Reklama

Nie tylko z „Barbary i Bogumiła” Kaliniec znany (II)

17/01/2014 09:38

W spektaklu, w którym obecnie występuję około 11 mln Polaków, a za scenariusz odpowiada niejaki Le Corbusier, trudno wskazać czas ostatniego aktu. Wymieniony z nazwiska architekt, uważany powszechnie za „ojca” budownictwa blokowego, w swych planach widział wyburzenie całych miast i zbudowanie ich od podstaw. Pragnął on, by ich architektura opierała się o charakterystyczne „maszyny do mieszkania”, na których atrakcyjność wskazywać miała jedynie idea porządku i użyteczności. Dziś mija 60 lat od wybudowania w Polsce pierwszego bloku z wielkiej płyty. „Kryzys wieku średniego” tysiąca tego typu budynków skutkuje ich nowym wizerunkiem, znanym i oglądanym przez Kaliszan każdego dnia, w kolorach żółtym i niebieskim. O czasach, o których słyszymy chociażby od zespołu Dwa plus Jeden, o prestiżowych restauracjach i hucznych w nich balach – w drugiej części spaceru pomiędzy blokami na Kalińcu i os. XXV-lecia
 

Tam, gdzie fontanny, sklepy, neony, roztańczony, różnobarwny tłum
W ten właśnie sposób charakter miasta opisuje popularny kabaret Hrabi. Jednak czy owa wyliczanka istotnie opiera się jedynie na ironii? Z całą pewnością nie, o czym mogli się przekonać sami Kaliszanie.
W roku 1970 podjęto budowę lokalu, który w późniejszym czasie zaskarbił sobie wśród mieszkańców Kalisza niemałą sympatię, obrazując znaczenie słowa „prestiż”. Restauracja „U Barbary i Bogumiła” od samego początku jej funkcjonowania postrzegana była jako powiew zachodu, a jej lokacja, przy skrzyżowaniu Górnośląskiej i Serbinowskiej, z całą pewnością pomogła jej znacznie w zdobyciu popularności. To właśnie tutaj w latach 70. koncentrowało się życie towarzyskie mieszkańców nowo budowanych dzielnic zachodnich. Warty odnotowania jest zamysł projektantów lokalu, którzy budując dwukondygnacyjny przybytek, zaplanowali zarówno część przeznaczoną dla codziennych gości restauracji, jak i okazjonalną otwartą przestrzeń dla bawiących się. Nie jest to oryginalny projekt, jednak co ciekawe – podział ten znoszono podczas różnorakich okoliczności. Zwłaszcza w trakcie bali sylwestrowych i przyjęć weselnych, trwających tutaj nierzadko od soboty aż do poniedziałku! O takich przyjęciach bowiem, zwłaszcza z udziałem mniejszości romskich, dowiadujemy się od mieszkańców pobliskich blokowisk. Oni właśnie opisują z sentymentem, iż w poniedziałkowe poranki przed „Barbarą i Bogumiłem” można było zobaczyć roztańczone cyganki, w kreacjach mieniących się od cekinów i brokatu. Czy po tak mile rozpoczętym dniu komukolwiek mogłoby przyjść na myśl kultowe zdanie: nie lubię poniedziałku?
Restauracja każdego dnia wabiła do siebie, nie tylko paletą barw, dźwięków i – podobno nie do przechwalenia – sznyclem po wiedeńsku, ale także nową, wówczas kontrowersyjną formą rozrywki, jaką był striptiz. Pierwsze w Kaliszu pokazy nagich tancerek przywodziły tyle samo pozytywnych i negatywnych opinii. Wielu bywalców pytanych o to, w czym tkwił europejski standard restauracji, wskazuje jednak właśnie na tę atrakcję. Warto wspomnieć, iż o randze lokalu świadczyli także jego znamienici goście. „U Barbary i Bogumiła” ustawicznie jadali aktorzy i publika Kaliskich Spotkań Teatralnych, imprezy cieszącej się ogromnym uznaniem zarówno w czasach przeszłych, jak i obecnie.
Warto w tym miejscu wspomnieć, iż w obecnie burzonym hotelu sieci Orbis, zapisał się w historii życia rozrywkowego Kalisza inny lokal – o niezwykle wymownej nazwie „Piekiełko”. Jak dowiedzieliśmy się od mieszkańców okolicy, z końcem lat 70. przejął on znaczną część gości „Barbary i Bogumiła” i zaczął triumfować w kategorii rozrywek (również tych z zacięciem „europejskim”).

Kraina mlekiem płynąca
W naturze większości z nas tkwi dążenie do wygody. Jak ciężko przychodzi człowiekowi rezygnować z dogodności, wie chyba każdy. Przywołując w tym miejscu zwyczaj corannego dostarczania mleka pod drzwi lokatorów, ciężko nam – autorom niniejszego artykułu – wyobrazić sobie dziś podobną sytuację. Spoglądając na ten zwyczaj z ogromnym sentymentem, nie pokusimy się zatem na podważenie zdania, że „były to dobre czasy”. Do takiej odrobiny luksusu z łatwością przywykł każdy, kogo sięga owe wspomnienie.
Jakim poważnym wykroczeniem były więc opóźnienia w codziennym dostarczaniu mleka do sieci Społem? Przed kilkoma dekadami dotkliwie przekonały się o tym osoby, wobec których konsekwencje wyciągnął sam sekretarz wojewódzkiego KC. Wtedy to „osobowy monitoring” miał donieść o owych opóźnieniach w dostarczeniu mleka do największej z sieci sklepów spożywczo-monopolowych. Skazę na opinii systemu naprawiono już jedną wizytą sekretarza (o godz. 4 w nocy!), a cała sprawa zyskała charakter propagandowy.

Co dalej z „maszynami do mieszkania”?
W próbie odpowiedzi na to pytanie, będziemy się posiłkować zdaniami specjalistów. „Na Zachodzie coraz częściej podejmuje się decyzje o zakończeniu żywota bloków czy nawet całych osiedli z minionej epoki. (...) Glasgow – największe miasto w Szkocji – pozbyło się właśnie części osiedla z płyty Red Road (…)”. Jak jednak zdążyliśmy zauważyć – Zachód swoje, Polska swoje. Wybitny inżynier, architekt i urbanista Jan Rutkiewicz w wywiadzie dla portalu onet.pl tłumaczy faktyczny stan bloków i wieżowców wybudowanych w PRL. – To jest sztywna konstrukcja, której nie da się przerabiać (…),mogą postać długo. Opinię o wytrzymałości tych konstrukcji udało nam się usłyszeć również ze strony absolwenta Politechniki Wrocławskiej, który wspominał o sile trzęsienia ziemi, która  by mogła powalić blokowiska, dodajmy: wyjątkowo dużej sile, której w Polskie dotychczas nie odnotowano. Jeszcze jeden aspekt wydaje się być ważnym i wymaga poruszenia. Czy budowniczowie omawianych obiektów dopuszczali ich zestarzenie się? Coraz częściej słychać o tym w kontekście cech architektury modernistycznej Polski Ludowej. O specyfice budownictwa z płyty posłuchać można zapewne w każdej rodzinie. Od okna trochę ciągnie zimnem – któż z lokatorów blokowisk nie ratował się w tej sytuacji ręcznikiem lub kocem? Pewni jesteśmy jednego – jakkolwiek zadbamy o kondycję opisywanych tutaj budynków, w pewnym momencie dojdziemy do wniosku, że architektura ta jest wyjątkowa i warto ją zachować. Co jednak z systemem dociepleń, który burzy odbiór specyfiki budowlanej wspomnianych obiektów? To problem, który rozwiążą kolejne pokolenia.
Za pomoc i chęć dzielenia się wspomnieniami i wrażeniami z wczesnego okresu PRL dziękujemy panu Stefanowi Woźniakowi, który wzbogacił ten artykuł wieloma cennymi uwagami.

 

Mateusz Halak,
Joanna Filipczak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do