Reklama

XXV lecie Maratonu Wędkarskiego w Zbiersku - ZDJĘCIA

10/07/2021 07:00

 3 i 4 lipca, na pięknie usytuowanym łowisku w Zbiersku, odbył się XXV Maraton Wędkarski. Jubileuszowe zawody zgromadziły na starcie 31 drużyn. Chociaż chętnych do udziału w nich było dużo więcej, organizatorzy nie mogli przyjąć wszystkich. Łowisko nad stawami w Zbiersku, choć bardzo piękne, ma ograniczoną ilość stanowisk, a dla Wiesława Fokta oraz Andrzeja Domagalskiego, organizatorów tego przedsięwzięcia, koronnym argumentem jest wygoda startujących zawodników. Obaj panowie mają za sobą wieloletnie doświadczenie zawodnicze oraz organizacyjne, co wykorzystują w organizowanych przez siebie zawodach. A wszystko zaczęło się w 1997 r, kiedy na wodach Szałego rozegrano pierwszy Maraton Wędkarski. 

Troszkę historii
Pomysłodawcą i organizatorem takiej formy rywalizacji wędkarskiej, choć w założeniach nie ona jest najważniejsza, był A. Domagalski. Po nocno-porannej zasiadce, kiedy zbliżała się pora zakończenia łowienia, pojawiła się myśl – czy wielu jest takich jak on „szaleńców”, którym wciąż mało jest wędkowania? Tuż za nią pojawiło się pytanie – czy znaleźliby się tacy wędkarze, którzy chcieliby się sprawdzić w 24 godzinnych zawodach? Idea takich zawodów zawierała w sobie jeszcze jedno, bodajże najważniejsze, założenie, integrację wędkarzy z różnych kół i miejscowości. Możliwość poznania nowych kolegów, wymiany informacji na temat sposobów łowienia ryb, pozyskanie wiedzy od bardziej doświadczonych kolegów oraz możliwość konfrontacji z innymi. Dawało to wielu wędkarzom możliwość poznania nowych łowisk, których, gdyby nie Maraton, prawdopodobnie nie odwiedziliby. Pomysł okazał się doskonały i zyskał w środowisku wędkarskim duże zainteresowanie. – Dodatkowym problemem – stwierdza A. Domagalski – a zakładałem integracyjny walor tych zawodów, było znalezienie w napiętym kalendarzu imprez organizowanych przez Okręg Kaliski PZW oraz poszczególnych kół, wolnego terminu. Nie było to łatwe, ale udało się. Od początku rozgrywania zawodów stałym terminem jest pierwszy weekend lipca. Do tej pory w zawodach startowali zawodnicy z Wieruszowa, Bolesławca, Słupcy, Konina, Ostrowa Wlkp., Krotoszyna, Zbierska, Kalisza i kilku innych miast i miasteczek, których w tej chwili nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Tak ziściła się idea zawodów integrujących wędkarzy z wielu kół i miejscowości. 

  Tegoroczne zmagania wędkarzy zakończyły się o godz. 9.00, po 24 godz. łowieniu. Dbałość o dobrostan łowionych ryb spowodowała, że, tak jak podczas wszystkich dotychczasowych imprez, dokonano trzech ważeń rozłożonych w czasie, po których ryby wracały do wody. W ten sposób łowiący dowiadywali się także o osiąganych wynikach. Można było zmodyfikować sposób łowienia lub zmienić np. taktykę nęcenia. Ci z zawodników, którzy zdecydowali się łowić tylko jedną metodą, np. techniką bata, w chwili, kiedy ryby z sobie tylko znanych powodów znikały z łowiska, mieli długie przestoje. Miały one duży wpływ na osiągane rezultaty. Dotychczasowe doświadczenia kilku zawodników, którzy dość często łowią na zbierskim stawie, wskazywały, że najbardziej ekonomiczną metodą łowienia będzie spławikówka, z zestawem mocowanym na szczytówce. Okazało się jednak, że, ze względu na wspomniane przestoje, bardziej opłacało się łowić metodą odległościową z niewielkim spławikiem. W ten sposób najlepszy wynik wyłowili Karol Pieniężny oraz Wojciech Macniak z Koła Zbiersk. Końcowy rezultat 20.300 g dał im zwycięstwo. Łowienie w większej odległości od brzegu pozwoliło sięgnąć do 100-150 g leszczyków, które bały się podpływać bliżej brzegu. Również w nocy, gdy niewielkie płoteczki zupełnie zaprzestały żerowania, poławiane leszczyki pozwalały zwiększać masę łowionych ryb. Drugie miejsce, z wynikiem o zaledwie 385 g niższym, wywalczyli Zbigniew Fic i Emil Wawrzyniak. To także drużyna ze Zbierska, która dobrze rozpracowała swoje łowisko. Ich wynik 19.915 g potwierdza, jak zażarta walka trwała do końca zawodów. Trzecia ekipa to Michał Kolasa oraz Tomasz Pietrzak. Połów o wadze 19.110 g pozwolił stanąć tej ekipie na trzecim stopniu podium. 4 miejsce zajął zespół Stanisława i Dominika Malandych, z wynikiem 17.590 g.
Od pewnego czasu kibicuję dwom duetom braci, Piotrowi i Radkowi Janaszczykom oraz Waldemarowi i Pawłowi Murawskim. Rywalizacja pomiędzy tymi ekipami, oczywiście ze sportowym zacięciem, jest prowadzona na przyjacielskiej stopie. Tym razem bracia Janaszczykowie pokonali zespół Murawskich o prawie 2 kg, 14.730 do 12.795 g. 

  Maraton Wędkarski, z perspektywy organizatorów, to nie tylko łowienie ryb. Ponieważ zawody rozegrane w dniach 3 i 4 lipca należały do szczególnych, wszak był to ich 25 jubileusz, realizatorzy zawodów zapewnili wszystkim startującym pięknie prezentujące się medale pamiątkowe. (Zobacz zdjęcia w internetowym wydaniu ŻK). Do tradycji należy także zapewnienie startującym gorących posiłków. 
Duży wysiłek organizacyjny w większości spada na dwóch ludzi. Obaj znają smak rywalizacji sportowej, ponieważ do dziś startują w różnej rangi zawodach wędkarskich. I właśnie z tego powodu wszystkie wyznaczone do łowienia stanowiska  były oceniane pod kątem możliwości ich wykorzystania i wygody łowiących. Dobrze to świadczy o organizatorach i ich szacunku dla wysiłku, który ponoszą startujący. 
Obserwując zawody wędkarskie różnych szczebli, z tymi okręgowymi włącznie, można dojść do wniosku, że niewielu organizatorów bierze pod uwagę startujących, a jedynym celem jest ich, organizatorów, wygoda. W zakamarkach pamięci należy szukać czasów, kiedy każde stanowisko wyznaczały taśmy, każdy wiedział gdzie się zaczyna, i gdzie kończy jego miejsce łowienia. Zawody w tamtych czasach miały zawsze za wzór rywalizację sportową. Łowienie jedną wędką było tak żelazną formułą, że nikt nie dopytywał o jakiekolwiek odstępstwa od tej formy zawodów. Niestety, czasy te minęły bezpowrotnie. Dziś, gdy organizator odliczy przybyłych zawodników i rozlosuje stanowiska, najczęściej ogłasza – róbta, co chceta! Cieszy bardzo, że jeszcze (gdzieniegdzie), wśród organizatorów zawodów wędkarskich, można znaleźć tych, robiących to „na starą modłę”, dlatego lubię zawody w Zbiersku.

PS.
W artykule opisującym Zawody o Puchar Burmistrza Stawiszyna błędnie podano nazwisko mistrza cukiernika, który ufundował markizy w kształcie medali, a był nim pan Tomasz Markowski z Konina. Za pomyłkę przepraszamy.
Marek Grajek

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Wróć do