
Wieża bazyliki Najświętszej Marii Panny była od momentu powstania, a więc od roku 1792, najwyższym obiektem w historycznym centrum Kalisza. Dziś także przoduje – w zestawieniu z katedrą św. Mikołaja oraz ratuszem. By to stwierdzić, wystarczy spojrzeć na panoramę miasta z wieżowców na osiedlu XV-lecia PRL. Metryka wyniosłej konstrukcji barokowego hełmu jest jednak w porównaniu do wiekowej historii świątyni stosunkowo krótka. Dzisiaj o wydarzeniach, które doprowadziły do upadku w ostatnich dniach II wojny światowej wieży kaliskiej kolegiaty. Cofamy się dokładnie o 70 lat, do stycznia 1945 roku. „Na ulicach pustki. Cisza drażni w uszy. Turkot wozów uciekających Niemców (…)”.
Prorocze słowa Józia i pieśni Horacego W 1946 r. do Kalisza powrócił Tadeusz Pniewski, którego wspomnienia o mieście między wojnami stanowią dziś wprost kanoniczną wiedzę o tym okresie. Wśród tych migawek z międzywojennego Kalisza czytamy o częstych spotkaniach pisarza z jednym z kaliskich nędzarzy. Spotkaniach przypadkowych, ale którym towarzyszyły bardzo rzeczowe rozmowy. Sylwetka Józefa Puja przewija się we wspomnieniach z młodzieńczych lat Pniewskiego nader często. „Nigdy nie zapomnę mojej ostatniej z nim rozmowy. Było wczesne czerwcowe popołudnie 1933 roku – mojego roku maturalnego (…). Przy moście na Babince zauważyłem Józia. Jak zawsze na ręce miał zawieszoną trzcinową laseczkę i trzymał otwartą książkę. Stał nieruchomo, głowę miał tak zadartą do góry, że ledwo trzymał się na niej melonik. Patrzył w górę, gdzieś bardzo wysoko (…). Widzisz, jaka piękna jest farna wieża? Jaka dostojna, jakby wielki anioł przyfrunął i stanął na placu! Patrz, jaka wysoka, można by po niej wdrapać się do nieba... A jednak przewróci się, bo wszystko w życiu musi się przewrócić. «Co żyje, umrze, co martwe, przewróci się...». Widzisz, co mówił Horacy – tu wskazał na otwartą książkę, którą trzymał w ręku...”. Była to pieśń IV mistrza Horacego, poznana również przez Pniewskiego. Autor książki „Kalisz z oddali” wspomina inne prorocze zdanie z ostatniej rozmowy z ubogim starcem: „(…) zapewniłem go z całą stanowczością, że wieża (kościoła św. Józefa – przyp. red.) trzyma się krzepko i przetrwa nie tylko nasze pokolenie. A Józio na to: – Kościół będzie trwał, bo on jest Boży, ale Domy Boże, zbudowane ludzką ręką, ulegną zniszczeniu... A im wyższa wieża, tym szybciej się przewróci...”. Tak też się stało. Powróciwszy do rodzinnego miasta w 1946 r., Tadeusz Pniewski zastał śródmiejską panoramę Kalisza pozbawioną jej charakterystycznego elementu. Brakowało farnej wieży, strąconej pociskiem artyleryjskim w czasie walk o miasto. (Od)strzał i (re)konstrukcja W odtworzeniu tamtych wydarzeń i obrazu świątyni pozbawionej jej wertykalnego elementu pomoże udostępnione Wirtualnemu Muzeum Fotografii Kalisza zdjęcie ze zbiorów Tadeusza Kozyry. W świetle powtarzanych wielokrotnie faktów wieżę kolegiacką strącono ostrzałem z armaty przez wojska radzieckie. Tę tezę potwierdzają wspomnienia wciąż żyjących obserwatorów tamtych wydarzeń. Historyk Jan Wilner opowiedział o kilku istotnych szczegółów z pierwszych dni wyzwalania Kalisza. Z jego zeznań dowiadujemy się, że w dzień wkroczenia do Kalisza Rosjan, a więc 22 stycznia 1945 r., z przywołanej wcześniej wieży zestrzelono kilkunastu czerwonoarmistów. – Rosjanie spodziewali się zastać puste miasto. Hitlerowców w Kaliszu prawie nie było. Została jedynie grupa desperatów mających spowolnić nieco ofensywę. Kilku hitlerowskich snajperów siedziało na dwóch wieżyczkach kościoła św. Józefa. Gdy Rosjanie pojawili się koło więzienia, Niemcy znienacka otworzyli ogień z karabinów maszynowych i działka. Zaskoczeni Rosjanie zaczęli uciekać, chować się do pobliskich domów. Wielu zginęło, m.in. major Iwan Żidkow. O ostrzale kaliskiej kolegiaty wiadomość przekazał z kolei Henryk Drapiński. Z zeznań kaliszanina dowiadujemy się, że miedziany hełm wieży został trafiony działem armatnim rankiem 23 stycznia 1945 r. – Rosjanie przystąpili do szturmu. Szli od ul. Łódzkiej i Stawiszyńskiej. Gdy byli w okolicach więzienia, Niemcy – nadal ulokowani na kościelnej wieży – otworzyli ogień. Tym razem Rosjanie ich namierzyli i strącili razem z wieżą. Zniszczono wówczas barokowy hełm kościoła oraz wzniesioną w tym samym stylu sygnaturkę. W tej formie świątynia istniała przez kolejne kilka lat. Spuścizna Tadeusza Martyna stanowi jeden z cenniejszych zasobów w zbiorach Archiwum Państwowego w Kaliszu. Liczna ikonografia z portretami Kalisza z pierwszej połowy XX w. zawiera także wątek, który bada niniejszy artykuł. Znajdujemy w nim pamiątkową cegiełkę na rzecz odbudowy opisywanej tutaj wieży kolegiackiej – z roku 1947. O wiele dłużej kościół św. Józefa czekał na rekonstrukcję sygnaturki. Z inicjatywy księdza prałata Lucjana Andrzejczaka wieżyczkę odbudowano 55 lat po jej zestrzeleniu – 31 maja 2000 r. uroczyście osadzono nową, miedzianą sygnaturkę, w formie z końca XVIII stulecia. Kościół NMP, dziś mający godność bazyliki mniejszej, w ciągu 200-letniej historii w kształcie barokowym miał szczęście do bardzo udanych rekonstrukcji jego elementów zniszczonych w wyniku działań wojennych, jak również na skutek degradacji. W trudnych latach 50. wysiłkiem społeczeństwa, niepozbawionego charyzmy i przywiązania do jednej z najstarszych kaliskich świątyń, przywrócono jego wieże, a w roku 2000 z tym samym pietyzmem odtworzono sygnaturę, której rekonstrukcję opracował inż. arch. Adam Gorgolewski. Warto też bliżej zbadać historię wymiany kuli na szczycie wieży, w której zwyczajowo umieszcza się dokumenty z roku, w którym się ją funduje lub poddaje restauracji. Obecną dziś na kaliskiej kolegiacie zamontowano w roku 2002. Ale to już temat na kolejny artykuł. Mateusz HalakTwoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie