Reklama

Najważniejsza jest życzliwość

14/12/2012 15:50

Nauce dużo zawdzięczamy, jej kreatywny świat jest nam bliski. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk świętuje 25-lecie. Z tej okazji, wyjątkowo na tej stronie publikujemy rozmowę z prof. Krzysztofem Walczakiem, twórcą i prezesem KTPN

ŻK: – Panie Profesorze, rozmawiamy po jubileuszu 25-lecia Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Nakreślmy okoliczności: jakie wydarzenia doprowadziły do zawiązania się towarzystwa? Czy należy je wiązać z ożywczymi dla naukowego życia Kalisza działaniami związanymi z przygotowaniem miasta do obchodów 18 wieków?

prof. K.Walczak: – Z pewnością tak, ale warto cofnąć się głębiej. Po utracie wojewódzkości w 1918 r. mieliśmy protektorów przekonanych, że Kalisz powinien być miastem akademickim. Rektor Alfons Parczewski był rzecznikiem założenia nad Prosną uniwersytetu. Oczywiście idea nie miała wtedy żadnych szans powodzenia. Później inż. Stanisław Poradowski wystąpił z planem organizacji politechniki. Ale były to tylko dwie rzucone w prasie myśli. W istocie początki należy wiązać z obchodami 18 wieków Kalisza w 1960 roku, zorganizowanymi pod merytorycznym kierunkiem Polskiej Akademii Nauk. Było to ważne wydarzenie, promowane przez ówczesne władze państwa, a więc ogólnopolskie. W Kaliszu pojawili się najwybitniejsi badacze. Wtedy zakiełkowała myśl, że Kalisz powinien zaistnieć naukowo poprzez organizację towarzystwa i odpowiednie publikacje. Pokłosiem tamtych działań, jak wiemy, były trzy tomy pt. „Osiemnaście wieków Kalisza” oraz czasopismo, które znamy jako „Rocznik Kaliski”.

– Te trzy tomy należą dzisiaj do kanonu literatury historyczno-badawczej dotyczącej przeszłości Kalisza. Co było dalej?
– Pierwsze próby powołania towarzystwa zostały podjęte już w 1959 r., zaraz po odwilży, przez doktorów Krzysztofa Dąbrowskiego, Tadeusza Pniewskiego, Stanisława Kwirynowicza oraz naszego zasłużonego grafika i kronikarza Władysława Kościelniaka; nie powiodły się. Do następnej próby doszło w 1981 r. Inicjatywa tym razem należała do prof. Władysława Rusińskiego, który przez wiele lat był redaktorem „Rocznika Kaliskiego”. Realizacja idei spadła na ówczesnego dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej Ryszarda Bienieckiego, który poprosił mnie, jako dyrektora biblioteki pedagogicznej, do współdziałania w tym przedsięwzięciu. Razem firmowaliśmy zaproszenie do tworzenia Kaliskiego Towarzystwa Naukowego, bo tak brzmiała pierwotna nazwa. Spotkanie organizacyjne odbyło się pod koniec listopada 1981 r. Za dwa tygodnie wybuchł stan wojenny. Znowu nie mogło się udać.

– Można odnieść wrażenie, że zawsze mieliśmy pod górkę z urzeczywistnieniem ambicji.
– Wróciłem do idei już sam w 1986 r. I tu znowu nałożyły się okoliczności. W tym czasie poproszono mnie do udziału w tworzeniu „Encyklopedii Wielkopolski” firmowanej przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Niewielkiemu zespołowi kaliskiemu przewodniczył dr Kwirynowicz, zostałem sekretarzem przedsięwzięcia. Istotny dla dalszego biegu wypadków okazał się fakt, że wskazano mi miejsce pracy nad encyklopedią – siedzibę Federacji Towarzystw Kulturalnych Ziemi Kaliskiej, instytucji, która żyła do stanu wojennego, oczywiście na zasadach jasnych, bo to była inicjatywa partyjna. Rzuciłem myśl, aby kontynuować działalność, ale zmieniając jej charakter. Muszę tutaj podkreślić wielką pozytywną rolę w promowaniu idei ówczesnego dyrektora wydziału kultury Kazimierza Matusiaka, dzisiejszego kanclerza PWSZ. Pojawiło się pytanie, kto mógłby stanąć na czele towarzystwa po śmierci prof. Rusińskiego? Pojechaliśmy do ówczesnego docenta Edwarda Polanowskiego, rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. Profesor po rozmowie, a był Kaliszowi zawsze niezwykle życzliwi, przyjął propozycję. 

– Prof. Edward Polanowski, autor „W dawnym Kaliszu”, odkrywca XIX-wiecznego miasta. A co się stało z projektem encyklopedii?
– Wydawnictwo nigdy się nie ukazało, ale jako zespół zebraliśmy duży materiał, który później posłużył do budowy „Słownika biograficznego Wielkopolski południowo-wschodniej”.

– Właściwa historia zaczęła się w latach 80., upływa właśnie 25 lat od powstania. Który czas był lepszy dla działalności towarzystw społecznych?
– Trudno odpowiedzieć w prosty sposób. Nie wyróżniałbym specjalnego czasu. Istotne jest to, że przetrwaliśmy lata transformacji. Dźwignią, która pozwala funkcjonować, są wydawnictwa, na które otrzymujemy środki przede wszystkim od Miasta, ale także Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz sponsorów prywatnych. Na pewno doskwiera brak siedziby; po utracie pomieszczeń przy Alei Wolności 25 długi czas spotykaliśmy się w Książnicy Pedagogicznej, teraz gościny udziela nam Miasto – spotykamy się w villi Calisia.  Ze względów finansowych nie jest to łatwe funkcjonowanie, ale sądzę, że merytoryczne efekty naszych starań rysują przed nami przyszłość. Trudno się chwalić.

– To pomożemy i zadamy pytanie: z czego pan Profesor jest najbardziej dumny?
– Jestem dumny z roli KTPN przy uformowaniu życia akademickiego w Kaliszu. Niewielu kaliszan zdaje sobie sprawę, że to nasze towarzystwo jest autorem wniosku o powołanie  Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Dla mnie od samego początku było ważne działanie na rzecz szkolnictwa wyższego w Kaliszu. Drugim sukcesem, myślę, jest obecność w naszych szeregach młodych ludzi przygotowujących się do działalności naukowej. W ten sposób wspieramy kształcenie przyszłych kadr. Dzisiaj młodzi magistrowie po pierwsze mają możliwość zetknąć się z autorytetami, o co w tym mieście do niedawna nie było łatwo (dobrze pamiętam czas, kiedy sam pisałem doktorat), a po drugie mają możliwość publikacji swoich dociekań.

– Dodajmy liczne publikacje obowiązkowe dla regionalistów, takie z „biblioteczki podręcznej”. Wracając do historii powstawania  KTPN, jak inicjatywa została przyjęta w mieście?
– Najpierw śmiano się, że budujemy towarzystwo naukowe bez stopni naukowych, potem wytykano swoiste zawężenie dyscyplinarne. Obydwa zarzuty dzisiaj łatwo odeprzeć, choć rzeczywiście najwięcej wśród nas bibliologów. Obraz się ciągle zmienia i jest zależny również od zainteresowań naszych członków.  

– Znaczenie towarzystwa na zewnątrz budują jego członkowie honorowi.
– Znowu trzeba się przyznać, że to środowisko bibliologiczne. Tytuł członka honorowego KTPN jako pierwszy przyjął prof. Krzysztof Migoń, naukowiec co najmniej skali europejskiej, bez wątpienia najwybitniejszy żyjący bibliolog. W pewnym sensie to mój mistrz i wzór dla naszego środowiska. Drugim członkiem honorowym został człowiek, który wykopał nam zamek – prof. Tadeusz Poklewski-Koziełł, wybitny archeolog, znany z wykopalisk w Tumie pod Łęczycą oraz licznych odkryć we Francji. Tytuł przyjęła także prof. Hanna Tadeusiewicz, bibliolog szczególnie zasłużony dla naszego Towarzystwa, bo to właśnie pani profesor uczyła nas przygotowywać słowniki biograficzne; sama jest znakomitym fachowcem, redaktorem „Słownika pracowników książki polskiej”. Swoim autorytetem wzmacnia nas także prof. Tadeusz Drewnowski, literaturoznawca, autor monografii „Rzecz russowska. O pisarstwie Marii Dąbrowskiej”.

– W sobotę podczas jubileuszowej uroczystości w kaliskim ratuszu dyplom członka honorowego otrzymała prof. Anna Żbikowska-Migoń. 
– Kolejny wybitny bibliolog, wielka osobowość, podkreślę – kaliszanka, wychowanka liceum sióstr nazaretanek. Na razie pięć osób, ale myślimy już o kolejnych postaciach. Staramy się wysoko trzymać poprzeczkę.

– Wydawnictwo, które początkowo powstawało pod kierunkiem prof. Hanny Tadeusiewicz, to trzytomowy „Słownik biograficzny Wielkopolski południowo-wschodniej ziemi kaliskiej”. Rzecz niezwykle przydatna w badaniach regionalnych.   
– Jako zespół redakcyjny musieliśmy się wiele nauczyć, ale dzisiaj wiemy, że to jest dobry słownik. Mam nadzieję, że pani dr Danuta Wańkowa, która „odziedziczyła” opiekę nad przedsięwzięciem, zechce zbudować czwarty tom. Niestety przybyło nam już wiele postaci, które odeszły, a które powinny zaistnieć w fachowym biogramie. Teraz możemy już dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Obejmujemy patronatem „Ostrzeszowski słownik biograficzny”. Cieszy mnie, że działamy nie tylko w Kaliszu, ale zdecydowanie szerzej.

– Przekazywanie wiedzy daje wiele radości.
– To jest ogromna satysfakcja.

– Jakie cechy osobowościowe pomagają w uprawianiu nauki?
– Dociekliwość badawcza, ciekawość – to na pewno. Ale ja widzę jedną cechę nadrzędną: życzliwość. Trzeba lubić ludzi. I ja taką cechę mam.

– Możemy jedynie potwierdzić. Jak się żyje osobie życzliwej i wyrozumiałej?
– Ostatnio piszę wiele recenzji doktoratów i muszę się przyznać, że zawsze się obawiam, że są one zbyt łagodne, choć przecież stawiam sobie i innym wysoką poprzeczkę. Chwila refleksji przychodzi, gdy nie mam czasu pisać swoich rzeczy, bo ciągle czytam prace magistrantów i doktoraty… Ale odczuwam ogromną radość, jeśli się uda, jeśli człowiek odnosi sukces. Moja żona mawia, że mało jest ludzi, których nie udało mi się namówić na doktorat.

– Dziękujemy za rozmowę, życząc KTPN nieustającego rozwoju i... życzliwości wokół.

Rozmawiali:
Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz 


 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do