
Jak kaliszanie przygotowywali się do zimy 1879 r.?
Czy istotnie zmienia się klimat? Jak żyło się kaliszanom w chłodniejsze pory? Przypadkowo wybrany rok 1879 poświadcza różnice i podobieństwa. Jedno jest pewne, zimowa aura w II poł. XIX w. miała również uroki nieznane dzisiejszemu światu
Pan Władysław Ehm, miejscowy naukowiec amator, w swojej niewielkiej stacji meteorologicznej dokonuje codziennej obserwacji pogody. Dane dostarczane są do redakcji „Kaliszanina” przy ul. Mariańskiej (dom Hindetmitha) i publikowane na łamach gazety. Stacja ze swą solidną, częściowo mosiężną aparaturą i wielkimi rtęciowymi termometrami dostarcza informacji o pogodzie również zagranicznym instytucjom. Robi się coraz chłodniej. Dziesiątego października 1879 r. redaktor notuje temperaturę plus 5 stopni. Oznaki nadchodzącej pory widoczne są w coraz bardziej pustoszejącym parku: „Drzewa ścielą pod stopy wytrwalszych spacerowiczów pożółkłe liście, wesoły gwar skrzydlatych śpiewaków zmienił się w jakiś żałosny świergot pełen żalu za słonecznymi dniami lata (…) Coraz ciszej i puściej w naszem letniem przytulisku, nie słychać cichych szeptów w „alei westchnień”, sodowa woda nie syczy w budkach, nie skrzypią koła wózków w „alei dziecinnej”. Późni romantycy (wśród nich redaktor gazety) zmianę dostrzegą nawet w zachowaniu łabędzi, które według nich: „smutnie pospuszczały głowy, przypuszczając, że godziny ich swobody już są policzone”. Czy, jak można wnioskować z tych słów, ptaki były łapane i przetrzymywane w jakimś ciepłym pomieszczeniu?
Futro Scholtza
Jesienne ubiory zastępuje cieplejsza garderoba. Ubrania wykonuje się na zamówienie przez krawców (dla panów) i krawcowe (dla pań). Stąd częste ogłoszenia: „Mam zaszczyt zawiadomić Wielmożne Panie miasta Kalisza i jego okolic, iż przyjmuję do roboty Suknie Jesienne, balowe, zimowe okrycia (…). Roboty powierzone mi uskuteczniam z największą elegancją i gustem (…)”. Wyglądało to mniej więcej tak. Z kobiecego pisma (np. Tygodnika mód i powieści „Bluszcz”) klientka wybierała wymarzony wzór, a krawcowa wyczarowywała kreację. Najważniejszym elementem zimowego odzienia pozostawało ciepłe futro. Kupiec M. Landau (sklep w rynku naprzeciw odwachu) informuje: „Istniejący od lat wielu mój skład (…) zaopatrzyłem na nadchodząca zimę w bogaty zapas tego rodzaju towarów. Utrzymując stałe i bezpośrednie stosunki handlowe z pierwszorzędnymi składami futer w Rosji i Ameryce i mając zapas takowych zeszłorocznego tańszego zakupu, jestem w możliwości, pomimo znacznie wyższych w tym roku cen, zaspokoić bez podniesienia ceny, wszelkie wymagania kupujących (…)”. Solidność i rzetelność to ulubione słowa dawnych anonsów. Czy sprawdzały się one tylko w reklamie? Pół wieku wcześniej (1835 r.) skóry na rękawiczki z kaliskiego zakładu Fritschego zakupiła podobno sama rosyjska imperatorowa. Dla zwykłych ludzi zimowe odzienie jest rodzajem wieloletniego kapitału. Zamożny Ludwik Scholtz (ojciec podróżnika Stefana Szolc-Rogozińskiego) za posiadane przez siebie kosztowne futro żądał 150 rubli srebrem. Mniej więcej tyle zarabiał przez rok wiejski nauczyciel. Cytowany już Landau przestrzega dyskretnie przed konkurencją, oferującą towar w zaniżonej cenie 50 rubli. Przy tak znacznych wydatkach, wcale nie dziwi ogłoszenie jak z peerelu: „Jest do sprzedania futro męskie (damskie elki), bardzo mało używane, w magazynie ubiorów pana Dziubczyńskiego wprost pomnika”. Noszone można zakupić w cenie 30 rubli. Dlatego większość napraw garderoby wykonuje się samodzielnie i to nawet w najlepszych domach. Niezbędnym sprzętem epoki jest maszyna do szycia, wśród nich prym wiodą nieśmiertelne singery.
Niedogodności chłodnych dni
Kalisz przygotowuje się do chłodów. Jeszcze 1 listopada pogoda jest prawie jesienna. We wtorek, trzeciego dnia miesiąca, spada pierwszy śnieg, a nocą przychodzi przymrozek, który, jak pisze redaktor, „zwarzył ostatnie liście drzew i krzewów”. Pan Ehm i coraz bardziej domorośli przepowiadacze pogody prorokują ostrą zimę. Na odbywającym się kilka tygodni później jarmarku wielkim popytem cieszą się kożuchy. Siedemnastego listopada temperatura spada do minus 2 stopni, a następnego dnia do minus 12! Mieszkańcy są zmuszeni ogrzewać mieszkania: „Mróz dochodzący do 12 stopni przejmuje chłodem i napędza do kieszeni właścicieli składów drzewa opałowego i węgli znaczny zarobek”. Jednym z nich jest Abraham Herszberg, właściciel Składu Węgli Kamiennych w domu Heimana. Najtańszym i najlepszym opałem, według reklamy, „jest drzewo karpowe, czyli pieńkowe” dostępne w Borze Cekowskim. Równie ważny jest solidny piec. Gotowy model można wybrać w domu Rassumowskiego u zbiegu Szklarskiej i Grodzkiej. Potrzebne do naprawy szamot, ruszty i tym podobne akcesoria są dostępne u Hosza w domu Pod Krakusem. Ciemność miasta i zamożniejszych domów rozświetlają gazowe lampy. Często nie funkcjonują one prawidłowo, dlatego pan Loy z zarządu gazowego „dla zapobieżenia wszelkim nieporozumieniom i zawodom przy użyciu świateł gazowych w zimie (…) uprasza szanownych konsumentów o zastosowanie się do (…) podanych uwag. 1. Należy gazometr zawinąć w słomę lub inny materiał, żeby takowy od zamarznięcia uchronić. 2. Dla przekonania się, czy gazometr nie zamarzł, trzeba we dnie dla próby światła pozapalać i w razie nie zapalenia się takowych, jeszcze we dnie o tem zarząd gazowy uwiadomić”.
Tymczasem na białych od śniegu ulicach pojawia się widok w XXI w. zupełnie egzotyczny. To „(…) mkną dorożkarskie sanki, a odgłos przyczepionych u dyszla dzwonków budzi wspomnienie o kuligach (…)”. O wyglądzie sań zwanych petersburskimi dowiadujemy się z kolejnego ogłoszenia Ludwika Scholza. Były one wewnątrz wybite dywanem i granatowym suknem. Podróżni mogli się przykryć futrzanym „fartuchem” również z wierzchu obszytym tkaniną.
Innym zimowym problemem jest szwankujące zdrowie: „Każdemu wiadomo, o ile zazwyczaj katary, zapalenie dychawek i tym podobne dolegliwości są uporczywe do wyleczenia i ile trzeba używać ziółek syropów i innych leków (…), co więcej wiadomo, że zaniedbany katar przeobraża się w zapalenie (…)”. Na te i inne zimowe dolegliwości doradza się „smołę norweską” w pigułkach Goyota. Innym „najskuteczniejszym środkiem uznanym przez lekarzy, od kataru, zapalenia oskrzeli, gardła (…) jak zawsze są sirop i Pale de Nafe de Delangrenier de Paris”. Czy medykamenty były skuteczne?
Komunikację z miastem utrudniają zasypane drogi. Kurierki wiozące warszawskie gazety zamiast o godz. 8 rano przychodzą po południu. „Wielka z tego powodu niecierpliwość wśród miejscowych politykomanów i złorzeczeń na zimę” – zapisze gazeta.
Emancypantki na lodzie
Narzekanie na upadek obyczajów jest stare jak świat. Redaktor „Kaliszanina” zaznacza, że „ochocza zabawa i wesołość, coraz dziś rzadsze w codziennym naszym życiu”. Jakby na przekór temu, Kalisz bawi się znakomicie: „Staw parkowy, zwany „Kogutkiem” od kilku dni roi się tłumem łyżwiarzy, wykonujących po gładkiej lodu powierzchni przeróżne ewolucje”. Potrzebne do zimowych harców łyżwy (amerykańskich i angielskich) można nabyć u M. Reina przy ul. Wrocławskiej. W 1879 r. zdziwienie, ale już niewielkie, wywołuje widok sunących po zamarzniętej tafli pań. „Pomiędzy płcią brzydką uwija się płeć piękna (…) Nie mamy nic przeciw emancypacji niewieściej objawiającej w tem kierunku, chociaż śliskiem jest jej pole, na którym walczą jej zwolenniczki, nie obędzie się też bez komicznych salto-mortale (…) te drobne poślizgnięcia sowicie wynagradza ruch zbawiennie oddziaływujący na cały organizm. Więc ślizgaj się płci nadobna… Lecz tylko na lodzie”.
Prezentowe szaleństwo
Już tylko kilka dni oddziela rok 1879 od kolejnego Bożego Narodzenia. Wraz ze zbliżającym się świętem na największych ulicach trwa ożywiony ruch: „Częściej niż zwykle spotkać można nieznane twarze wiejskich mieszkańców zaopatrujących się w prowiant na święta i wigilijne przysmaki; faktorzy i chłopcy sklepowi dźwigają za przybyszami olbrzymie pakunki zakupionych ingredjencyi i przedmioty, pomiędzy któremi podarki dla dziatek na gwiazdkę niepoślednie zajmują miejsce”. W eleganckim sklepie J. Lubelskiego przy moście kamiennym właściciel urządza wielką wystawę gwiazdkową „w połączeniu ze sprzedażą po zniżonych cenach”. Naszą uwagę zajmuje oferta księgarni Mittwocha. Są wśród nich „prześliczna książeczka obrazkowa dla pilnych chłopczyków pt. „Zabawki Kazia” i „Lalka Maniusi” – prześliczna książeczka obrazkowa dla grzecznych dziewczynek”. Nawet tak pouczające wydawnictwa nie zadowoliły ówczesnych narzekaczy: „Przeglądając świąteczne wystawy naszych sklepów wśród mnóstwa błyszczących a kosztownych drobiazgów nie zauważyliśmy takich któryby się odznaczały się praktycznością. (…) Przy kupnie gwiazdkowych podarków [dla dzieci] więcej należy zwrócić uwagę na stronę ich pożyteczną (…) Dajmy więc chłopcu ładny zeszyt, odpowiednia książkę, kałamarz i pióro, komplet narzędzi stolarskich. (…) dziewczynce koszyczek z igielnikiem i szydełkiem dla przyzwyczajenia jej do robót jej płci właściwych”. Czy czytelnicy posłuchali tych rad i co znaleźli mali kaliszanie pod choinką w roku 1879, historia milczy.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie