Reklama

W (kaliskim) stawie zimna woda

18/10/2020 06:00

Aniśmy się nie obejrzeli a, wraz z Szanownymi Czytelnikami tej rubryki, dotarliśmy do setnego felietonu mojego pióra (a jeśli nie pisałem piórem tylko stukałem w klawiaturę – to jak to wyrazić?). Ciekawe, czy w związku z powyższym W. Cz. Szefostwo „Życia Kalisza” szykuje uroczysty bankiet, premię nadzwyczajną czy przynajmniej podwyżki honorarium za wierszówkę? Mam w tej mierze złe przeczucia, rozczarowanie, żal i rozpacz przyjdzie mi chyba utopić w kieliszku wódki albo – jak już rozpaczać, to na całego – w jednym z kaliskich stawów. I może właśnie o tych stawach troszeczkę porozmawiajmy

  Drugie z wielkich zlodowaceń, jakie w dziejach ziemi nawiedziło tereny (dzisiejszej) środkowej Europy było na tyle leniwe, że – zadawalając się obdarowaniem morenami, jeziorami i Bóg wie czym tam jeszcze  (dzisiejszej) Wielkopolski Północnej i Środkowej – nie pofatygowało się nieco dalej i w ten sposób pozbawiło południową część tej krainy większych (w zasadzie także i tych mniejszych również) jezior. By urozmaicić dość monotonny przez to krajobraz akcentami wodnymi ludzkość (no, musiało minąć kilkaset tysięcy lat) zaczęła sama tworzyć duże zbiorniki wodne. Pierwsze stawy to dzieło pobożnych i robotnych braciszków zakonnych, bardziej współczesne powstały, w większości, w wyniku eksploatacji surowca dla cegielni. I takie właśnie okoliczności kryją się u podstaw wszystkich niemal większych (ale bez przesady) stawów kaliskich. W historii miasta było łącznie ok. 40 glinianek. Cegły były potrzebne już w czasach Kazimierza Wielkiego – wytwarzano je w pobliżu miejsc zastosowania, czyli „murowania Polski”. Być może pierwsze kaliskie cegielnie znajdowały się na Tyńcu. Na pewno zakłady tego typu istniały już w XIX w., a pierwsza udokumentowana cegielnia (1902 rok) wypalała cegły  na Majkowie. Pozostałością po wyrobisku są (a w zasadzie były) resztki stawu w pobliżu torów wąskotorówki. 

  Przejdźmy do mocniejszego akcentu – kaliskiej Doliny Pięciu Stawów. Mam tu oczywiście na myśli stawy tworzące radujący oko akcent naszego Parku Przyjaźni. To – obecnie zagospodarowane – wyrobiska przedwojennej cegielni Włodzimierza Młodeckiego a potem jego żony Marii i córek. Żeby nie było wątpliwości – w kierunku parku prowadzi ulica Cegielniana. W jednym z tych stawów utopił się ponoć kurujący się z ran w pobliskim szpitalu polowym niemiecki żołnierz. Dzisiaj bezimienne póki co stawy ładnie wkomponowały się w parkowy krajobraz ciesząc oko spacerowiczów i pasażerów aut mknących górą Trasą Bursztynową. O komforcie kaczuszek i innych wodnych żyjątek nie muszę chyba pisać. Również fotografowie nie narzekają, odnajdując w piękniejącym parku  coraz to ciekawsze scenerie do swych zdjęć. Natomiast radość (z udanych połowów) wędkarzy zakłócają ograniczenia administracyjne i zdarzające się czasami zatrucia wód powodujące masowe śnięcia ryb – mrocznych obiektów pożądania amatorów moczenia kija. No i ta anonimowość – z prób nadania im nazw (może rodzime „Życie Kalisza” ogłosiłoby taki konkurs) może być niezła zabawa.

  Za wspomnianą trasą, a właściwie jeszcze nieco dalej – za ulicą Kordeckego i Zieloną a między Częstochowską i Polną mamy kolejny kompleks stawów. Swoje istnienie zawdzięczają prowadzonej tu od 1909 r. działalności wydobywczej gliny do cegielni Willego Erharda Pedego. Pozostały bodaj trzy stawy (w tym jedno już ogólnie niedostępne, tereny nabył prywatny właściciel): Trójka, Zośka i Małe Jeziorko, choć kiedyś ktoś „ochrzcił” je imionami Jasia i Małgosi. Widok okolic stawów z góry z drona zakłócają czasami wyrzucane cichcem śmieci (skandal!). 

  Jadąc dalej do Częstochowskiej docieramy do pozostałości kolejnej, swego czasu największej (pod)kaliskiej cegielni: Borucha i Majera Klotzów, Layzera Auerbacha i Arona Czarnożyła. Zakład (po II wojnie oczywiście znacjonalizowany i w końcówce działający w ramach Ceramiki Krotoszyńskiej) nie doczekał chyba stulecia istnienia (początki 1911 r.), obecnie tereny pozakładowe służą zupełnie innym celom. Ale glinianka, pardon – spory staw (też niestety bezimienny), pozostał – choć przed oczami ciekawskich jest raczej zasłonięty.

  Jak już jesteśmy w tamtych okolicach – skoczmy na pobliski Zagorzynek. A tam – najsłynniejszy a właściwie najbardziej ostatnio medialny kaliski staw. Pozostałość po wyrobisku cegielni (data powstania – 1908 r.) Rudolfa Groühna. I od nazwiska właściciela zwany stawem (na planach miasta nawet jeziorem!) u Gronia. Mieszkańcy osiedla toczyli heroiczne boje o zachowanie przyrodniczego status quo okolicy (które mogła zakłócić realizacja tam kontrowersyjnych inwestycyjnych planów Miasta) – póki co zwycięskie – staw jest nawet dyskretnie acz elegancko zagospodarowany. A dalej na południe trafimy do części Piwonic zwanej… Stawkami. I choć większych oczek wodnych tam już nie wypatrzyłem (tylko trzy czy cztery bardzo umiarkowanej wielkości) – nazwa  nie wzięła się chyba znikąd.
Wracamy ku północy. W Szczypiornie – sucho. W Dobrzecu – w zasadzie też, choć w części dawnej wsi – w Piekartach strudzony marszem (lub jazdą na rowerze, tamtędy wiodą niezłe trasy) obywatel zroszone potem czoło w małych oczkach wodnych mógłby ewentualnie zrosić. Po drugiej stronie Poznańskiej i dalej – Prosny i Bernardynki mamy wspomniany już Majków. Dzisiaj – poza małym, symbolicznym rzekłbym wyjątkiem w pobliżu cmentarza – bezstawowy. Trzeba więc się kopnąć na wschód, na Tyniec, gdzie, jak się rzekło, prawdopodobnie cegielniana działalność się przed siedmioma wiekami zaczęła. No a tam przed I wojną rozpoczęły produkcje dwie cegielnie: Otylii i Adolfa  Stenclów oraz T. Binkowskiego i M. Graczykowskiego. Trafiły w idealny czas  ceglanej koniunktury. Wkrótce (sierpień 1914) Kalisz został obrócony w wielką ruinę zatem dla producentów materiałów budowlanych przyszły czasy sporej hossy. O samych firmach pisałem już w tej rubryce przed rokiem, dzisiaj zatem zadumajmy się nad tym, co po tynieckiej cegielni pozostało. A pozostały malownicze i fotogeniczne ruiny no i … duży staw. Położony (ulica Braci Niemojowskich) na skraju niezwykle malowniczego terenu Doliny Swędrni, stanowi owych pięknych okoliczności przyrody istotny element.  Chwałę stworzenia wyśpiewuje i wykwakuje  liczne tam wodne ptactwo, na pomostach istotę egzystencji zgłębiają wędkarze, spacerowicze i inni rekreanci realizują tam założenia swoich treningów zdrowotnych a Strażnicy Miejscy próbują (i słusznie) pogonić zakłócających czasem tą sielankę quadowców. 
Kolejna, równie malowniczo położona choć już nie tak popularna glinianka zajęła miejsce „kopalni odkrywkowej”  tego skalnego surowca już za Swędrnią, bliżej Nędzerzewa. Trochę wody w licznych zagłębieniach terenu można też znaleźć, zwłaszcza jak mocniej popada, po drugiej stronie ulicy Łódzkiej, w Winiarach i w Rajskowie, na którego włościach mamy nawet ulicę…. Topielców (brr.) No i to by było (chyba) na tyle. 

  Wodną statystykę podrasujemy nieco włączając do niej większe oczka wodne z terenu Kalisza powstałe przez zamknięcie dawnych starorzeczy i ślepych odnóg głównych cieków. Zaczniemy od, okrytego ponurą sławą, diabelskiego dołka w pobliżu mostu kolejowego. Ponurą – bo w jego zwodniczych i częściowo utajonych roślinnością wodach miało pecha utopić się kilka osób. Lepiej to miejsce wspominają za to archeolodzy – w jego pobliżu znaleziono  szczątki zwierząt – mamutów i  nosorożców włochatych z okresu od 8 tys. p.n.e. i łuków a raczej miotaczy kamieni, świadczących o rozwiniętym już wówczas  łowiectwie jako formy zdobywania pożywienia. Trochę stojącej wody mamy także nieco niżej – przed zrekonstruowanym grodem na Zawodziu. By do niego wejść trzeba przejść przez (także zrekonstruowany i to, zdaje się z przeciwnej strony niż w „oryginale”) pomost, pod którym kilka złotych karpi merda płetwami w „pozostałościach” dawnej fosy. Kiedy w XIII w., w wyniku sporej powodzi, główne koryto Prosny odsunęło się od wyspy, na której nasi dzielni przodkowie zbudowali gród, obronność tego miejsca stała się dość wątpliwa. Gród z czasem zniknął, pozostał tylko (rekonstruktorzy chyba trochę też pomogli) mizerny fragment fosy – starorzecza. A w okolicach grodziska znajdziemy jeszcze kilka (naście) większych i mniejszych oczek wodnych. 

  No i na koniec, niczym wisienki na torcie, mamy stawy parkowe – najsłynniejszy w tej dziedzinie w Kaliszu Kogutek i coś, co zamyka przyciętą Babinkę w starej części parku (do wojny była jeszcze Kokoszka u wylotu Niecałej) oraz bezimienny stawek w borku-lasku.

  Zerkam na plan Kalisza (jak będę bogaty kupię sobie drona i zweryfikuję to z powietrza) i kolejnych błękitnych plam już nijak wypatrzyć nie mogę. Niedobory H2O uzupełnia, czasem z nawiązką, rzeka Prosna i jej dopływy i kanały. A stawów – jakby mniej. Ale może i dobrze – nie prowokują w nadmiarze do desperackich działań, o których w popularnej piosence o nieszczęśliwej miłości do „ładnych oczu” śpiewały onegdaj Czerwone Gitary.
Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-18 10:19:01

    Bardzo ciekawy i fajnie napisany tekst. Gratulacje dla autora.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-18 14:48:17

    Pamiętam jeszcze stawki pomiędzy blokami na Dobrzeckiej i przy Podmiejskiej przy "farbkowni" :)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • adi41 - niezalogowany 2021-10-28 20:52:37

    dokładnie teraz obok stoi lidl, były tam działki i farbkownia

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-18 19:38:16

    Dzięki za listę stawów - o kilku nie wiedziałem. Ale w Szczypiornie jak najbardziej mamy staw. Nie wiem z kolei jaki postęp jest ze zbiornikami przy naszym kaliskim lesie, bo wiem, że były w trakcie powstawania.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do