Reklama

Najznaczniejszy browar w mieście

24/05/2013 09:28

Służył do produkcji piwa, ale też wody sodowej i lemoniad. Dzięki artystycznym działaniom w ostatnich latach został na nowo odkryty. Pofabryczne budynki usytuowane w centrum miasta stanowią wyjątkową atrakcję. Browar Weigta był kiedyś  sercem prywatnego „imperium”

Historię warzenia piwa w mieście można byłoby rozpoczynać od średniowiecza; pamiętamy legendę Eligiusza Kor-Walczaka („Księżna Ludgarda pije piwo”), osnutą wokół kaliskich mielcuchów (po staropolsku słodownia). Najmocniej w zbiorowej pamięci osadził się jednak browar Weigta (Weigtów) przy ul. Mostowej, czyli dawnym Przedmieściu Wrocławskim. Istniejące do dzisiaj zabudowania domagają się opowiadania historii.

Browar i Weigtowie 
W którym roku browar został założony? Właściciele tradycje przedsiębiorstwa, jak podpowiada gazetowa reklama, wywodzili od 1789 r. Badacze tematu – Jarosław Dolat, specjalizujący się w historii kaliskiego przemysłu, i Sławomir Przygodzki, śledzący losy miejscowej burżuazji, podtrzymują datę 1834 r. Ta ostatnia pojawia się w archiwalnych dokumentach. W tym czasie z pogranicznej Rydzyny (Prusy) miał przyjechać pierwszy z Weigtów – Daniel, który wraz z Gustawem założył parowy browar przy obecnej ul. Mostowej. W połowie wieku browar należał do Karola, który od 1866 r. zaczął skupywać ziemię wokół zakładu od rodzin Rotherów i Kęszyckich (Dom pod Aniołami). W konsekwencji cały teren za mostem Kamiennym, usytuowany od ul. Wrocławskiej (obecnej Śródmiejskiej) wzdłuż rzeki aż do jej odnogi (Babinki), trafił w jedne ręce. Bogatą fasadę „imperium” stanowiła willa, popularnie nazywa pałacem Weigtów, której poświęciliśmy oddzielny odcinek cyklu; koniec znajdował się na cyplu (wyspie) za Domem pod Aniołami, a centrum wyznaczał browar z głębokimi podziemiami.
Jaka była rodzina Weigtów? Opierając charakterystykę na jedynym znanym nam wspomnieniu o przedstawicielu familii browarników – Wiktorze (prawdopodobnie bracie Karola), można wysnuć wniosek, że piwowarzy godnie reprezentowali niemieckich przybyszów nad Prosną. „(…) Zmarły był człowiekiem cichym i skromnym, brzydził się reklamą nie tylko w przemyśle, ale i w życiu, prowadząc życie zamknięte w kole rodzinnym i szczupłym kółku przyjaciół i znajomych, bliżej mało był znany ogółowi miejscowego społeczeństwa, ale dobrze go znali prawdziwie potrzebujący pomocy maluczcy, których nigdy z próżnymi nie odprawiał rękoma (…)”– czytamy w prasowym wspomnieniu („Gazeta Kaliska” z 1897 r.). Opisany zestaw cech kazałby widzieć w zmarłym wzorcowego ewangelika. Do swojego przyzwoitego wykształcenia (szkoła realna we Wrocławiu i „specjalny” zakład wyższy w Bawarii), browarnik dodał pasję – lubił fizykę i chemię. Z tego powodu sprowadzał nad Prosnę specjalistyczne przyrządy. Ze względu na różnicę lat raczej nie przyjaźnił się z Władysławem Ehmem (zm. 1884 r.), zafascynowanym techniką i meteorologią, ale z pewnością panowie musieli się znać; obaj należeli do jednej parafii. Ciesząc się nieposzlakowaną uczciwością i „zdrowym poglądem” [rzeczowym spojrzeniem], Wiktor był autorytetem. Skoro jednak najbardziej lubił zaszywać się w swoim gabinecie, uprawiać naukę i pomagać ubogim, raczej trudno widzieć w nim fundatora bogatego domu przy głównej ulicy miasta. Zmarł bezpotomnie w wieku 43 lat. Wieńce na jego grobie złożyli cykliści, wioślarze, straż ogniowa oraz piwowarska czeladź i pracownicy kantoru. Ta lista ma znaczenie, bo świetnie pokazuje aktywność lokalnej finansjery i zaangażowanie społeczne. Gdy w 1886 r. pojawiła się myśl, aby sprzedawać akcje na budowę teatru, wśród kupujących nie zabrakło browarników z Przedmieścia Wrocławskiego. Przedstawiciele rodziny udzielali się w życiu kaliskiej Parafii Ewangelicko-Augsburskiej. O prospericie świadczyły nabyte majątki ziemskie; Morawin i Nosków należały do Weigtów.     

Piwo wynoszą wiaderkami
Przed wybuchem I wojny światowej browar nadal należał do silniejszych przedsiębiorstw w mieście, o czym mogą świadczyć duże reklamy zamieszczane w lokalnych gazetach i kalendarzach. W sierpniu 1914 r. do pałacu i zakładu wdarli się żołnierze. Opisywał świadek wydarzeń: „Wczoraj jeszcze pałac Weigtów był zamknięty, brama, prowadząca do browaru, również była zamknięta, prócz murów posiekanych murami, wszystko znajdowało się w porządku. Dziś już z mostu widzę bramę szeroko otwartą, żołnierze wiadrami wynoszą piwo. Wchodzę do pałacu, wszystkie drzwi otwarte, szafy pootwierane, szuflady na podłodze, powyrzucane rzeczy tarzają się pomiędzy rozlicznymi drobiazgami (…)” (Bronisław Szczepankiewicz, „Kalisz wśród bomb, granatów i ognia w dniach sierpniowych 1914 roku”, przedruk w „Gawędach Kaliskich” 1939, nr 11).
Zakład już nie powrócił do świetności. Kolejny z rodu Karol w marcu 1925 r. wystąpił o pozwolenie na dalsze prowadzenie browaru. Wprawdzie je otrzymał, ale zachowana odręczna notatka urzędnika wskazuje, że lata działalności firmy w tym miejscu były już policzone. Przeszkadzało położenie w centrum miasta. Zastrzeżono, że gdyby właściciele podjęli kapitalny remont lub chcieli firmę rozbudować, trzeba byłoby się zastanowić nad całością sytuacji. Do żadnych modernizacji jednak nie doszło, a na kolejną właścicielkę, Małgorzatę, sypały się kary. Miasto m.in. żądało zlikwidowania wylotów kanałów odprowadzających ścieki domowe i przemysłowe wprost do rzeki. Interesy niestety szły źle, co obrazowo pokazuje zachowana dokumentacja. Na kupce zamiast pieniędzy piętrzyły się niezapłacone rachunki, ponaglanie i nakazy.

Dewastacja
W 1930 r. zakład został wydzierżawiony Stanisławowi Czerepakowi i odtąd funkcjonował jako Browar kaliski i Słodownia [i] Wytwórnia wód gazowych i lemoniad. To był właściwy początek końca. Nowy użytkownik także nie przeprowadził żadnych remontów. Kolejne komisje miejskie potwierdzały postępującą degradację obiektów. Na krótko przed wybuchem II wojny światowej zażądano zamknięcia przedsiębiorstwa. Protokół wylicza: podłogi wyremontować, rozebrać walące się szopy, wyremontować warzelnię, rozlewnię, wzmocnić dach nad chłodnikami. Ostateczny termin przygotowania sprawozdania z poczynionych remontów wyznaczono na 10 września 1939 roku…
Na tym ślad po kaliskich Weigtach się urywa. Rodzina, jak wielu innych kaliskich przemysłowców, miała swój grobowiec na kaliskim cmentarzu ewangelickim przy rogatce; miejsce do dzisiaj znaczy tablica. Jarosław Dolat dopowiada, że przedstawiciele rodu byli chowani także na cmentarzu Parafii Ewangelickiej w Prażuchach, ale grób się nie zachował.  

Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do