Reklama

Rok zabytków, rok miasta

13/01/2012 13:24

Jak się żyło zabytkom i nam z zabytkami w ub. roku? Co się zmieniło, co się nie zmienia, czego byśmy sobie życzyli?

Podsumowanie roku rozpoczniemy od naszego faworyta  – uchwalonego przez władze miasta „Programu Opieki nad Zabytkami dla miasta Kalisza na lata 2009 - 2012. Ten obszerny dokument krytykowaliśmy już w chwili powstania. Od wielu lat obserwujemy zaklinanie rzeczywistości poprzez produkowanie tysięcy niewiele wnoszących analiz i postulatów. Papier jest cierpliwy, więc z chęcią przyjmie wszelkie, najładniej brzmiące cele takie, jak „kreowanie nowoczesnej gospodarki” lub „zahamowanie procesów degradacji zabytków”. Raczej zdziwilibyśmy się, gdyby samorząd w swoich strategiach pragnął kreować gospodarkę zacofaną lub dążyć do degradacji zabytków. Celów (najczęściej ogólnikowych) w dokumencie jest tak dużo, że stają się one pobożnymi życzeniami. Przewidujący twórca zadbał o sformułowania niewiążące. Np. zamiast rewaloryzacji placu Bogusławskiego mamy zapis „dążenie do rewaloryzacji placu” (s. 148). Jedno magiczne słówko przenosi realizację w nieokreślony czas, bo przecież „dążyć” do czegoś, to nie to samo, co informacja, że prace zostaną wykonane w konkretnych latach.
Chcielibyśmy się pomylić, ale można przypuszczać, że kolejny program opieki, tym razem na lata 2013 – 2016, wciąż będzie „dążyć” do realizacji ambitnych celów. Losu zabytków to jednak nie poprawi. Mamy też coś na otarcie łez. Do zrealizowanych w całości zadań Miasta wyznaczonych przez program trzeba zaliczyć rewaloryzację gmachu Kaliskiego Towarzystwa Muzycznego (obecnie szkoły muzycznej) i fragmentów średniowiecznych obwarowań. W szczególności należy wyróżnić udaną konserwację muru przy ul. Kadeckiej.

Dotacje i temat coroczny
W 2011 r. Miasto przeznaczyło sumę 193 tys. zł na dofinansowanie prac przy obiektach nie będących jego własnością. Wszystkie prośby o dotacje zostały złożone przez parafie katolickie i dotyczyły wyłącznie kościołów. Na pewno warto, aby samorząd w większym stopniu zachęcał do składania wniosków właścicieli najbardziej zagrożonych zabytków. Na pierwszym miejscu zwrócilibyśmy uwagę na portal kościoła Garnizonowego i oczywiście pomniki na nekropoliach przy rogatce. W temacie cmentarnym dobrych wiadomości jak zwykle brakuje, bo trudno uważać, że rozwiązaniem problemu jest doroczna kwesta, przynosząca środki ważne, ale symboliczne także w wymiarze finansowym. Rok ubiegły okazał się wyjątkowo zły dla cmentarza ewangelickiego, gdzie zawalił się grobowiec rodziny Neugebauerów z I poł. XIX w i runęło kilka drzew. W tym roku o czystość na pierwszego listopada zadbała nie tylko parafia ewangelicko-augsburska, ale również prawosławna. Dobre i to, ale porządki nie zastąpią potężnej współpracy parafii, Miasta i społeczników w dziele ratowania tego, co jeszcze można ocalić na trzech nekropoliach przy rogatce. Na to ostatnie już nie liczymy, choć nadzieja podobno umiera ostatnia. „Program opieki” chętnie mówi o „potwierdzeniu uznania znaczenia dziedzictwa kulturowego dla rozwoju miasta”. Czy potwierdzenie to znajdziemy za bramami cmentarzy? Wątpliwe. 

Ruiny i remonty
Stałym elementem pejzażu miasta w 2011 r. stała się drewniana barierka na pochodzącym z 1829 r. moście Kamiennym. Kiedy zniknie, nie wiadomo. O tragicznym stanie zabytku pisaliśmy wielokrotnie. Kiedy w końcu nasze przewidywania się spełniły, o parodio, w roku hucznych obchodów wielkiego jubileuszu Kalisza, okazało się, że na natychmiastowy ratunek nie ma pieniędzy. O los zabytku możemy być jednak spokojni – jest zbyt cennym i użytecznym obiektem, aby zniknął z pejzażu. Na razie wyłoniono wykonawcę projektu, a władze mają się starać o dofinansowanie remontu.
W przeciwieństwie do mostu Kamiennego, raczej nie można było przewidzieć uszkodzenia dachu budynku dawnego folusza w alei Wolności (obecnie siedziby Filharmonii). Tym razem miasto wykazało się skutecznością i wymieniło dach.
Obie sytuacje zapisujemy ku pamięci. Te dwa przykłady jaskrawo pokazują, że potrzebne są  ogromna dyscyplina i uważność w dziele opieki nad zabytkami. Opis ich stanu, wybór najbardziej zagrożonych oraz realny harmonogram prac to trzy punkty, których rozwinięcie powinno stanowić  meritum przyszłego programu na kolejne lata.
Zestawiając obiekty wciąż zrujnowane z remontowanymi, wzrasta powoli liczba tych ostatnich. Na uwagę zasługuje szereg prywatnych inwestycji, w tym bardzo udany remont kamienicy z okresu międzywojennego przy ul. Sukienniczej 6. Prywatny właściciel zapowiada dalszą rekonstrukcję detalu. Podobnie pozytywnie ocenić można prace przy tzw. kamienicy Wyganowskiego (zbieg al. Wolności i Jasnej). 
Jak co roku odnotowaliśmy zniknięcie wielu drobnych detali, m.in. elementów metalowych bram itp., ale także większych pamiątek, jak np. ceglanego mur w Parku Miejskim w lokalnej tradycji wiązanego z ogrodem gubernatora Daragana (wokół budynku wojskowego). Cztery lata temu posłużył on nam jako jedna z ilustracji do tekstu („Prawda skryta pod brukiem”, ŻK nr 32 z 6 sierpnia 2008), dzisiaj prezentujemy to, co z niego zostało po zburzeniu.
Choć jest nadzieja na uratowanie koszar Godebskiego (obiekt został w końcu sprzedany inwestorowi obiecującemu odbudowę), nadal w mieście stoi wiele zabytkowych ruin. Ile jest do zrobienia w kwestii tzw. świadomości społecznej, świadczy pomysł „ratowania” budynku dawnej fabryki fortepianów Arnolda Fibigera (Calisii) przy ul. Złotej poprzez skreślenie go z listy zabytków. Oznaczałoby to, że jego właściciel mógłby go, na przykład, zburzyć.

Gotycka łamigłówka
W mieście od ub. roku przybyło nam gotyku. Miłośnicy średniowiecznej historii grodu nad Prosną, a tych mamy sporo, powinni czuć satysfakcję.  Z dotacji miejskiej, o której pisaliśmy wyżej, część środków została przeznaczona na konserwację XIV-wiecznych przedsionka i zakrystii Bazyliki św. Józefa oraz na badania konserwatorskie w kaplicy Męki Pańskiej kościoła oo. Franciszkanów. Te ostatnie szerzej zaprezentowaliśmy w  grudniowym numerze gazety. Przy okazji ujawnił się nowy problem związany z postulowaną przez konserwatorów regotyzacją (wyeksponowanie gotyckich elementów) prezbiterium. Kaplica w stanie zastanym jest sumą pragnień i zmagań (mniej lub bardziej udanych) z niełatwą zabytkową materią kolejnych gwardianów zakonu oraz wielu pokoleń kaliszan. Jest odbiciem stylów nakładających się epok (nawet jeśli w tej chwili pozornie dominująca wydaje się kreacja XIX-wieczna) i potrzeb estetyczno-duchowych. Kolorowa niegdyś kaplica, jak pokazują odkrywki konserwatorów, w XX w. stała się biała, wnętrze niegdyś ciemne ze znacznie mniejszymi oknami i bez elektryczności w pewnym momencie rozbłysło światłem, etc. Co robić, jak poruszać się w tym gąszczu wątków i nakładających się prawd epok, aby dla przyszłych pokoleń zostawić to, co ważne dla każdej z nich? Przy całej zawiłości problemu może tylko cieszyć, że czasem, jak u kaliskich franciszkanów, skarby leżą na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło wyjąć obraz z ołtarza, aby odkryć świetnie zachowany XIII-wieczny maswerk okna. Świadomość, że na ścianach ciągle istnieją malowidła z czasów fundatorów, Bolesława Pobożnego i bł. Jolenty, nawet jeśli zachowały się tylko fragmenty, też mile łechce ambicje.

Pomniki i „pomniki” 
Co do pomników. Nowych w tym roku nam nie przybyło, przynajmniej w sensie dosłownym. Myślimy jednak o czymś innym. Pewnym pomniku indolencji, który Miasto wystawiło samo sobie, kupując znaną powszechnie koncepcję rewitalizacji Głównego Rynku. Pisaliśmy na ten temat za wiele, by wracać dzisiaj szerzej. Wszystkim, którzy zarzucają nam „przemądrzałość” odpowiadamy, że jest przeciwnie – ciągle się uczymy. Wystarczy trochę pokory, aby wiedzieć, że nie można proponować jakiejkolwiek zmiany w centrum starego miasta bez dogłębnej znajomości historii i analizy przemian form architektonicznych. Nie wdając się w szczegóły, będziemy nadal bronić przyzwoitości. Pod tym pojęciem rozumiemy także poważne traktowanie mieszkańców miasta. Nie jesteśmy ignorantami.
Coś się jednak zmienia. Pod koniec ub. roku Rada Miejska jednogłośnie przegłosowała przywrócenie starej nazwy Rozmark skwerowi przy ul. Targowej i Przechodniej, dzisiaj ograniczonemu budynkami banku i Urzędu Skarbowego (dawna szkoła żydowska). Jak na miasto szczycące się tradycjami wielokulturowymi, to trochę późno.  Raczej jaskółka, która wiosny nie czyni, ale przynajmniej jest więcej nadziei. Placyk przed wojną wyznaczał topograficzne centrum dawnej dzielnicy żydowskiej, a nazwę Rozmark można znaleźć już w XIX-wiecznych gazetach.
Toteż z nadzieją patrzymy na ścianę nowej Tęczy. Oprócz drobnej korekty powtórzono na niej napis niemówiący nic o ponad 15 tys. kaliskich Żydach. Pod koniec 1939 r. w tym miejscu, w przedwojennej hali targowej braci Szrajer, dla ogromnej części mieszkańców rozpoczęła się zagłada. Jeśli już nie cała lista innych powodów, znowu zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby zmianę napisu.
To co z tymi pomnikami? Są. Cicho stoją na półkach z wydawnictwami Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Formalnie w 2010 r., ale w rzeczywistości w ub. roku do rąk czytelników trafiły pierwsze dwie książki ze szlachetnej serii „Kaliszanie”. Po Alfonsie Parczewskim (autorka Ewa Andrysiak) i Adamie Chodyńskim (autor Krzysztof Walczak) swój portret naukowca otrzymał Edward Polanowski (Anna Szurczak). Seria redagowana i recenzowana przez profesorów, wydawana pod czułą opieką graficzną Lidii Łyszczak miastu może przynieść chlubę, a kaliszanom zadowolenie. Pomniki brązowieją, ludzie przemijają, a mądre książki pozostają.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do