Reklama

Nie tylko z „Barbary i Bogumiła” Kaliniec znany (I)

10/01/2014 10:34

Rozświetlone od neonów, gwarne w dzień powszedni i świąteczny, przeczące szarości czasów, w których zostały zbudowane. Kaliniec i osiedle XXV-lecia, dziś jedne z najludniejszych osiedli miasta, wraz z okolicznymi dzielnicami były w czasach Polski Ludowej synonimem dostatku i nowoczesności. I choć napotykając hasło „nowoczesność”, obecni mieszkańcy bloków i wieżowców polemizują nad jego słusznością, to w rozmowie z nimi zawsze obecny jest sentyment. Do mleka pozostawionego przy drzwiach mieszkania, do starszej pani od magla, do długich sukien z tafty i żorżety, mieniących się na dancingach. Przy tych wspomnieniach ujmujące jest jeszcze coś. Ochota dzielenia się wrażeniami z tamtych czasów, a nawet… duma, że było się ich częścią.

Urbaniści swoje, warunki rzeczywiste swoje
Po natrafieniu na plany całego południowo-zachodniego Kalisza, w tym osiedla Kaliniec, na światło dzienne wychodzą niezrealizowane zamiary urbanistów i architektów, z których duży procent trudno nam sobie dziś wyobrazić. Jedna z poważniejszych różnic pomiędzy rzeczywistym a planowanym wyglądem okolicy widoczna jest przy skrzyżowaniu ul. Górnośląskiej i Buczka (dzisiejszą Legionów). O ile wzdłuż tej drugiej zachowuje się zabudowę jednorodzinną sprzed 1945 r. oraz z wczesnego okresu PRL, to w zamiarach planistów objawia się chęć wyburzenia pałacyku Müllerów (dzisiejszej Biblioteki Głównej) i utworzenia w tym miejscu wylotu ul. Marii Konopnickiej. W przestrzeni tej zwracają uwagę przede wszystkim wieżowce (nigdy nie powstały) naśladujące kształt tych z os. XXV-lecia PRL. Wzdłuż ulicy Adama Asnyka, zamiast obecnie znajdujących się 4-piętrowych bloków, również miały wznosić się wieżowce, a w ich sąsiedztwie pozostawać miały pojedyncze kamienice czynszowe z początku XX w. Zwłaszcza o jednej z nich – u wylotu Asnyka do Serbinowskiej – słychać często ze strony mieszkańców wybudowanych obok osiedli. W piwnicy secesyjnej czynszówki znajdował się magiel ręczny, wspominany przez jednego z mieszkańców osiedla XXV-lecia. – Od właścicielki okoliczni mieszkańcy dowiadywali się o najrozmaitszych plotkach, i to z całego miasta. Ta kamienica, jak i dwie pozostałe widoczne na makiecie projektowanych osiedli, znika z przestrzeni u schyłku lat 70., by ustąpić miejsca wieżowcom pomiędzy ulicami Adama Asnyka, a Górnośląską.
W obszarze makiety uwagę zwraca także obecność dwóch wieżowców przy skrzyżowaniu Serbinowskiej z al. Wojska Polskiego. W tym przypadku powody, dla których wzniesiono tylko jeden z nich, są dwojakie. Według jednej, mniej prawdopodobnej opinii zaniechano budowy drugiego wieżowca po tym, jak w ścianach pierwszego dopatrzono się pęknięć. Obwiniając o to grząski teren lub nawet ubytki pod jego powierzchnią, miały podnieść się głosy o wstrzymaniu prac po drugiej stronie Serbinowskiej. O przyczynach takiej kolei rzeczy świadczą jednak bardziej oczywiste fakty – prawdziwe zapotrzebowanie na budownictwo mieszkalne mogło nie być aż tak duże, jak zakładali urbaniści i architekci, a i planów zagospodarowania powyższego terenu mogło powstać wówczas więcej.

