Reklama

Niebo nad Kaliszem

24/03/2010 13:54

Jedna z najoryginalniejszych starych kart pocztowych Kalisza pokazuje balon z uśmiechniętymi dziećmi na pokładzie. W czaszę statku unoszącego się nad wioślarską przystanią wpisano widoki placów i ulic. Miasto w tym ujęciu zyskuje nową, ciekawą perspektywę

Kiedy powstała pocztów-
    ka z balonem? Podpowiedzi jest kilka. Strój dziewczynek mówi, że to przełom wieków; na pewno po 1900 r., bo wtedy wzniesiono postument z popiersiem cara Aleksandra II przed gmachem sądu (najniższe „oko” czaszy). Widoczna na zdjęciu poniżej drewniana przystań, pierwsza Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego, stała do 1913 r. Lata 1910-13 są również najlepszym okresem dla naszej „brylantowej osady”, czyli czwórki ze sternikiem, która cztery razy pod rząd okazała się niepokonana w wyścigach o Złote Wiosło Królestwa Polskiego. Załoga jest bardzo dobrze widoczna na pierwszym planie szeroko rozlanej Prosny. Można nawet odnieść wrażenie, że zwycięzcy z wiosłami są głównymi bohaterami kartki. Gra orkiestra, wszyscy zamarli w odświętnych strojach i szyku. Niezaprzeczalnie z nadrzecznego obrazka bije radość i duma. Coś przecież musiało wznieść ponad miasto tę dużą, nieprawdopodobną czaszę… Na podniebny lot był jeszcze jeden sposób. Balon trzeba było narysować. Dla spotęgowania wrażenia pogodnej wakacyjnej ekskursji doklejono uśmiechnięte dzieci.
W 1906 r. metoda kolażu (wycinania i doklejania różnych elementów w jednej kompozycji) zastosowana na płótnach kubistów po raz pierwszy zyskała wartość działania artystycznego. Pocztówka była odważniejsza. Mając na celu trafny przekaz, tj. szybką komunikację, jej twórcy sięgali po kolaż już na przełomie wieków. Karta z widokami, jako rodzaj nowoczesnej pamiątki z podróży, zaczęła święcić triumfy. Jej gorącym admiratorem jeszcze w XIX w. był Henryk Sienkiewicz, twórca polskiej nazwy karty pocztowej z miejscem na adres i krótkie pozdrowienia – „pocztówka”.
Wracając do naszego balonu. Jaką rolę pełni aerostat w zestawieniu z kaliskimi „obrazkami”? Czy nie obiecuje ekscytującej przygody, zniewalających przeżyć, smaku zwycięstwa? Małgorzata Barańska w swoim świetnym eseju „Posłaniec uczuć” (Warszawa 2003) pisze: „Producenci pocztówek świetnie wykorzystali mechanizm wyobraźni, która każe tęsknić nie tylko za osobą, ale i za miejscem odległym, egzotycznym i która zmusza nas także za miejscem, które opuściliśmy. Kupujący i wysyłający towarzyszy w marzeniu podróży pocztówki do adresata. Wyobraża sobie jej drogę. Adresat poznaje coś, czego może nigdy by nie poznał bez podróży nadawcy i bez pocztówek oczywiście. On także podąża drogą marzenia”.     Podsumowując, nasz uroczy balon staje się znakiem wyobraźni. Jak ważny jest motyw główny dla wydźwięku całości, pokazuje zestawienie z inną kaliską widokówką pochodzącą z tego samego czasu. Secesyjnie wygięta (i zmaltretowana gorsetem) kobieta-motyl wyrysowana na jej awersie także obiecuje przygody, ale myśl tym razem prowadzi w zupełnie inne, błogie rejony.        

W gondoli
Prawdziwy balon zawisł na niebie Kalisza w 1799 r. dzięki inicjatywie Holendra Aleksandra Terzi. Od pierwszego w dziejach pokazu tego rodzaju na dworze francuskim mijało wówczas dopiero 15 lat. Ta sama osoba prezentowała swoje sztuki nad Prosną przynajmniej jeszcze raz już w XIX stuleciu. Do programu pokazu należały także sztuki gimnastyczne i fajerwerki. Obie propozycje świetnie określają charakter całości widowiska. Balon był ciekawostką, atrakcją, taką samą jak obwoźne menażerie, gabinety osobliwości, czy zniekształceni przez błąd natury ludzie i zwierzęta, za których obejrzenie warto było zapłacić. Mądry obserwator współczesności, Adam Chodyński, autor wielu poważnych rozpraw na temat przeszłości i zabytków miasta, tworząc z dostępnych sobie afiszy syntetyczny spis widowisk publicznych w dziewiętnastowiecznym Kaliszu, widział w nich signum temporis, swoisty znak czasów, zarazem symbol wielkość i małość ludzi. „Miłość nauki, chęć podzielenia się z innymi wiedzą, żądza popisu i wywołania wrażeń, wreszcie górująca nad tem wszystkim [pis. oryg.] potrzeba chleba powszedniego, wyroiły te indywidua wędrowne, co zręcznością kuglarską, gimnastyczną, sztukami konnemi [pis. oryg.], utresowaniem zwierząt, głębszą znajomością jakiejś gałęzi nauk przyrodniczych lub matematycznych, gabinetami, zbiorami, muzeami, kalectwem nawet, monstrualnością itp. poszły w świat na zarobek”. Niestety z notatek kronikarza niczego się nie dowiemy na temat  konstrukcji i wielkości aerostatu Holendra. Czy jak najwcześniejsze balony miał powłokę papierowo-płócienną czy już jedwabno-gumową? Jak długo czasza unosiła się w powietrzu? Nieco dokładniejsze dane pochodzą z połowy wieku. W wrześniu 1851 r. balon przedsiębiorcy Siegemanna osiągnął wysokość 200 sążni (jeden sążeń ok. 1, 8 m). Lot tym razem był załogowy; w gondoli umieszczono psa i kota.

