Reklama

Al Capone z Kalisza i inni

16/04/2008 14:34

Zbrodnie i tajemnicze zgony sprzed wielu lat

Staroświecki dzwonek sklepu zegarmistrza Gustawa Kleina przy Rynku Głównym obwieścił wejście klienta. „Dzień dobry” – powiedział przybyły. Nikt jednak nie odpowiedział na powitanie. W sklepie panowała cisza, wypełniona jedynie monotonnym tykaniem zegarów. Właścicielka zakładu, wdowa po zegarmistrzu, siedziała za kontuarem zastygła niczym kamienny posąg. Bladozielonkawa twarz nie wyrażała już żadnego uczucia. Pani Klein nie żyła od kilku godzin...

Sprawa zagadkowej śmierci w 1913 r. właścicielki sklepu zegarmistrzowskiego przy Rynku Głównym (obecnie nr 13) należała do stosunkowo prostych. Przyczyną zgonu było zaczadzenie. Zgasł płomień w lampce gazowej oświetlającej pomieszczenie. Ten praktyczny skądinąd wynalazek bywał niestety bardzo niebezpieczny. Osadzająca się na mosiężnym cylindrze sadza powodowała często zduszenie ognika i w konsekwencji ulatnianie się gazu. Śmierć pani Klein prokurator zaklasyfikowałby do nieszczęśliwych wypadków. Ale miał też Kalisz swoje mroczne historie. Przyjazne i spokojne na ogół miasto wraz z cywilizacyjnym rozwojem potrafiło pokazać swoje drugie oblicze.

Morderstwo przy  ulicy Mariańskiej
Oględziny lekarskie, dokonane zapewne w Szpitalu św. Trójcy przy Rogatce, wykazały, że denata uderzono pałaszem między kością ciemieniową a czołową. Zgon nie nastąpił od razu, bo cięcie nie dotarło do mózgu.  Zamordowany był młodym mężczyzną  w wieku między 20. a 30. rokiem życia. We wtorek 25 kwietnia 1882 r. robotnicy kopiący dół na wapno w podwórzu domu pana Sachsa przy ulicy Mariańskiej z pewnością musieli być bardzo zaskoczeni, kiedy pod ich łopatami zachrzęściły ludzkie kości. Dalsze wykopy nie pozostawiały żadnych wątpliwości – ziemia kryła kompletny szkielet człowieka. Badający szczątki lekarz stwierdził, że zabity został złożony do tego potajemnego grobu około 30 do 50 lat wcześniej. A więc morderstwa dokonano między 1830 a 1850 r. Wiadomość o tym, że w porządnej mieszczańskiej kamienicy najprawdopodobniej kogoś zamordowano szybko obiegła niewielkie miasto. Rana nie była śmiertelna, a więc można było przypuszczać, że ofiarę dobito lub pochowano żywcem. Oprócz oficjalnego śledztwa, które nie przyniosło rezultatów, ludzie zaczęli kojarzyć wydarzenia sprzed lat. Jedna z czytelniczek gazety relacjonującej te sprawę przypomniała sobie, że zanim dom został kupiony przez Sachsa, mieszkał tu emeryt o nazwisku Szymański. Jego córka, sławna z urody na cały Kalisz dziewczyna, wyszła za mąż za 25-letniego młodzieńca. Jednak wkrótce po ślubie pan młody przepadł bez wieści. Inna kaliszanka zapamiętała nazwisko zaginionego – Koźmiński. Według niej dzień ślubu był ostatnim, w którym widziano go żywego. Pytania można mnożyć. Jakie mroczne wydarzenia oglądały mury domu Sachsa? Czy zniknięcie męża panny Szymańskiej należało wiązać z makabrycznym odkryciem? Jeśli tak, to jaką rolę odegrała sama żona, a jaką jej ojciec? Czy było to planowane z premedytacją zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek? Na żadne z nich nie znaleziono odpowiedzi. Ostatnie informacje, jakie mamy w tej sprawie, dotyczą pani Koźmińskiej; po siedmiu latach wdowieństwa wyszła za mąż za urzędnika sądowego Szumańskiego. Wkrótce też wyjechała z Kalisza do Warszawy.

Sekrety kostnicy
Feliks Prusinowski pochodził ze starej rodziny szlacheckiej. Zacny obywatel miasta, właściciel apteki przy cerkwi sprawował też zaszczytną funkcję prezesa instytucji charytatywnej mającej na celu dożywianie dzieci, tzw. Kropli Mleka. Do tych funkcji mieszczanin dołączył jeszcze jedno bardzo potrzebne zajęcie. Pan Feliks urzędowo dokonywał oględzin zwłok. Jeśli tylko zachodziło podejrzenie, że zgon nie był całkowicie naturalny, ciało wędrowało do laboratorium analityczno-chemiczno-sądowego Prusinowskiego. Przez 19 lat praktyki jego oczy wiele widziały. Metoda Teichmana pozwoliła aż w 30 miejscach zbrodni wykryć ślady krwi. Sekrety śmierci kryły się też w jelitach, które po wydobyciu z ciała poddawano badaniu za pomocą odczynników chemicznych. Jak pisał sam Prusinowski, małe ilości trucizn mineralnych oraz zatrucia związkami organicznymi mogły świadczyć o celowym otruciu. Asortyment trucizn dodawanych do potraw zadziwia różnorodnością: arszenik (najczęściej stosowany), rtęć, siarczan miedzi, glejta (tlenek ołowiu), chlorek baru. A wszystko to ze względu na bliskość granicy bez problemu można było nabyć w każdym, nawet wiejskim sklepie. Liczba ofiar otruć wykrytych w latach 1888-1907 może przerazić: aż w 41 przypadkach do śmierci doprowadził arszenik! Pamiętajmy jednak, że dane te dotyczą terenu rozległej guberni, że nie zawsze było to celowe zabójstwo. Truto zwłaszcza na wsiach. W swojej praktyce zetknął się też  Prusinowski z trzema zgonami, które nastąpiły na skutek przedawkowania morfiny. Narkotyk zapowiada dekadenckie nastroje początku XX w. Chorobliwe fascynacje kazały więc ówczesnym redaktorom prasowym za wszelką cenę szukać opowieści przerażających i niesamowitych. Pisano więc o pani Wagnerowej z… San Remo,  której zwłoki „pomimo panującego w San Remo ciepła w ogóle nie ulegały zepsuciu. Wargi pozostały tak jak przy życiu różowe, oczy są zwykle u nieboszczyków jakby pokryte szkliwem, te zaś były pełne blasku i wyrazu , ciało zaś pomimo iż nie było balsamowane, nie wydzielało przykrej woni, nie pokrywało się sinymi plamami”. W tej prasowej makabrze, od której roiły się szpalty „Gazety Kaliskiej”, również i pan Prusinowski mógł odnaleźć dla siebie coś ciekawego. Numer z 1907 r. donosił o tym, że „głowa zabójcy Włodzimierza von Launitza, naczelnika Petersburga, była poddana próbie nowego sposobu zakonserwowania,  która się w zupełności udała”.

Zabili dla łyżeczek
Na tle innych miast Kalisz mógł się jawić jako oaza spokoju. Jeśli już morderstwo, to raczej były to przypadki dzieciobójstwa dokonanego przez zdesperowane i pozbawione jakichkolwiek środków do życia kobiety. Bycie samotną matką oznaczało absolutne potępienie przez społeczeństwo, ale i pozbawienie przez to samo społeczeństwo jakiegokolwiek oparcia. Najpierw więc starannie ukrywana ciąża, a potem zbrodnia wywołana szokiem  po porodzie w najgorszych warunkach. Przykładowo w 1907 r. zwłoki noworodka zapakowane w pudełko znaleziono w ustępie przy ulicy Stawiszyńskiej w tzw. domu Bierzyckiego. Przez częstotliwość tych zdarzeń rodziła się obojętność. Prawdziwy wstrząs wywoływały dopiero zabójstwa dorosłych dokonywane ze szczególnym okrucieństwem. W latach 70. XIX stulecia w parkowym budynku Pijalni Wód Mineralnych, stojącym na miejscu obecnej tzw. Hydropatii, bandyci zamordowali subiekta Radzickiego. Mord ten tym bardziej wzburzył kaliszan, że złoczyńcy zabili dla 6 łyżeczek platerowanych, 2 butelek wódki i 2 złotych polskich.   

Prawie jak w Ameryce
Przemiany kulturowe wywołane I wojną światową, tragedia miasta i w końcu wielki kryzys ekonomiczny pociągnęły na dno wielu ludzi. Upadek moralny dotyczy również potomków zasłużonych rodzin. Jan Hindemith, wnuk zasłużonych drukarzy, sprzeniewierzył gigantyczną na owe czasy sumę pieniędzy i uciekł do Włoch. 
Pod powłoką  beztroskich lat retro, za fasadami nowo pobudowanych kamienic, kryła się ludzka nędza. Tytuły prasowe mówią same za siebie: „Krwawa masakra, jeden zabity drugi dogorywa” (O napadzie na moście bernardyńskim – „ABC kaliskie” z 31 maja 1932 r.). Atmosferę przybliżają odczucia zapewne wcale niezamożnych widzów filmu „Ludzie bez jutra” (repertuar kina Słońce – maj 1932 r.): „A może to zamaskowana bandytka jak baronowa na filmie? Sąsiadka równie nerwowo poprawia nędzną imitację pereł na szyi i oczy już mówią: wyglądasz jak zdradziecki i podstępny jubiler Voilson”. Wtedy też rodzi się zła sława ul. Pułaskiego i rozpoczyna swą działalność najsławniejszy kaliski bandyta okresu międzywojennego – Józef Pachołek. Jego dziełem są spektakularne napady z bronią w ręku na sklepy kolonialne. Rzezimieszek uczył się od najlepszych w tym fachu – praktykował w Ameryce, gdzie trudnił się przemytem alkoholu.  Po powrocie zza oceanu banda Pachołka zamaskowana naciągniętymi na twarze pończochami rabowała kaliskie sklepy i napadała na kupców. Trup kładł się gęsto, a ucieczka z ulicy Nowej zmieniła się w regularną strzelaninę. W końcu Pachołek zamierzał zrealizować swój najbardziej ambitny plan: ograbić i zabić najbogatsze rodziny w mieście – Perlów i Kicali. Tylko zdecydowana akcja policji udaremniła ten przerażający plan. Tak zakończyła się zawrotna i zbrodnicza kariera kaliskiego Al Capone.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do