Seta i lorneta w „Serbinowskiej” oraz bigos na winie w „Dworcowym”
Na plac budowy, jakim były Kaliniec i osiedle XXV-lecia w latach 70., dostaniemy się spacerując od Rogatki. Podążając Górnośląską, mijamy dziś praktycznie zapomniane miejsca. Przechodzimy obok „Kujawianki”, popularnego taniego baru z napojami alkoholowymi. Dalej mijamy „Bursztynową” z kwitnącym tam literackim życiem Kalisza. Następnie, wędrując obok „Merino” i pierwszych delikatesów, zza koron drzew wyłania się bryła Orbis Prosny z nocnym lokalem „Piekiełko”. Bliżej dworca, przy Serbinowskiej (w miejscu dzisiejszego banku PKO), trafiamy do baru o nazwie ulicy, przy której się znajdował. Wchodząc do wnętrza spostrzegamy charakterystyczną posadzkę z lastriko, małe stoliki kryte ceratą w pepitkę i umieszczone na nich wazoniki z kwiatkami. Czy można pokusić się o lepsze symbole tamtych czasów? „Serbinowska” co prawda nie pieściła podniebień wykwintną kuchnią, ale nie przeszkadzało to w zdobyciu jej dużej popularności. W latach 60. zapamiętana jako drewniana knajpa, później przebudowana w technologii płyt „promonto”, serwowała sztandarową przystawkę z tytułu tego akapitu. Jak dobrze smakowała para zimnych nóżek, czyli tytułowa lorneta, wraz z gorzałką, wiedzą to już nieliczni byli goście „Serbinowskiej”.
Dworzec kolejowy podobnie jak dzisiaj, prócz oczywistej funkcji, dla której go wybudowano, pełnił mimowolnie jeszcze kilka innych. Obszerna poczekalnia z miejscami siedzącymi i… leżącymi prócz ogrzewania zapewniała także zaplecze gastronomiczne, czym zaskarbiała sobie sympatię nie tylko Kaliszan, ale także przyjezdnych. Choć próżno było szukać wytrawnego wina w bigosie, który tam serwowano, i mimo prześmiewczej opinii o tym daniu, w skład którego kucharz rzekomo dodawać miał „co mu się nawinie”, o „Dworcowej” nie mówiono nigdy źle. Dostrzegamy tutaj obraz – mozaikę wielu kultur, zawodów, ludzi z różnych części kraju, o różnych celach i zamiarach, w jakich odwiedzali Kalisz. Tutaj woda sodowa nie uderzała do głowy, chyba że od wróżb starych cyganek…

Jedna taka ulica, jedno takie osiedle
Opinię zakładającą „wyższość” mieszkańców bloków i wieżowców na Kalińcu i XXV-lecia PRL ukażemy wyłącznie w świetle geograficznym. Rzeczywiście, lokatorzy nowych zachodnich osiedli miasta spoglądali na dachy kamienic i wież kościelnych śródmieścia Kalisza jakby z góry. Do tego swoiście „uprzywilejowanego” położenia można przypisać jeszcze więcej pozytywów mieszkania w bloku z płyty. Wymieńmy dwa, bodaj najważniejsze: czystość i otwarta przestrzeń. Mając do wyboru odymione (na fotografiach wręcz czarne) kamienice staromiejskiej części Kalisza oraz nowe budownictwo otwartych osiedli, wybór padał w większości na tę drugą możliwość. Czynników, które o tym decydowały, a także okoliczności, które przemawiały za pozostaniem w blokowiskach, było (i nadal jest) sporo. Przytaczając wspomnienia jednego z mieszkańców tej części miasta, w czasach, gdy budowano Kaliniec i osiedle XXV-lecia, „wszystko było pod ręką”. Dowiadujemy się m.in. o dobrze zaopatrzonym sklepie mięsnym w nieistniejącej już przedwojennej kamienicy, pośród dzisiejszych wieżowców przy skrzyżowaniu Serbinowskiej z Górnośląską. Jak również o świadczonych „wszelkiego rodzaju usługach”, chociażby w popularnym „Blaszaku” czy mniejszych pawilonach handlowych.
To, co przedstawiane jest w wyjątkowo malowniczy sposób, to niegdysiejsze oświetlenie „jednej takiej ulicy Kalisza”. Mowa oczywiście o Górnośląskiej w latach 60. i jej oświetleniu jarzeniowym. Owe lampy jarzeniowe nad asfaltem rozwieszano na linach przymocowanych do budynków. – Po zapadnięciu zmroku zdawało się patrzeć na oświetlony tunel łączący centrum z zachodnimi dzielnicami, w tym Kalińcem – wspomina jeden z mieszkańców. Przy okazji tych słów przywołuje także pamięć o nielicznych charakterystycznych antyreklamach napoju dla burżuazji – negowanej za czasów Władysława Gomułki Coca Coli.
W drugiej części rozprawy nad Kalińcem i osiedlem XXV-lecia o tym, gdzie jadano po Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, o cygańskich rytmach u „Barbary i Bogumiła”, a także o pierwszych w Kaliszu pokazach striptizu. Zapraszamy.

 

Mateusz Halak,
Joanna Filipczak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do