Reklama

Szlachecki drab, reformaci i cudowny obrazek

31/01/2019 00:00
Po dziewięciomiesięcznej konserwacji na fasadę kaplicy Żołnierskiej przy kościele nazaretanek powróciły kamienne figury Najświętszej Maryi Panny i otaczających ją świętych. To radosne dla zabytków Kalisza wydarzenie jest znakomitą okazją do przypomnienia dziejów fundacji chorążego poznańskiego, Piotra Sokolnickiego

Chociaż od 1918 r.  w świą-
    tyni przy rogatce gospodarzą siostry nazaretanki, jednak historia tego miejsca jest związana z zakonem reformatów.  Pierwszym  braciom przybyłym do Kalisza w 1631 r. żyło się trudno. Władze Kalisza długo nie chciały wydać zezwolenia na budowę murowanych zabudowań. Nic dziwnego, w niebezpiecznych czasach obiekty łatwo mogły posłużyć wrogim wojskom. W końcu trudności, nie bez pomocy króla Jana Kazimierza, zostały szczęśliwie pokonane i w latach 1665 – 1673 duchowni wystawili ceglany kościół z klasztorem. Ofiarna praca i pomoc ubogim zyskały uznanie i zapewniły braciom w brązowych habitach hojnych fundatorów.

Z pól bitewnych
do kościoła
Jednym z nich został Piotr Sokolnicki (1683 – 1758). Pan chorąży poznański, regimentarz wojsk koronnych i pułkownik husarski, to postać typowo barokowa. Chociaż nie zachował się żaden portret wojaka, można go sobie wyobrazić jako jednego z poczciwych szlacheckich zawadiaków  z kart powieści Sienkiewicza. Sokolnicki był postacią do tańca i różańca, ale również do szabelki i bójek. Jednak w sarmackiej rzeczywistości taki drab z niejednym życiem na sumieniu i skromni zakonnicy bardzo do siebie pasowali. Chorąży, tak jak i inni polscy wojskowi, był głęboko, choć według współczesnej miary, ostentacyjnie pobożny. Ale takie też było ówczesne wychowanie młodego Polaka-szlachcica. Przodkowie przekazali młodemu Piotrowi niewielki, malowany na blasze obrazek Matki Boskiej, który  „uważając (...) za drogi familijny klejnot [rodzina] zachowała i w poszanowaniu po dworach swoich na pierwszym miejscu stawiała”. Obok różańca i szabelki towarzyszył on swojemu właścicielowi w wojennej tułaczce czasów saskich. Kiedy Sokolnicki był częstym gościem w kaliskim konwencie reformatów, długo zapewne opowiadał o swoich przygodach. Jednak najbardziej uwagę zakonnych słuchaczy żołnierza zwracał pokazywany przez niego wizerunek Maryi. Znajdujące się na nim ślady po kulach wraz z barwną sarmacką gawędą, że noszony na piersiach chroni przed pociskami jednoznacznie przekonywały  pobożnych braci o tym, że jest to wizerunek cudowny.
Czy to reformaci uwiedzeni opowieścią zapragnęli mieć tę żołnierską relikwię u siebie, czy też sam Sokolnicki zapragnął go ofiarować? Niejasne są też początki kaplicy, w której umieszczono obrazek. Legenda głosi, że podczas odsieczy wiedeńskiej umierający żołnierz ofiarował pieniądze na jej budowę. Jeśli to prawda, to w wydarzeniu tym (1683 r.) nie mógł uczestniczyć chorąży poznański. Nie mógł, bo... urodził się w roku sławnej bitwy. W każdym razie to on z pomocą kaliskiego gwardiana był głównym fundatorem obiektu. W zamierzeniu kaplica miała upamiętniać towarzyszy wojen, dlatego też umieszczono na niej napis: Kaplica Żołnierska A. D. 1731. Ponieważ w przypadku prywatnej fundacji nie obowiązywała surowa reguła zakonu, zakazująca stosowania kolorów, do ozdoby nowego przybytku użyto barwnych imitacji marmuru. Dzięki temu do dziś wnętrze to stanowi radosny akcent na tle drewnianych ołtarzy kościoła reformatów.       
Procesja i armaty
Budowa kaplicy trwała trzy lata, do 1731 r.,  jednak dopiero 5 lat później obiekt stał się dostępny dla wiernych. Wtedy to, 8 września, z dworu Sokolnickich ruszył uroczysty pochód niosący cudowny obraz do kościoła. W Dobrzecu, gdzie znajdowała się rezydencja, rozbito z tej okazji zdobyczny namiot turecki spod Wiednia, a przy wejściu od Kalisza na wiernych czekała brama z posągami sławy i cnót. Przybyłym tłumom przygrywały aż trzy kapele muzyczne, grzmiały działa. Były też kunsztowne oracje w stylu: „Obraz cudownym sposobem w najgłębszych, bo północnych cieniach płomień od niego reperkusyją mający właśnie drugiego skarbu, to jest łask niebieskich w Maryji skopmpedjowanych nieomylnie ślad jaśnie wydawał”. W ten prawdziwie staropolski sposób Matka Boska w asyście ofiarodawcy i jego rodziny wyruszyła w swoją podróż do nowego przybytku. W miejscu tym pozostała przez około 200 lat. Na nieszczęście oryginał obrazu zaginął podczas ostatniej wojny.

Kto jesteś
w tym grobie
Swoistą ciekawostką, ale i znakiem religijności baroku jest fakt, że zapewne już za życia fundator nakazał sporządzenie kamiennego sarkofagu. Tu w podziemiach kaplicy, wsparty na olbrzymich kulach i ozdobiony herbem Nowina, miał on czekać na złożenie doczesnych szczątków. Śmierć okazała się łaskawa. Doczekawszy późnej starości, Sokolnicki zmarł w 1786 r. Ciało dzielnego chorążego w żałobnym pochodzie przewieziono do Kalisza z  klasztoru reformatów w Choczu. Jeszcze w XIX stuleciu w blasku pochodni ciekawscy mogli odczytywać wyryty w marmurze napis godny pióra najsławniejszego grafomana epoki saskiej ks. Baki: „Kto jesteś w tym grobie/ życz mi nieba jak sam sobie/ Byś  więc nie był sam mizernym/ Niech cię aby kamień zruszy/ że wspomnisz o mojej duszy”.
Będąc mauzoleum, niewielka krypta kryła też pochówki innych członków rodu, w tym zmarłej w 1719 r. żony fundatora. Jej wykonana z miedzi trumna o mały włos padłaby w 1764 r. łupem chciwości jednego z gwardianów. Tylko groźba ekskomuniki sprawiła, że odstąpił on od przetopienia obiektu. Na niewiele się to zdało.  W 1846 r. z podziemi usunięto wszystkich zmarłych i – jak pisze kronikarz – „całe miasto oglądało z ciekawością resztki habitów, kontuszów, żupanów, pasów, robronów fryz (...) na kościach ludzkich wiszących”.  Kamiennego sarkofagu nie udało się usunąć,  ale  zaginął znaleziony w grobie pałasz. Już z naszych czasów pochodzi nie spisana opowieść, że nazaretanki bały się schodzić do miejsca, gdzie stał sarkofag. Aby zaradzić tym lękom, wejście zamurowano. Dziś w piwnicach pod kościołem, w miejscu prowadzącym pod kaplicę, znajduje się biała, odcinająca się kolorem ściana.
 
Ku pokrzepieniu serc
Szczególne znaczenie miała żołnierska fundacja w XIX w. W tych trudnych czasach, zaznaczonych przegranymi powstaniami i prawem skazującym reformatów na zagładę, już tylko dekoracja przypominała o zwycięstwach oręża polskiego. Zapewne z nadzieją czytano, nieistniejący już dziś, łaciński napis na sklepieniu: „Cnota zwycięzców nagrodą walczących”. Nic więc dziwnego, że kiedy około 1896 r. zniszczyła się stara polichromia z wyobrażeniem patronki,  postanowiono, że nowe dzieło musi zawierać wątki patriotyczne. Józef Balukiewicz obok scen z dziejami cudownego wizerunku wymalował więc bitwę z udziałem rycerstwa polskiego. Kompozycja tego dzieła z całą pewnością nawiązuje do „Bitwy pod Grunwaldem” J. Matejki. Aby ewentualnych carskich szpiegów nie kłuł zbytnio polski orzeł, przedstawienie umieszczono w miejscu widocznym tylko po wejściu do wnętrza. Niezrozumiałe za to wydają się dwie kompozycje umieszczone po bokach ołtarza. Czy kiedyś dowiemy się, jaką historię opowiada scena przedstawiająca zakonnika ze świetlistym mieczem? Wyobraźnia artysty odtworzyła też moment sprowadzenia wizerunku Matki Boskiej w 1736 r. Pod postacią jednego z księży kaliski artysta przedstawił inicjatora prac – gwardiana zakonu reformatów, o. Kwiryna Służewskiego. O kolejnych remontach zaświadczają wymalowane przy wejściu daty: 1885, 1905, 1929, 1965. Współcześni nam konserwatorzy, przywracający w 2005 r. pierwotny blask polichromii, skromnie postanowili nie upamiętniać roku ostatniej renowacji.

Ręka nie cudownie przywrócona tym, że kaplica upamiętnia wojskowych, świadczą również piaskowcowe figury świętych umieszczone na fasadzie obok Najświętszej Maryi Panny. Mimo że zgodnie z barokową ikonografią roztańczeni i delikatni, święci za życia nie zawsze byli pacyfistami. Św. Florian (postać z płonącym domkiem) i św. Jerzy (przebija włócznią głowę smoka) przed nawróceniem byli rzymskimi legionistami. Nawet niepozorny w tym walecznym gronie św. Jan Kapistran (postać we franciszkańskim habicie) potrafił nawoływać do zbrojnej krucjaty przeciw Turkom. Najbardziej tajemnicza jest figura umieszczona po prawej stronie Matki Boskiej. Dziwaczna mitra, zbroja i gronostajowy płaszczyk może wskazywać na Jozuego – biblijnego przywódcę Izraela. Jednak niektórzy badacze sugerują, że to św. Marcin.
13 września 2007 r. wszystkie rzeźby, chyba po raz  pierwszy w swojej historii, opuściły swoje miejsca. Dzięki sfinansowanemu ze środków parafii i Urzędu Miejskiego pobytowi we wrocławskiej pracowni konserwatorskiej odzyskały pierwotną barwę. Powróciły też ponownie pozłocone metalowe elementy uzbrojenia. Nie cud, ale praca renowatorów przywróciła utraconą rękę św. Janowi. 
Szkoda, że przy tej okazji zapomniano o ratowaniu dzieła Augusta Bertelmana – wykonanej na blasze kopii obrazu św. Rodziny z ołtarza głównego reformackiej świątyni, umieszczonej na kaplicy pod zdobnym szczytem. Malowane w 1874 r. postacie są coraz słabiej widoczne. Fakt ten martwi tym bardziej że obdarzony niegdyś wielkim kultem oryginał przesłania dzisiaj mniejszej wartości obraz z końca XIX w.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do