Na linie
Nie tylko balony oglądano nad Kaliszem. Do zwykłych wśród programowo „niemożliwych” pokazów publicznych należały występy linoskoczków. Tańce na linie zaliczały się do najpopularniejszych propozycji zaraz po fajerwerkach i sztukach gimnastycznych. Szczególnie często miasto odwiedzała niejaka Maria Kolter, która przez kilka lat „trzymała” monopol na ten rodzaj przedstawień nad Prosną. Gdy Maria rozpinała swoją linę na rynku, inni kuglarze nie mieli czego szukać – występy Kolter gromadziły całą kaliską publikę. Nikt jednak nie pobił sztukmistrza Kocka, który „przewieszony na horyzontalnie wiszącej linie, bębnił w tym położeniu arię z chóru strzelców z Freischütza na kilku bębnach”.
   
Podniebni
Dwudziesty wiek, dwie wojny, totalitaryzm i śmiały rozwój lotnictwa. Kiedy kaliszanie zobaczyli samolot na niebie? Można przypuszczać, że jednym z pierwszych był niemiecki aeroplan zwiadowczy, który pojawił się nad miastem 2 sierpnia 1914 r. Czy jego pilot widział, że jako ostatni ogląda gród przed zmasowanym bombardowaniem? Świadkowie tamtych wydarzeń mówili także o charakterystycznym sterowniku początku wieku – zeppelinie. W pierwszym tygodniu palenia miasta na trasie między Częstochową, Kaliszem i Kołem z „cielska” podniebnego statku wyrzucano niemieckie ulotki propagandowe z przekazem: „Przychodzimy do Was jako Przyjaciele! Zaufajcie nam!”... 
Trudno w tym miejscu pominąć dwie postacie. W roku tragedii Stanisław Skarżyński, przyszły as polskiego lotnictwa międzywojennego, kończył 15 lat. Urodzony w Warcie pod Sieradzem z naszym miastem był związany poprzez szkołę (nad Prosną kończył gimnazjum) oraz służbę w 29. Pułku Strzelców Kaniowskich. Ciężko ranny w 1920 r. pod Radzyminem utykał do końca życia. W 1931 r. Skarżyński obleciał Afrykę, a  dwa lata później dokonał przelotu nad Atlantykiem.
Starszy od niego był Manfred Albrecht baron von Richthofen, od koloru samolotów przez niego pilotowanych znany jako Czerwony Baron. Wybuch wojny zastał go w jednostce w Ostrowie Wielkopolskim. Richthofen, pomijając spekulacje krążące wokół jego osoby, okazał się przede wszystkim genialnym lotnikiem, najlepszym na frontach I wojny światowej. Zginął w 1918 r.
Z czasów kolejnej wojny zachowała się opowieść o nieznanym z nazwiska niemieckim pilocie, który krążąc nad miastem – ustna legenda mówi, że w ten sposób żegnał się z rodzicami tutaj mieszkającymi – zahaczył skrzydłem o komin fabryki Mystkowskiego (Społem przy ul. Rzeźniczej). Jego maszyna runęła w krzaki (dzisiaj teren zabudowany) między Bankową a dawnym kinem Oaza (Apollo). Do zdarzenia doszło w 1942 lub 1943 r. Tragedia w pamięci ówczesnych nastolatków odcisnęła mocny ślad, bo jest często przywoływana w opowieściach. W wersji przetworzonej siłą wyobraźni skrzydło miało zawadzić o ratuszową wieżę.       

W chmurach
Kaliszanie, na pytanie, kto pierwszy w dziejach widział ich miasto z góry, mogą odpowiedzieć zupełnie inaczej i wskazać… św. Paschalisa. Według tradycji franciszkański święty miał w czasie jednego z pożarów Kalisza ukazać się nad grodem i „ogień przytłumić”. Przekaz stał się pretekstem do namalowania w XVIII w. obrazu (dzisiaj w domu plebanii kościoła katedralnego), a następnie jego interpretacji (w ołtarzu bocznym kościoła poreformackiego), który pokazuje panoramę strawionego przez ogień w 1792 r. średniowiecznego miasta. Dla dusz pobożnych i tych niepozbawionych fantazji ciekawsza będzie postać świętego lewitującego w chmurze nad Kaliszem...

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do