
Ciepła sobota 20 listopada obiecywała brania ryb, tym bardziej, że miejscem połowu miało być łowisko specjalne. Postanowiliśmy z kolegą wykorzystać dobrą pogodę na wędkowanie. Kilka pytań jednak nurtowało mojego kompania i mnie. Czy karpie w ogóle będą żerowały? Jakie przynęty mogą je skusić do brań? Jaki sposób łowienia zastosować: methodę czy klasycznego feedera?
Wybraliśmy złoty środek, jedna wędka na methodę, druga z niewielkim 20 g koszyczkiem. Jako przynęty zastosowaliśmy waftersy 6 mm o zapachu halibuta. Ich różowa barwa powinna zainteresować żerujące ryby – tak to sobie wyobrażaliśmy – jeśli nie smakiem, to zapachem. Niestety, przez dwie godziny nie działo się nic. Nie pomagały zmiany przynęt, zanęt, pelletów. Martwa woda, jak często takie sytuacje określają wędkarze. Zabrałem na łowisko również 250 ml dużych białych robaków. W akcie desperacji postanowiłem spróbować zwabić nimi jakiekolwiek ryby. Do niewielkiego mieszka procy wkładałem 5, 6 larw i strzelałem na około 15 m. Co 3, 4 minuty w łowisku lądowała kolejna porcja robaków. Na haczyk klasycznego feedera założyłem 3 barwione na czerwono larwy. Po pół godzinie ciągłego strzelania, swoją obecność w łowisku ryby zasygnalizowały delikatnymi ocierkami. W napięciu obserwowałem szczytówkę i doczekałem się wreszcie silnego jej przygięcia. Złowiony karp nie był duży, ale w takich warunkach ponad dwukilogramowa ryba cieszy podwójnie. O moich zabiegach natychmiast poinformowałem kolegę. Okazało się, że od pewnego czasu postępował podobnie jak ja, ale efektów w jego łowisku nie było. Po złowieniu przeze mnie czwartego karpia, zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego nie ma brań u mojego kompana. Zestaw praktycznie identycznie zbudowany, zanętę stosowaliśmy tę samą. Podejrzenie padło na robaki. Po otwarciu jego pojemnika z robakami uderzył mnie zapach stęchlizny połączony z amoniakiem. Po przenęceniu się w inne miejsce, w które zaczął strzelać robakami z mojego zasobnika, wreszcie i on zaczął łowić.
Ten nieco przydługi wstęp powinien nam uświadomić, że okres jesienno-zimowy wymusza na wędkarzach stosowanie żywych przynęt najwyższej jakości. To, co niekiedy przechodziło latem, podczas intensywnego żerowania ryb, np. zapach amoniaku nieświeżych białych robaków, jesienią lub zimą może być powodem porażki. Aby tak mogło się stać, warto poznać sposoby i metody przygotowania robaków, które opracowali wędkarze wyczynowi. Oni najlepiej wiedzą jakie skutki może przynieść używanie kiepskiej jakości larw.
Najbardziej popularnymi przynętami stosowanymi w wędkarstwie są białe robaki oraz pinka. Rzadziej, ale również często, łowiący używają czerwonych robaków. Ich powszechność bierze się z łatwości dostępności, ponieważ wszystkie sklepy wędkarskie mają je w swojej ofercie. Pojawiające się na wszystkich łowiskach robaki stały się tak powszechne, że traktowane są przez ryby jak naturalny pokarm. Ważne jest jednak aby były świeże i pozbawione zapachu amoniaku. Właśnie dlatego wszyscy wyczynowcy poddają robaki operacjom przygotowującym je do użycia. Białe robaki lub pinki, po ich zakupie, należy oczyścić z trocin, w których są sprzedawane. Wielkim błędem byłoby dodanie pinek do kul zanętowych bez uprzedniego ich odsiania. Również zanęta podawana w koszyczku, powinna pracować dzięki składnikom celowo dodanym do jej składu, a nie przez uwalnianie się trocin z robaków. Pamiętajmy, że trociny wchłaniają zapach amoniaku, który odstrasza ryby. Efekt wyprowadzania ryb z pola nęcenia jest dobrze znany łowiącym.
Pierwszą czynnością po odsianiu trocin powinno być pozbycie się martwych larw. Najlepiej wykonać tę czynność przepuszczając je przez sito. Następny etap, to mycie robaków z osadów, które znajdują się na ich powierzchni. Najlepiej zrobić to, stosując płyn do mycia naczyń. Kąpiel w detergencie w ogóle nie szkodzi larwom. Po kilkakrotnym przepłukaniu umieszczamy robaki w stopce damskiej rajstopy i jeszcze raz solidnie płuczemy pod bieżącą wodą. Do przygotowanego uprzednio pojemnika z mąką kukurydzianą wsypujemy umyte larwy w celu ich dokładnego osuszenia. Po takim zabiegu można umyte robaki zasypać np. atraktorem, który nada robakom zapach. W moim przypadku był to ziołowy specyfik na leszcze, który wykonuję sam. Gorszą drogą postępowania może być, po usunięciu trocin (ten zabieg jest niezbędny), zasypanie robaków suchą zanętą, której będziemy używali do łowienia.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia dotyczące łowienia na wodach stojących przy użyciu białych robaków mają Anglicy. Praktycznie w ogóle nie używają żywych larw. Twierdzą, a im warto zaufać bo do łowienia ryb podchodzą niezwykle merytorycznie, że poruszające się na dnie żywe larwy budzą nieufność ryb. Zawsze stosują larwy uśmiercone lub uśpione. Albo je parzą, i tu bardzo ważne jest aby woda do zaparzenia robaków miała temperaturę 70 stopni, bo wyższa je zagotowuje i stają się bezużyteczne, albo zalewają w wodzie i umieszczają w lodówce w celu ich schłodzenia i uśpienia. Pozbawione dostępu tlenu robaki zapadają w letarg. Podobny sposób postępowania jest niezbędny z pinką. Takie działania stają się bardzo ważne, kiedy zamierzamy w kulach wstępnego nęcenia podać larwy. Żywe i ruchliwe robaki w szybkim tempie będą je rozbijały, co jest niekorzystne.
Jeszcze w inny sposób przygotowuje się pinkę do szybkościowego łowienia drobnych ryb: uklei, niewielkich płoci lub krąpi. Robaki zakładane na haczyk powinny być „utwardzone”, co pozwala na złowienie kilku ryb bez potrzeby ich wymiany. Świeża pinka, co wiedzą doskonale wędkarze biorący udział w zawodach, po braniu jednej lub dwóch ryb nie nadaje się do łowienia. Jej treść jest całkowicie wyssana. Obserwując zawodników startujących w zawodach, w których o wysokiej lokacie decydują umiejętności szybkościowego łowienia drobnicy, łatwo da się zauważyć tych, którzy nie zmieniając przynęty, łowią kilka, a nawet kilkanaście ryb. Dzieje się tak dzięki właściwemu postarzeniu pinki. Po umyciu i wysuszeniu robaków należy je przechowywać przez co najmniej miesiąc w lodówce. Ich skóra staje się twarda, utrudniając rybom jej przebicie. Do pewnego czasu była to wielka tajemnica wyczynowców, którzy dzięki takim zabiegom zyskiwali dodatkowy czas, tracony na zakładanie przynęt przez niedoinformowanych.
Schyłek jesieni i zima to trudny czas w wędkowaniu. Jeżeli chcemy w tym okresie łowić jakiekolwiek ryby, dbajmy o wszystkie szczegóły. Najdrobniejsze detale mogą decydować o sukcesie.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie