Reklama

Pechowy dzwon

31/03/2010 15:08

Obok probostwa kościoła św. Mikołaja na specjalnej podmurówce stoi zabytek niezwykły, wykonany w 1912 r. dzwon o imieniu Mikołaj. Dziś bezpowrotnie uszkodzony, kryje w sobie spiż ze swoich poprzedników. Historia nie zawsze bywa dla niego łaskawa

Jak stwierdza Adam Chodyń
    ski, najstarszy z dzwonów kościoła św. Mikołaja około 1358 r. miał ufundować król Kazimierz Wielki. Ten sam historyk w aktach kaliskich reformatów odnalazł wzmiankę o wielkim pożarze Kalisza z 24 czerwca 1606 r. Dowiedział się z niej, że mieszkańcy najbardziej ubolewali nad zniszczeniem kościoła kanoników „jako swojej matki, przy którym tak dźwięczne były dzwony, iż napisali o nich, że podobnych Kalisz nigdy mieć nie będzie”. Historia nie znosi próżni – na odbudowanej wieży ponownie zawieszono kościelne dzwony.

Nadaję ci imię Kalikst
Dokładnie sto lat później, 29 października 1706 r., na polach między Kościelną Wsią a Dobrcem Wielkim rozegrała się olbrzymia bitwa między stronnikami Stanisława Leszczyńskiego i Augusta II Mocnego. Walka zakończyła się rozgromieniem wojsk stojących po stronie Leszczyńskiego. Wtedy to, jeden z 300-osobowych oddziałów szwedzkich, uciekając przed wojskami kozackimi, schronił się w mieście. Przeniesienie walk na teren grodu zakończyło się pożarem, który strawił jedną trzecią zabudowań oraz ponownie kościół kanoników. W wyniku pożogi spłonęły dachy świątyni i wieża wraz z dzwonem. Mimo bardzo złej sytuacji gospodarczej miasta, zniszczony obiekt udało się prowizorycznie odbudować, ale już bez wieży. Dzieło to zapewne trwałoby o wiele dłużej, gdyby nie ofiarność proboszcza ks. Tomasza Świniarskiego z Wybranowa. Duchowny nie ograniczył się do zbierania składek wśród wiernych, ale również przeznaczył na ten cel swój majątek. Według historii zapisanej na głuchym już dzisiaj zabytku stojącym koło katedry, miał on także doprowadzić do odlania nowego dzwonu. Adam Chodyński dowodzi jednak, że dzieła tego nie dokonał nawet następca Świniarskiego, ks. Józef Maniszewski (proboszcz w latach 1718 – 20). Zbiórkę na ten cel miał zakończyć dopiero pochodzący z Krotoszyna ks. Andrzej Fogler (1720 – 1725). Wbrew tradycji, nakazującej nadać głównemu dzwonowi świątyni imię Mikołaj, w listopadzie 1723 r. biskup dardanieński Franciszek Józef Kraszkowski konsekrował nowy obiekt sztuki ludwisarskiej pod imieniem Kalikst. Chodyński przypuszczał, że inspiracją dla ks. Foglera stały się rzymskie katakumby, które proboszcz odwiedził. 

Dzwon pęka, społeczeństwo się jednoczy
W 1874 r. zakończyła się odbudowa istniejącej do dziś neogotyckiej wieży wzniesionej według projektu architekta Franciszka Tournelle. Jakby na ironię, rok później, podczas procesji w oktawę Bożego Ciała, ponadstuletni Kalikst pękł. Ze względu na brak środków finansowych proboszcz ks. oficjał Karol Pollner zdecydował się odwołać do ofiarności społeczeństwa. Pod zaborami ogłoszenie składki wymagało aprobaty rosyjskiego cesarza Aleksandra II.  Czwartego stycznia 1879 „Najjaśniejszy Pan zezwolić raczył na zbieranie w granicach guberni kaliskiej dobrowolnych ofiar na przelanie dzwonu Ś- go Mikołaja”. Pracami i pozyskiwaniem funduszy miał się zająć specjalnie w tym celu powołany komitet. W skład gremium prowadzonego przez proboszcza weszli znani i szanowani mieszkańcy miasta m.in. prezydent Kalisza Franciszek Przedpełski, budowniczy gubernialny Józef Chrzanowski, inżynier gubernialny Iwan Szanser i redaktor „Kaliszanina” Teodor Esse. Grono uzupełniono o przedstawiciela, podejrzliwych wobec każdej inicjatywy, władz rosyjskich – policmajstra Konstantego Pawłowicza Jakowlewa. Sposób działania społeczników mógłby być znakomitym przykładem również dla dzisiejszych kaliszan. Bezpośrednich kwestarzy dobrano spośród osób mających kontakty wśród różnych warstw społeczeństwa. Kupiec Ludwik Mikulski zbierał pieniądze od handlowców i właścicieli kamienic. Fabrykant wyrobów siodlarskich Antoni Stefański kwestował wśród robotników, a urzędnicy  – Edward Kęczkowski i Władysław Chromecki między kolegami z magistratu oraz  urzędów powiatowego i gubernialnego. Każdy z pozyskujących fundusze został wyposażony w specjalną książeczkę wydaną przez urząd gubernialny służącą do rejestracji ofiar.  „Kaliszanin” objął, używając dzisiejszego języka, medialny patronat nad przedsięwzięciem. Po wyjeździe Essego z Kalisza działania te były kontynuowane przez jego następcę w gazecie i komitecie – Kazimierza Witkowskiego. Gazeta nie tylko szczegółowo informowała o każdej, nawet najskromniejszej ofierze, ale również zamieściła szereg okolicznościowych wierszy pióra Adama Chodyńskiego.
Dzięki tak przemyślanej akcji sprawa odlania dzwonu stała się  najważniejszym działaniem społecznym 1879 r. W czerwcu zebrano potrzebną do ukończenia prac sumę 3 tys. rubli. Z dumą pisał „Kaliszanin”,” „ (…) summa potrzebna zebraną została. Złożyły się na nią wszystkie warstwy społeczeństwa, bez różnicy narodowości i wyznań”. W szczególności doceniono, że wśród ofiarodawców znaleźli się nie tylko katolicy i ewangelicy, ale również kaliscy Żydzi. Było to gest tym szlachetniejszy, że rok wcześniej, 23 czerwca, doszło w Kaliszu do antysemickich rozruchów. Przykre wydarzenia, zakończone zdemolowaniem synagogi, rozpoczęły się właśnie u wrót kościoła kanoników. Dzwon, któremu postanowiono przywrócić imię Mikołaj, miał się stać symbolem zgody i pojednania.

Złośliwy anonim
Jeszcze w trakcie trwania akcji składkowej zadecydowano, że roboty zostaną powierzone zakładowi ludwisarskiemu Antoniego Zwolińskiego z Warszawy. Najpierw ściągnięto pękniętego Kaliksta, co nie należało do zadań błahych: trzeba było sobie poradzić z ciężarem  6, 375 funtów (ok. 2 ton). Ważnym problemem technicznym stał się sposób najlepszego umieszczenia nowego dzwonu na wieży. Dbali o honor miasta mieszkańcy wysłali nawet list do wiedeńskiej fabryki ludwisarskiej z prośbą o dokładne wskazówki. Szykowała się wielka uroczystość z udziałem biskupa diecezji kujawsko-kaliskiej ks. Wincentego Popiela. Dwudziestego piątego lipca 1879 r. rozpoczęło się odlewanie dzwonu. W tym celu przygotowano glinianą formę umieszczoną w ziemi w ogrodzie przy probostwie. Kiedy już wlano roztopiony metal, nadzorujący pracami majster o imieniu Józef, miał – jak zapisała miejscowa gazeta  – aż wykrzyknąć z radości. Dwa dni później dzwon ważący 7265 funtów (ok. 3 tony) ostatecznie ostygł i mógł być wciągnięty przez wybitą w sklepieniu wieży dziurę. Jakże wielkie musiało być rozczarowanie mieszkańców, kiedy okazało się, że nie tylko bije on cicho, ale i głucho. Dla poprawy efektu z wieży wyjęto wszystkie okna. Chociaż dźwięk okazał się trochę lepszy, postanowiono, że do udziału w odbiorze zaproszonych zostanie trzynastu znanych obywateli miasta. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, szybko odezwali się złośliwi. W sierpniu prezydent miasta Franciszek Przedpełski otrzymał anonimowy list. Piszący nazwał w nim dzwon Zwolińskiego stłuczonym garnkiem i podnosił zarzut braku udziału specjalistów w komitecie. Anonim groził też, że w razie odstąpienia od poprawienia usterek zawiadomi o sprawie wpływową prasę warszawską.

Kolejne metamorfozy i … emerytura
Mimo tłumaczeń „Kaliszanina” broniących członków komitetu, „dzwonowa” afera zataczała coraz szersze kręgi, docierając do samych władz gubernialnych. Doprowadziło to najpierw do odrzucenia pracy Zwolińskiego, a potem do powstania nowego komitetu, tym razem pod przewodnictwem gubernatora kaliskiego Piotra Szabelskiego i wicegubernatora Pawła Rybnikowa. „Nad starym naszym dzwonem Mikołajem zawisł jakiś fatalizm. Po raz już nie wiadomo który od czasu jego narodzin spuszczać go będą z wieży” – pisano z niekłamanym smutkiem we wrześniowym „Kaliszaninie”. Zastanawiano się, co jest przyczyną przygłuszonego dźwięku, czy zbyt grube mury wieży?  Nie pomogły dokładne rady Cezarego Biernackiego ani sprowadzenie z Warszawy nowego żelaznego serca oraz trzykrotne w sumie przelewanie dzwonu. Według „Gazety Kaliskiej” ostatnia próba miała miejsce 20 lipca 1880 r. W końcu 11 października 1880 roku poświęcenia pechowego Mikołaja dokonał ks. biskup Wincenty Popiel. Niestety nawet obecność wysokiego dostojnika kościoła nie odmieniła tępego brzmienia. „Prawdę rzekłszy to odgłos jego słyszalny zaledwie na Rynku czyni niemiłe wrażenie”. Małą poprawę przyniosło przewieszenie dokonane na początku XX stulecia. Około 1901 r. archiwista magistratu Wojciech Pyżalski zapisał testamentem sumę 300 rubli na ponowne przelanie dzwonu. Z czasem kwotę tę udało się na tyle powiększyć, że w 1912 r. postanowiono ufundować nie jeden, ale cztery nowe dzwony. Podczas przetapiania okazało się, że przyczyną dotychczasowych problemów była za mała ilość spiżu i żużel osadzony w głowicy. Nowy odlew wykonała firma Stanisława Czerniewicza z miejscowości Pustelnik pod Warszawą. Współwłaścicielem zakładu okazał się niefortunny ludwisarz z 1879 r. – Zwoliński. Dwudziestego pierwszego maja 1912 r. dzwony, zapewne koleją, przybyły do Kalisza, a podczas próby ich czysty i donośny dźwięk słychać było aż na Rypinku.
I ten Mikołaj, ważący 8000 funtów, nie służył długo kaliszanom. W czasie okupacji został zrabowany w raz z innymi kaliskimi dzwonami. Na szczęście, w przeciwieństwie do innych, choć uszkodzony, ocalał i odnalazł się… na wrocławskim złomowisku. Dziś niczym poczciwy emeryt stoi przy kościele, a na wieży wśród innych dzwonów, tak jak dawniej, smutne i radosne chwile obwieszczają jego następcy – wśród nich nowy Mikołaj.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do