
W kolejną rocznicę wybuchu II wojny światowej i agresji niemieckiej na Polskę warto przybliżyć mało znaną „Akcję Inteligencja” jaką na terenie Kalisza i powiatu kaliskiego prowadzili Niemcy w okresie okupacji. Po raz pierwszy opisała ja w ubiegłym roku Dominika Pawlikowska w książce „ Historia w sepii. Opatówek. Wiewiórkowscy”. Ukazanie się książki umożliwiło odnaleźć rodziny osób umieszczonych na tzw. listach proskrypcyjnych. Owocem poszukiwań będzie publikacja przybliżają mieszkańców gminy Blizanów, na których okupant wydał wyrok śmierci.
„Akcję Inteligencja” przeprowadzono wiosną 1940 roku. Jeszcze przed wybuchem wojny sporządzano listy Polaków "szczególnie niebezpiecznych" dla III Rzeszy, na których praktycznie wydano wyrok śmierci. Listy tworzono w oparciu o informacje pochodzące od „zadomowionych Niemców”, którzy byli nie tylko informatorami ale także przewodnikami. W okresie okupacji funkcjonariusze służb bezpieczeństwa III Rzeszy przy pomocy „zadomowionych” Niemców, którzy byli ich informatorami i przewodnikami. W okresie późniejszym informatorami byli też folksdojcze.
- Na listach znaleźli się głównie działacze społeczni i kulturalni, uczniowie gimnazjów i studenci, określani często jako „fanatyczni Polacy”. Były to osoby zaangażowane politycznie, weterani wojen, podejrzewani o konspirację, zdolni zdaniem Niemców do pełnienia roli przywódców lub członków konspiracji niepodległościowej. Kolejnymi kryteriami umieszczania danych osób na liście proskrypcyjnej były: przynależność do inteligencji, posiadany majątek, miejsce zamieszkania, opinia miejscowych Niemców, oskarżenie o uprawianie propagandy antyniemieckiej i rozsiewanie wiadomości mających charakter polityczny. Byli wśród nich lekarze, nauczyciele, urzędnicy – mówi Dominika Pawlikowska, której czworo najbliższych znalazło się na tej liście.
160 niebezpiecznych Polaków
Lokalne listy proskrypcyjne tworzono także w kolejnych latach okupacji co oznacza, że ludobójstwo niemieckie na tym terenie było zaplanowane, a aresztowania nieprzypadkowe. Zachował się fragment listy proskrypcyjnej dla okręgu Kalisza ze 160 nazwiskami, sporządzonej na wiosnę 1940 roku. Lista jest dokumentem bezcennym, świadectwem niemieckiego ludobójstwa. Upubliczniła ją D. Pawlikowska w swojej książce. Przy każdym nazwisku Niemcy umieścili charakterystyki aresztowanych, które wskazują na doskonałą infiltrację i rozpracowanie środowiska działaczy społecznych, kulturalnych i politycznych Kalisza i okolic.
- Wszystkich Polaków, których nazwiska umieszczono na zachowanej liście proskrypcyjnej żandarmi z Opatówka, Stawiszyna, Błaszek, Liskowa, i innych okolicznych miejscowości aresztowali w tym samym dniu 15 kwietnia 1940 roku. Przetrzymywani byli na terenie Hali Targowej Braci Szrajer, w miejscu, gdzie obecnie mieści się galeria handlowa „Tęcza”. Następnie przetransportowano ich do obozu koncentracyjnego Dachau. Dotarli tam 26 kwietnia 1940, a później większość z nich 5 czerwca przetransportowano głównie do Mauthausen Gusen lub innych obozów na terenie Niemiec i Austrii. Można stwierdzić, że Gusen było miejscem eksterminacji polskiej inteligencji. Sami SS–mani nazywali VernichtungslagerfürdiepolnischeInteligenz (obóz wyniszczenia dla polskiej inteligencji). System obozowy Mauthausen-Gusen należał do najcięższych w całym systemie hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Stał się miejscem zagłady 27 000 z ok.35 000 uwięzionych tam Polaków. Poza Katyniem to największe miejsce eksterminacji polskiej inteligencji w czasach II wojny światowej. Oprócz Polaków byli tam więźniowie 27 narodowości. Kompleks obozów koncentracyjnych Mauthausen/Gusen miał najwyższy wskaźnik śmiertelności wśród obozów koncentracyjnych w ramach narodowosocjalistycznej „Trzeciej Rzeszy"; w okresie od 1940 do końca 1942 roku – opowiada autorka.
W obozie koncentracyjnym Gusen lub Dachau kończyli życie
Zbigniew Wlazłowski, więzień tego obozu i autor wspomnień „Przez kamieniołomy i kolczasty drut” tak opisał warunki panujące w austriackim obozie śmierci Gusen: "Błotnisty, nieduży plac apelowy oraz małe drewniane baraki, stojące rzędami przy wąskich uliczkach, robiły przykre wrażenie. Znalazłem się w nowym krajobrazie. Od północy i wschodu obóz otaczały strome granitowe skały kamieniołomu „Gusen" i „Kastenhofen". Od zachodu sterczało na horyzoncie wzniesienie Pfanning-Berg. Od południa na krańcach rozległej równiny wił się szeroko rozlany Dunaj i widniały zarysy pobliskich Alp. Sam lager o kształcie prostokąta i wymiarach około 360 x150 metrów otaczały mury wysokie na 3 metry z pięcioma wieżami obserwacyjnymi. Nad każdą z nich błyskało oko potężnego reflektora. Przed murem rozciągało się ogrodzenie z kolczastego drutu, naładowane prądem elektrycznym. Brama wyjściowa przechodziła przez budynek komendantury z celami więziennymi , tak zwany Jourahaus, a przed nim znajdował się plac apelowy o wymiarach ok. 150 x 75 metrów. Od strony kamieniołomu przylegał do niego duży drewniany barak, w którym mieściła się kuchnia. Po stronie zachodniej, przy wąskich błotnistych uliczkach stały 32 baraki, rozmieszczone w czterech szeregach, po osiem w każdym."
Po wojnie Sowieci eksploatowali kamieniołom do 1947, obóz został zdewastowany. Po przejęciu tego terenu, Austriacy podzieli go na działki budowlane i obecnie w tym miejscu znajduje się osiedle mieszkaniowe. Jedynym pozostałym znakiem funkcjonowania w tym miejscu obozu koncentracyjnego Gusen jest niewielki Memoriał Gusen, zlokalizowany w miejscu dawnego obozowego krematorium.
Zamiarem D. Pawlikowskiej było by jej książka z zamieszczoną w niej listą proskrypcyjną dotarła do lokalnych bibliotek. Na apel z prośbą o skontaktowanie jej z rodzinami pomordowanych odpowiedziała dyrektor biblioteki w Blizanowie Paulina Wróblewska. - Ciężko jest dzisiaj dotrzeć do tych rodzin, ponieważ po wojnie zmieniano miejsce zamieszkania lub nie pielęgnowano pamięci o tych tragicznych wydarzeniach. Jednak nawet rodziny, które pamiętają o historii swoich bliskich nie wiedziały o istnieniu takiej listy, co stanowi dowód na to, że niewiele wiemy jako społeczeństwo o zaplanowanej przez Niemców eksterminacji polskiej inteligencji – kontynuowała. W efekcie poszukiwań udało się dotrzeć do rodzin kilku osób, byłych mieszkańców gminy Blizanów, które były umieszczone na liście proskrypcyjnej. Poznano wiele szczegółów z ich życia i śmierci.
O tych osobach wiadomo już dużo więcej
Z Jastrzębnik na liście proskrypcyjnej znaleźli się: Stefan Bachocki, lat 55; jego syn Jan Bachocki lat 19 oraz nauczyciel Jan Gajda. O Stefanie napisano na liście proskrypcyjnej: Rozprzestrzenia nieprawdziwe plotki, odbywa potajemne spotkania, podejrzewa się, że słucha zagranicznych rozgłośni. Zachowuje się bezczelnie. Na temat nauczyciela Jana Gajdy sporządzono notatkę: Często widziany w towarzystwie Bachockich- ojca i syna. Przypuszczalnie należy do organizacji.
Jan Bachocki urodził się w Jastrzębnikach 20.05.1920 roku. Był młodym zdolnym człowiekiem. Kochał przyrodę, grał na instrumentach, między innymi na pianinie, akordeonie. Był uczniem Liceum Pedagogicznego w Krotoszynie, chciał zostać nauczycielem, przed wybuchem wojny zdążył skończyć pierwszą klasę. O Janie, swoim ojcu i dziadku opowiadała córka Anna Zatorska oraz wnuczka Stefana pani Salamon. Zachowały się zeszyty, w których zamieścił starannie wykonane rysunki przyrody.
Rodzice Jana - Stefan i Maria Bachoccy trzy lata wcześniej tj. w 1917 kupili w Jastrzębnikach dom i założyli w nim sklep, który prowadzili do wybuchu wojny (obecnie numer domu 57). Stefan pochodził z Policka pod Koninem.
W dniu 9.02.1940 sklep został zarekwirowany. Zachował się dokument sporządzony w dniu 3.08.1941 tzw. Bescheinigung, który potwierdza fakt przejęcia sklepu przez Niemkę lub folksdojczkę Olgę Henke. Właściciel sklepu Stefan Bachocki, miał rzekomo otrzymać odszkodowanie z tego tytułu w wysokości 66 marek, co było śmiesznie niską sumą, na dodatek nie wiadomo, czy żona faktycznie je otrzymała, ponieważ Stefan Bachocki już nie żył, a na dokumencie brakuje jej podpisu.
W księdze Dachau tzw. Zugangsbuch Jan Bachocki został zapisany pod numerem 6273, jego ojciec Stefan otrzymał numer 6274. Stefan został zamordowany 13.11.1940, w wieku 55 lat. Rodzina otrzymała tzw. Totenschein, czyli akt zgonu, w którym zwykle podawano fikcyjny powód śmierci. Niestety żadne listy Jana ani jego ojca Stefana z obozu Gusen nie zachowały się.
Jan jako jeden z nielicznych przebywających w obozie Mauthausen Gusen więźniów przeżył obóz. Na stronie Arolsen znajduje się zdigitalizowana karta dipisa Jana Bachockiego. Mianem dipisa, (od ang. displacedpersons „osoby przemieszczone”, w skrócie DPs), alianci określali osoby, które w „wyniku wojny znalazły się poza swoim państwem i chcą albo wrócić do kraju, albo znaleźć nową ojczyznę, lecz bez pomocy uczynić tego nie mogą”.
Matka i siostra wyruszyły po niego do Austrii, gdyż nie był w stanie odbyć tej drogi samodzielnie. Był tak osłabiony, że nie był w stanie utrzymać łyżki, więc był karmiony przez matkę. Zamieszkał w Łodzi, pracował w fabryce włókienniczej.
Na liście proskrypcyjnej znalazł się także Władysław Pakulski/Pakuła ur 2.12.1893 w Brudzewie.
Mieszkał i pracował w Jankowie, w gospodarstwie zakupionym po powrocie z pracy we Francji od państwa Biadasiewiczów. Stare zabudowania zostały wyburzone i pan Władysław wybudował nowe - dom i warsztat rzeźnicki. Dzisiaj te zabudowania znajdują się po lewej stronie w kierunku na Blizanów. Był samoukiem. Ojciec Władysława był kołodziejem w majątku dziedzica w Łaszkowie w tutejszej kuźni. Później dokupił w Choczu mleczarnię, a wyroby rzeźnicze i mleczarskie wysyłał do Poznania pociągiem z Kowalewa. Należał do straży i koła łowieckiego. Po wybuchu wojny pięść niemieckiej agresji zacisnęła się nad głową rodziny i wymierzyła potworny cios. Niemcy poszukiwali Władysława oraz jego syna Stanisława (ur. w 2.12.1918). Stanisław należał do Akcji Katolickiej, śpiewał w chórze w kościele w Blizanowie (skutecznie ukrywał się przed Niemcami).
Żandarmi przyszli ich aresztować o świcie 26 kwietnia 1940 roku. Gdy załomotali do drzwi Władysław Pakuła poprosił żonę Józefę o ciepły sweter, zdjął kamizelkę, w której miał zegarek. Ten zegarek stanowi do dzisiaj rodzinną pamiątkę jego wnuczki pani Haliny Łuczak z Piotrowa, która spotkała się z nami i opowiedziała te historię. Kazano mu wsiąść na wóz, a gdy dojechali do zabudowań Urbańskich, pod dachem wiaty stali już inni aresztowani: Roman Ruciński (syn Jana i Marianny z d. Sobczak) ur. 3.08.1887 w Szymanowicach (nr w Dachau 6089), wójt Blizanowa, rolnik, mający 8 dzieci. O Rucińskim Niemcy sporządzili następującą notatkę: „Jako były sołtys ma duże zasługi w polonizowaniu tego okręgu. Zasłużył na nienawiść tutejszych folksdojczów przez preferowanie polskiej ludności. Podejrzewany o sianie jątrzącej propagandy i branie udziału w tajnych spotkaniach. Jest bardzo inteligentny i dysponuje wielkimi wpływami”. Był tam też już Józef Wrzesiński, nauczyciel z Jankowa (ur. 20.06.1892 w Blizanowie). Na liście proskrypcyjnej napisano o nim: „Należy do wiodących mężczyzn we wsi, organizator niebezpiecznych Polaków”, numer w Dachau 6081, 5 czerwca 1940 przetransportowany do Mauthausen gdzie zginął 1.05.1941r.
Zona Władysława Pakuły, Józefa poszła pieszo do Kalisza do Hali Szrajera, gdzie przetrzymywano jeńców, aby podać mężowi ciepłe rzeczy i jedzenie przed rychłym transportem do obozu. Władysław powiedział żonie, że Niemcom podał zamiast swojego nazwiska Pakuła nazwisko Pakulski aby uchronić rodzinę przed represjami. 26 kwietnia został przywieziony do Dachau, gdzie otrzymał numer 6090. 1.06.1940 r. Władysław Pakuła zaniemógł w obozie Dachau i nie był w stanie wyjść do pracy. Kiedy pozostali osadzeni wrócili, nie zastali go już w braku.
Sąsiad Władysław Urbański, po aresztowaniu Władysława Pakuły opróżnił jego warsztat. Natomiast Niemcy rozgrabili wszystkie sprzęty z domu, które prawdopodobnie trafiły częściowo do siedziby żandarmerii znajdującą się na plebanii. – Lista nazwisk mieszkańców gminy Blizanów nie ogranicza się tylko do tych nazwisk. Większość żyjących członków rodzin osób z listy nie wiedziało, że takie spisy sporządzano. Publikacja D. Pawlikowskiej a także nasze poszukiwania zainteresowały inne osoby, które zdecydowały się dotrzeć do informacji o swoich bliskich, którzy znaleźli się na „liście śmierci”. Liczymy z autorką książki, że przybędzie jeszcze sporo informacji. Planowane jest wydanie publikacji, która przybliży tragiczne losy mieszkańców naszej gminy podczas niemieckiej okupacji. Sądzę, że publikacja ujrzy światło dzienne w przyszłym roku – powiedziała Paulina Wróblewska, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Blizanowie.
Grzegorz Pilecki
P.S. Dla zainteresowanych w załączeniu kopie list proskrypcyjnych.