Do kaliskiej hali Winiary Arena przyjechało około 3,5 tys. osób z całej Polski
– tak w sobotę 17 lutego rozpoczęła się ogólnopolska kampania, by o losie traktatu europejskiego zadecydowało referendum a nie parlament
Kaliszanie stali się
świadkami niesamowitego zjawiska. Z jednej strony grupa posłów, polityków, naukowców, księży, popierana przez tysiące ludzi nawołuje do ogólnopolskiej publicznej debaty i referendum w sprawie traktatu europejskiego, z drugiej odpowiada jej milczenie, uniki i spuszczone głowy.
Do grupy milczącej należą choćby prezydent Polski Lech Kaczyński, który – jak wcześniej pisaliśmy – nie raczył w ogóle odpowiedzieć na list eurodeputowanych w tej sprawie. Podobnie zachowała się większość lokalnych samorządowców, którzy potrafią przybyć na przedszkolny teatrzyk, a zignorowali imprezę o kilkutysięcznej widowni. Sprawę na ogół przemilczały także ogólnopolskie media.
– Domagamy się rzetelnej i obiektywnej publicznej debaty na temat skutków wprowadzenia w życie eurotraktatu! Jako naród Polski chcemy zabrać głos w tej debacie. Jako suweren państwa polskiego domagamy się ogólnonarodowego referendum w sprawie ratyfikacji traktatu z Lizbony.
Czy żądamy za dużo? Czy domagamy się czegoś złego, szkodliwego dla Polski? Chodzi przecież o przyszłość naszego państwa, Rzeczypospolitej Polskiej. Chodzi o życie Polski, naszej ojczyzny. Czy miłość do ojczyzny jest dzisiaj zabroniona? – głosił europoseł Witold Tomczak. – Stajemy przed groźbą stopniowej likwidacji państwa polskiego. Dziwi nas, że podpisanie traktatu przedstawia się Polakom jako wielki sukces. Szanowni państwo, nie dajmy się zmanipulować! Nawet pobieżna ocena zapisów traktatu pozwala dostrzec poważne zagrożenia. Ten traktat nie jest potrzebny do współpracy wolnych narodów Europy. Stanie się raczej instrumentem dominacji jednych nad drugimi. W istocie traktat ten ma tworzyć imperium europejskie w sposób sztuczny i podstępny. Wbrew woli narodu. Taka integracja europejska nosi znamiona totalitaryzmu. To europejskie superpaństwo nie jest budowane na prawie Bożym. Jego celem jest ateizacja narodów Europy.
Referat mecenasa
Stefana Hambury
Na początek pokażę ten traktat. Jak państwo widzą, tych stron jest dużo. Prawie 300. A są to tylko same zmiany, a nie gotowy traktat.
Zatem stworzenie tekstu skonsolidowanego wymaga jeszcze bardzo dużo pracy. Jeśli ktoś to zrozumie, nie będąc fachowcem, temu należałoby przyznać wielką nagrodę.
Czy traktat lizboński narusza suwerenność Polski i innych państw narodowych?
Oczywiście, że narusza. Niestety, po tym traktacie nie będzie już suwerenności...
Deklaracja numer 17 (stanowiąca załącznik do traktatu) przypomina zasadę nadrzędności prawa wspólnotowego. Deklaracja ta była wcześniej zapisana w konstytucji. Byłaby tzw. prawem pierwotnym. Jednak po oporze obywateli wielu państw sprawa ta została wycofana nie do drugiego, ale do tzw. trzeciego szeregu, gdyż nie została zapisana w protokole, tylko w deklaracji. Unia słynie z tego, że jeżeli są sprawy trudne, to stosuje się tzw. metodę unikową. Wprowadza się to samo tylnymi drzwiami, do trzeciego czy czwartego rzędu, tak, by nikt tego nie zauważał, by nikt nad tym nie dyskutował.
Pozwolę sobie zacytować: „Konferencja przypomina, iż zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie traktatów mają pierwszeństwo przed prawem państw członkowskich”.
Nie bez kozery mówi się o Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, że jest nieobliczalny. Wyniki tej nieobliczalności możemy np. zaobserwować w jednym z ostatnich orzeczeń z 21czerwca 2007 r. Pani poseł Urszula Krupa mówiła przed chwilą, że jeszcze można organizować wybory krajowe. Pytam: po co? Przecież to już jest niepotrzebne, gdyż jeżeli państwo przeczytają uzasadnienie tego wyroku, to państwo dojdą do tej samej konkluzji, że wybory w państwach członkowskich już nie są potrzebne.
Europejski Trybunał Sprawiedliwości wyraźnie napisał: „W razie stwierdzenia dyskryminacji sprzecznej z prawem wspólnotowym sąd krajowy ( w tym przypadku polski sąd) zobowiązany jest, dopóki nie zostaną przyjęte środki zmierzające do równego traktowania, do niestosowania wszelkich dyskryminujących przepisów krajowych bez konieczności żądania lub oczekiwania uprzedniego uchylenia tych przepisów przez ustawodawcę”.
Inaczej mówiąc, Trybunał Sprawiedliwości mówi: Po co ustawodawca? Ja ci powiem, jak się powinieneś zachowywać.
Jak państwo widzą, sprawa suwerenności za chwilę będzie rozwiązana. Jeżeli państwa członkowskie jedno po drugim przyjmą traktat z Lizbony, to znajdziemy się za chwilę w Federacji Europejskiej, nazywanej czasami Stanami Zjednoczonymi Europy albo Unią Europejską, ale na pewno nie będą to państwa narodowe.
Na dowód, że można inaczej, przytoczę tu wypowiedź euroentuzjasty Janusza Lewandowskiego:
„Sprawa nowego traktatu została nadmiernie udramatyzowana, była prezentowana jako warunek przetrwania Wspólnoty, chociaż nie brakowało dowodów, że Unia 27 krajów może funkcjonować, opierając się na traktacie z Nicei”.
Nawet te osoby, które chciałyby ratyfikować traktat z Lizbony, zdają sobie sprawę, że nie jest to potrzebne. Jeżeli nie jest potrzebne, to po co go przyjmować, jeżeli można dalej funkcjonować?
Jeszcze bardziej dramatycznie wygląda sprawa w polskim Sejmie i z polskim rządem. Krótko po podpisaniu traktatu z Lizbony, 18 grudnia odbyło się posiedzenie Sejmu, gdzie było pierwsze czytanie projektu w spawie traktatu z Lizbony.
Pozwolę sobie zacytować pytanie Antoniego Maciarewicza:
– „Chciałbym spytać posła wnioskodawcę, czy czytał ten traktat? I czy pan Tusk, przepraszam, pan premier Tusk, czytał ten traktat? A pytam dlatego, że same poprawki do tego traktatu liczą ponad 280 stron, i z tego, co wiem, do dnia dzisiejszego nie ma jeszcze tekstu jednolitego, a państwo zalecacie nam podpisanie i pochwalenie tego w ciemno”.
Odpowiadał Jan Dorkowski, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych:
– „W związku z uwagą pana Maciarewicza, czy premier czytał traktat, skoro jeszcze nie ma wersji scalonej, pragnę poinformować, że Rada Ministrów, podejmując decyzję upoważniającą premiera i ministra spraw zagranicznych do podpisania traktatu z Lizbony, opierała się na obszernym uzasadnieniu, które jest...”
– „... Ale czy czytał?”
– „...Na obszernym uzasadnieniu, które jest...”
– „... Znaczy: nie czytał?”
– „Przepraszam, odpowiem i na to. Rada Ministrów oparła się na obszernym uzasadnieniu, które jest efektem ekspertyz prawnych przygotowanych dla rządu. Myślę, że to jest podstawowa forma pracy rządu. Dlatego nie jest istotne, w jakim stopniu ktoś jest oczytany w poszczególnych dokumentach. Istotna jest znajomość całości, którą rząd posiadał, podejmując taką decyzję”.
– „To dziękuję za informację”.
– „Przepraszam, to nie jest streszczenie traktatu, tylko uzasadnienie”.
– „Nawet streszczenia nie czytał? Tak?”
Zatem państwo widzą, w jaki sposób sprawy te są przez rząd ujmowane. Niedawno w „Polityce” czytałem wywiad z premierem Tuskiem – na pytanie reporterów: „Kiedy ratyfikujemy Traktat Europejski? Mieliśmy być w czołówce, a będziemy w ogonie, w dodatku bez karty praw podstawowych”, premier odpowiedział: „Kończymy obecnie tłumaczenie”.
Jakie tłumaczenie? Przecież ten traktat został dawno temu przetłumaczony! Można je zobaczyć w Internecie na stronach Unii Europejskiej.
Co to oznacza?
Oznacza to, że elity w Polsce nie wiedzą, jak przebiega uchwalanie i przygotowywanie traktatu reformującego z Lizbony i nawet się z tym do tej pory nie zapoznały
Obyśmy nie obudzili się za późno.
Na koniec spotkania odczytano list ordynariusza diecezji kaliskiej księdza Stanisława Napierały, który następującymi słowami poparł referendum: „(...) Sprawa tak ważna jak ratyfikacja traktatu reformującego powinna stać się przedmiotem ogólnonarodowego referendum, połączonego z rzetelną i obiektywną publiczną debatą”.
Jak na razie krajem, który zgodził się na przeprowadzenie referendum, jest Irlandia.
Komentarze opinie