Reklama

Sukcesorzy Targowicy

31/01/2019 00:00

Jacek Saryusz Wolski: „Polska straci na ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego”

Traktat Lizboński jest niczym innym, jak zmodyfikowaną wersją Eurokonstytucji, którą w 2005 r. Francuzi i Holendrzy odrzucili w referendach. Ratyfikacja  tego dokumentu przez narodowe parlamenty pozwoli na zbudowanie europejskiego superpaństwa bez zgody obywateli państw Europy. To nowe europejskie imperium nieuchronnie zmierza w stronę totalitaryzmu

Około 150 osób przybyło w sobotni wieczór 26 stycznia do siedziby kaliskiego Inkubatora Przedsiębiorczości przy ul. Częstochowskiej na spotkanie z eurodeputowanym Witoldem Tomczakiem, który omawiał zagadnienia związane z podpisanym 13 grudnia ub.r. Traktatem Lizbońskim.  Motywem przewodnim spotkania był wpływ Traktatu na kwestie suwerenności naszego kraju i jego roli w budowanym imperium.

Nowa nazwa, stara treść
– Traktat Konstytucyjny, który podpisano w grudniu ub.r., nie różni się praktycznie niczym od odrzuconej przed trzema laty Konstytucji – ocenia Witold Tomczak. – Niczym, poza nazwą. Dlaczego zatem zmieniono nazwę? Bo europejskie elity po francuskiej i holenderskiej lekcji z maja i czerwca 2005 r. wiedziały, że narody Europy nie zgadzają się z wizją Europy, jaką proponowano w eurokonstytucji i każda kolejna próba jej przeforsowania zostanie odrzucona.
Dlatego uznano, że dla utrzymania przy życiu idei federacji należy unikać nazwy „Konstytucja”, a po drugie ratyfikować przez narodowe parlamenty, czyli de facto za plecami społeczeństw. Jest zatem Traktat zamierzoną manipulacją, mającą zmylić czujność Europejczyków i pozbawić ich podstawowego demokratycznego uprawnienia, jakim jest wyrażenie swojej woli w referendum.
–  Traktat jest bardzo nieczytelny i pogmatwany – ocenia  eurodeputowany. – Nieprzypadkowo. Potwierdził tym opinię Valery`ego Giscarda d`Estaing, który na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego 17 lipca 2007 r. oświadczył, że „treść nowego Traktatu jest identyczna z treścią odrzuconej Konstytucji, lecz zmieniła się forma – z czytelnej konstytucji na dwa komplety niezrozumiałych poprawek do traktatów”. Były sprawozdawca Konwentu, a obecnie minister spraw wewnętrznych Włoch Guliano Amato wyjaśnił, że „konstytucja została celowo sporządzona w sposób tak nieczytelny dla obywateli, właśnie w celu uniknięcia referendów. Jeśli Traktat jest nieczytelny, nie ma charakteru konstytucyjnego”. 
Jacek Saryusz Wolski, czołowy polski euroentuzjasta, bez ogródek stwierdził, że „jest to zbyt skomplikowany dla obywateli dokument, którego i tak nie przeczytają”. Poza tym uznał, że potrzeba byłoby około roku na kampanię informacyjną, a na to nie ma czasu – argumentował. Co ciekawe, Saryusz Wolski doskonale zdaje sobie sprawę, że ratyfikacja Traktatu jest dla Polski niekorzystna, co wyraźnie podkreślił w rozmowie z dziennikarką „Przekroju”, zatytułowanej: „Teraz Polska będzie słabsza”.

Kiedy w 2005 r. Francuzi i Holendrzy powiedzieli „NIE”, wydawało się, że idea europejskiej federacji legła w gruzach. Ale 1 stycznia 2007 r. prezydencję w Unii objęły Niemcy. Jak czytamy w broszurze zatytułowanej „Eurokonstytucja, czyli Traktat reformujący Unię Europejską,  studium manipulacji”, do ożywienia odrzuconej konstytucji zobowiązała się… kanclerz Angela Merkel. W piśmie do premierów państw członkowskich zaproponowała, aby zastosować inną terminologię, bez zmiany treści merytorycznej.  Chodziło zatem o zmiany czysto kosmetyczne, które Alexander Stubb, fiński expert, koordynator Komisji Spraw Konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim, ocenia na około 1 procent. 99 proc. postanowień Konstytucji zachowano w nowych tekstach.
W tym kontekście nasuwa się pytanie, dlaczego na utrzymaniu przy życiu idei federacji tak bardzo zależy Niemcom i czy opinia Margaret Thatcher na temat Unii, jako „niemieckim projekcie na hegemonię w Europie”, jest wyssana z palca?

Polskie elity polityczne, tłumacząc swoją postawę wobec Traktatu, powołują się na treść artykułu 90 Konstytucji: „Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych prawach”. – Nikt jednak nie raczy zauważyć, albo nie chce, że nowa Unia nie będzie od tej pory organizacją międzynarodową, ale PAŃSTWEM –  podmiotem prawa międzynarodowego. A  na przekazanie części kompetencji innemu państwu nawet nasza ułomna konstytucja nie pozwala!
Skądinąd musi budzić uznanie, że twórcy Konstytucji RP, z panem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, już jedenaście lat temu przewidzieli taką sytuację. Prorocy?

PiS zawiódł,
prezydent milczy
Polscy politycy wykazują zadziwiającą zgodność poglądów w kwestii ratyfikacji Traktatu. Nie tak bardzo dziwi postawa Platformy Obywatelskiej, która nigdy nie ukrywała swego entuzjazmu dla Unii w kształcie forsowanym przez niemiecko-francuski tandem. Bronisław Komorowski, obecny marszałek Sejmu, niemal natychmiast po wygranych wyborach pospiesznie oświadczył, że Polska powinna jako pierwsza ratyfikować Traktat (na nieszczęście pana marszałka wyprzedziły nas Węgry, Słowenia i Malta). Nie może dziwić postawa lewicy, która od zawsze popierała wszelkie formy europejskiego internacjonalizmu, czy to w wydaniu moskiewskim, czy brukselskim. Dziwi natomiast postawa PiS-u i wywodzącego się z tej partii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– Kilka miesięcy temu wystosowaliśmy do pana prezydenta list z zapytaniem, dlaczego w tak fundamentalnej kwestii jak zrzeczenie się suwerenności, nie zamierza pytać narodu, łamiąc postanowienia Konstytucji? – mówi poseł Tomczak. – Artykuł 4 Konstytucji RP nie pozostawia żadnych wątpliwości, kto jest suwerenem i do kogo powinna należeć decyzja o zrzeczeniu się suwerenności: „Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej Polskiej należy do Narodu”.
– Do dzisiaj ani prezydent, ani były premier nie raczyli nam odpowiedzieć – dodaje eurodeputowany. 
Część uczestników spotkania uznało zarzuty wobec Kaczyńskich i PiS-u za nieuzasadniony atak. „Głosowałam na PiS; nikt nie jest doskonały”, „To rozbijanie prawicy”, „PiS jest jedyną partią, która może przeciwstawić się Platformie”, „jedynie PiS dba o interes kraju” – padały argumenty z sali. „Na kogo mam głosować?” – pytała dramatycznie jedna z uczestniczek spotkania.
– Pan prezydent, podobnie jak i jego brat, zapomnieli, że doszli do władzy m.in. dlatego, że w kampaniach wyborczych akcentowali swój ostrożny, ale jednak eurosceptycyzm. Doszli do władzy również, a może przede wszystkim, dzięki poparciu Radia Maryja i „moherowych beretów”. Ale szybko porzucili swoich wyborców, zajmując niejasne stanowisko, czy to w kwestii życia nienarodzonych, czy też bezkrytycznie akceptując eurokonstytucję. Dlaczego nie miałbym krytykować takich postaw?

Europa na drodze
do totalitaryzmu
„Nowa Unia stanie się – na gruncie tej konstytucji – w krótkim czasie nowym europejskim państwem ze wszystkimi atrybutami państwa, w którym jego członkowie zredukowani zostaną do rangi regionów lub prowincji, i w którym wiążąca umowa podporządkowania się najwyższej jedności doprowadzi do likwidacji demokracji, suwerenności i politycznej niezależności pojedynczych narodów”.
Autorem tej pesymistycznej wizji Europy nie jest „oszołom” Tomczak, ale... prezydent Czech Vaclav Klaus. Jest on jednak wyjątkiem wśród europejskich polityków. Przywódcy i rządy 26 z 27 krajów – członków UE – nie zamierzają kwestii suwerenności swoich państw poddawać woli narodów, choć prawo (przynajmniej niektórych państw), przyzwoitość lub – jak kto woli – demokratyczne uprawnienie oraz sondaże nieubłaganie na to wskazują. Jedyną niewiadomą, czyli tym dwudziestym siódmym, jest Irlandia, której zapis w Konstytucji jednoznacznie wskazuje na formę referendum. Czy jednak jedna mała Irlandia wystarczy (o ile jej obywatele wyrażą swój sprzeciw), aby posłać marzenia europejskich socjalistów do lamusa historii?
Cień nadziei daje postawa Brytyjczyków, którzy swoją niechęć do Traktatu wyrażają gwałtownym spadkiem poparcia dla prounijnego rządu Gordona Browna. Swój sprzeciw wyrażają eurodeputowani z Wielkiej Brytanii, Francji, Czech i innych krajów, podobnie jak Tomczak obawiając się nowego totalitaryzmu. Czy są to wyimaginowane obawy typowe dla politycznych „oszołomów”, „rasistów”, „idiotów umysłowych”, jak zwykło określać się grupę posłów w Parlamencie Europejskim, znanych z nonkomformizmu i bezkompromisowości wobec wszechogarniającej politycznej poprawności, korzystających, póki co, z przywileju swobody wyrażania swoich poglądów na forum parlamentu? – Tym, którzy uważają, że są to obawy przesadzone, przypomnę choćby wydarzenia z 12 grudnia ub.r., jakie rozegrały się w PE, kiedy służby porządkowe spacyfikowały grupę kilkudziesięciu posłów, którzy ośmielili się zaprotestować przeciwko podpisaniu Karty Praw Podstawowych i domagać się przeprowadzenia referendów we własnych krajach [ czym pisało „Życie Kalisza”).
Inny przykład, już nie tak spektakularny, ale wymowny. – Część posłów miała w zwyczaju stawiać przy swoich stanowiskach narodowe flagi – mówi poseł. – Pewnego dnia zniknęły. Kiedy spytaliśmy przewodniczącego, co się z nimi stało, nie potrafił nam odpowiedzieć, tłumacząc, że po prostu… zniknęły. Jednak po kilku dniach, na nasze kategoryczne żądania, znalazły się.
A czym innym, jak nie oznakami rodzącego się totalitaryzmu, jest ignorowanie woli narodów?! Unijne elity wyraźnie dają nam do zrozumienia, że na drodze do realizacji swych partykularnych celów nie zamierzają liczyć się z niczyją opinią. Ich determinację dla realizacji idei państwa federacyjnego łatwiej zrozumieć, kiedy przypomnimy sobie, co przed 50 laty powiedział Jean Monet, jeden z ojców-założycieli Unii: „Narody Europy trzeba prowadzić ku superpaństwu bez tłumaczenia ludziom, co się dzieje. Można to osiągnąć stopniowo, podejmując – pod przykrywką celów ekonomicznych – kroki nieodwracalnie wiodące ku federacji”.

Sukcesorzy Targowicy
– Patrząc na to, co się aktualnie dzieje, nie sposób nie dostrzec pewnych analogii do sytuacji Polski w XVIII wieku – mówi poseł Witold Tomczak. – Z jedną, ale bardzo istotną różnicą: wtedy o losie Polski zadecydował w głównej mierze układ sił zewnętrznych. Natomiast obecnie tracimy suwerenność na własne życzenie, za zgodą i na wyraźne życzenie naszych elit politycznych, które dążą do tego całkowicie świadomie. Milczą media. Ani telewizja publiczna, ani stacje komercyjne, ani największe gazety i czasopisma nie zajmują się tą kwestią. Nie ma żadnej debaty o rzeczy najistotniejszej. A politycy robią swoje za plecami nieświadomego społeczeństwa, racząc je obficie proeuropejską retoryką i wizją korzyści, jakie na nas spłyną – irytuje się Tomczak.  – Mnożą się natomiast ataki na Radio Maryja, Telewizję Trwam, toruńską  szkołę – jedne z nielicznych ośrodków niezależnej myśli politycznej w tym kraju.
Nieoczekiwanego sprzymierzeńca idea referendum zyskała w osobie Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego, który zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie, czy ratyfikacja Traktatu przez parlament jest zgodna z Konstytucją oraz zaapelował do premiera Tuska o przeprowadzenie referendum. Za taką postawę został powszechnie skrytykowany nie tylko przez większość polskich polityków, ale również przez wiele wpływowych „polskich” mediów.

Żądajmy referendum!
29 maja 2005 r. 55 proc. Francuzów zagłosowało przeciwko konstytucji, pomimo tego, że aż 90 proc. francuskich polityków zalecało głosowanie na „tak”. Dwa dni później 62 proc. Holendrów wyraziło swój sprzeciw, pomimo że 80 proc. holenderskich polityków miało w tej kwestii odmienne zdanie. Czy w ciągu dwóch, trzech lat opinie i poglądy Francuzów i Holendrów zmieniły się tak radykalnie, że nie trzeba już pytać ich o zdanie? Dlaczego nam, Polakom, odbiera się prawo do decydowania o własnej przyszłości?
„Co robić?”  – pytali zebrani w sali kaliskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Poseł odpowiadał: – Przypomnę o inicjatywie obywatelskiej – formie demokracji bezpośredniej. Możemy wysyłać listy z żądaniami przeprowadzenia referendum, adresowane do Pałacu Prezydenckiego. Oczywiście żadna z tych metod nie da nam gwarancji skuteczności, ale trzeba próbować. Musimy zmusić naszych polityków, naszych posłów do uwzględnienia naszych podstawowych praw. Musimy im przypominać kogo reprezentują – swoich wyborców czy szefów partii. Trzeba użyć wszelkich sposobów.

– Po raz pierwszy dostałem coś, co daje mi jakąś wiedzę na temat Traktatu – stwierdził jeden z uczestników spotkania po otrzymaniu broszury zatytułowanej „Eurokonstytucja, czyli Traktat Reformujący Unię Europejską, studium manipulacji”, odnosząc się w ten sposób do braku  jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji na temat Traktatu. Książeczka została opracowana i wydana przez Grupę Polityczną ID – (Independence/Demokracy, czyli Niepodległość/Demokracja w Parlamencie Europejskim). W skondensowany i czytelny sposób, w przeciwieństwie do samego Traktatu, przedstawia istotę tego dokumentu, podpisanego 13 grudnia ub.r. w Lizbonie przez przywódców krajów Unii. Jest dostępna w biurze eurodeputowanego Witolda Tomczaka przy ul. Dobrzeckiej (były biurowiec Kalpo). Broszura jest bezpłatna.

„Stając się  członkiem Wspólnoty Europejskiej, Rzeczpospolita Polska nie może tracić ze swych dóbr materialnych i duchowych, których za cenę krwi broniły pokolenia naszych przodków”                        
Jan Paweł II

Piotr Piorun
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do