
Ile lat ma Filharmonia Kaliska? Proste wydawałoby się pytanie może mieć kilka odpowiedzi. Im bardziej zagłębiamy się w czas, tym sposób odliczania staje się ciekawszy
Pierwszy koncert Miejskiej
Orkiestry Symfonicznej odbył się 19 października 1974 r. pod kierunkiem Andrzeja Bujakiewicza. Inaugurację poprzedziły rozmowy i szeroko opisywana wymiana dokumentów między wydziałami kultury i sztuki w województwie (Poznaniu) i Kaliszu. Takie były formalne początki Filharmonii, które uprawniają do świętowania w przyszłym roku 40-lecia. Wcześniejsze drogi wytyczyła tradycja.
Amatorzy
Po raz pierwszy termin „orkiestra” został użyty w 1818 r., w statucie powołanego Towarzystwa Przyjaciół Muzyki. „Towarzystwo miało będzie swego dyrektora muzyki, który większością głosów swych członków ma być obrany. Do niego należeć szczególniej będzie: dyrygować orkiestrą (…)” – czytamy w ustawie zachowanej dzięki niestrudzonej pracy Adama Chodyńskiego. Zespół składał się z amatorów. Określenie, którego dzisiaj często używa się w niepochlebnym kontekście, w XIX w. było ciągle bliskie oświeceniowej myśli uprawiania sztuk z miłością i znawstwem (łac. amore – kochać). Gra na instrumentach, śpiew należały do kanonu wykształcenia człowieka kulturalnego. Toteż spotykano się dla samej przyjemności wspólnego muzykowania, co stanowiło podstawową rozrywkę w niewielkim mieście. Koszty działalności pokrywano z członkowskich składek, ponadto dwa koncerty w roku przeznaczano na korzyść TPM. Orkiestrę prowadził Jan Ludwik Witkowski (ok. 1790 - po 1859), postać zapomniana, ale kiedyś nadająca ton kulturalnemu życiu miasta. Maestro mieszkał u franciszkanów. Czy ubóstwo materialne i bogactwo duchowe doprowadziły go do zakonnej celi? „Osamotniony z rodziny starzec, mający skromny fundusik na utrzymaniu, zajmował celę mniszą u franciszkanów. Muzyk zapalony do bałwochwalstwa, jeśli nie grał, to stroił instrumenta lub sposobił nuty (…)” – opisywał swojego nauczyciela Chodyński. Grał bowiem kronikarz na skrzypcach i tak jak inni adepci nieraz był „ćwiczony” przez starego mistrza uderzeniem smyczka przez plecy.
Wracając do orkiestrantów. Przeszłość zachowała pokaźną liczbę ich nazwisk, wśród których trzeba wymienić skrzypków Wawrzyńca Kopińskiego, Józefa Pichelskiego i Leona Lewandowicza, następcę Witkowskiego. Wutke miał czarować „perłami tonów swojego fletu”, Onufry i Stefan Kopińscy byli mistrzami waltorni, Marks i Winter grali na kontrabasie… I wielu, wielu innych. Z biegiem lat pierwsze towarzystwo, siłą upływającego czasu, rozproszyło się, a brak młodych sił spowodował zastój. Jeszcze w 1858 r. orkiestra Witkowskiego poderwała się do lotu, towarzysząc występowi Józefa Wieniawskiego, brata genialnego Henryka, ale ton prasowej wzmianki nie pozostawia wątpliwości: był to jeden z jej ostatnich koncertów.
Orkiestra na abonament
Odnowa nastąpiła w latach 70. XIX w., kiedy zaczynał się dobry czas dla miasta. W tym czasie Feliks Krzyżanowski, absolwent Konserwatorium Warszawskiego, podjął pierwsze próby otworzenia nad Prosną szkoły muzycznej, co świadczy o wzrastających ambicjach społeczeństwa. W listopadzie 1871 r. w teatrze Golińskiego w Alei Józefiny obchodził swój benefis Leon Lewandowicz. Przy okazji świętujący doczekał się laurki, w której można zobaczyć obraz z życia miasta: „Wieloletnia praca jego jako muzycznego artysty, wskrzeszenie po zgonie śp. Witkowskiego upadającej w mieście naszem tej sztuki, uformowanie orkiestry i towarzystwa amatorów, uprzyjemnienie nam niejednej chwili muzyką, jakiej mnóstwo miast innych, chociaż większych od Kalisza, nie posiada – słowem, mnóstwo na tej niwie zasług położonych przez Lewandowicza (…)”. Kameralny zespół liczył 10 członków. Szczególną popularnością cieszyły się koncerty abonamentowe organizowane w sali Gessnera, tj. cukierni parkowej. Orkiestra zbierała brawa także w okolicznych miejscowościach, ale uznanie publiczności na pstrym koniu jeździ. Zaledwie trzy lata po benefisie kaliszan uwiodła 15-osobowa orkiestra z Łodzi, panów Wisenberga i Szwejcera, „posiadająca wcale zasobny repertuar, zarówno w poważniejszym, jak i lżejszym stylu i posiadająca w swym gronie kilku wcale sumiennych i dobrych muzyków”. Błyskawicznie pojawiła się myśl, aby zatrzymać łodzian nad Prosną. Muzyków, sprawdzonym zwyczajem, zamierzano opłacać z abonamentu słuchaczy. Na scenę stałych popisów wskazano parkową cukiernię (porą letnią ogródek po prawej od wejścia, zimą i w razie niepogody – sala). Oczekiwano koncertów dwa razy na tydzień przez cały rok. Pojawił się tylko jeden warunek – zespół miał zwiększyć swój skład do 18 osób. Równie szybko zorientowano się, że popełniono nietakt wobec zasłużonego Lewandowicza. Jego wymagania finansowe okazały się jednak wyższe. Sporom nie było końca, a zanim kaliszanie cokolwiek uradzili, muzycy wyjechali. Ich miejsce szybko wypełniły dźwięki kolejnego przyjezdnego zespołu niejakiego Orzechowskiego, o którym kiedyś już wspominaliśmy. Znowu pojawiły się te same rozbieżności między ambicjami elit, które domagały się występów wieloosobowej orkiestry, a możliwościami środowiska. Sale koncertowe (były korpus kadetów, teatr Golińskiego, Hotel Polski) nieraz świeciły pustkami. W efekcie Orzechowski nie tyle wyjechał, co po trzech kwartałach uciekł, pozostawiając kaliszanom niepopłacone rachunki.
Opisane, wydawałoby się, błahe wydarzenia miały jednak swoje skutki: torowały drogę myśli utworzenia stałego miejscowego zespołu. W 1877 r. pojawił się nawet regulamin zaczynający się od znamiennych słów: „Celem zapewnienia miastu Kaliszowi jednej z najszlachetniejszych rozrywek i przyjemności, jaką daje muzyka, a jednocześnie dania w ręce wielu, skąpo pod materialnym względem uposażonych, środka spożytkowania w sposób korzystny chwil swobodnych od obowiązkowej pracy, zawiązuje się w mieście Kaliszu grono przyjaciół muzyki z zamiarem wynalezienia funduszów ku muzykalnemu wykształceniu odpowiedniej liczby osób, mających w przyszłości składać kaliską orkiestrę”.
Towarzystwo w kropce
Żadne regulaminy, ustawy czy statuty nie pomogły. Przez kolejne dziesięciolecia pomysł powracał, ale materializacji nie mógł się doczekać, choć ponawiano próby. Taką efemerydą była orkiestra amatorska Józefa Horky’ego, kierownika chóru męskiego KTM, założona w 1895 r. Zespół, odnoszący podobno wielkie sukcesy, składał się z „sześciu pierwszych skrzypiec, sześciu drugich, jednej altówki, jednej wiolonczeli, jednego kontrabasu, dwóch fletów, dwóch klarnetów, trzech waltorni, dwóch kornetów, dwóch puzonów, jednego tołombasa i jednego werbla”. Inicjatywa chyba miała szanse powodzenia, ale jej rozwojowi przeszkodził los: Horky zginął niefortunnie – został postrzelony podczas polowania.
Początek nowego wieku znowu upłynął w oczekiwaniu. Sprawozdania działalności KTM z tego okresu przekonują, że w powołaniu stałej orkiestry widziano jedyne remedium, jedyny sposób, który miał przyprowadzić publiczność do nowej, ale świecącej pustkami sali koncertowej. W 1902 r., przypomnijmy, z wielką pompą oddano gmach KTM; wspaniale położony u wrót parku, w kostiumie solidnej XIX-wiecznej architektury miał zaświadczać o sile środowiska. Rzeczywistość, jak już wiemy, odbiegała od ideału. Ostatnią próbę aktywizacji miejscowych sił przed spaleniem miasta podjął w 1910 r. bliżej nieznany Antoni Głębicki. Dyrygent, jak podawała gazeta, mieszkał na Podgórzu „w domu prof. Klonowskiego pod nr 776”, z czego można wnioskować, że również tam przyjmowano zapisy na członków nowo powołanego zespołu. Próby odbywały się w siedzibie KTM.
Orkiestra
Pawła Gedeonowa
Życie muzyczne na zgliszczach miasta odrodziło się zaskakująco szybko. O pierwszych koncertach donoszono już w 1917 r., szkoła muzyczna KTM ruszyła w rok po odzyskaniu niepodległości. Najbardziej pożądani bohaterowie chodzili w żołnierskich mundurach. Falę gorących uczuć patriotycznych podniosła wojna polsko-bolszewicka. Zapowiedź jednego z występów na rzecz ochotników kończyło znaczące wezwanie: „Nie wątpimy, że sala Rzemieślników Chrześcijańskich będzie wypełniona po brzegi, gdyż żołnierzowi dziś niczego odmówić nie wolno (…)”. Najbardziej popularne orkiestry były dwie: wojskowa, 29. Pułku Strzelców Kaniowskich, prowadzona przez kpt. Lucjana Ksionka, następnie por. [imię nieznane] Tuzika, i strażaków kaliskiej Pluszowni pod batutą Władysława Loretańskiego.
Miasto nadal nie miało własnego zespołu. Sytuacja się zmieniła, gdy latem 1937 r. do Kalisza przyjechał znakomicie wykształcony Rosjanin, od wielu lat zamieszkały w Polsce, Paweł Gedeonow. Zostając dyrektorem szkoły muzycznej, skrzypek wraz ze swoją żoną Jadwigą Szabłowską przeorganizował placówkę oraz przystąpił do tworzenia orkiestry. Szukając sprzymierzeńców, dyrektorowi udało się stworzyć zespół złożony z uczniów i absolwentów szkoły, członków KTM oraz muzyków żołnierzy 29. PSK i śpiewaków chóru franciszkańskiego. Ten ostatni prowadził gwardian o. Julian Mirochna, późniejszy mężny organizator oporu przeciw hitlerowcom. Inauguracyjny koncert orkiestry odeonowej odbył się 2 lipca 1939 r. Wszelkie nadzieje związane z występem nie mogły się spełnić. Przygnieciony zbrodniami Niemców, pozbawiony możliwości zarobkowania, Paweł Gedeonow 12 marca 1940 r. popełnił samobójstwo. Został pochowany na kaliskim cmentarzu prawosławnym.
Tekst powstał na podstawie wypisów źródłowych przygotowanych przez Mirosława Przędzika. Fotografie pochodzą z jego zbiorów.
Po 7 latach systematycznego pisania na łamach „ŻK” zwalniamy tempo. Nie żegnając się definitywnie z naszymi Czytelnikami i tytułem, zapowiadamy, że odtąd będziemy nieco rzadziej gościć na stronach gazety. Teksty oparte na badaniach źródłowych potrzebują czasu,
a w nadmiarze obowiązków tego nam właśnie brakuje. Dziękujemy za wspólne lata i wiele inspiracji.
Zachęcamy do pisania młodych.
Anna Tabaka,
Maciej Błachowicz
Miłośników historii zapewniamy, że cykl będzie kontynuowany regularnie. Do zaspołu redakcyjnego dołączył młody historyk sztuki pan Mateusz Halak, który pracuje już nad kolejnymi tekstami tego działu. Redakcja
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie