
Informatyzacja w Pogotowiu Ratunkowym
Od 1 lutego w kaliskim Pogotowiu Ratunkowym zaczął działać specjalny nowoczesny program dyspozytorski. Oznacza to mniej pracy dla dyspozytorek, nieco więcej dla ratowników medycznych oraz znaczne usprawnienie i kontrolowanie pracy pogotowia
Zgłoszenia, tak jak dotych-
czas, odbiera dyspozytor. Tak samo, jak miało to miejsce do tej pory, to on przeprowadza wywiad, zbierając niezbędne informacje dotyczące stanu zdrowia pacjenta. – Dyspozytorka, która dotychczas trzymała w dłoni długopis i notowała najważniejsze rzeczy, teraz będzie od razu wprowadzała dane do systemu, wystukując je na komputerze. Kiedy skończy przyjmować wezwanie i odłoży słuchawkę, to będzie to moment, w którym zarejestrowany zostanie czas przyjęcia wezwania. Wówczas dyspozytor wywoła odpowiedni zespół. Nie tak jak teraz – przez głośnik, ale wciskając jeden guzik i wybierając jednocześnie, jaki zespół ma pojechać do konkretnego przypadku – wyjaśnia Agata Wojdalska-Śledzińska, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu.
Po naciśnięciu guzika, na wszystkich wyświetlaczach rozmieszczonych w pomieszczeniach kaliskiego pogotowia pokaże się informacja z nazwą zespołu. – Ponadto, ponieważ do nazwy danego zespołu, np. S1, przyporządkowani są konkretni ludzie, w tym momencie wszyscy oni, obok sygnału świetlnego, a także dźwiękowego, otrzymają na swoją komórkę esemesowe powiadomienie, że mają wyjazd – dodaje dyrektor pogotowia.
Karta już czeka
Zadysponowany zespół zgłasza się jak najszybciej do dyspozytorki, która w tym czasie już drukuje kartę pacjenta. Dzięki elektronicznemu systemowi nie musi jej wypisywać odręcznie, bowiem wszystkie niezbędne informacje zostaną wydrukowane na karcie. Zespół ratowników wsiada do samochodu. Jeden z członków zespołu musi wcisnąć tu tzw. status, czyli informację, że zespół jest w gotowości. – Nie ma tu miejsca na oszukanie, że pierwszy członek zespołu pobiegnie i pierwszy naciśnie guzik, bowiem system nie zarejestruje wyjazdu do momentu, kiedy faktycznie samochód nie wyjedzie. Dopiero po przejechaniu kilkunastu metrów komputer przyjmuje do wiadomości, że rzeczywiście dany zespół wyjechał.
A jeśli zespół wyjedzie bez wciśnięcia przycisku? W wypadku niepoinformowania centrali o wyjeździe karetki istnieje wyjście dodatkowe. – Istnieją GPS-y, które rejestrują ruch pojazdu. Nawet jeśli nie zostanie wciśnięty przycisk, jestem w stanie wyczytać z systemu, czy konkretny zespół rzeczywiście wyjechał i gdzie się aktualnie znajduje. Gdyby nawet komuś przyszło do głowy, żeby jeździć samochodem w kółko, będzie to także do wyśledzenia, zatem takie manewry nawet nie wchodzą w grę. Nie da się oszukać tego systemu – wyjaśnia Agata Wojdalska-Śledzińska, przyznając jednocześnie, że na początku może się zdarzyć, że ktoś zapomni włączyć przycisk, ale z czasem stanie się to po prostu nawykiem. – Wiadomo, że ludzie się zawsze bronią przez podobnymi rzeczami i wydaje im się to pewnym utrudnieniem. To oczywiście nieprawda. Myślę jednak, że się do tego przyzwyczają. Przekonają się, że nie jest to problem, a dzięki informatyzacji zyskają cenny czas.
Po dojechaniu do celu ratownicy znów przez naciśnięcie przycisku informują o dotarciu karetki na miejsce. Dzięki nowoczesnemu systemowi przy pomocy odpowiednich przycisków ratownicy mogą informować centralę m.in. o tym, czy pacjent został już oddany do szpitala lub czy są już wolni i mogą przyjmować kolejne zgłoszenia.
Po powrocie do siedziby pogotowia zadaniem ratownika jest opisanie karty pacjenta. – Do tej pory było tak, że po przyjeździe pracownik przynosił kartę, a dyspozytorka musiała wpisać dane dwukrotnie – do książki i komputera do celów raportowych dla Narodowego Funduszu Zdrowia, co zajmowało trochę czasu. Teraz, kiedy dyspozytorka wysyła zespół, kończy pracę wraz z jego wyjazdem. W tej chwili ratownik pilotuje sprawę do końca. Na innym komputerze wpisuje wszystkie dane, które są automatycznie przerzucane do programu raportowego, dzięki czemu nie trzeba wpisywać ich po raz drugi. Dyspozytorka nie zajmuje się „papierkową robotą”. Jej zadaniem będzie odebranie wezwania i jego zadysponowanie. Nie będzie przekręconych peseli i źle wpisanych nazwisk. Takie błędy powstawały m.in. na skutek niestarannego pisma i niewłaściwego odczytania danych pacjenta przez dyspozytorkę przy ich przepisywaniu. (ab)
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A kiedy wreszcie głusi będa mogli wezwać pomoc smsem bądź za pomocą aplikacji? W Kaliszu żyje 400 głuchych i ponad 1800 osób z rożnym stopniem ubytku słuchu!