
Optycznie zamyka perspektywę Alei Józefiny od strony Śródmiejskiej. Prezentuje się godnie, choć dzisiaj, od czasu pomalowania dwóch tarasów na fosforyzujący błękitny, jakoś dziwaczniej niż kiedyś. Dawny pałac Weigtów, zwany potocznie belwederem, wielokrotnie zmieniał właścicieli, wygląd i funkcję
W pierwszym nowoczesnym przewodniku po Kaliszu Maryli Szachówny z 1927 r. dom został opisany jakby przy okazji: „Naprzeciwko Al. Józefiny, przy ul. Wrocławskiej pod nr 31 duży browar Weigta z ładną modernistyczną willą na froncie”. Najwyraźniej już wtedy obiekt musiał być przebudowany, choć dokumenty zachowane w Archiwum Państwowym tego nie potwierdzają. Według nich najważniejszą zmianę, jak się wydaje, dotyczącą do dzisiaj zachowanego wyglądu, wprowadził najbardziej aktywny architekt międzywojnia nad Prosną – Albert Nestrypke. On to od sierpnia 1931 r. do września 1932 r. kierował pracami przy budynku, w wyniku których podniesiono o dwa piętra skrzydła boczne i proporcjonalnie podwyższono część środkową. Zmieniło się znacznie rozplanowanie podziału ścian fasady. Przez wprowadzenie pilastrów (płaskich pasów murów) pomiędzy rzędami okien, dom stał się bardziej wysmukły niż jest w rzeczywistości. Dodano balkony. Ze starego podziału ścian pozostała inspiracja w postaci półpiętra nad częścią środkową, przebita kolistymi okienkami. One też zyskały najbogatszą oprawę, jakby w rekompensacie za zbite ozdobne gzymsy dawniej wyraźnie „ząbkowane”, w nowej redakcji beznamiętnie gładkie. Fasadę koronowało pięć dekoracyjnych waz. Bliżej nieznane przeobrażenia przeszły także sutereny oraz wnętrza; od tego czasu za mieszkalną część budynku uznano drugie i trzecie piętro (poddasze).
Czy również wtedy dom zyskał swoje charakterystyczne półkoliste tarasy, rozdzielające bieg schodów, od których wzięła początek potoczna nazwa miejsca – belweder?
Willa w zieleni
Szachówna pisze „modernistyczna” i chyba dłużej nie zastanawiała się nad tym określeniem. Mówiąc językiem zwyczajniejszym, w budynku musiała zobaczyć coś nowoczesnego, coś co w jej oczach wyraźnie odróżniało go od starych obiektów. Ale jak starych? Szachówna, jako przewodniczka, bywała boleśnie subiektywna, dlatego np. wszystko co modernistyczne było dla niej ładne w przeciwieństwie do „bezstylowych”, czyli brzydkich obiektów neogotyckich (np. wieża św. Mikołaja). Autorka mieszkała w Warszawie, miasto nad Prosną znała jedynie z wakacyjnych pobytów i lektur, dlatego też w pewnym sensie znała Kalisz mniej niż jego zwykli obywatele; nie wiedziała np., że dom przy browarze Weigta kiedyś wyglądał całkiem inaczej.
Willa została zbudowana prawdopodobnie dla Karola Weigta (ur. 1844), syna Gustawa, który – według danych z niemieckich stron internetowych piwiarzy – prowadził browar w Kaliszu od 1878 r. W tym samym czasie, po śmierci ojca, został on właścicielem dużego majątku w Morawinie. Zapewne wtedy, w ostatnich dekadach XIX stulecia, przedsiębiorca blisko swojego zakładu, przy głównej ulicy miasta wystawił dom. Składał się on z wyższej, dwupiętrowej części środkowej i dwóch bocznych, jednopiętrowych skrzydeł; na całej wysokości dodano niższe półpiętra (mezannino). Budynek, jak widać do dzisiaj, stał na wysokim parterze. Najistotniejsze dla odbioru całości było to, czego dzisiaj już nie ma: otoczony ogrodzeniem niewielki ogród z fontanną przed wejściem. Właśnie ten mały skrawek zieleni, dodający intymności, ostatecznie rozstrzygał o charakterze obiektu, który był raczej miejską willą, niż pałacem.
Nie znamy jej architekta, ale nie można wykluczyć projektu Józefa Chrzanowskiego, notabene rówieśnika Karola, od 1875 r. naczelnego architekta guberni kaliskiej. Skojarzenie ze sztandarowym dziełem Chrzanowskiego, XIX-wieczną siedzibą magistratu, może się wydać odległe, ale jeśli pominąć skalę wynikającą przecież z funkcji obiektów, widać pewne podobieństwa. Mocne „klamry”, w które zostały ujęte narożniki (dzisiaj pomalowane na brązowo), przypominają rozwiązania dawnego ratusza (tzw. boniowania); podobne jest także opracowanie gzymsów i okien (trójkątne klasyczne naczółki). W końcu obie bryły są raczej rozłożyste niż wysmukłe.
Na znanych nam starych fotografiach dobrze nie widać tylko jednego – wejścia do budynku. Jego ogólna forma (tzw. wgłębny portyk – wejście jakby cofnięte i schowane między dwoma kolumnami) chyba się nie zmieniła, ale trudno z całą pewnością stwierdzić, jak poprowadzono schody. Na pewno musiały być wysokie, bo to wynika z rozplanowania pierwszego piętra. Ale czy były tak szerokie (trójbiegowe), jak obecnie? Patrzymy na zdjęcia jeszcze raz. Czy za ciemną plamą zieleni skrywa się wypiętrzony w dwa półkoliste tarasy belweder – miejsce widokowe? Raczej nie.
Dom pozostawał w rękach rodziny Weigtów do 1930 r., kiedy Małgorzata Weigt sprzedała nieruchomość Franciszce Majewskiej. Zarządcą został Józef Wiśniewski, właściciel niedalekiego Hotelu Europa. Pod jego rządami przed domem (ponownie?) pojawił się parkan. Właśnie wtedy zaplanowano nadbudowę, ale modernizację ostatecznie przeprowadziły już dwie kolejne właścicielki, Janina Scheurowa i Helena Jacewicz. Przy okazji stare dokumenty pouczają, jak zmieniło się pojęcie zabytku. Przebudowany dom uznano za nowy! Po głębokim liftingu willa przeszła w ręce Mayera Frydensohna.
Słodki belweder
Oddzielną historię mają lokale mieszczące się przy widokowym belwederze. Bezpośrednio po modernizacji atrakcyjny dół przeznaczono na winiarnię i zakład fryzjerski. Co najmniej od maja 1933 r. mieściła się tutaj wytwórnia lodów i włoska cukierenka Giuseppe Gei (pomieszczenie było niewielkie: sala 12 x 16 m plus bufet). To ten sam rzemieślnik, który w drugiej połowie lat 30. przeniósł zakład bliżej centrum – do domu braci Kowalskich. I jeszcze jedna interesująca wzmianka: Giuseppe w dawnym pałacu browarników otworzył swój interes po cukierni Belweder. Jej nazwa na tyle przylgnęła do miejsca, że do dzisiaj pozostała w codziennym języku. Po wyprowadzce pana Gei lokal przejął Kazimierz Łożyński i nadal zapraszał kaliszan na ciastka i kawę. Dodajmy, że przed samą wojną pierwsze piętro zajmował sąd grodzki. Podczas okupacji, jak podpowiada stare zdjęcie, w willi działała restauracja Sergiejew. Beztrosko rozłożone parasole na jej tarasach imitują normalność. Na innej fotografii z tego okresu, wykonanej z wysokości Hermann Goering Strasse (Alei Józefiny) z dalekiej perspektywy, dom prezentuje się niezwykle okazale – w górę „ciągną” go wazy ustawione ponad koronującym gzymsem fasady.
Neonowy wzlot Ikara
Ostatnie wyraźne przeobrażenie pałac Weigtów spotkało w okresie peerelu. Miejsce waz zajęły… neony. Potężne napisy obwieszczały, że tutaj mieści się klub zakładowy Ikar. Architektury budynku niestety ten zabieg nie uskrzydlił. Całość wyglądała kuriozalnie, trochę śmiesznie, trochę pokracznie. Obok kolejny skrót trudny do zidentyfikowania dla młodych: WSK – Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego. Na bocznym skrzydle uzupełnienie: Delta Kalisz. Ta ostatnia nazwa odnosiła do tytułu pisma wydawanego przez WSK.
Co było w środku? W środku w zmiennym biegu historii i w rękach zmieniających się kierowników, z których najmocniej wrósł w to miejsce Wacław Klepandy, starano się prowadzić klub z ambicjami. Przez jakiś czas teatrem poezji i żywego słowa zajmował się tutaj największy badacz XIX-wiecznego Kalisza Edward Polanowski. W 1972 r., po wyjeździe naukowca do Częstochowy, schedę po nim przejął jeden z najinteligentniejszych polonistów Andrzej Zmyślony. Sztukmistrz przyszedł do Ikara ze swoim kabaretem Zakład kat. II, potem przemianowanym na słynnego – również z występów na ogólnopolskich estradach – Biesa. Do Ikara wchodziło się bocznym wejściem. Droga prowadziła obowiązkowo przez szatnię – królestwo Adolfa Kucharczyka, zapamiętanego jako warcabowy maniak. Na dole mieściła się mała sala przeznaczona do kameralnych występów (dużą salę na wysokości belwederu wykorzystywano na szersze imprezy). W latach 70. jedna z jej ścian była systematycznie zapisywana przez odręczne podpisy gwiazd polskiego kabaretu, goszczących w Ikarze.
Po transformacji z fasady zniknęły kobylaste litery (gdzie się podziały?), a budynek zajmowały kolejne banki i kolejne szyldy. Kabaret dzisiejszy objawia się w zupełnie innych formach: proszę zwrócić uwagę na najnowszy błękit cokołów belwederu. Kto to wymyślił?
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
kto to wymyślił? ta hołota bolszewicka, którą opisuje Jałowiecki