
Historia Romana Kluski
– Nawet gdyby wszyscy urzędnicy jako materiał wyjściowy byli święci, to jeżeli daje się im takie możliwości, jak decydowanie o wszystkim bez żadnej odpowiedzialności, to do korupcji jest bardzo blisko... – powiedział Roman Kluska (na zdj.), założyciel i były prezes grupy Optimus, z którego urzędnicy próbowali na siłę zrobić przestępcę. Roman Kluska był kolejnym gościem Klubu Inteligencji Katolickiej
Kiedy sprzedałem firmę,
przedsiębiorcy zaczęli zapraszać mnie na spotkania, bym opowiedział im o czynnikach osiągnięcia sukcesu i o tym, jak to zrobiłem, że w ciągu paru lat doszedłem do dużego przedsiębiorstwa. Bardzo szybko okazało się, że sedno wcale nie tkwi w osiągnięciu sukcesu w biznesie, bo to potrafi wiele osób. Dużo ciekawsze i trudniejsze zagadnienie, to jak osiągnąć sukces i nie zgubić szczęścia, albo jak osiągnąć sukces i znaleźć szczęście. Te wszystkie dyskusje koncentrowały się właśnie na tym. Mimo to, zacznę od sukcesu w biznesie. Musimy pamiętać, że biznes nigdy nie jest zawieszony w próżni. Cofnijmy się wiele lat, do momentu rozpoczęcia mojej działalności gospodarczej. Zacznę od tego, że odszedłem z dużego państwowego zakładu i musiałem coś zrobić. Byłem w sytuacji nie do pozazdroszczenia, bo nie miałem pieniędzy na zapewnienie bytu mojej rodzinie. I zastanawiałem się, co umiem robić – okazało się, że potrafię tylko pisać programy komputerowe, bo ukończyłem informatykę na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Widziałem tylko jedną szansę na sukces – miałem przewagę nad pozostałymi informatykami, których wtedy nie brakowało – bo przez szereg lat pracowałem w państwowej firmie i szybko awansowałem na stanowisko zastępcy dyrektora. Dlatego wiedziałem, czego oczekiwały kadry kierownicze firm od systemów komputerowych, a czego te systemy im nie dawały. Sposobem na sukces było oprogramowanie, którego nie było na rynku, a które ja potrafiłem dać. Wielu właścicieli firm dawało mi pieniądze z góry, byle tylko w ciągu kilku miesięcy powstało oprogramowanie, którego potrzebowali i oczekiwali. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jak cenne to było dla kogoś, kto nie miał ani grosza. Ale ważne jest, że zanim doszło do tych rozmów, nie miałem żadnej wiedzy, jak poprowadzić firmę. Przypomnę, że mówię o roku 1989. Wtedy prywatna firma była rzadkością i trudno było skorzystać z czyichś doświadczeń.
Cztery ustawy,
zero problemu
Poszedłem więc do prawnika, by dowiedzieć się, co muszę wiedzieć, żeby założyć firmę. Tenże prawnik, starszy człowiek, wyciągnął z szuflady trzy ustawy – dokładnie trzy ustawy i powiedział, że to jest całość prawa gospodarczego w Polsce. Był jeszcze kodeks pracy, ale ten jest taki sam dla firm prywatnych i państwowych. Więc ów prawnik wyciągnął trzy ustawy: przedwojenny kodeks handlowy, prawo celne i ustawę o podatku dochodowym. Wszystkie odbito na powielaczu – pożyczyłem je, przeczytałem i oddając, nie miałem ani jednego pytania! Te ustawy były napisane tak prosto, tak jednoznacznie, że wszystko było zupełnie zrozumiałe, dla każdego. Dodatkowo miały jeden niezaprzeczalny walor – obowiązywała wtedy zasada: co nie jest zakazane, jest dozwolone. I spraw zakazanych było bardzo mało. Zakazy dotyczyły handlu bronią, używkami itd. Nie było żadnych innych regulacji. I piękno polegało na tym, że ja rozumiałem całe prawo gospodarcze. Owszem, było kilka warunków, które musiałem spełnić, by prowadzić działalność, ale generalnie, jedynym sposobem, by osiągnąć sukces, było wyprodukowanie towaru najlepszego na rynku. Jakie to było piękne... Nie musiałem prosić się o nic żadnej władzy, nie musiałem nic załatwiać, wystarczyło zaoferować lepszy produkt i to wszystko! Takie ustawienie gospodarki, gdzie o sukcesie decyduje lepszy produkt, lepsza usługa i nic więcej, jest czymś fantastycznym. Byłem szczęściarzem, który na początku lat 90. dotknął autentycznego wolnego rynku i w takich właśnie warunkach rozpocząłem działalność gospodarczą. Niestety, nie wiedziałem też, że to wszystko tak szybko się skończy. Ale wtedy był naprawdę wolny rynek i wszystko zależało od pracy, a w takich warunkach najcenniejszy jest pracownik. Zatrudniając pierwszych pracowników, przyjąłem zasadę, że wszyscy pracujemy równo i w miarę równo dzielimy się zarobionymi pieniędzmi. Pamiętałem, że ryba psuje się od głowy, czyli że ja musiałem pracować najciężej, że nie mogłem wymagać od nikogo więcej niż od siebie. Jeśli więc szef pracuje tak ciężko jak jego pracownicy i zarabia porównywalne z nimi pieniądze, to firma rośnie w siłę. I z mojej niewielkiej firmy, która nie miała ani grosza, w ciągu kilku lat, powstała grupa 33 przedsiębiorstw, odnosząca sukcesy przekraczające wszelkie moje oczekiwania. Wszystko dlatego, że praca była wtedy jedynym czynnikiem sukcesu. Będąc producentem komputerów otrzymałem pismo od Microsoftu. Przedstawiciele tej firmy napisali, że przetestowali komputery wszystkich liczących się firm na świecie i wybrali trzy najlepsze, którym umożliwiają bezpłatne umieszczanie logo na komputerach. W gronie tych trzech firm, był również Optimus... Takich sukcesów mieliśmy mnóstwo. Zgłosiła się do nas firma Lockheed Martin, producent samolotów F16 i zaproponowali nam, jako jednej z dwóch firm na świecie (drugiej z Australii) utworzenie spółki joint venture. Wiedziałem już wtedy, że jesteśmy ogromnymi szczęściarzami, bo partnerzy z USA brali moich pracowników do siebie i uczyli takich rzeczy, o których nikt w Europie nie mógł pomarzyć. Uczyli się nie tylko projektowania największych systemów informatycznych na świecie, ale również zarządzania. Nikt w Polsce nie miał wtedy takich możliwości.
Druga Japonia
w Nowym Sączu
Optimus rósł w siłę, powstawały kolejne firmy w ramach grupy, m. in. Optimus IC, która to firma miała produkować kasy fiskalne. Kupiliśmy w Japonii najlepszą licencję i rozpoczęliśmy produkcję. Po jakimś czasie kupiliśmy w USA oprogramowanie do produkcji układów scalonych i wyprodukowaliśmy po 1,5 roku polską kasę fiskalną, naszą od początku do końca. Podczas jednej z wizyt Japończyków, od których kupiliśmy naszą pierwszą licencję, pokazaliśmy im nasz produkt i natychmiast otrzymaliśmy wyjątkową propozycję: nasi partnerzy zdecydowali się zamknąć swoją fabrykę pod Tokio. Pod warunkiem, że produkowane przez nas kasy fiskalne będą miały tabliczkę ,,made in Japan’’. Doszliśmy do porozumienia: my produkowaliśmy kasy fiskalne w Polsce, Japończycy sprzedawali je jako swoje, a w zamian za to, otrzymaliśmy 20 proc. zysku od kosztów produkcji. Tym przykładem chcę pokazać, że hasło: zbudujemy drugą Japonię, które palnął jakiś polityk, może być realne, jeżeli władza nie przeszkadza przedsiębiorcom. Warunek jest jeden: muszą obowiązywać zasady wolnego rynku i to praca musi decydować o sukcesie w biznesie. Moi najlepsi pracownicy w Optimusie zarabiali w tym czasie miesięcznie równowartość 10 tys. dolarów. Ja musiałem im tyle płacić, żeby nie zostali podkupieni przez koncerny amerykańskie. I chciałem to robić, bo wiedziałem, że gdy obowiązuje wolny rynek, pracownik jest najwyższą wartością. Właśnie dzięki doskonałym pracownikom firma może rozwijać się bez granic. (q)
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
sprywatyzowac powinni wszystkie spolki panstwowe wprowadzic podatek liniowy i zrobic tak by panstwo wogole nie mialo udzilau w gospodarce
100% prawdy , Szacunek dla Pana Kluski. To państwo to złodziej , który w imię tzw. prawa okrada swoich obywateli ( podatki, akcyzy itp.) . A wszystko to po to żeby stado trzybrodych wieprzy z Wiejskiej i mniejszych warchlaków miejskich, miało skąd czerpać zyski. Patriotów niestety w takim kraju nie widzę, chyba że w domu wariatów.
No cóż,sama prawda,tylko że Polactwo zapatrzone i zasłuchane w obietnice socjalistów z PO,PiS,SLD i innych kameleonów rządzących od "89 i tak tego nie zrozumie.A tak łże-liberałowie z PO (wielbiciele "wolnego rynku") już chcą wprowadzić nowy podatek dla właścicieli starszych samochodów.