Reklama

O kulturze i Kaliszu z ministrem Andrzejem Celińskim

12/02/2023 12:37

Z Andrzejem Celińskim, byłym ministrze kultury, któremu bliski jest Kalisz, rozmawia Grzegorz Pilecki

W książce „Ministrowie kultury doby transformacji” autorstwa Bożeny Gierat-Biedroń dokonał Pan oceny ówczesnego stanu kultury, a także mówił o podjętych i planowanych działaniach by ten obraz zmienić.   Proszę powiedzieć co uznałby Pan za swój największy sukces a co za porażkę?

  - Ministrem zostałem w listopadzie 2001 roku a przestałem nim być w lipcu 2002 roku. Raptem siedem miesięcy. 6 kwietnia 2002 roku zaprezentowałem, w Muzeum Narodowym w Warszawie, w obecności premiera, marszałka sejmu, wielu wybitnych ludzi kultury program wielkich zmian w polityce państwa wobec kultury. Chodziło o dwie fundamentalne rzeczy. Uniezależnienie, a przynajmniej osłabienie wpływu koniunktury gospodarczej, ale i politycznej na bieżące finansowanie przez państwo działalności instytucji kultury oraz stworzenie takiego systemu finansowania, który uniezależniłby, a przynajmniej osłabił ingerencje polityków w bieżące funkcjonowanie instytucji kultury. Bo to, że w Europie współfinansowanie przez państwo, a więc przez wszystkich obywateli sfery kultury jest oczywiste, to daleko mniej oczywiste są w prawie zapisane sposoby takiego finansowania, by z jednej strony zapewnić celowość i transparentność wydatków,  społeczną kontrolę nad tymi wydatkami, z drugiej zaś strony chronić wolności twórcze i prawo do eksperymentu oraz zapewnić jakąś stabilność funkcjonowania instytucji kultury i twórców.

  Nie miejsce na szczegóły - był to wielki, całościowy program. Zawierał omówienie  założeń szeregu projektów ustaw. Tyle, że ja odszedłem, a program, poza co prawda istotnymi, ale jednak marginalnymi dla całości zmianami nie został do dzisiaj zrealizowany. I mamy co mamy. Finansowanie po uważaniu, woluntaryzm w polityce kadrowej, brak stabilności i transparentności, brak społecznej kontroli nad pieniędzmi publicznymi oraz ograniczenia wolności twórczej. I aczkolwiek są gorsi i lepsi  politycy, ale co do zasady dotyczy to wielu partyjnych barw, nie tylko tej, o której myślimy. Chociaż ta złamała wszelkie tabu. Bo kulturę finansuje się nie tylko z budżetu państwa, ale i z budżetów samorządów.

 Artyści i twórcy skarżą się na cenzurę, organizatorzy instytucji kultury na niskie płace i budżety, konieczność oszczędzania energii, a także narastającą biurokrację. Jakie działania uznałby Pan za priorytetowe gdyby został ministrem kultury w 2023 roku?

- Najpierw chcę, by wyraźnie wybrzmiało – ja nie wybieram się z powrotem do polityki. Po drugie chcę by też to wybrzmiało, że polityka kulturalna powinna być polityką rządu, którego minister jest jednym z kilkunastu przedstawicieli. Kiedy kończyłem wspomnianą prezentację, dwadzieścia jeden lat temu, powiedziałem: „Ten program jest trudny dlatego przede wszystkim, że będzie skutecznie chronić polską kulturę przed sinusoidą wpływów budżetowych i koniunktur politycznych dopiero za 15-18 lat. Tyle potrzeba, by zbudować do końca właściwe instytucje i fundusze. Tymczasem polska polityka jest zamknięta w ramy czteroletnich kadencji a kontynuacja najlepszych nawet programów nie jest jej najmocniejszą stroną.

 Kolejne rządy traktują państwo jak folwark oddany im w arendę. Którego przyszłość nie jest ich bólem głowy. Dopóki menadżerowie kultury i artyści będą musieli wisieć u klamek polityków dopóty kultura organizacyjnie tkwić będzie w strukturach idei i organizacji właściwych państwu autorytarnemu. Dziś, jak i dwadzieścia lat temu za najważniejsze uważam połączenie w systemie finansowania i organizacji kultury publicznych źródeł jej współfinansowania z zapewnieniem wolności twórczych i stabilności instytucji. Czyli jak płacić, jak kontrolować wydatki szanując kompetencje i talenty twórców i menadżerów kultury.

Wszystko więc wciąż przed nami. Kiedy mówię o płaceniu wiem, jak bardzo upraszczam, z konieczności, tę sprawę. Inaczej płacić się powinno za rzeźbę wielkogabarytową w przestrzeni publicznej (ona nie da nigdy nawet ułamkowego zwrotu z jej finansowania), inaczej fabułę w kinie, czy kulturę w telewizji o milionowej widowni.  Filharmonia musi kosztować więcej od teatru a galeria sztuki od muzeum. Najważniejsze zaś jest uznanie kultury jako wielkiej wagi czynnika budowy wartości kapitału ludzkiego. A nasza wspólna pomyślność najpierw od kapitału ludzkiego zależy przed wszystkim innym.

 Od lat Kalisz jest dla Pana miastem szczególnie bliskim, dlaczego?

- Zabrałem stąd pewną Kaliszankę. Nasz syn ma dziadków w Kaliszu. Dzięki żonie poznałem tu kilkoro znakomitych ludzi. Zaprzyjaźniłem się z małżeństwem państwa Majchrzaków. Ona świetna nauczycielka, profesor języka polskiego tyle, że nie w Asnyku, lecz w liceum Tadeusza Kościuszko, on, na szczęście dla siebie i na nieszczęście dla kultury tuż przed pandemią zamknął ostatnią małą, prawdziwą, swoją księgarnię w Kaliszu. Poznałem też tu, nieżyjącego już niestety wielkiego sercem mądrego człowieka Wacława Majchrzaka (zbieżność nazwisk przypadkowa), też profesora liceum. Ci nauczyciele, wybitni, z olimpijczykami „na sumieniu” to też jest Kalisz. Jest na czym i jest z czego budować. Trzeba chcieć. Trzeba budować dumę, że tu kończyło się szkoły. I robić to systematycznie przez lata. Z dbałością o te wartości, które budują prawdziwą wielkość. O wartości, które są fundamentem kapitału ludzkiego. Fibigerowie stanowią wymarzoną personalizację tych wartości.

 Z czym oprócz blisko XIX – wiecznej historii miasta w przeszłości kojarzył się Panu Kalisz, co wówczas było jego rozpoznawalną marką?

  -Kiedy byłem dzieckiem, wczesne lata sześćdziesiąte, odnalazłem na strychu rodzinnego domu pod Wyszogrodem powiatu płockiego stare roczniki miesięcznika „Bluszcz”. Było to ilustrowane pięknymi fotografiami, tłuste pismo dla wykształconych wyzwolonych w międzywojniu kobiet. Zapamiętałem zdjęcie teatru nad Prosną i stojącą przed nim Marię Dąbrowską. Było lato, kiedy zrobiono tę fotografię. Widać było piękną klasycystyczną fasadę teatru i po lewej – fragment parku za rzeką. Bardzo mi się to podobało. Potem, w latach 70. była Iza Cywińska w Kaliszu. Jako mały dzieciak czytałem oczywiście jakieś bajki i legendy z bursztynem w tle. Kto ich nie czytał?

Pierwszy raz byłem tu w czerwcu 1981 roku. Miałem być na jakimś spotkaniu „Solidarności”. Jechałem autem z Gdańska - od Koła i Turka, wjechałem w dół ulicą Warszawską, minąłem z lewej więzienie i stanąłem. Wyszedłem by popatrzeć na panoramę dachów przede mną, na bazylikę św. Józefa i miasto po prawej. Pomyślałem, pamiętam to jakby było dzisiaj, że w Kongresówce nie ma takiej drugiej panoramy. Może Płock, ale to co innego, tam nie panorama dachów, lecz Wzgórze Tumskie z niebywałej urody katedrą.

  Potem, już w całkiem wolnej Polsce, przyjeżdżałem często, włóczyłem się trochę po mieście i właściwie zawsze myślałem – jak można tę przepiękną urbanistykę Starego Miasta zaniedbać, nie wykorzystać? Jak można było dopuścić by Dom pod Aniołami o tak niezwykłym położeniu w ogóle nie istniał we współczesnym Kaliszu? Gdzie indziej znajdziesz tak znakomity przykład miejskiej empirowej architektury? Zachował się, przetrzymał I wojnę, pożar miasta może dlatego, że stał na cyplu otoczony z trzech stron wodą. Jak można tolerować ruinę Piekarskiej, innych fragmentów Starego Miasta? Z drugiej strony tak urokliwe domy i miejsca jak budynek folusza, elektrowni, hotel ‘Europa’ gdzie zawsze się zatrzymuję. Prosna. Parki. Jakieś fragmenty, jakieś budynki. Martwi mnie, że przepiękny kwartał ulic Śródmiejskiej, Poznańskiej, Kopernika, sakralnej przeważnie zabudowy pomiędzy liceum Kopernika a zabudowaniami parafii Świętej Rodziny wraz ze wspaniałym kościołem właściwie nie żyje, jakby go w Kaliszu nie było.

 Dla wielu Kalisz kojarzy się z Adamem Asnykiem, Marią Konopnicką czy Marią Dąbrowską. Kalisz to także coroczne spotkania teatralne. Miasto kojarzone jest też z fabryką pianin i fortepianów Fibigera. Fabryki już nie ma,  natomiast jest Technikum Budowy Fortepianów im. Gustawa Arnolda Fibigera. Rodzina Fibigerów na stałe wrosła w historię miasta. Czy przypominanie jej historii, działań na rzecz miasta i jego promocji, nie mogłoby nadal być rozpoznawalną marką miasta?

  -Historia tej rodziny, następujących po sobie pokoleń ludzi oddanych nie tylko rodzinie, ale muzyce, miastu i krajowi (niektórzy wprost, dosłownie przelali krew za Ojczyznę) to wielki wzór w wielkich procesach wychowawczych kolejnych pokoleń Polaków. Grzech nie wykorzystać. Dla nas i dla naszych potomnych. Ta historia ma swój materialny wymiar. Jest przecież trwały ślad w architekturze miasta. Była też marką, która rosła aż do czasu, kiedy peerelowskie głuptaki ją zniszczyli. To było, kiedy byli kolejni Fibigerowie. Upokarzani w PRL, a mimo to robiący swoje. Technikum Budowy Fortepianów jest chyba jednym z trzech na świecie. Ciekawy jestem czy przetrwa.

  Jeśli chce się te wielkie postaci, ich dzieło, fabrykę, którą stworzyli, fortepiany, które skonstruowali jakoś wykorzystać  słowa nie wystarczą. Jest tu w Kaliszu, w filharmonii chyba, odrestaurowany, a właściwie odbudowany fortepian koncertowy Fibigera. Czy jest wykorzystywany tak jak powinien? Przydałby się jakiś znak w przestrzeni publicznej. Wykorzystujący współczesną estetykę. Może warto by, o co przecież niektórzy Kaliszanie (myślę tu specjalnie o Kaliszankach) nadać jakiemuś bardziej uczęszczanemu rondu (może na Dobrzecu na przykład, zaraz poniżej kirkutu) imię Fibigerów i postawić na jego środku fortepian? Czarny fortepian koncertowy z jakiegoś wytrzymałego na deszcz, wiatr i mróz materiału. Cała Polska by o tym mówiła. Znacie gdzieś coś podobnego? Ten kto powiela po stokroć znane formy nie będzie zauważony. Fortepian na rondzie prowokowałby pytania dzieci do rodziców – a co to jest?, a po co? A kto jest/był ten Fibiger? Ile możliwych wielką treścią odpowiedzi!  Jest wybitny, poruszający film nakręcony przez wnuczkę Gustawa Arnolda III, Justynę Fibiger.  Grzech nie wykorzystać.

 W ubiegłym roku w Kaliszu odbyła się premiera wspomnianego filmu „Dusza zaklęta w Fortepianie”. Jest to  filmowa historia założonej w 1889 roku w Kaliszu Fabryki Fortepianów i Pianin Arnold Fibiger – największej polskiej fabryki fortepianów.  Scenariusz filmu napisała i pełniła też funkcję reżysera, Judyta Fibiger, prawnuczka Arnolda, założyciela manufaktury. Muzykę towarzyszącą obrazowi skomponował Jan A.P. Kaczmarek, zdobywca Oskara za ścieżkę dźwiękową do "Marzyciela" Marca Forstera.   Poza premierowym seansem film został wyświetlony jeszcze tylko raz w jednym z warszawskich kin. Jak Pan sądzi, dlaczego promocja filmu nie budzi zainteresowania decydentów kultury zarówno szczebli regionalnych jak i ministerialnych?

  -O tym właśnie mówię. Najwyraźniej mamy takich decydentów. Tak na marginesie - do jakiego innego polskiego filmu dokumentalnego, w ogóle do jakich jeszcze polskich filmów komponował muzykę Jan A.P. Kaczmarek? Już tylko to powinno dać do myślenia. Ten film nie jest i nie będzie „kasowy”. To oczywiste. Ale dlaczego nie pokazywać go kolejnym rocznikom liceów Kalisza? Uczniom Technikum Budowy Pianin i Fortepianów.

Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuje i pozdrawiam kaliszan.

foto: archiwum min. A. Celińskiego. Na zdjęciu czarno-białym A. Celiński zw śp. kaliszaninem Edwardem Wende i śp. Jackiem Kuroniem

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    nobody - niezalogowany 2023-02-13 20:07:11

    Celinscy, moze z innej linii, byli rodzina ziemianska z majatkiem pod Cekowem. Chyba Stropieszyn i Koscielec.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do