Reklama

Śmierdząca sprawa

31/01/2019 00:00

Lokatorzy budynku przy ul. Serbinowskiej w Kaliszu od trzech lat żyją na bombie biologicznej. Czy uzyskają pomoc dopiero wtedy, kiedy dojdzie do tragedii?

O problemie pisaliśmy w nrze 30 „ŻK” z 2005 r. Od tamtego czasu niewiele się jednak zmieniło. Robaki, mocz i kał na klatce schodowej oraz smród wydobywający się z mieszkania Józefa L. wciąż spędzają sen z powiek lokatorów. – Sąsiad nadal chodzi w brudnej, śmierdzącej koszuli. Kał i mocz wylewają mu się nogawkami. Dzisiaj, tuż przed swoją klatką, zostawił cuchnące odchody! – mówi jeden z lokatorów bloku przy ul. Serbinowskiej. To jednak nie koniec niespodzianek, które codziennie serwuje lokatorom budynku pan Józef. Uciążliwy mieszkaniec w rażący sposób narusza normy współżycia społecznego. Mieszkanie Józefa L. stało się siedliskiem brudu i bakterii, skąd wydobywa się potworny fetor, który jest nie do wytrzymania szczególnie w trakcie upałów. Mieszkańcy w obawie przez zakażeniem brzydzą się dotykać rękoma poręczy na korytarzach. Często zmuszeni są także do przeskakiwania kałuży moczu oraz do opędzania się od much, które przylatują do smrodu i brudu. Robaki, które zalęgły się w mieszkaniu lokatora, przedostają się do mieszkań sąsiadów. Lokatorzy skarżą się, że coraz trudniej jest im przejść do własnych mieszkań. – Pan L. w stanie upojenia alkoholowego, przemoczony własnym moczem, blokuje przejście przez klatkę schodową. A kiedy już przez nią przejdzie, smród czuć jeszcze przynajmniej przez godzinę – słusznie oburza się Antoni, sąsiad pana Józefa. Problemowy lokator nieraz próbował swoim kluczem otwierać drzwi do cudzych mieszkań, sądząc, że dostaje się do własnego. To jednak nie koniec wyliczanki. – Nie tylko ja mam w łazience pozamykane klatki wentylacyjne. Jeśli byłyby otwarte, smród byłby nie do wytrzymania! – dodaje pan Antoni. Lokatorzy zaznaczają, że nie chcą walczyć z panem Józefem, ale rozwiązując uciążliwą sytuację pomóc zarówno sobie, jak i jemu. Bezskuteczne błagania? Mieszkańcy bloku borykający się z problemem od ponad trzech lat, interweniowali wiele razy nie tylko w spółdzielni, ale i w prokuraturze, straży miejskiej czy na policji. Nic nie pomogła również wizyta przedstawicieli Państwowego Inspektoratu Sanitarnego, którą złożyli oni w mieszkaniu pana Józefa. Śmieszna wydaje się opinia wydana po przeprowadzeniu kontroli sanitarnej pracowników placówki, w której czytamy, że „w trakcie czynności kontrolnych nie stwierdzono naruszenia wymagań higieniczno-sanitarnych w mieszkaniu pana L. oraz na klatce schodowej budynku (w tym wydobywającego się z mieszkania odoru, wskazującego na zanieczyszczenie fekaliami). W pomieszczeniach zgromadzone są materiały budowlane, które według oświadczenia użytkownika zostaną wykorzystane przy planowanym remoncie”. Naiwność czy zbagatelizowanie problemu? „Pan Józef L. całkowicie utracił kontrolę nad własnym postępowaniem. Swoje potrzeby fizjologiczne załatwia jak zwierzę, pod siebie, na podłogę. Widywany jest przez nas w odzieży brudnej, cuchnącej od ekskrementów” – napisali lokatorzy w jednym z kilkunastu pism skierowanych m.in. do Kaliskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej. W lutym 2005 r. sprawą zajęły się policja i sąd, którego decyzją pan Józef został skierowany na przymusowe leczenie. Z leczenia powrócił, przeprosił, ale po kilku dniach znowu udał się do sklepu po alkohol i dramat mieszkańców rozpoczął się na nowo. W czerwcu 2005 r. lokatorzy zaapelowali o wszczęcie procedury eksmisyjnej. Zapadł wyrok, na mocy którego mieszkanie pana L. miało być zlicytowane. Okazało się jednak, że mieszkanie pana Józefa przepisano na... jego syna. W spółdzielni cisza Co na ten temat twierdzi kierowniczka Kaliskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej? – Sprawę pana L. znają zarówno prezesi spółdzielni, jak i cała rada osiedla Widok. Rozwiązanie problemu nie idzie niestety w dobrą stronę. Interweniowaliśmy już nie raz. Wydzwaniam do dwudziestokilkuletniego syna pana Józefa, ale to także nie skutkuje. Pan L. to alkoholik, który wymaga leczenia, jestem jednak pewna, że sam nie zgodzi się na nie, bowiem nie uznaje się za chorego. Wyjściem z tej sytuacji mogło by być ubezwłasnowolnienie – twierdzi Mirosława Lis, p.o. kierownika os. Widok. Okazuje się, że nie jest to jedyna droga, by mieszkańcy wreszcie mieli upragniony spokój. – Obywatela, który zakłóca porządek publiczny – na mocy art. 13 ust. 1 Ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego z 21 czerwca 2001 r. – można eksmitować. Wystarczy, że wniosek o eksmisję złoży jeden sąsiad – tłumaczy Błażej Dahlke, radca prawny. Bez skutku W trakcie mojej wizyty w budynku przy ul. Serbinowskiej wraz z mieszkańcami bloku staraliśmy się dostać do mieszkania pana L. Bez skutku. Kilka godzin później zdenerwowani lokatorzy słyszący na klatce dźwięk rozrzucanych butelek po raz kolejny zaalarmowali policję. Owszem, funkcjonariusze zjawili się na miejscu, ale znowu nic nie zrobili. Mieszkańcy obiecują, że nie zostawią tak tego problemu. Zdesperowani piszą już kolejne pismo do policji oraz prezydenta miasta. Interweniując nie powinni jednak zapominać, że pomoc potrzebna jest przede wszystkim panu Józefowi.
Agnieszka Owczarek
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do