy się zdefiniować miłość? Tak skomplikowaną, niepojętą. Również tę miłość do beztroskich chwil dzieciństwa. Uczynię ten artykuł skromną próbą jej definicji. Po raz kolejny z pomocą przychodzi znana w środowisku wydawniczym pozycja Tadeusza Pniewskiego. „Kalisz z oddali”. To bardzo osobista podróż autora po Kaliszu lat 20. XX w. Po mieście, które pamięta dziś już coraz mniej osób. Mieście – owszem – udokumentowanym na fotografiach, ale praktycznie wyłącznie w kadrach ze śródmieścia. Książka Pniewskiego to swoisty retrosentymentalny album z portretami Kalisza, wykonanymi nie aparatem fotograficznym, lecz piórem. Za kochanie wspomnień tłumaczyć się nie trzeba…
W krainie gruzów,
smrodu i zieleni
Szkolne lata autora wspomnianej wcześniej książki zbiegły się z czasem podnoszenia się Kalisza z popiołów. „Moja droga do szkoły była dość daleka. Aby dostać się z ulicy Lipowej na plac Kilińskiego, musiałem przemierzyć prawie całe miasto, które wówczas leżało w gruzach. Te gruzy dla nas - młodzieży szkolnej - były wspaniałym miejscem do zabaw (najczęściej w „strażników i złodziei”) i świetną kryjówką przed dorosłymi, gdy popełniało się jakieś drobne przestępstwa, jak palenie papierosów - ostro zabronione i ścigane przez wychowawców. W gruzy też chodzili prawie wszyscy dla załatwienia swych potrzeb fizjologicznych, gdyż w mieście nie było ani jednego publicznego szaletu. Z czasem gruzy powoli porastały trawą i krzakami, a także pokrywały się coraz większą warstwą fekaliów. Chodziło się więc tylko po wydeptanych ścieżkach. Dość trudno o bardziej realistyczny obraz Kalisza sprzed niespełna 100 lat. Autor na swojej drodze do szkoły pani Kaupowicz (dziś to kamienica przy placu Kilińskiego, sąsiadująca ze Szkołą Muzyczną im. Henryka Melcera), odkrywał także te przyjemniejsze smaki lat młodzieńczych. Pierwsze zauroczenia, pokonywanie własnych słabości i lęków czy triumfy w zakładach koleżeńskich. Spora część z tych epizodów rozgrywała się w już wtedy hołubionym przez kaliszan Parku Miejskim. „Latem, gdy pogoda była piękna, zatrzymywaliśmy się także nad rzeką przy Moście Rypinkowskim i brodziliśmy z upodobaniem w przybrzeżnym sitowiu, podglądając niebieskie, granatowe i zielonozłote ważki. Gdzie by kto teraz znalazł w tym miejscu sitowie, albo wypatrzył choć jedną ważkę?” Istotnie, dziś łatwiej, niestety, przychodzi wypatrzenie w tych miejscach śmieci. Ten czas, niepozbawiony także momentów bolesnych, jak uderzenia linijką od nauczycielki, stanie w kącie i tłumaczenie się ze swoich występków rodzicom, w całościowym odbiorze jest jednak sielanką. Wspomnienia te wywoływały uśmiech u piszącego te wspomnienia Pniewskiego.
Aż to wbiegam na szkolny dziedziniec,
chcę zagrać z Tobą w szkolnego palanta!
Wtem słyszę dzwonek Niech ten czar nie minie
I lekcja niechaj trwa! Cudowna, tamta.
Cienia nie została
w cieniu
Podkaliska wieś Cienia zyskała ostatnimi dniami rozgłos za sprawą Krystyny Velkovej, która tam się właśnie urodziła. Dorastała w Kaliszu, a zamieszkała w życiu dorosłym setki kilometrów dalej – w Niemczech. Emigracja i spędzone na niej dziesiątki lat nie wymazały z jej pamięci wspomnień z lat młodych. O swojej małej ojczyźnie autorka niedawnej prelekcji w Gminnym Ośrodku Kultury w Opatówku opowiadała – jak sama określiła – z sercem na ustach.
Dotychczas o Cieni powiedziano i napisano niewiele. I można by sądzić, że historia obchodziła się z tymi okolicami „po macoszemu”, gdyby nie dociekania Velkovej. Autorka zaprezentowała słuchaczom rys historyczny miejscowości, a także jej specyfikę kulturową. Opowiedziała o młynie, będącym w posiadaniu przodków byłej mieszkanki Cieni, obyczajowości podczas dni powszednich i świąt, scharakteryzowała też tradycyjny strój polski w odmianie tutejszej. To jednak duży skrót owej prelekcji. Liczne zachowane fotografie tych okolic oraz wspomnienia uczestników spotkania to dowody na to, że „małe tęsknoty”, o których śpiewała Krystyna Prońko, przyjmują wielki rozmiar, jeśli mówimy o naszych pierwszych krokach na tym świecie. W piosence tak samo jak w życiu zdarzają się „nagłe i szybkie serca łopoty”.
Patriotyzm jutra
W ubiegłym tygodniu przyszło mi uczestniczyć w jeszcze jednym spotkaniu poświęconym takiej małej ojczyźnie. Była to promocja książki „Dzieje miejscowości Brzezie w świetle źródeł” Agnieszki Słupianek. Budowanie poczucia lokalnej tożsamości to szlachetna praca. Dziś, niestety, coraz rzadziej spotykana. Pozostaję z nadzieją, że także moje felietony pomagają utożsamiać się państwu z historią Kalisza. Zdecydowałem się więc na poświęcenie uwagi tej nieco dalszej od Kalisza sprawie. Pisząc tę historię, autorka pracy i przy okazji moja serdeczna przyjaciółka opierała się w tej samej mierze na archiwach, co wspomnieniach mieszkańców Brzezia. To drugie źródło, sądzę, wypada wyróżnić, by uzmysłowić sobie i Państwu, że za chwilę zabraknie tych, którzy pamiętają świat sprzed 1939 r. Osobom tym historia nakazała dorosnąć szybciej niż chociażby mojemu pokoleniu. Szacunek dla nich powinien więc być rzeczą oczywistą. Tamtemu pokoleniu odebrano ojczyznę innej kategorii, w której dopiero zawierają się te małe światy beztroskiego dzieciństwa. O swoim „domu” w nieco innym znaczeniu tego słowa autorka książki opowiedziała w Muzeum Regionalnym w Pleszewie. Warto odnotować fakt, że praca magisterska, na kanwie której wydano tę pozycję, została napisana na kaliskim Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym UAM.
Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia – wiele serdeczności z mojej strony. Obyśmy przeżywali wyłącznie dobre chwile i obdarzali się tylko miłymi wspomnieniami.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie