Reklama

30 lat sam budował pełnomorski jacht. Teraz buduje kolejny... większy

06/02/2025 06:00

Opowieść o niezwykłej pasji (i misji) niezwykłego człowieka

Ile pasji, wytrwałości, samozaparcia, konsekwencji i Bóg wie czego jeszcze trzeba, aby w sporych rozmiarów tunelu foliowym, ponad 400 kilometrów od morza, zbudować kilkunastometrowy, pełnomorski jacht zdolny do pokonywania, nie tylko po Bałtyku ale oceanicznych bezkresów? I robić to w pojedynkę, przez wiele lat, przeznaczając każdą wolną chwilę i oszczędności całego życia? A po takich doświadczeniach i wyrzeczeniach ile odwagi i determinacji wymagało podjęcie decyzji o budowie kolejnego jachtu, ale znacznie większego i przeznaczonego szczególnie dla osób na wózkach inwalidzkich oraz niewidomych, ale również dla pozostałych wszelkich niepełnosprawności?

 Historię Andrzeja Walczaka – niezwykłego budowniczego jachtów, rodowitego kaliszanina, i jego wyjątkowego przedsięwzięcia, opisaliśmy 12 lat temu na łamach „Życia Kalisza” w artykule „Calisia popłynie dookoła świata”. Przedsięwzięcia, które w podziw i osłupienie wprawiało mistrzów sztuki szkutniczej w Polsce i na świecie.
Przypomnijmy pokrótce.
Jest druga połowa lat 80. XX wieku. Pan Andrzej – pasjonat żeglarstwa, trafia do USA na praktyki zawodowe. Jest skipperem (kapitanem) na dużym jachcie stacjonującym na jeziorze Michigan. Z pobytu za oceanem wraca z kompletną dokumentacją 14-metrowego, stalowego jachtu opracowaną przez Bruce`a Robertsa – jednego z najlepszych na świecie projektantów jachtów, z mocnym postanowieniem  zbudowania takiej jednostki w Polsce. W Polsce, w warunkach realnego socjalizmu, co w tym czasie musiało skłaniać do pytań o umysłową kondycję „zapaleńca”. 
Pan Andrzej jednak podjął się wyzwania, ruszył z „motyką na słońce” i po sześciu latach, metodą prób i błędów, pokonując niezliczone problemy, własnoręcznie zbudował stalowy kadłub. Efekt dorównywał podobnym jednostkom, jakie widywał w portach amerykańskich i zachodnioeuropejskich. Było to, jak określał żeglarz – jego „lekarstwo na kompleks żeglarskiej prowincji”. 
Pierwszy etap miał za sobą, ale budowa kadłuba to jak budowa domu w stanie „surowym zamkniętym”. Są mury, okna i dach ale do zamieszkania bardzo daleko. Zaczął się mozolny, czasochłonny i niezwykle kosztowny etap doposażania jachtu. 
Oczywiście nie było mowy o jakichkolwiek „zamiennikach”. Jednostka miała być wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt – m.in. agregat prądotwórczy, odsalarkę wody morskiej, pompy zęzowe o bardzo dużej wydajności, poza tym wzmocnienia lodowe, gródź wodoszczelną i wiele innych rozwiązań gwarantujących komfort żeglowania ale przede wszystkim – bezpieczeństwo. 
Zaplanowane od najmłodszych lat wyzwanie, jakie postawił sobie ambitny kaliszanin, było niezwykłe.

„Calisia” miała popłynąć dookoła świata!
We wrześniu 2013 roku, czyli półtora roku po publikacji artykułu, jacht „Calisia”, (bo tak miała zostać nazwana jednostka), miał wziąć udział w rejsie dookoła świata, organizowanym cyklicznie przez elitarny, brytyjski World Cruising Club. Był to kolejny przyczynek, i motywacja, dla budowniczego, do tego aby jakość „Calisii” nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji. Organizatorzy wymagali perfekcji. Byle „krypa” nie mogłaby zakwalifikować się do grona najlepszych tego typu jednostek na świecie, reprezentujących takie światowe, żeglarskie potęgi jak USA, Wielką Brytanię, Kanadę, Norwegię, Francję, Hiszpanię czy Australię. 
– Byłem pierwszym Polakiem, który otrzymał indywidualne zaproszenie do tego elitarnego grona – przyznał nie bez satysfakcji pan Andrzej. 
Po serii planowanych prób i testów na Bałtyku, w połowie września 2013 roku jacht miał wyruszyć z Gdyni do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, przepłynąć Atlantyk do wyspy St. Lucia na Karaibach a następnie w gronie 40 jednostek z całego świata ruszyć na podbój morskich bezkresów, na tzw. WIELKI KRĄG.
Co istotne, regaty (bardziej towarzyskie niż sportowe) World ARC (Atlantic Rally for Cruisers) – to jedno z najbardziej prestiżowych, żeglarskich przedsięwzięć na świecie. Nie są one regatami dla samotników, a udział w nich pozbawiony jest elementu sportowej rywalizacji. 
Są to regaty o charakterze raczej turystycznym, których najważniejszym celem jest poznanie najatrakcyjniejszych zakątków naszego globu i integracja uczestników przy zachowaniu maksimum bezpieczeństwa dla żeglarzy i jachtów płynących w grupie. Jedynym sportowym kryterium regat jest – „być we właściwym miejscu o właściwym czasie” – wyjaśniał kaliski żeglarz.
Po około 1,5 do 2 lat jacht miał zameldować się z powrotem w macierzystym porcie w Gdyni.

Niepełnosprawność nie może być przeszkodą…
Jak wspomniano wcześniej, World ARC nie są regatami dla samotników. Dlatego załoga „Calisii”  miała liczyć ok. 6, 8 osób. Co warte podkreślenia – pan Andrzej wymyślił sobie, że jego towarzyszami w podróży będą... osoby niepełnosprawne. 
Niepełnosprawność, kalectwo nie są barierą do udziału w tej imprezie. Każdemu chciałem dać szansę a szczególnie tym, o których często zapominamy – podkreślał. Plan przewidywał, że załogi będą wymieniać się drogą lotniczą podczas dłuższych postojów w portach, co docelowo mogło dać frajdę z żeglowania w tym niezwykłym rejsie nawet kilkudziesięciu  niepełnosprawnym żeglarzom!

Życie zweryfikowało plany
Nie udało się panu Andrzejowi wziąć udziału w ambitnym żeglarskim projekcie, głównie z powodów finansowych, ale idea pomocy niepełnosprawnym, którzy marzą o żeglowaniu po morzach i oceanach – pozostała.
Nie musisz tym jachtem pływać po oceanach. Zrób Andrzej tak, żeby mogło Calisią żeglować jak najwięcej niepełnosprawnych Polaków po Bałtyku. Niepełnosprawni nie są bogaci, nie noszą drogiej odzieży nie jeżdżą drogimi samochodami i nie stać ich na żeglowanie morskim jachtem, ale mają wielkie marzenia” – przekonywali Walczaka niepełnosprawni, którzy podziwiali jego budowany stalowy jacht jeszcze w szopie w Pleszewie i widać było, że połknęli żeglarskiego bakcyla. „Niekoniecznie po Atlantyku i Pacyfiku ale po Bałtyku chcielibyśmy pożeglować budowaną Calisią razem z Tobą, czemu nie”

Spora grupa przyjaciół na wózkach inwalidzkich, cudownych żeglarzy ze Śląska, w swoim stylu i bezpośrednio, moją koncepcję rejsu dookoła świata obśmiała i nazwała najzwyklejszym egoizmem pojedynczego snoba budującego sobie bardzo drogą zabawkę. Mówili: podziel się z nami takim wielkim jachtem i daj nam, choćby na jeden rok, żeglować po Bałtyku. Przekonamy Cię, że nie będziesz żałował takiej decyzji… OKAŻ NAM SWOJĄ EMPATIĘ, zostań z nami, nie będziesz żałował, przecież tyle razy okazywałeś nam swoją pomoc i empatię, jeszcze na Mazurach, na małych Omegach! – argumentowali.
Walczak zaczął „kruszeć” i bardziej dostrzegać, że życie osób niepełnosprawnych nie jest łatwe! Podziwiał ich za determinację i umiejętność znoszenia bólu i samotności z jednoczesnym ich wielkim hasłem – przesłaniem: Impossible is Possible (niemożliwe jest możliwe). Ci ludzie imponowali mu tym, że potrafią się śmiać i żartować z siebie, ze swoich braków, słabości czy potknięć. Ta niewiarygodna ich chęć życia pełną piersią i umiejętność cieszenia się tym, że ktoś się do nich uśmiechnął, albo podał rękę, przeważyła! 
     
A było to tak
W wigilię swoich imienin usiadłem na pokładzie budowanej jednostki i postanowiłem z NIĄ „porozmawiać”. Tak, dość często sobie wcześniej gadaliśmy, marząc o rejsach, wietrze i fali. Jachty mają duszę i płeć żeńską a marynarze wręcz kochają swoje stare żaglowce, parowce czy inne krypy i szalandy. To wtedy powiedziałem do ukochanego stalowego kadłuba z duszą, już pomalowanego na biało, następujący tekst: postanawiam nadać Tobie imię „Empatia Polska” i postanowiłem odłożyć swoje marzenie o rejsie dookoła świata na rzecz żeglowania z wszelkimi ludźmi samotnymi lub niepełnosprawnymi, wszystkimi, którym potrzebne jest współczucie i autentyczna empatia, postanówmy oboje, że będziemy spełniać marzenia niepełnosprawnych, marzących o realizacji różnych planów i poznawaniu świata i dobrych ludzi… EPA po cichutku odpowiedziała: zróbmy to, będę z wielką pokorą bezpiecznie dbać o każdego kto potrzebuje pomocy wyciszenia czy prawdziwej empatii…”
I w ten sposób „Calisia”, która z uwagi na okoliczności została ostatecznie „Empatią Polską” służy niepełnosprawnym od maja 2015 roku, kiedy to „spłynęła” na wody Zatoki Gdańskiej w Gdyni. Wartą duże pieniądze jednostkę Andrzej Walczak przekazał nieodpłatnie na rzecz Fundacji, której szefuje od 2012 roku. 
– Przez 10 lat „Empatią” pływało już 4 tysiące niepełnosprawnych żeglarzy i to bez żadnego  wypadku – przyznaje z satysfakcją prezes Walczak.
Zainteresowanie żeglowaniem ludzi z dysfunkcjami jest jednak tak ogromne, że do „Empatii” ustawiła się już ogromna kolejka następnych chętnych. I stale się wydłuża. I co w tej sytuacji robi Andrzej Walczak? Po latach trudów, problemów i wyrzeczeń z pierwszym jachtem, starszy pan, miłośnik niepełnosprawnych i  żeglarz podejmuje decyzję o… budowie kolejnego jachtu. Mało tego, tym razem przedsięwzięcie jest jeszcze ambitniejsze, bo przy długości 18 metrów jego masa osiągnie ponad 60 ton, czyli wiele razy więcej niż „Empatia Polska” („Calisia”). 
Wynika to również z coraz bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących żeglugi osób niepełnosprawnych. Żeglowanie z niepełnosprawnymi, czy niewidomymi dziećmi, to nie to samo co pływanie kutrem rybackim czy jachtem turystycznym, wymaga spełnienia niezwykle rygorystycznych obostrzeń. Między innymi budowy pełnowymiarowych toalet dostosowanych do potrzeb wózkersów – wyjaśnia Andrzej Walczak i podkreśla, że nowobudowany jacht ma ich aż trzy! – Jedna mieści w nadbudówce a dwie na dolnym pokładzie.
A to oczywiście znacznie podraża koszty realizacji projektu, które są olbrzymie, znacznie większe od środków, jakie budowniczy wydał na „Empatię Polską”
Obecnie budowa jest zaawansowana w ok. 75 procentach, co jest ogromną zasługą Fundacji Pomorze na Morze bez pomocy której budowa utknęłaby na wiele lat albo nigdy nie zostałaby zakończona. 75 procent to sporo ale żeglarz czuje coraz większą presję czasu, oczywiście głównie ze względu na wiek. – Nie mam już 50 lat i sił coraz mniej – przyznaje. Ale nie brak mu determinacji. Jest pewien, że uda mu się przekonać kolejnych możnych sponsorów do poparcia szczytnego celu i wsparcia projektu co pozwoli mu dokończyć budowę i spełnić marzenie. – Nie tyle moje co tych tysięcy niepełnosprawnych Polaków, którym los odebrał zdrowie ale niekoniecznie marzenia – podkreśla.
Kocham „Empatię 2”, która została zwodowana w październiku ub. roku i stoi w Marinie AZS na Górkach Zachodnich czekając na maszty i dobrych sponsorów. To bardzo potrzebny projekt, bardzo innowacyjny, kompaktowy i spełniający najostrzejsze normy bezpieczeństwa czy zero emisyjności – zaznacza kaliski budowniczy jachtów.  

A może „Empatia Goplana”?
Andrzej Walczak przyznaje, że pomysłowi budowy drugiej „Empatii”, oraz idei przeznaczenia jachtu na potrzeby osób niepełnosprawnych, kibicuje wiele osób, m.in. niepełnosprawna dziewczyna z Poznania, mieszkanka przepięknego osiedla Goplana powstałego na miejscu byłej fabryki czekolady Goplana wybudowanego przez znanego kaliskiego przedsiębiorcę i dewelopera, Jana Kolańskiego
Zaproponowała aby jacht, zamiast „Empatia 2”, nazwać „Empatia Goplana” po to aby jednostka mogła promować Polskę a zwłaszcza Wielkopolskę i jej przedsiębiorczych, empatycznych mieszkańców  – podkreśla Andrzej Walczak.
Jednocześnie apeluje o pomoc i wsparcie dla dokończenia projektu. Bo choć konstrukcja już wygląda imponująco to obecnie największym wyzwaniem, jaki stoi przed budowniczym i jego zespołem, jest zakup i montaż masztów.
– Osobom nie znającym branży może wydawać się, że to drobiazg – dwa kilkunastometrowe, stalowe słupy, w rzeczywistości to niezwykle kosztowne elementy. A bez nich nie ruszymy – zaznacza pasjonat.      
Piotr Piorun

Aktualizacja: 08/02/2025 14:23
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Lol - niezalogowany 2025-02-07 14:19:36

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do