
Wśród wielu cennych dzieł przechowywanych w kaliskiej kolegiacie, jednym z najważniejszych jest kielich ufundowany w 1363 r. przez króla Kazimierza Wielkiego. Ukryty przed oczyma ciekawskich – w skarbcu – jest on jednym ze sztandarowych zabytków miasta. Mniej znane są jego dziewiętnastowieczne dzieje
Właściwie przez wiele wie-
ków nikt nie zwracał uwagi na dar jednego z największych polskich monarchów. W czasach staropolskich bardziej niż historia liczyła się wartość materialna. Najdawniejsze opisy mówią tylko z jakich to kosztownych materiałów wykonane są precjoza. W roku 1752 wspomniane są dwa kielichy – jeden z 1400 roku, drugi „srebrny, cały pozłacany, staroświecki z patyną z obydwóch stron złocistą”. Trochę ponad sto lat później zabytek pojawia się na kartach „Albumu kaliskiego”, nie tylko z opisem, ale i z dokładnym rysunkiem Stanisława Barcikowskiego. To właśnie wiek XIX odkrywa wartość historyczną i artystyczną cennego przedmiotu. Pisał znawca historii kaliskich świątyń ks. Piotr Kobyliński: „Kielicha tego znamieniem starożytności był napis na nóżce gotycko-słowiańskimi literami, cztery orły piastowskie białe, a na polach pod nimi emalia [pis. oryg.] szafirowa”. Informację o zabytku zamieszczają Aleksander Przeździecki i Edward Rastawiecki. Wydane przez nich w latach 1860 – 69 dzieło „Wzory sztuki średniowiecznej i z epoki odrodzenia po koniec wieku XVII w dawnej Polsce” zapewnią naszemu zabytkowi ogólnopolską sławę. Trwa ona zresztą do dziś – bez wizerunku kaliskiego zabytku nie może się obyć żadna poważniejsza publikacja poświęcona polskiemu złotnictwu.
Niewskazana gorliwość
W roku 1874 nieznany z nazwiska kaliski wikariusz postanowił wykazać się samodzielną inicjatywą i „przywrócić do dawnej świetności” znajdujące się w kolegiacie srebra. Pod tym pojęciem kryje się nie tylko odczyszczenie, ale i barbarzyńska akcja przetapiania znajdujących się w kościelnym skarbcu zabytków. Duchowny zainteresował się niestety również pociemniałym ze starości kielichem i postanowił oddać go do odnowy. Efekty renowacji okazały się opłakane: „Przy pozłoceniu kielicha, a robił to złotnik z Kalisza Lüdke, emalie zrzucono, orły pozłocono”. Jeśli wikariusz liczył, że jego samowolna akcja spotka się z aprobatą, to srodze się zawiódł. Wezwany znawca obejrzał efekty i stanowczo stwierdził, że zabytek został zniszczony: „kielich ten ze swymi cechami starożytnymi wart był 30000 franków dziś wart [jest] 2000 franków”. Sprawca zamieszania, zapewne surowo skarcony przez przełożonych, postanowił naprawić swoje błędy i ponownie oddał dzieło do naprawy wspomnianemu już Lüdkemu. Ten co prawda pracę wykonał, ale „emalię utworzył z kawałków ceraty starej niebieskiej, zalanej masa szklaną. Skutkiem tego owa masa pękała i kawałkami odpadała”. Kolejna ocena prac okazała się jeszcze bardziej surowa: „zbarbaryzownego kielicha tego nikt by nawet nie kupił, bo w nim tylko cena srebra była, a cecha starożytności pod pozłota zniknęła”. Czy nieszczęsnego wikariusza za zniszczenie zabytku spotkała kara, historia milczy.
Z Kalisza do Paryża
Zły stan finansów kaliskiej kolegiaty nie pozwolił na przedsięwzięcie stosownych działań. Zapewne aby uzyskać potrzebne na renowacje fundusze, w 1884 r. pokazano opromieniony sławą kielich biskupowi kujawsko-kaliskiemu ks. Aleksandrowi Bereśniewiczowi. Działania odniosły sukces, bo już rok później rozpoczęły się poszukiwania złotnika, który podjąłby się „naprawić” dzieło. Korespondowano ze „znawcami w kraju i zagranicą”, aż wreszcie znaleziono złotnika w Paryżu. Za pośrednika w tych negocjacjach wybrano byłego mieszkańca Kalisza „fabrykanta ozdób złotych kościelnych” Nepomucena Rajskiego. Wybór wynikał z faktu, że mieszkający w Paryżu Rajski był znany „w całym świecie katolickim jako mąż rzetelny”. Zabytek postanowiono wysłać do Paryża pod eskortą dwóch duchownych, z których jeden dobrze znał pierwotny stan obiektu. „Po takim to przygotowaniu z wiedzą kapituły i JW. Biskupa, wysłano publicznie pocztą zawiadomioną świadectwem władz celnych w Szczypiornie, kielich ten opakowany w pudła do Paryża do p. Rajskiego, z prośbą (…) przywrócenia kielichowi owych 2 cech pierwotnych (tj. pierwotnego koloru i emalii)”. Gwarancją prawidłowo wykonanych prac miała być pamięć osób z Kalisza, tym bardziej że kielich „nieraz już (…) opisywano i studentom chciwym nauki pokazywano i objaśniano”.
Kłopotów ciąg dalszy
Po długiej drodze zabytek wraz z wysłannikami szczęśliwie dociera do Paryża. Jest nawet pokazywany na wystawach. Niestety, paryski złotnik wywiązał się z prac równie nieudolnie jak kaliski. Ponownie nałożona emalia zaraz po naprawie zaczęła się łuszczyć. Relacjonował „Kaliszanin”: Musiano (…) kielich odebrać, a że złotnikowi za robotę zapłacono, wytyczono proces (…) o fuszerkę. Kielich więc musiano zatrzymać w Paryżu pod dozorem (...) dwóch kapłanów i kilku znawców, jako „Corpus delicti” do owego procesu. W tym czasie w Kaliszu zaczęto puszczać po bruku baśnie i potwarze, że kielich zaprzedano, że nie ma go wcale, że w miejsce jego zrobiono jakiś falsyfikat, a pierwotny kielich ma być w Wiedniu, że ks. Godorowski, wikariusz kolegiaty, przed wysłaniem do Paryża miał go pożyczać jakiemuś Czechowi, znawcy, na kilka dni do obejrzenia i że ten miał go odmienić, a już falsyfikat mu zwrócić, że zatem nie oryginalny kielich posłano do Paryża, ale ów falsyfikat, a może i wiele więcej potwarzy”. W kwestii tej kapituła zachowała wyniosłe milczenie, interweniując u Rajskiego o jak najszybsze sfinalizowanie sprawy. Nakazano mu przerwanie procesu i zakończenie naprawy lub odesłanie zabytku do Kalisza w takim stanie, w jakim był. W tej sytuacji Rajski znalazł innego złotnika, który „kielichowi stan pierwotny przywrócił”. Zabytek ponownie pokazano paryżanom.
Rzekomy falsyfikat…
W maju 1888 r. obiekt powrócił nad Prosnę. Tu złożono go ponownie w skarbcu kapituły i ze względu na plotki udostępniono wszystkim zainteresowanym. Niestety nie rozprasza to atmosfery podejrzeń. W mieście pojawiają się złośliwe pogłoski: to nie jest oryginalny kielich króla Kazimierza. Głównym podejrzanym jest oczywiście Rajski, który jakoby miał przywłaszczyć sobie zabytek: „Za stary dał nowy twierdził jakiś antykwariusz, lecz oszczerstwa na razie skarcić nie umiano, bo pamiątka odnawiana przez długi czas w fabrykach paryskich, nie mogła dać świadectwa prawdzie. Dziś wyświeżona strojna powróciła ona do dawnego skarbca, narobiwszy oskomy (ochoty) zagranicznym archeologom. Złośliwość nie zna jednak granic – w pamiątce nie chce uznać oryginału, lecz zręcznie podrobiony falsyfikat”. Te oszczerstwa zmusiły księdza Kobylińskiego do złożenia szczegółowych objaśnień w pełni zdejmujących podejrzenia z Rajskiego. Oszczercom daje duchowny, od 32 lat kanonik kaliski, ostrą reprymendę: „Wolno każdemu myśleć, co mu się podoba, kapituła jednak wie, że ma w skarbcu swoim autentyk, kielich Kazimirowski, w takim kształcie, w jakim przed 500 laty był jej ofiarowany”. Koszty renowacji wyniosły kolegiatę 540 rubli srebrem. Wysłannicy kapituły za podróż zapłacili z własnej kieszeni. Wysoką cenę – zszargane honor i nerwy – ponieśli wszyscy, którzy przyczynili się do odnowy zabytku. Jeszcze wiele lat po opisywanych wydarzeniach pojawiały się głosy o kradzieży kielicha.
…i prawdziwy kielich
Współczesne badania dowodzą, że w skarbcu znajduje się oryginalny zabytek. Znawcy tematu podkreślają, że wykonana sto lat temu emalia prawdopodobnie jest bardziej jaskrawa niż średniowieczna. Być może ten fakt był powodem pogłosek o podmianie kielicha. Śladem prac jest też wygrawerowany na spodzie napis: „Odnowił zupełnie J. N. Rayski. Paris 1887”. Inna pamiątką po paryskich przygodach jest zachowane do dziś solidne pudło, w którym przechowywany jest dar Kazimierza. Zachowały się na nim oryginalne pieczęcie Rajskiego. Kielich dziś już nie spełnia swych liturgicznych funkcji, poza jednym wyjątkiem. W 1997 r. był używany wraz z pateną Mieszka III Starego przez papieża Jana Pawła II w czasie liturgii mszy św. odprawionej w Kaliszu.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie