
Ile w tym roku kosztowało przygotowanie świąt? Jeżeli koszty przewyższyły codziennie wydatki, a pracy były wyjątkowo dużo to znaczy, że… wszystko toczy się wyznaczonym przez stulecia torem
„Święta tegoroczne zapewne niczem nie ustępują przeszłorocznym, jak zwykle względy ekonomiczne ustąpią uświęconemu czasem zwyczajowi, i jak zwykle pulchne babki odniosą zwycięstwo nad oszczędnością panów domów. Daj Boże przynajmniej spożyć szczęśliwie!” – pisał miejscowy „Kaliszanin” we wtorek Wielkiego Tygodnia 1876 r. Mijają stulecia, ale treść tej błahej przecież, zwyczajnej uwagi jest ciągle aktualna. Ożywienie na ulicach i w sklepach, ludzie spieszący się jakoś inaczej niż zazwyczaj, krzątanina w domu i zakupy, zakupy… Zamiast aut bryczki, a zamiast wszystkich innych udogodnień przydatnych w przygotowaniu świątecznego stołu – gosposia. „Gosposie nasze uwijają się po sklepach, skupując przeróżne wiktuały do bab, placków, i tym podobnych wielkanocnych specjałów, nie zapominając zawadzić o magazyny dla kupienia jakiego stroiku, aby w czasie świąt najpiękniejszą w domu przystroić babkę”.
Idź do piekarzy Jakie frykasy szykowano w Kaliszu końca XIX stulecia, poucza reklama owocarni (coś w rodzaju delikatesów) z 1890 r. przy ul. Warszawskiej (ob. Śródmiejskiej); nie podano numeru domu, z czego łatwo wyciągnąć wniosek, że podobny sklep przy tej ulicy mieścił się jeden i na pewno był dobrze rozpoznawalny. Ogłoszenie przyciąga wielkimi literami słów „masło kuchenne”, po czym następuje informacja o zniżkach dla kupujących większe ilości (używaną wówczas jednostką miary były funty = niecałe pół kilograma). A więc masło jako podstawowy produkt do wielkanocnego pieczenia, co dalej? Nasza owocarnia „rekomendowała” doskonałe wiejskie szynki, kiełbasę wędzoną, rodzynki, migdały, ponadto przyjmowała zmówienie na kiełbasę świeżą i twaróg, polecała sałaty, kruche obwarzanki, „świeżo nadeszły” transport grzybów litewskich (po 60 kop. za funt), kawior oraz szeroki wybór ryb od silaw augustowskich po kilki rewelskie; ponadto można było tutaj kupić ser w najlepszym gatunku, groszek w cukrze (po 30 kop. za funt) i winogrona „po cenie zniżonej”. Ciasta wypiekano nie w domach, ale u piekarzy, a zwyczaj ten – dodajmy – przetrwał jeszcze do okresu międzywojennego. „Zajmującą też stroną dni owych stanowi przyrząd [obyczaj] święconego; więc baby i niebaby [!] uwijają się z babami i plackami po mieście, przerywając (…) ciszę miasta. (…) A jeśli chcesz mieć pojęcie o wieży babilońskiej, to idź do piekarzy. Jak przez cały rok szwaczki i krawcy damscy, tak w tygodniu wielkanocnym piekarze są męczennikami swej profesji. Każdy z nich prawie zawsze przypiecze lub niedopiecze, a mało który dogodzi (…)”. Piszący – kontynuując swój wywód w żartobliwym tonie – nie podejmuje się obrony piekarzy; oddaje ich na łaskę i niełaskę gospodyń, którym „za tyle trosk i znoju, choć przywilej nakapryszenia się należy”.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie