Reklama

Wypalone w glinie

14/10/2011 11:12

Po firmie została nieznana liczba pieców i kafli rozrzuconych w kaliskich mieszkaniach. Dwie sygnowane pamiątki trafiły do zbiorów Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku. Fabryka kafli i przedsiębiorstwo robót zduńskich Edwarda Hermana działały nad Prosną do 1945 r.

Postać Edwarda Hermana jest
    jedną z tych, które w naszych historycznych poszukiwaniach towarzyszą nam od wielu lat. W starych aktach przeróżnych inwestycji co chwilę można znaleźć firmowe dokumenty z charakterystycznym rysunkiem damy w fotelu, grzejącej się przy cieple kaflowego pieca. Przedsiębiorca składał je, biorąc udział w kolejnych przetargach na wykonanie robót zduńskich bądź samo dostarczenie kafli. Niedawno jego nazwisko pojawiło się znowu wśród papierów dotyczących budowy szkoły powszechnej przy ul. Kordeckiego. W 1938 r. pisma Hermana nadal sygnował nadruk o secesyjnej linii, wskazujący przełom XIX i XX w. Przestarzała stylistyka już dawno nie pasowała do chłodnego modernizmu, form prostych, jak chociażby bryła dawnego domu kaflarza przy ul. Granicznej. Archaiczność firmowego znaku (prototyp dzisiejszego logo) może być jednak użyteczna – podpowiada, że fabryka musiała istnieć dawno, co najmniej w czasach mody na secesję.

Potentat i dobry
pracodawca 
W wykazie kaliskich firm z 1925 r. (oficjalnie, ale też nieco mylnie zwanym przewodnikiem) umieszczono tylko dwie kaflarnie. Interesująca nas działała przy ul. Górnośląskiej i w czasach największego rozkwitu zajmowała przestrzeń od dzisiejszych delikatesów, gdzie stał dom właściciela aż do ul. Staszica (magazyny). Szczęśliwie dla badaczy regionalnych historii w Archiwum Państwowym zachowała się korespondencja, w której przedsiębiorca skreśla dzieje swojej firmy. Meritum dotyczy pozwolenia na postawienie pieców, ale dla nas dzisiaj istotniejsze są informacje dodatkowe zawarte w liście: „(…) przyjechałem do Kalisza na początku 1919 r. celem założenia kaflarni, do której nabyłem odpowiedni warsztat i niezwłocznie przystąpiłem do urządzenia potrzebnych mi piecy (…)” – napisze Herman. Z dalszej treści dowiadujemy się, że mistrz przyjechał nad Prosnę z Sompolna (dzisiaj powiat koniński), gdzie przez kilkadziesiąt lat prowadził kaflarnię. Tutaj z pomocą znowu przychodzi banalny rysuneczek z damą; w obrazek wkomponowano napis: „Istnieje od 1858 r. Odznaczona [fabryka] Listem Pochwalnym na wystawie Ruchomej w r. 1931 w Kaliszu”. Zakład musiał zatem być rodzinnym interesem. Prawdopodobnie ojcem Edwarda był Karol Adolf, wymieniany na oficjalnych stronach Sompolna jako kaflarz luteranin (na jego ziemi po 1889 r. w miasteczku wybudowano nową plebanię).  
Herman na swoim fachu się znał. Glinę sprowadzał, bo kaliska miała zbyt dużo zanieczyszczeń i nie nadawała się do uzyskiwania równych, gładkich powierzchni. Uformowane kafle twardniały powoli na ogniu uzyskiwanym z palenia drzewa. Różnokolorowe politury miały nasycone lśniące kolory. Jakość pozwoliła przedsiębiorcy stać się potentatem na kaliskim rynku – kafli na piec przed wojną potrzebował każdy. Według świadectw, był przy tym Herman dobrym pracodawcą. – Mój ojciec, Andrzej Andrzejczak, pracował u Hermana przed wojną i w czasie wojny, od 1939 r. po powrocie z pola bitwy pod Łęczycą – mówi pan Jerzy, dzisiaj jeden z ostatnich, który zna się na zduńskiej robocie. – Pracownicy krzywdy nigdy od niego nie zaznali, przeciwnie – pomagał im, jak mógł, zwłaszcza w czasie wojny.
Kiedy wojsko niemieckie zakwaterowano w Szpitalu św. Trójcy przy rogatce (dzisiaj przychodnia), firma kaflarza dostała zlecenie na postawienie nowych piecy. Zmarznięci żołnierze, nie zważając na uwagi zdunów, rozpalili w świeżo postawionych konstrukcjach ogień. O wynikający z praw fizyki wybuch posądzono polskich robotników. Za aresztowanymi miał się wstawić Herman, broniąc ich przed karą za sabotaż. Rodzina Andrzejczaków przechowuje opowieść o pewnym zimowym wydarzeniu z 1943 r. – To było w dniu moich urodzin, wtedy moja matka trafiła na gestapo. Żandarm zauważył, że mimo godziny policyjnej, okno nie było w pełni zakryte i światło przedostawało się na zewnątrz. Patrol zapukał do drzwi, nakazano rewizję. W kieszeni kożucha Niemcy znaleźli bimber kupiony pokątnie na chrzciny dziecka. Tłumaczenia nic nie pomogły. Młoda kobieta, matka noworodka, trafiła do budynku liceum im. Adama Asnyka, gdzie od wiosny 1940 r. działało gestapo. Przez kilka dni przesłuchań ojciec donosił dziecko na karmienie do aresztowanej. Wybawcą ponownie okazał się Herman, który wstawił się za żoną swojego pracownika.

Graniczna
Przedsiębiorca miał w Kaliszu kilka domów: przy ul. Warszawskiej 16 (później przemianowanej na 6 sierpnia, dzisiaj Zamkowej), Górnośląskiej 19 (nie istnieje) i Granicznej (przed wojną nr 41, dzisiaj nr 13). Willa właściciela fabryki stała także w Słonecznej (niedawno rozebrana) obok Krzyżówek, najbardziej popularnej podmiejskiej miejscowości wypoczynkowej kaliszan.
Jako ostatni w 1938 r. powstał dom przy ul. Granicznej. Postawiona w zielonej okolicy, otoczona ogrodem willa miała zapewne służyć bezdzietnemu małżeństwu na długie, szczęśliwe lata starości. Jej projektantem został najbardziej wzięty kaliski architekt doby międzywojennej, wytrwały propagator modernizmu w naszym mieście Albert Nestrypke (1877 – 1977). Jednopiętrowy dom z poddaszem na wysokim parterze  był luksusowy, nowocześnie wyposażony. M.in. zamówiono do niego 70 sztuk mozaikowych stopni z krajowego marmuru, 12-skrzydłowe okno balkonowe, dębowe drzwi wejściowe „okute na 3 pary zawiasów francuskich z zamkiem lubartowskim, z klamkami chromowanymi”. Na klatce schodowej zamontowano balustradę żelazną z koszami na kwiaty. Ponadto, jak wynika z zestawienia kosztów robót (akta przechowywane w Archiwum Państwowym), założono 70 punktów oświetlenia połączonych z siecią miejską. Podłogi otrzymały deski z drzewa sosnowego, wybrane pomieszczenia posadzkę dębową, a w klozecie w suterenie oraz na tarasie i balkonach położono płytki mozaikowe. Być może o zasobności domu najlepiej świadczyła liczba ustawionych pieców – było ich 16 „z dodaniem kompletnego żelastwa z ażurowymi drzwiczkami na nóżkach z płytami [zabezpieczającymi podłogi przed uszkodzeniem]”. Kuchnię wraz ze ściankami kryjącymi armaturę oraz ogrzewaczami na dwie ubikacje wyłożono białymi kaflami porcelanowymi (berlińskimi).

Miejsce pochówku
nieznane
Na początku 1945 r., kiedy do miasta wkroczyli Rosjanie, przedsiębiorca, z pochodzenia Niemiec, otrzymał nakaz stawienia się na NKWD, podobno przy ul. Częstochowskiej [Nie udało się potwierdzić, czy NKWD tam działało i w jakim czasie, według ogólnie znanych informacji komisariat miał swoją siedzibę w liceum Asnyka – przyp. A.T., M.B.]. Poszedł tam wprost z fabryki przy ul. Górnośląskiej. Wziął z sobą tylko teczkę z dokumentami. Klucze do swoich domów miał oddać pracownikom. Spodziewał się, że może już nie wrócić. Słuch po nim zaginął. Żona Edwarda, Berta, zmarła po wojnie w kaliskim domu starości. 
Dzisiaj z bogactwa ostatniego domu Hermanów oprócz mocnej bryły budynku i ogólnego rozplanowania okien zostały ślady. We wnętrzach ciągle dobrze wygląda dębinowa posadzka. Stoją dwa piece, jeden w odcieniu indygo jest wykończony secesyjnymi płytkami, zachowały się także dekoracyjne drzwiczki utrzymane w tej samej stylistyce. Historię w historii mają pomieszczenia w suterenie od strony Granicznej. Na przedwojennych planach domu zaznaczono w tym miejscu magiel i sklep. W 1950 r. po przeróbkach – gdy budynek stał się własnością miejską – umieszczono tutaj sklep MHD (Miejski Handel Detaliczny). Od lat pokoje są przeznaczone dla lokatorów. Ostatni, na drzewie przed swoimi oknami wystawiali misie i lalki, wzbudzając przelotne zainteresowanie przechodniów.
Upaństwowiona fabryka jako ceramika kaliska funkcjonowała do lat 60. Kafle produkowane z miejscowej gliny, wypalane w za wysokiej temperaturze (zamiast drewna zaczęto używać węgla), pękały. Nasycone kolory przestały wabić wzrok, gdy skończyły się stare zapasy dobrej politury. W końcu zaniedbany zakład zamknięto, na jego miejscu powstał blok z delikatesami.  

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz 
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do