
Jak wiele jeszcze tajemnic kryją kaliskie strychy i zakamarki? Ostatnio do naszych rąk trafiła ciekawa pamiątka z 1938 r. Znalezisko można nazwać albumem pogrzebowym Mieczysława Janaszewskiego. Zdjęcia znanego kaliskiego fotografa J. Jackowskiego układają się w spójną, ciekawą opowieść. Dodajmy do niej historię Kalisza w ostatnim roku bez wojny
W 1938 r. we wszystkich gazetach wychodzących w mieście, a nawet w stołecznym „Kurierze Warszawskim”, ukazały się opatrzone grubymi czarnymi ramkami klepsydry: W dniu 10 marca .(…) zmarł po długich i ciężkich cierpieniach, opatrzony św. Sakramentami, nasz najukochańszy mąż brat, stryj, szwagier, , Ś.P. MIECZYSŁAW JANASZEWSKI, kupiec i obywatel miasta Kalisza, przeżywszy lat 62. Pogrzeb odbędzie się w niedzielę, w dniu 13 b. m. o godz. 3. 30 po południu z domu żałoby w Kaliszu, Rynek Dekerta 7, o czym zawiadamiają w ciężkim smutku pogrążeni żona i rodzina. Osobne zawiadomienia rozsyłane nie będą. Handlowiec urodzony w 1876 r. w Gostyniu, był właścicielem sklepu żelaznego oferującego m.in. materiały budowlane, blachy, urządzenia łazienkowe i wodociągowe. Firma zapewniała, że: „Dostarcza w możliwie najkrótszym czasie i po cenach najtańszych części rezerwowe do maszyn i narzędzi rolniczych”. Zgodnie z jeszcze XIX-wieczną tradycją zmarły był członkiem licznych organizacji kupieckich, Ochotniczej Straży Ogniowej i Towarzystwa Wioślarskiego. „Dom żałoby”, czyli kamienica Janaszewskiego, ocalał szczęśliwie bez większych zmian. Budynek można rozpoznać choćby po charakterystycznych lwich łbach i numeracji, która nie zmieniła się do naszych czasów. Tylko nazwa placu jest inna – Rynek Dekerta to przedwojenne określenie Nowego Rynku.
Tym żył Kalisz
W chwili śmierci naszego bohatera najstarsze miasto Polski miało już za sobą odbudowę po I wojnie światowej. O niedawnej historii świadczyła świeżość tynków, pojedyncze ruiny i co częściej – puste place. Niestety, entuzjazm umożliwiający szybką likwidację zniszczeń, nagle gdzieś się bezpowrotnie ulotnił. Może przyczyną był wielki kryzys z przełomu lat 20. i 30.? A może kaliszanom podcięło skrzydła odebranie miastu znaczenia administracyjnego? W 1938 r. powiatowy Kalisz, wbrew woli mieszkańców, stał się częścią województwa poznańskiego. W marcu tego samego roku kaliszanie żyli planowaną budową Domu Kultury i Sztuki im. A. Asnyka. Wbrew protestom architektów Alberta Nestrypkego i Witolda Wardęskiego za plac budowy upatrzono sobie ni mniej, ni więcej tylko sam park. Modernistyczne gmaszysko, jak pisaliśmy, miało stanąć w okolicy ulicy Niecałej w pobliżu stawku Nowy Kogutek (obecnie zasypany) i alei prowadzącej od starostwa. Innym „newsem” było sprowadzenie dzwonów do cerkwi prawosławnej oraz planowana przez Radę Miejską budowa kąpieliska. Ten ostatni pomysł zrealizowali dopiero hitlerowcy. Gazety wiadomość o śmierci znanego mieszkańca przyjęły z respektem, ale bez poświęcania jej wielkiej uwagi: Zarząd kupców m. Kalisza i Stowarzyszenia Kupców polskich prosi swych członków o jak najliczniejsze wzięcie udziału w odprowadzeniu zwłok zmarłego kolegi śp. Mieczysława Janaszewskiego na miejsce wiecznego spoczynku, na cmentarz miejski.
Rynek Dekerta – Żydzi
Wraz z konduktem pogrzebowym wychodzimy z kamienicy nr 7. Placu nie szpeci jeszcze prowizoryczna zabudowa targowiska, ale tej przestrzeni nie można określić jako przemyślanej i estetycznej. W 1938 r. dominuje architektoniczna przypadkowość. Obok neogotyckiego, skądinąd bardzo ładnego budynku taboru miejskiego (tzw. kozy, również siedziby Kropli Mleka, tj. ogólnopolskiej akcji dokarmiania najuboższych dzieci), nowym budynkiem są modernistyczne hale targowe z charakterystycznym schodkowym szczytem o wątpliwej urodzie (hale braci Szrajer). A przecież tyle wysiłku włożono w uporządkowanie placu, choćby zdobiąc go nowoczesną, podświetlaną fontanną. Nowością jest też metalowy zegar na budynku straży ogniowej. Żałobnicy mijają znane w Kaliszu sklepy. Dzięki drukowanemu co roku „Informatorowi firm chrześcijańskich (…) m. Kalisza” znamy niektórych ich właścicieli. Na placu Dekerta są to m.in. skład apteczny Z. Mrowińskiego, sklep bławatny Włodarskiego, perfumeria i farby Bazalińskiego. W tej części dominują jednak sklepy starozakonnych. Podkreślanie „chrześcijańskiego” charakteru wymienionych tu firm to świadectwo narastającego z roku na rok antysemityzmu. Pisano w 1936 r.: „Nie nienawiść do obcych, ale miłość do swego narodu i państwa krok ten nam podyktowała. (…) dziś cały ośrodek miasta jest własnością obcych przybyszy. Na 75 tysięcy ludności liczy [Kalisz] około 21 tysięcy żydów, wzbogaconych na krwawicy polskiego ludu”. Na kilka miesięcy przed wybuchem wojny w tym samym informatorze znajdą się złowieszcze i niestety prorocze słowa: „Rok 1939 – bez Żydów!”. Na szczęście dzięki wspomnieniom ocalałych i mieszkających obecnie w Izraelu kaliszan wiemy, że wbrew nasilającej się nagonce codzienne relacje społeczności polskiej i żydowskiej układały się dobrze. Tymczasem kondukt pogrzebowy kupca Janaszewskiego mija drewniany most na kanale Babinka, przechodzi obok zabudowań jatek, żydowskiej łaźni, wchodzi w ulicę Kanonicką i udaje się do kościoła św. Mikołaja. Biją żałobne dzwony.
Plac 11 listopada – patriotyzm
Klimat lat 30., rzekomo szalonych i radosnych oddają reklamy: W całym kraju cenią mydło Jeleń Schicht, Szach – najlepsza krajowa lawenda, mydło i krem do golenia. Obok „Gazeta Kaliska” przedrukowuje coraz bardziej niepokojące informacje. Marzec 1938 r. zdominują wiadomości z Austrii. Jej władze z kanclerzem Kurtem von Schuschniggiem bronią ojczyzny przed wchłonięciem przez Niemcy Hitlera. Jeszcze 11 marca sprawa nie wygląda beznadziejnie: Cios dla Berlina, Niepodległość Austrii na falach plebiscytu – cieszy się przedwcześnie gazeta. Niestety dzień później nazistowskie wojska są już w Wiedniu: Wolna, niepodległa, socjalna, niemiecka, chrześcijańska i zjednoczona Austria przestała wczoraj istnieć. Czy uczestnicy pogrzebu, mijając plac (obecnie Rynek Główny) upamiętniający odzyskanie przez Polskę niepodległości, zdają sobie sprawę, jak trudna jest międzynarodowa sytuacja kraju? Czy stojący na czele konduktu duchowni patrioci ks. Stanisław Zaborowicz i ks. Mieczysław Janowski mogą przypuszczać, że ambicje Hitlera sięgają już całego kontynentu? We wrześniu tego samego roku naziści bez jednego wystrzału zajmą Czechosłowację, a Polska wykorzystując klęskę sąsiadów anektuje Zaolzie. Kaliski kondukt mija budynek ratusza, postój „dorożek samochodowych” i wchodzi w ulicę imienia Marszałka Piłsudskiego (obecnie Śródmiejska).
Ulica Piłsudskiego – codzienność i zdrada
Patrząc na spoczywającą na otwartej lawecie trumnę, można się zastanowić, z jakiej firmy pogrzebowej skorzystała rodzina kupca. W 1938 r. mieli oni do wyboru przedsiębiorstwo Asta, Antczaka lub Graczyka. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem pogrzebowym, niesione są wielkie wieńce, okryte ciemnymi wstęgami sztandary, a żałobnicy podzieleni są na organizacje, które reprezentują. Mimo tego patosu, życie miasta toczy się codziennym rytmem. Na moście kamiennym (skądinąd przeznaczonym do przebudowy w 1939 r.), rodzina zmarłego mija największy w Kaliszu kiosk gazetowy K. Durczyńskiego. Być może z perspektywy alei Aleksandry Piłsudskiej (obecnie Wolności) uroczystościom przypatruje się też charakterystyczna postać tej ulicy, niejaki pan Gołąbek, pokątny sprzedawca prezerwatyw. Zapewne zaciekawieni widokiem są też goście restauracji Nasza Gospoda (obiady od 60 groszy) przy ulicy Piłsudskiego 27 (obecnie budynek banku, tzw. Belweder). Bez większego zaciekawienia mijamy skład obuwia Szczepana Salomona (stale nowości na składzie) i Mleczarnię Wiejską Rozbiegały (kontraktuje każde ilości mleka). Inaczej wyglądają reklamy malowane przez J. Asta lub F. Ciesielskiego bezpośrednio na ścianach budynków. Ten ostatni wykonuje również pierwsze w Kaliszu reklamy świetlne. Naszą uwagę zwrócić powinien nr 33 kino-teatr Stylowy Adama Wirgomasza – dziś w tym miejscu znajduje się apteka o identycznej nazwie. I w końcu ostatni, doskonale widoczny na fotografiach adres – ul. Piłsudskiego 30. Tutaj mieści się pierwsza kaliska elektryczna palarnia kawy i surogatów J. Szatkowskiego. Jak pisze w swoich wspomnieniach Tadeusz Pniewski, w 1939 r. „właściciel domu i sklepu spożywczego naprzeciwko Kościoła Nazaretanek – ku zdziwieniu wszystkich Kaliszan – poczuł się nagle Niemcem. Na szyldzie sklepowym pojawił się nowy napis: „Lebensmittelwarengeschaft – Joseph von Schatkowski”. Kondukt pogrzebowy mija rogatkę, skład trumien Józefa Graczyka i kieruje się na cmentarz miejski. Dzień później niezidentyfikowana gazeta (zachowany wycinek w albumie) napisze: „Wczoraj ks. prałat M. Janowski, w otoczeniu licznego duchowieństwa, reprezentacji związków, organizacji, instytucji wojska i rzesz kaliszan, odprowadził na wieczny spoczynek znanego kupca i obywatela (…) Zmarły należał do elity kupieckiej starego Kalisza”.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie