Reklama

Album niezrealizowanych pomysłów

05/10/2012 11:24

W 1879 r. Polacy uroczyście obchodzili  50-lecie pracy twórczej Józefa Ignacego Kraszewskiego. Formy uczczenia pisarza dzisiaj  wzbudzają uśmiech, ale niosą też pożyteczną naukę związaną z dziejami „Albumy starożytności kaliskich”, który – choć zaprojektowany – nigdy nie powstał

Polacy XIX w. wielbili Kra-
    szewskiego. Aura, jaką pisarz był otoczony za życia, współcześnie wytrzymuje porównanie tylko z największymi erupcjami narodowych uczuć. Kiedy ojczyzna mogła być jedynie tym, co zapamiętane i wyobrażone, Kraszewski sprawdzał się znakomicie. Ku czci historyka pisano wiersze, widząc w nim koryfeusza i geniusza, drukowano najmniejsze drobiazgi wspomnień związane z jego postacią. Ten swoisty fenomen polskiego XIX wieku świetnie widać także na łamach szacownego „Kaliszanina”. Nie, w tym przypadku nie odmówimy sobie przyjemności cytowania, chociażby dlatego, że trudno o lepszy przykład poetyki języka stulecia i zarazem wykładni światopoglądu: „Z sąsiedniego pokoju, będącego pracownią mistrza,  ukazał się pochylony starzec. Wzrost jego mniej niż średni, twarz jego na której oprócz wyrazu słodyczy i dobroci wyczytać było można potężną myśl, zdobiła długa i gęsta broda; nad wysokim czołem zoranym zmarszczkami, układał się włos bujny na tył zarzucony. Cała ta postać tchnęła taką skromnością, jak gdyby nie mieszkał w niej duch mędrca, który przez pół wieku sypie ziarno wiedzy na ojczyznę niwę i rosi ją potem swej pracy, aby nie zwiędło i bujny plon wydało. [Tu w oryginalne następuje znaczący, teatralny akapit] Był to Kraszewski”. Słowa te skreślił współpracownik pisma Kazimierz Witkowski, podpisany jako Nowina, który rok przed jubileuszem gościł u Kraszewskiego w Dreźnie (pisarz po powstaniu styczniowym przebywał na emigracji). W sposób naturalny mistrza wyniesiono na przewodnika Polaków marzących o karierze wyrobników pióra. Żurnalista relację z gościny u autora „Starej baśni” rozpoczyna obrazkiem rzekomo z własnego dzieciństwa: „Mamo, gdzie mieszka ten Kraszewski, który tak piękne rzeczy pisze? – zapytał jasnowłosy chłopiec, w szkolnym opiętym mundurku, szeroko rozwarłszy klejące się do snu oczy, w których widać jakieś postanowienie. Na co ci, moje dziecię, ta wiadomość – odrzekła zapytana. – Bo ja chciałbym, mateczko, posłać mu wszystkie me grosze ze skarbonki, z prośbą, aby więcej tak cudnych napisał  powieści i mnie ich pisać nauczył (…) A potem mateczko, gdy dorosnę, ucałuje jego ręce i podziękuję za tyle chwil rozkosznych na czytaniu dzieł jego spędzonych, a potem… potem ofiaruję mu pierwszą książkę, jaką zachęcony jego przykładem napiszę”.     Toteż był Kraszewski skazany na czytanie prób talentów różnej miary; wśród korespondencji z 1872 r. znalazł m.in. przesyłkę od najwybitniejszego kronikarza znad Prosny Adama Chodyńskiego, który właśnie ukończył swoje „Poezyje” i pracę badawczą „Stefan Damalewicz, historyk, przełożony kanoników lateraneńskich w Kaliszu”. Jak wypadła ocena? W tym samym roku wiersze kaliszanina ukazały się w Poznaniu, opublikowane nakładem pisarza. Kilka lat później miał Chodyński okazję, aby odwdzięczyć się swojemu niepospolitemu promotorowi, gdy ten, będąc odcięty na emigracji od polskich źródeł, poprosił redakcję „Kaliszanina” o dostarczenie materiałów z przeszłości Kalisza. Z mnogości drobnych wydarzeń i spontanicznych wyrazów uznania dla talentu mistrza, przypomnijmy dziś zapomniany fakt, że Józef Ignacy Kraszewski  w 1879 r. przyjął honorowe członkostwo Towarzystwa Muzycznego w Kaliszu, organizowanego w tym czasie przez Feliksa Krzyżanowskiego jako towarzystwo muzyczno-dramatyczne. Do założyciela pisarz skreślił z Drezna list opublikowany w gazecie i z pewnością niejednokrotnie komentowany na kaliskich salonach: „Szanowny i łaskawy panie! Jeżeli, o czem wątpię, imię moje przydać się Wam może na co, bardzo miło mi będzie zaliczyć się do przyjaciół muzyki miasta waszego. Za pamięć i życzliwe listu wyrazy [z zaproszeniem do wstąpienia w szeregi KTM] przyjmijcie szczere podziękowanie od prawdziwego sługi. J.I. Kraszewski”. W październiku tego samego roku redakcja „Kaliszanina” z satysfakcją rozpoczęła druk opowiadania „Upiór” ręki mistrza. Nowela musiała zadowolić ambicje środowiska, bo próby pozyskania twórcy do grona współpracowników „Kaliszanina”, przy braku jednoznacznej odpowiedzi, zakończyły się fiaskiem.

Album z Matejką
Niestety, nie obroniła się także myśl stworzenia jubileuszowego wydawnictwa. Znamy jego projekt dzięki badawczym pasjom Ewy Andrysiak i Krzysztofa Walczaka, którzy przed kilkoma laty odnaleźli w Litewskim Państwowym Archiwum Historycznym w Wilnie i fachowo omówili list historyka warszawskiego Cezarego Biernackiego do kaliskiego prawnika o imponującej wiedzy Alfonsa Parczewskiego. Korespondencja z 1878 r. dotyczyła stworzenia „Albumu starożytności kaliskich” ku czci Kraszewskiego. W czasach gdy konserwacja zabytków i historia sztuki dopiero szukały swoich dróg, mianem „starożytności” określano wszystkie pamiątki przeszłości. W swojej odpowiedzi danej kaliszanom – obok Parczewskiego wśród inicjatorów znaleźli się Adam Chodyński i kolejny prawnik z żyłką archeologiczną Seweryn Tymieniecki  – Biernacki nakreślił plan, który niestety przerósł możliwości i chęci środowiska. Choć książka w założeniu miała pokazywać zabytki całej guberni, 23 z 39 plansz historyk oddał na prezentację Kalisza (miastu nad Prosną poświęcił wiele ze swoich publikacji). Wśród ilustracji znalazł się nasz lokalny zabytkowy kanon od „szwedzkich gór” (Zawodzie) i kościółka św. Wojciecha po wszystkie świątynie śródmieście wraz z ich najważniejszymi klejnotami, jak dawny obraz Rubensa z ołtarza głównego dzisiejszej katedry, nagrobek arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego z pojezuickiej świątyni czy kielich Kazimierza Wielkiego z kolegiaty. Co warte podkreślenia, kartę ostatnią Biernacki przeznaczył na wnętrze żydowskiej synagogi.  Projektodawca nie krył przy tym swoich inspiracji najstarszym albumem Kalisza Edwarda Staweckiego z ilustracjami Stanisława Barcikowskiego (1858 r.).
Nie w doborze ilustracji, ale w ich wykonaniu kryła się odpowiedź o koszty przedsięwzięcia.  Jako bibliofil i znawca rękodzieła Biernacki domagał się zaproszenia do współpracy artystów najwyższej cenionych przez Polaków pod zaborami. „Pierwsza karta – pisał historyk –  aby nie przysporzyć kosztu, powinna być tytułową i zarazem dedykacyjną, w archeologicznej ozdobnie i gustem narysowanej ramce (…) którą właściwie wykonać może tylko [Wojciech] Gerson z udzieleniem moich wskazówek (…) 5ta karta, za pośrednictwem Estrejchera [!] w Krakowie lub kogoś innego zażyłego z Matejkiem [Janem Matejką], napisawszy do tego ostatniego list z odpowiednimi komplementami i atencyą poprosić go: aby raczył na papierze grubym bristolu narysować według pieczęci w całej figurze postać Bolesława Pobożnego, ks. kaliskiego, którego życiorys historycznie skreślił obszernie i dokładnie ś.p. Julian Bartoszewicz (…)”. Z fotografów Biernacki wybiera najsławniejszego ze sławnych portrecistów Warszawy Konrada Brandla; argumentuje przy tym, że Kraszewski jest zbyt wielkim znawcą sztuki pejzażu, aby pozwolić sobie na kogoś z lokalnych twórców: „Pomysł wydawnictwa w zasadzie uważam za właściwy, jako bogaty zbiór pięknych pamiątek, nie wiem jednak jaki kapitał na to wydawnictwo jest przeznaczone, w ilu exemplarzach i w jaki sposób ma być wykonane: foto, lito, czy xylograficznie, lub w światło, czyli tak zwanym fotodruku. Najmniej kosztowne są fotografie, byleby wykonane były umiejętnie i arcydobrze – drzeworyty są najdroższe (…) Nie znam reprodukcji p. [Stanisława] Zewalda, ale mam jakieś przeczucie, żeby się nie wywiązał jak należy (…)”. Zaufaniem natomiast autor listu obdarza kaliskich malarzy, wymienionego już Barcikowskiego oraz Józefa Balukiewicza, który publikował swoje rysunki na łamach „Kłosów”, pisma z pewnością znanego historykowi. (Balukiewicz – jak już pisaliśmy – miał stworzyć w przyszłości serię obrazów opartą na lekturach Kraszewskiego. Wątpliwe, aby podobały się one Barcikowskiemu…). Do tych wytycznych dodajmy „rozłożysty” format „Tygodnika Ilustrowanego” (27 x 35 cm), najpoczytniejszej gazety Królestwa Polskiego i szereg szczegółowych uwag merytorycznych. 
Tzw. opinia publiczna projekt odrzuciła. Postępowy zazwyczaj „Kaliszanin” idei nie poparł. Album jako kosztowna mrzonka „zbyt szczupłej garstki powołanych ku temu [do stworzenia książki] pracowników” pozostał w archiwum niezrealizowanych pomysłów i straconych szans. Gdyby rzecz powstała, dzisiaj dostarczałaby przyjemności nie tylko bibliofilom.
 

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do